„Byłam dumna, że córka pojechała na zagraniczne stypendium. Wszystko się zmieniło, gdy przywiozła niechciany prezent”
„Nasza córka, Natalia, zawsze się wyróżniała. Mądra, ambitna, zawzięta. Chciała czegoś więcej i może właśnie dlatego dostała się na zagraniczny wyjazd naukowy do Hiszpanii. Duma mnie wtedy rozsadzała. Bo przecież to nasza córka!”.

- Redakcja
Mieszkam w małym miasteczku, w którym wszyscy się znają i niestety, wszyscy wszystko o sobie wiedzą. Albo przynajmniej tak im się wydaje. Przez większość życia byłam żoną, matką, kucharką, sprzątaczką, opiekunką, sąsiadką. Mój mąż, Janek, pracuje w zakładzie mechanicznym. Spokojny, zamknięty w sobie, bardziej słucha niż mówi. Zawsze wiedziałam, że nie wybuchnie, nie zacznie krzyczeć – ale przez to właśnie jeszcze trudniej z nim o cokolwiek walczyć. Przez lata byliśmy przeciętną rodziną. Może nie idealną, ale przynajmniej zorganizowaną. Chodziliśmy do kościoła, pielęgnowaliśmy ogród, spotykaliśmy się z sąsiadami na kawie.
Nasza córka, Natalia, zawsze się wyróżniała. Mądra, ambitna, zawzięta. Chciała czegoś więcej i może właśnie dlatego dostała się na zagraniczny wyjazd naukowy do Hiszpanii. Duma mnie wtedy rozsadzała. Bo przecież to nasza córka! Nasza Natalia! Kiedy żegnaliśmy ją na dworcu, trzymałam się, żeby nie płakać. Ale potem, kiedy pociąg ruszył, płakałam jak bóbr.
Myślałam wtedy, że wróci z głową pełną pomysłów, z planami, może z chłopakiem – byle porządnym katolikiem – że będzie już bardziej dorosła, bliżej kariery. Może nawet bliżej życia, którego my z Jankiem nie mieliśmy odwagi prowadzić. Ale Natalia wróciła cicha, jakby ciągle nie była z nami, tylko gdzieś daleko. Nie rozpoznawałam w niej mojej dziewczynki.
Minęło kilka tygodni. Dopiero wtedy zauważyłam… brzuch. Nie taki od pizzy czy lenistwa. Inny. Napięty. Najpierw myślałam, że to stres, może problemy z żołądkiem. Ale potem zaczęłam łączyć fakty. Unikanie spojrzeń i to milczenie jak mur.
Nie poznawałam jej
A potem przyszły pierwsze spojrzenia. Sąsiadka, co kiedyś zawsze miała dla mnie placek na niedzielę, teraz odwracała wzrok. Ktoś szepnął coś w sklepie. Ktoś spojrzał z ukosa. I zrozumiałam: miasteczko już wie. A ja nadal nie wiem nic.
Weszłam do jej pokoju bez pukania. Siedziała przy biurku, patrzyła w okno, ale wiem, że mnie słyszała. Usiadłam na łóżku i patrzyłam na nią chwilę w milczeniu.
– Natalia, jesteś w ciąży?
Nie odpowiedziała od razu. Widziałam, jak napina mięśnie, jakby walczyła sama ze sobą. W końcu kiwnęła głową. Powoli, prawie niezauważalnie.
– Ale kto jest ojcem? – zapytałam ciszej.
– Nie chcę o tym mówić – powiedziała twardo.
– Musisz nam powiedzieć! – podniosłam głos, bardziej ze strachu niż z gniewu. – To nie są przelewki! Ludzie już gadają, ojciec chodzi jak cień, a ty siedzisz tu jakby nic się nie stało!
– Nie muszę! To moje życie! – wybuchła. – I nie zamierzam się tłumaczyć!
Zatkało mnie. Poczułam się, jakby mnie uderzyła. Przez całe życie dbałam, żeby miała wszystko. Żeby mogła być kimś. I nagle to wszystko tak po prostu legło w gruzach.
– Zawiodłaś mnie – powiedziałam cicho. – Naprawdę wierzyłam, że wrócisz stamtąd inna… ale nie tak.
Byliśmy na językach
Poszłam do sklepu po chleb i mleko. Niby nic takiego, ale czułam, jakby każdy krok ważył tonę. Już w drzwiach zobaczyłam Jolę. Kiedyś gadałyśmy o wszystkim, teraz tylko rzuciła krótkie „dzień dobry” i szybko odwróciła wzrok. Obok regału z warzywami minęłam Halinę. Patrzyła na mnie przez sekundę, potem nagle przypomniała sobie o cebuli. Nie powiedziała ani słowa.
Czułam to w powietrzu. Całe miasteczko już wiedziało. Natalia, nasza najzdolniejsza, nasza duma – wróciła z Hiszpanii z brzuchem. I z tajemnicą, której nie chciała nikomu zdradzić. Wróciłam do domu z siatką pełną zakupów i sercem ciężkim jak kamień. Janek siedział w kuchni, przeglądał gazetę.
– Musimy coś zrobić – powiedziałam.
– Nie mamy co robić. Stało się – odpowiedział bez emocji, nie odrywając wzroku.
– Nie możemy udawać, że to się nie dzieje. Ludzie patrzą, plotkują. Ona milczy, a brzuch rośnie.
– I co chcesz? Wydusić z niej imię? Zmusić do czegoś?
Zamilkłam. Nie umiałam odpowiedzieć. Chciałam, żeby się przyznała, żeby wyjaśniła, żeby jakoś to wszystko naprawić. Ale nie dało się. To nie był plasterek na ranę. To był rozpad. Cichy, powolny.
Od tego dnia przestałam wychodzić do ludzi. Nie zapraszałam już nikogo na kawę, nie chodziłam do kółka różańcowego. Janek przestał uczęszczać na mszę. Siedział w domu, tłumacząc się zmęczeniem. Ale ja wiedziałam – wstydził się. Tak jak ja.
A Natalia milczała. Jej ciało zmieniało się z dnia na dzień, a ona zachowywała się, jakby nic się nie działo. Jakby była sama w tym wszystkim, choć przecież byliśmy pod jednym dachem. W środku zaczęłam się kurczyć. Coraz mniej mówiłam, coraz więcej słuchałam swojego żalu. Przestałam nawet się modlić. Nie wiedziałam, o co miałabym prosić.
To był zwykły wtorek. Natalia nie powiedziała ani słowa, tylko spakowała torbę i wyszła z domu. Domyśliłam się. Brzuch miała już taki, że ledwo się poruszała. Nie zapytałam. Nie poprosiła, żeby z nią jechać. Nie chciała. I chyba miała to wszystko dokładnie zaplanowane – bez nas.
Kręciłam się bez celu. Wstawiałam wodę, nie pamiętałam po co. Siadałam i wstawałam. Janek palił papierosa na balkonie. Milczeliśmy. Byliśmy obok, ale osobno. On z głową gdzieś daleko, ja z sercem w strzępach.
Martwiłam się
Po południu zadzwoniłam do miejscowego szpitala.
– Dziecko się urodziło. Dziewczynka. Matka i dziecko zdrowe – powiedziała kobieta z rejestracji, jakby odczytywała jakiś formularz.
– Aha – wydukałam tylko.
Potem długo stałam przy oknie i patrzyłam na ulicę. Świat toczył się dalej. Samochody jeździły, sąsiadka wywieszała pranie. Nikt nie wiedział, że coś właśnie się skończyło. Że jakaś linia została przecięta.
Wieczorem Janek spojrzał na mnie, pierwszy raz tego dnia.
– Powinniśmy z nią być – powiedział cicho.
– Nie chciała – odpowiedziałam.
– Ale to nie tak się robi – dodał po chwili i zgasił papierosa.
Nie odpowiedziałam. Może rzeczywiście nie tak się robi. Może my też zawiniliśmy. Ale jak można być przy kimś, kto od miesięcy nie dopuszcza cię do siebie ani na krok?
Wiedziałam, że plotki będą jeszcze gorsze. Wiedzą, że jej nie towarzyszyliśmy. Że się od niej odcięliśmy. A ona nawet nie podała nazwiska ojca.
Stefania, 52 lata
Czytaj także:
- „Teściowie zepsuli mój ślub, robiąc z niego festyn. Zemściłam się w okrutny sposób i teraz mąż nie chce mnie widzieć”
- „Na delegacji zintegrowałem się z koleżanką pod hotelową pościelą. Miałem się przyznać, ale żona zdążyła mnie ubiec”
- „Mieliśmy za sobą paskudną separację. Wtedy nasza 6-latka zrobiła coś, czego nie zapomnimy do końca życia”