„Byłam dla niego tylko chwilową zabawką na otarcie łez. Gdy wróciła do niego była, odesłał mnie na ławkę rezerwowych”
„Czyli... byłam jedynie marną podróbką?! Kopią, która pozwolił jakoś przeżyć ten kiepski czas?! Zaledwie odskocznią od zmartwień?! Kiedy na horyzoncie pojawiła się ta prawdziwa, nagle okazało się, że jestem niepotrzebna i kompletnie bez znaczenia”.
- listy do redakcji
Nadal byłam sama
Niedawno stuknęło mi dwadzieścia osiem lat i nadal nie miałam nikogo u boku. Przyznam, że trochę mnie to dołowało, szczególnie że każda z moich przyjaciółek była już w jakimś związku. Część z nich przeżyła kilka poważnych historii miłosnych, rzecz jasna za każdym razem były to związki na całe życie, parę zdążyło nawet wyjść za mąż, a ja wciąż sama jak palec.
„Dlaczego tak się dzieje? – zastanawiałam się z lękiem. – W końcu jestem bystra i bez wątpienia wrażliwa, bo współczuję niedożywionym dzieciom i katowanym zwierzętom. Mam też wykształcenie, mimo że dyplom z filozofii na niewiele się przydaje. Lubię towarzystwo, często bywam na imprezach, nie siedzę w domu. Czemu zatem nie potrafię znaleźć nikogo dla siebie?”.
– Bez nerwów! – uspokajała mnie od czasu do czasu Kaśka, moja najbliższa kumpela, która wiedziała o mnie dosłownie wszystko – Po prostu nie trafiłaś jeszcze na tego właściwego.
Moja kumpela trafiła i teraz są razem, mają nawet dziecko. No i oczywiście pojawiło się trochę kłopotów. Coś za coś, jak to mówią. Ale powiem wam, że ja osobiście wcale bym nie marudziła z tego powodu. U mnie wszystko zmieniło się z dnia na dzień, total niespodzianka. Kojarzę, że akurat zbliżała się impreza z okazji imienin chłopaka mojej przyjaciółki Kaśki, Gustawa. Jak zawsze wtedy robili mega imprezę i zapraszali całą ekipę. No i jasne, że mnie też zaprosili.
Wpadł mi w oko
Ledwo co weszłam na imprezę, a już było widać, że cała ekipa jest w komplecie. Rozglądając się po twarzach gości, nagle dostrzegłam nieznanego mi wcześniej, ale bardzo atrakcyjnego mężczyznę. Okazało się, że to świeżo upieczony kumpel Gustawa z roboty. Ten przystojniak od pierwszego wejrzenia zrobił na mnie piorunujące wrażenie.
Zobacz także
Mój wzrok zatrzymał się na nim zdecydowanie zbyt długo, co przykuło jego uwagę. Po tym jak nas sobie przedstawili, nie opuszczał mnie ani na moment, trzymając się blisko aż do samego końca imprezy. Zachowywał się tak, jakbym rzuciła na niego jakiś czar. Między nami przeskoczyła iskra, a przynajmniej z mojej strony było to coś więcej niż tylko iskierka. Andrzej okazał się sympatycznym, czułym i czarującym facetem.
Zaimponował mi swoją błyskotliwością i rozległą wiedzą. Przez cały czas wpatrywał się we mnie intensywnie. Kiedy nasze oczy się spotykały, dostrzegałam w jego spojrzeniu autentyczny podziw. To było coś niezwykłego – sposób, w jaki się zachowywał i to, jak ja na to reagowałam… Nie umiałam racjonalnie opisać tego, co się między nami wydarzyło, a w szczególności, co działo się w moim wnętrzu. Mówiąc szczerze, nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś podobnego. I muszę przyznać, że bardzo przypadło mi to do gustu.
Okazał się niezwykle czuły i wrażliwy
Od tamtej chwili całkowicie skupiłam się na nim. Nie miało znaczenia nic innego poza naszą relacją. Andrzej był taki delikatny i subtelny, a sposób, w jaki komplementował moje zalety, całkowicie mnie oczarował. Nie potrafiłam nad sobą zapanować. Moje przemyślenia, słowa, które wypowiadałam, emocje, którymi emanowałam – to wszystko krążyło wokół niego. Obdarzyłam go moim szczerym i prawdziwym uczuciem. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłoby go zabraknąć w moim życiu. Byłam przekonana, że jesteśmy sobie pisani i nic ani nikt nie zdoła nas rozłączyć.
– Od razu widać, że tryskasz radością i szczęściem – pewnego dnia rzuciła Kaśka. – Sama widzisz, jak właściwy mężczyzna potrafi odmienić kobietę. Najlepiej to po tobie widać. Chociaż Gucio mówił, że było na odwrót i to dzięki tobie Andrzej stanął na nogi, bo facet mocno się załamał przez pewną kobietę. Nie znam dobrze tej historii, ale słyszałam, że laska zostawiła go dla kogoś innego. Podobno mocno to przeżył.
Tak naprawdę to nigdy wcześniej o tym nie słyszałam, ale szczerze mówiąc, niespecjalnie mnie to obchodziło.
– Daj spokój, nie ma co rozpamiętywać przeszłości. W tej chwili jesteśmy zadowoleni z życia i idzie nam jak po maśle – odparłam.
Mój stan euforii trwał równo pół roku i prawie dwanaście dni. Urwał się gwałtownie. Andrzej wyparował z mojej codzienności bez uprzedzenia. Ot tak, rzucił „do zobaczenia” wieczorową porą, planując kolejną randkę jutro i... rozpłynął się niczym mgła. Już nigdy nie doszło do tego spotkania, nie usłyszałam jego głosu w słuchawce, nie wytłumaczył powodów odejścia, nie wyraził skruchy. Zupełnie jakby był postacią zmyśloną. Jakby nigdy nie należał do świata rzeczywistego.
Skradł moje serce, a potem zniknął
Byłam kompletnie zagubiona i nie wiedziałam, co się stało. Na początku obawiałam się, że przydarzyło mu się coś strasznego. Jednak dość szybko zdałam sobie sprawę, że to nonsens i zaczęły mnie nurtować o wiele bardziej przerażające myśli. Kiedy cisza z jego strony zaczęła mnie przerastać, a niepokój sięgnął zenitu, postanowiłam skontaktować się z Kaśką, licząc na to, że Gustaw rozwieje moje wątpliwości. W końcu pracują razem, więc powinien wiedzieć, co się dzieje.
No i faktycznie, wiedział. Okazało się, że laska, która zostawiła Andrzeja dla innego faceta, wróciła do niego z podkulonym ogonem, bo tamten ją rzucił. A Andrzej? Uradowany jej powrotem, wziął ją w ramiona i nie zadawał żadnych pytań.
– Przepraszam, że ci to wszystko opowiadam… – oznajmił Gustaw, lekko się krzywiąc. – Bardzo przypominasz tamtą dziewczynę, dosłownie jesteście jak dwie krople wody. Jesteś wręcz jej klonem. Kiedy na ciebie zerkał, dostrzegał właśnie ją…
„Czyli... byłam jedynie marną podróbką?! Kopią, która pozwoliła ci jakoś przeżyć ten kiepski czas?! Zaledwie odskocznią od zmartwień?! Kiedy na horyzoncie pojawiła się ta prawdziwa, nagle okazało się, że jestem niepotrzebna i kompletnie bez znaczenia”. Ta myśl, że dla niego byłam kompletnym zerem, podczas gdy on był dla mnie absolutnie wszystkim, moim całym światem, okazała się po prostu przerażająca.
Omamił mnie, a potem bez żadnych wyjaśnień zostawił samą sobie, zupełnie niewzruszony moim ogromnym cierpieniem. Przepadł jak kamień w wodę, nawet się nie pożegnawszy. Najwyraźniej miałam dla niego zerowe znaczenie. Przecież musiał zdawać sobie sprawę, że bez niego nie będę w stanie normalnie funkcjonować.
Całkowicie się załamałam
Bezsenne noce, brak apetytu i niemożność skupienia się na pracy stały się moją codziennością. Unikałam kontaktów z innymi, nie miałam ochoty na żadne rozmowy. Zupełnie straciłam sens istnienia. Uczucie zakochania zaburza racjonalne myślenie i wprowadza chaos w głowie. Miłość jest ślepa i sprawia, że nie dostrzegamy nawet najbardziej oczywistych faktów. Dlatego w Andrzeju widziałam jedynie to, co pragnęłam zobaczyć. Później, gdy zostawił mnie w tak poniżający sposób, przeżywałam ogromne katusze. Przez dwa lata, które wydawały się ciągnąć w nieskończoność.
Przez to, co przeszłam, stałam się zupełnie inną osobą. W moim sercu zaczęła kiełkować niechęć do niego. Pielęgnując w sobie uczucie nienawiści wobec mężczyzny, który tak mocno mnie skrzywdził, stopniowo traciłam siły, ale jednocześnie zaczynałam o nim zapominać. Nigdy mu tego nie darowałam, jednak dzięki tej nienawiści w końcu przestałam pozostawać pod jego wpływem. Aż przyszedł taki moment, że poznałam kogoś innego. Związałam się z nim, zostałam jego żoną i doczekaliśmy się dwójki pociech. Mogę powiedzieć, że teraz, na swój własny sposób, w końcu zaznałam szczęścia.
Między mną a moim mężem istnieje głęboka więź, bazująca na zaufaniu, lojalności oraz świadomości, że w razie potrzeby zawsze znajdę u niego wsparcie. I to mi w zupełności odpowiada. Miniony rok był dla nas wyjątkowy, gdyż świętowaliśmy wtedy okrągłą, 30. rocznicę zawarcia związku małżeńskiego. Mogę z ręką na sercu przyznać, że tworzymy udaną i zadowoloną z życia rodzinę.
Ale się zestarzał...
Gdy kilka dni temu sączyliśmy z mężem naszą tradycyjną, popołudniową kawkę, od niechcenia spoglądałam na telewizor. Akurat leciał jakiś program o tematyce prawniczej, który niezbyt mnie wciągnął, bo w przepisach prawa jestem zupełnie zielona. Chciałam już przełączyć na inny kanał, ale nagle na pasku u dołu ekranu zobaczyłam imię i nazwisko Andrzeja.
Na początku zlekceważyłam tę sprawę, w końcu gość występujący w TV z pewnością nie mógł być moim byłym. Jednak po chwili dotarło do mnie, że w tamtym warszawskim studio, to raczej musiał być on. Oprócz aparycji pozostałe szczegóły też się zgadzały. Andrzej z wykształcenia był prawnikiem, a od Gustawa dowiedziałam się, że niedługo po naszym zerwaniu dostał intratną posadę w Warszawie. Barwa głosu dyskutującego była identyczna, a także sposób, w jaki wymawiał literę „s”, tak typowy dla Andrzeja, również taki sam. No to jednak on!
Jednak mężczyzna, którego zobaczyłam na ekranie, kompletnie nie wyglądał jak mój przystojny Andrzej. W telewizji siedział gruby, łysiejący facet o nieprzyjemnej, pomarszczonej i zwisającej twarzy. Ciężko mi było dostrzec w nim dawną miłość. Jego piękno całkowicie wyparowało. Tak mnie zszokowała ta przemiana, że po prostu nie potrafiłam przestać się gapić w telewizor.
– O rany, ale on się zestarzał! – przeszło mi przez myśl, a po chwili dodałam w duchu: – Choć kto wie, może on wcale nie był taki urodziwy? Być może to tylko ja dostrzegałam w nim atrakcyjnego faceta, bo patrzyłam na niego przez różowe okulary?
„Ech, teraz to i tak nieistotne” – pomyślałam z zaskakującym spokojem i poczułam, jak spada ze mnie wielki ciężar. Po raz pierwszy od ponad trzech dekad nie żywiłam do niego żadnych uczuć. Ani śladów miłości, ani cienia nienawiści. Przeniosłam wzrok na swojego małżonka, tego dobrego i cudownego faceta, który od lat był przy mnie zawsze, gdy tego potrzebowałam, i nigdy mnie nie rozczarował. Chwyciłam go za rękę, przycisnęłam ją do policzka i z pełnym przekonaniem pomyślałam: „Mimo wszystko los się do mnie uśmiechnął, skoro dał mi właśnie jego”.
Krystyna, 60 lat