Reklama

Z Sylwią znamy się od zawsze. Razem dorastałyśmy, chodziłyśmy do szkoły, na imprezy, do kina. Byłyśmy jak papużki nierozłączki. I chociaż po liceum nasze drogi się rozeszły, to przyjaźń przetrwała. Często do siebie dzwoniłyśmy, wspierałyśmy się w trudnych chwilach lub po prostu spotykałyśmy się na babskie pogaduchy.

Reklama

Przyjaciółka miała w życiu więcej szczęścia ode mnie. Przynajmniej w miłości. Dość szybko spotkała na swojej drodze tego jedynego, wyszła za mąż. Niedługo będą obchodzić z Szymonem piątą rocznicę ślubu, a mam wrażenie, że kochają się tak samo mocno jak w dniu, w którym się pobrali. Tymczasem mnie nie wiodło się w uczuciowych sprawach tak świetnie. Mężczyźni pojawiali się obok mnie i po krótkim romansie znikali. Raz ja odchodziłam, raz oni. Tak czy owak – zostawałam sama.

Czułam się jak towar wystawiony na sprzedaż

Sylwia próbowała zaradzić moim miłosnym problemom. O rany, jak ona się starała, żeby mnie wyswatać! Organizowała u siebie imprezy, na które zapraszała wolnych facetów, wpychała mnie w ich ramiona. A jak byłam oporna, wciskała mi do kieszeni ich numery telefonów, namawiała na randki. Nieraz prosiłam, żeby dała sobie spokój, bo mnie to krępuje i denerwuje. Często czułam się jak towar wystawiony na sprzedaż. Ale ona była nieugięta.

– Nie przesadzaj! Jak towar?! Szczęściu czasami trzeba pomóc. Kto wie może dzięki mnie wreszcie trafisz na tego jedynego – powtarzała przy każdej okazji.

W pewnym momencie przestałam więc protestować. Doszłam do wniosku, że może przyjaciółka ma rację. I któregoś dnia faktycznie spotkam u niej swoją drugą połówkę. Karola poznałam niespełna dwa miesiące temu, na imieninach Sylwii. Był kolegą z pracy jej męża, Witka. Od razu wpadł mi w oko. Przystojny, dowcipny… Zabawiał całe towarzystwo. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Niestety nie przyszedł sam.

Zobacz także

Towarzyszyła mu młodziutka, długonoga blondynka. Nie wiedziałam, co to za jedna, więc wzięłam Sylwię na stronę.

– Słuchaj, ta dziewczyna i Karol to coś poważnego? – zapytałam.

– Nie… raczej nie… Pierwszy raz ją widzę, więc to pewnie tylko znajoma – powiedziała.

– Aha, to dobrze, nawet bardzo dobrze – odetchnęłam z ulgą.

Sylwia natychmiast stała się bardzo czujna.

– A co? Karol ci się podoba? Chcesz go bliżej poznać? – zaczęła się dopytywać. – Bo wiesz, mogę to załatwić…

– O rany, a ty znowu swoje. Tak tylko pytałam… Z ciekawości… Ładna z nich para… A ta dziewczyna? Wpatrzona w niego jak w obrazek – rzuciłam, siląc się na obojętność.

Nie chciałam, żeby przyjaciółka zorientowała się, że Karol mi się podoba. Bałam się, że zrobi coś głupiego. Na przykład przepędzi tę biedną blondynkę i swoim zwyczajem zacznie mnie na siłę wpychać w jego ramiona. Nie chciałam, żeby nasza znajomość zaczęła się od takiego cyrku. Do końca imprezy trzymałam się więc z boku i udawałam, że kolega Witka mnie nie obchodzi. Byłam pewna, że dobrze ukrywam swoje prawdziwe uczucia. Okazało się jednak, że nie…

Kilka dni później zadzwonił telefon. W słuchawce usłyszałam głos… Karola. Byłam zdziwiona, bo nie podawałam mu swojego numeru, ale wyjaśnił, że dostał go od Sylwii.

– Co robisz dziś wieczorem? – zapytał.

– A co? – serce zabiło mi szybciej.

– Pomyślałem, że może wyskoczymy gdzieś razem na kolację, pogadamy… Na imprezie nie mieliśmy okazji się lepiej poznać – zaproponował.

– Chętnie, akurat mam trochę wolnego czasu – ucieszyłam się.

– No to świetnie, będę po ciebie o 19.00 – odparł.

– Wiesz, gdzie mieszkam?

– Jasne, twój adres też od Sylwii wydębiłem – roześmiał się.

Czułam, że to będzie naprawdę miły wieczór

Byłam bardzo podekscytowana. Cieszyłam się, że Karol zaproponował mi spotkanie, ale chciałam wiedzieć, czy Sylwia przypadkiem nie maczała w tym palców. Gdy więc tylko skończyliśmy rozmowę, zadzwoniłam do przyjaciółki.

– Słuchaj, Karol zaprosił mnie na kolację. Wiesz coś o tym? – dopytywałam się.

– Absolutnie nie! To on się do mnie odezwał i błagał o numer telefonu do ciebie. Tak naciskał, tak marudził, że mu wreszcie podałam. Mam nadzieję, że się nie gniewasz… – tłumaczyła.

– Nie, w porządku, chętnie się z nim spotkam. W sumie nie mam nic ciekawego do roboty dziś wieczorem. Kończę, muszę się przygotować, bo wyglądam, fatalnie! – rozłączyłam się.

Długo nie mogłam się zdecydować, co na siebie włożyć. Nie ukrywam chciałam olśnić Karola. Wyciągnęłam z szafy wszystkie swoje sukienki i buty. Przymierzałam, zmieniałam. Gdy już wreszcie wybrałam strój, upięłam włosy, zrobiłam makijaż. Wyglądałam naprawdę nieźle. Nawet chyba lepiej niż nieźle, bo Karolowi na mój widok aż dech zaparło.

– O rany, wiedziałem, że jesteś piękna. Ale nie sądziłem, że aż tak! – powiedział z zachwytem w oczach.

– Piękniejsza od tej długonogiej blondyneczki, z którą byłeś na imprezie u Sylwii? – uśmiechnęłam się zalotnie.

– Nie mówmy o niej. Ona ci nawet do pięt nie dorasta! – machnął ręką.

Zrobiło mi się ciepło na sercu. Blondynka była naprawdę ładna, a do tego sporo młodsza ode mnie. „No, no, Julita, chyba nie jest z tobą jeszcze aż tak źle, skoro wygrywasz z taką laską” – pomyślałam z satysfakcją. Czułam, że to będzie naprawdę miły wieczór.

Nie pomyliłam się. Karol okazał się świetnym facetem. Miłym, inteligentnym, wesołym. Nie znałam nikogo, z kim rozmawiałoby mi się tak dobrze, jak z nim. Na ogół mężczyźni zanudzali mnie opowieściami o swoich karierach, chwalili się sukcesami. A on był skoncentrowany tylko na mnie. Interesowało go, co lubię czytać, jakiej muzyki słucham, jakie filmy oglądam. Pod koniec spotkania miałam wrażenie, że znamy się od lat i możemy pogadać na każdy temat. Gdy się rozstawaliśmy, modliłam się w duchu, żeby zaprosił mnie na kolejną randkę. Jakby czytał w moich myślach.

– Dawno z nikim nie spędziłem tak miło czasu. Mogę do ciebie jeszcze zadzwonić? – zapytał, gdy odprowadził mnie pod dom.

– Nie tylko możesz, ale musisz – wyszeptałam.

Byłam taka szczęśliwa. Pomyślałam, że chyba wreszcie spotkałam tę swoją wymarzoną bratnią duszę.

Karol odezwał się już następnego dnia. A potem jeszcze następnego. Zaczęliśmy się spotykać. Zabierał mnie do restauracji, do kina, lub po prostu na spacer do parku. Rzucaliśmy się wtedy śnieżkami lub lepiliśmy bałwana. Jak dzieci… Czułam się cudownie. Im lepiej go poznawałam, tym coraz mocniej utwierdzałam się w przekonaniu, że to ten jedyny. Po miesiącu byłam w nim zakochana po uszy. Wydawało mi się, że z wzajemnością. Wiedziałam, że jeśli tylko zrobi pierwszy krok, pójdę z nim do łóżka. Ba, czekałam na to z niecierpliwością… Dawno nie byłam już z żadnym mężczyzną i tęskniłam za bliskością.

Czekałam, czekałam i się doczekałam

Karol zadzwonił jak zwykle wcześnie rano, by powiedzieć mi dzień dobry.

– Zobaczymy się dzisiaj po pracy? – zapytałam.

– Jasne! Ale może tym razem u mnie? Jest za zimno na spacery. Ugotuję dla nas coś pysznego… Napijemy się wina… Posiedzimy sobie w ciepełku, może obejrzymy jakiś ciekawy film… – zawiesił głos.

– W porządku, będę – odparłam.

Czułam, że na kolacji się nie skończy, i bardzo się z tego cieszyłam. Na samą myśl, że mnie obejmuje, całuje, robiło mi się gorąco.

To była najdziwniejsza kolacja w moim życiu. Nawet nie wiem dokładnie, co jadłam, o czym rozmawialiśmy przy stole. Coś tam kroiłam na talerzu, coś tam mówiłam, ale tak naprawdę przez cały czas spoglądałam na Karola. Czułam motyle w brzuchu, kręciło mi się w głowie. Kiedy więc w pewnym momencie wstał, wziął mnie za rękę i zaprowadził do sypialni, nie protestowałam.

O rany, co to było! Karol dokładnie wiedział, czego potrzebuję… Miałam już w życiu kilku facetów, ale dopiero z nim przeżyłam coś niesamowitego, poczułam, jak to jest. Po wszystkim byłam tak naładowana jakąś niesamowitą energią, że nie mogłam zasnąć. Miałam ochotę góry przenosić.

Tymczasem Karol owinął się w kołdrę i po chwili smacznie spał. Byłam trochę zawiedziona, ale machnęłam ręką. Doszłam do wniosku, że po takich igraszkach ma prawo odpocząć.

Nie wiem, dlaczego włączyłam jego laptopa

Laptop leżał na wierzchu, na kuchennym stole, a ja nie wiedziałam, co ze sobą począć. Do domu nie miałam ochoty wracać, sen nie przychodził, z sypialni dochodziło miarowe chrapanie, a w telewizji nie było niczego ciekawego. Poszłam więc do kuchni, zrobić sobie coś do picia, no i zobaczyłam komputer. Gdy go otwierałam, myślałam, że obejrzę sobie film albo coś poczytam na babskich portalach.

Ale koniec końców weszłam na facebooka. Wyskoczyła strona Karola. Żeby miał jakieś zabezpieczenie, hasło… Ale nie, otworzyła się i już. Przeleciałam wzrokiem główną stronę, żadnych sensacji. Zwykłe zdjęcia, ciekawostki… Już miała zmienić portal, gdy z boku, na czacie dostrzegłam zdjęcie Sylwii. Wiem, że nie powinnam zaglądać do cudzej, korespondencji, ale tak jakoś wyszło. Zwyciężyła zwykła babska ciekawość. Kliknęłam, zaczęłam czytać i omal nie zemdlałam.

Wiem, że Sylwia miała dobre chęci i chciała mi pomóc. Wiem, że w pewnym sensie zgodziłam się na tę pomoc. Ale tym razem przesadziła. Okazało się, że w trakcie imprezy imieninowej jednak wyczuła, że interesuję się Karolem i postanowiła działać. Z wielkim rozmachem! Opisała mu całe moje życie, ze wszystkimi szczegółami. Zdradziła tajemnice, słabości, opowiedziała o nieudanych związkach. Namawiała, jak jakaś stara rajfura, żeby się nade mną zlitował i zajął się mną, bo jestem samotna, biedna, zagubiona, a do tego niezdolna do stworzenia stałego związku. „Umów się z nią, zaproś gdzieś, zaciągnij do łóżka… Bo inaczej się załamie z powodu staropanieństwa. Zrób to dla mnie, po starej znajomości” – pisała. „Dobra, masz to u mnie. Przecież wiesz, że jak chcę, to potrafię być czarujący” – odpisał.

To było takie obrzydliwe i poniżające. Aż się rozpłakałam. W pierwszej chwili chciałam wysłać do niej wiadomość, że wiem o wszystkim, a potem obudzić Karola i zrobić mu totalną awanturę, ale się powstrzymałam. Pomyślałam, że wyjdę na idiotkę która tak łatwo dała się podejść. Zamknęłam laptopa, ubrałam się i po cichutku wyszłam. W domu ryczałam do rana. Czułam się oszukana, zraniona.

Naprawdę nie wiem już, co robić. Kocham Karola do nieprzytomności, ale chyba nie mogę z nim być. Choć serce mi krwawi, muszę skończyć tę znajomość. Myślałam o tym przez dwa dni i doszłam do wniosku, że tylko w ten sposób uda mi się wyjść z tej przykrej sytuacji z twarzą, zachować resztki godności. Niestety on nie ułatwia mi sprawy. Bombarduje mnie telefonami i dopytuje się, dlaczego tamtej nocy tak zniknęłam bez słowa, proponuje kolejne spotkanie. Wymawiam się bólem głowy, nawałem pracy, ale on chyba wie, że kręcę.

– Co się stało? Zraniłem cię czymś, obraziłem? Powiedz, nie chcę, żebyś cierpiała – powtarza.

Reklama

Oczywiście chętnie bym się z nim zobaczyła, bo umieram z tęsknoty, ale nie mogę. Boję się, że mężczyzna z moich snów spotyka się ze mną nie dlatego, że mu się podobam, ale po to, by zrobić przysługę Sylwii. I za tydzień, miesiąc, gdy zabawa mu się znudzi, po prostu mnie porzuci. A ja? Chyba bym tego nie przeżyła.

Reklama
Reklama
Reklama