„Byłam dumna, że mąż jest człowiekiem sukcesu. Czar prysł, gdy przypadkiem dowiedziałam się, co naprawdę robi w pracy”
„Wieczorami opowiadał mi o pracy – z detalami. Gdy zadawałam pytania, wiedział, co powiedzieć. Znał nazwiska, nazwy projektów. Czasem coś się nie składało, ale wtedy machałam ręką. Przecież każdy może się pomylić”.

- Redakcja
Tomasza poznałam na szkoleniu branżowym. Wysoki, pewny siebie, świetnie ubrany. Opowiadał z pasją o projektach, nad którymi pracuje, znał się na rzeczy. Nasza relacja rozwinęła się błyskawicznie – pierwsze wspólne wyjazdy, pierwsze rozmowy do rana, pierścionek zaręczynowy po pół roku. Byłam oczarowana. Myślałam: trafił mi się skarb.
Byłam z niego dumna
Zawsze wracał z pracy późno.
– Spotkania z dyrektorem regionalnym – tłumaczył.
– Szkolenie z Londynu, szykuje się awans – mówił z błyskiem w oku.
A ja słuchałam jak zaczarowana i chwaliłam się znajomym. Mama patrzyła na mnie z dumą, tata ściskał go po męsku za rękę, mówiąc:
– Dobra robota, młody. Kasi się z tobą udało.
Wieczorami opowiadał mi o pracy – z detalami. Gdy zadawałam pytania, wiedział, co powiedzieć. Znał nazwiska, nazwy projektów. Czasem coś się nie składało, ale wtedy machałam ręką. Przecież każdy może się pomylić.
Któregoś dnia wyszłam z domu, żeby kupić świeże pieczywo i warzywa. Pogoda była nieprzyjemna. W mojej głowie wciąż krążyły myśli o Tomaszu i jego opowieściach z pracy. Ostatnio coraz więcej mówił o awansie, o nowym zespole, który mają tworzyć, i o tym, że niedługo wszystko się zmieni. Brzmiało to jak zapowiedź wielkich rzeczy. Czułam się dumna, że jestem żoną takiego człowieka.
Coś mi nie pasowało
Zobaczyłam Agnieszkę przy stoisku z warzywami. Pamiętałam ją z jakiegoś firmowego przyjęcia sprzed kilku lat, była koleżanką Tomasza. Wtedy na tamtym spotkaniu świetnie nam się rozmawiało. Podeszłam i uśmiechnęłam się.
– Cześć, nie wiem, czy mnie pamiętasz…
– Jasne! Kasia, żona Tomka?
Od słowa do słowa zaczęłyśmy rozmawiać o pracy.
– Tomek mówił, że macie sporo pracy, podobno ma być nowy zespół strategiczny? Szykują się duże zmiany?
Agnieszka spojrzała na mnie z wyraźnym zdziwieniem.
– Zespół strategiczny?
– Tak. Mówił, że rozmawiał z jakimś Maćkiem.
– Maciej? – uniosła brwi. – On odszedł z firmy pół roku temu. A Tomek… – urwała, jakby zastanawiała się, czy w ogóle powinna coś mówić. – Nie wiem… Wydaje mi się, że musiał coś pomylić. On przecież jest zwykłym referentem, siedzi z nami w open space, odbiera maile i robi zestawienia. Raczej nikt go nie zaprasza na spotkania z dyrekcją.
Zaskoczyła mnie
Słowa Agnieszki brzmiały sucho i rzeczowo, bez złośliwości, ale miały siłę ciosu.
– Może nie mówi wszystkiego. Wiesz, czasem są projekty, o których nie można mówić otwarcie… – próbowałam się ratować.
Pokiwała głową, ale jej mina zdradzała, że nie podziela mojego optymizmu.
– Możliwe. Ja tam nie wiem wszystkiego. Ale Tomek nie wygląda na kogoś, kto miałby brać udział w czymś ważnym. Przepraszam, nie chcę być niemiła.
– Nie, w porządku. Dzięki – wymamrotałam i odwróciłam się, żeby odejść.
Kiedy wróciłam do mieszkania, postawiłam zakupy na blacie, usiadłam przy stole i gapiłam się w jeden punkt. W środku we mnie kotłowało się coś trudnego do nazwania – lęk, wstyd, rozczarowanie. A jednak wciąż miałam nadzieję, że Agnieszka się pomyliła, że czegoś nie wie.
Skonfrontowałam go
Wieczorem Tomek wszedł do mieszkania jak zawsze – z energią, jakby dopiero co wrócił z ważnej narady. Zdjął płaszcz, rzucił torbę przy drzwiach i podszedł, żeby mnie pocałować. Cofnęłam się o krok. Usiadłam przy stole, spleciona w sobie jak zaciśnięta pięść.
– Co się stało? – zapytał, unosząc brwi.
– Spotkałam dziś Agnieszkę, twoją koleżankę z pracy.
– Aha… No i?
– Rozmawiałyśmy.
Usiadł naprzeciwko i spojrzał na mnie z zaciekawieniem, może z odrobiną niepokoju.
– I co takiego powiedziała?
– Że jesteś referentem i że nie pracujesz nad żadnym strategicznym projektem.
Mój mąż zamarł. Nie na długo, ale na tyle, żeby dało się to zauważyć. Wziął głęboki oddech, skrzyżował ramiona.
– Agnieszka nie wie wszystkiego – powiedział wolno. – Poza tym to nie jej sprawa.
– Przez lata słuchałam o twoich spotkaniach z dyrekcją, o awansach, projektach. Robiłam ci kanapki, kiedy miałeś rzekome wyjazdy do Warszawy. Czekałam wieczorami, bo miałeś zebrania. I zawsze ci wierzyłam.
Coś ukrywał
– Kasia, proszę cię, nie przesadzaj. Chcesz teraz z jakiejś przypadkowej rozmowy robić aferę?
– Nie z jakiejś. Popatrz mi w oczy i powiedz: na jakim jesteś stanowisku?
Zaczął się wiercić. Przesunął szklankę po stole, westchnął.
– Nie jestem referentem. Mam zadania, które wykraczają poza ten zakres. Działam na styku kilku zespołów. Czasem nie wszystko jest w papierach.
– A może też nie wszystko jest w twojej głowie?
Zacisnął szczękę. Widziałam, że walczy ze sobą.
– Ty mi naprawdę nie ufasz? Przez jedną rozmowę z jakąś sfrustrowaną dziewczyną w pracy?
– Nie. Przez lata rozmów, w których wszystko było tak perfekcyjnie ułożone, że aż podejrzane. Przez te wszystkie detale, które się nie składają. Przez to, jak się teraz zachowujesz.
– Bo czuję się oskarżany! – podniósł głos. – Zamiast zapytać normalnie, od razu robisz ze mnie kłamcę! Może jeszcze zdradzam cię, co?
– Nie próbuj tego odwracać.
Wstał gwałtownie i wyszedł z mieszkania.
Nie mogłam uwierzyć
Zebrałam się dopiero po kilku dniach. Czułam, że nie mogę żyć w tym zawieszeniu.
– Mam dosyć nie wiedzieć, czy żyję z mężczyzną, który naprawdę istnieje, czy z jakimś aktorem, który gra swoją rolę.
Spojrzał na mnie, ale nie powiedział nic. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie jak obcy. Nie było we mnie zrozumienia. Tylko pustka i bezsilność.
– Tomasz, powiedz mi prawdę. Chociaż raz.
Milczał jeszcze chwilę. Potem w końcu podniósł wzrok.
– Kłamałem – powiedział cicho. – Wszystko było kłamstwem.
– Dlaczego?
– Bo nie mogłem znieść, że jestem nikim, że nie awansuję, że nie robię kariery, że wszyscy znajomi mają więcej… Chciałem, żebyś była ze mnie dumna, chciałem widzieć w twoich oczach podziw. Kiedy zacząłem opowiadać, było mi lepiej, a potem już nie mogłem przestać. Każde kolejne kłamstwo przykrywało poprzednie, aż sam zacząłem wierzyć, że to prawda.
– Chcę cię zrozumieć – powiedziałam cicho. – Ale muszę wiedzieć wszystko. Bez wymówek. Bez ubarwień.
– Zaczęło się niewinnie – zaczął. – Kiedy po raz pierwszy skłamałem, nie zrobiłem tego z wyrachowania. Chciałem tylko być kimś więcej. Ty zawsze byłaś ambitna, dobra, zdolna. Ja przy tobie czułem się mniejszy, głupszy, mniej potrzebny. A kiedy zacząłem mówić o tym, że może mnie awansują, widziałem, jak się uśmiechasz, jak się mną chwalisz znajomym. I to było jak narkotyk.
Żyłam w iluzji
Zacisnęłam dłonie na kolanach. Nie przerywałam mu.
– Z czasem kłamstwa zaczęły mnie przerastać. Musiałem pamiętać, co komu powiedziałem. W pracy wszyscy mnie lekceważyli, a w domu byłem kimś, którego warto podziwiać. Nie umiałem już przestać. Bałem się.
– Bałeś się czego?
– Że zobaczysz, jaki naprawdę jestem, że odejdziesz, że przestaniesz mnie kochać.
– A teraz?
– Teraz już wiem, że sam zniszczyłem to, co najbardziej się bałem stracić.
Nie odpowiedziałam od razu. Siedzieliśmy długo w milczeniu. Potem powiedziałam:
– Nie umiem ci ufać. I nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek zaufam. Nie chcę już żyć w kłamstwie.
Nie podjęłam jeszcze decyzji. Nie wiem, czy zostaniemy razem, czy zdecyduję się na separację. Ale wiem jedno: nie będę już przykładać ręki do fikcji, którą ktoś stworzył, żeby poczuć się lepiej kosztem mojego spokoju.
Katarzyna, 33 lata
Czytaj także:
- „Letnia burza złamała drzewo, a ja złamałam zasady. Zajrzałam do telefonu męża, a to, co zobaczyłam, zmieniło wszystko”
- „Otworzyłem słoik z kiszonymi ogórkami i poczułem koszmarny odór. Po tym poznałem, że żona nie ma czystego sumienia”
- „Nie wierzyłam, kiedy wygrałam w konkursie samotne wakacje w Grecji. Tydzień na Santorini zmienił mnie nie do poznania”