„Byłam tak spragniona miłości i ślepa na sygnały, że dałam się wyrolować. Atrakcyjny Mareczek z apki miał swój sekrecik”
„Zrzuciłam płaszcz, odpięłam buty i niemal od razu sięgnęłam po telefon. Musiałam napisać do Kasi. Jeszcze czułam jego wodę po goleniu. Miał ciepły uścisk dłoni i taki miły ton głosu. Wszystko we mnie drżało, jakbym znowu miała dwadzieścia lat i właśnie wróciła z pierwszej randki życia”.

- Redakcja
Zawsze byłam tą, która wierzy. Nawet po tylu latach samotności i tylu nieudanych randkach, nadal miałam nadzieję, że gdzieś tam jest ktoś, kto spojrzy na mnie jak w filmie. Może to naiwność, a może po prostu potrzeba, żeby ktoś mnie naprawdę chciał. Kiedy poznałam Marka, serce mi przyspieszyło. Był inny. Spokojny, uważny, mówił rzeczy, które chciałam słyszeć. Po raz pierwszy od bardzo dawna poczułam się jak kobieta, nie tylko samotna dusza z aplikacji. Wracałam z randki jak na skrzydłach. Nie wiedziałam jeszcze, że to będzie mój najboleśniejszy w życiu wieczór.
Wszystko we mnie drżało
Zrzuciłam płaszcz, odpięłam buty i niemal od razu sięgnęłam po telefon. Musiałam napisać do Kasi. Jeszcze czułam jego wodę po goleniu. Miał ciepły uścisk dłoni i taki miły ton głosu. Wszystko we mnie drżało, jakbym znowu miała dwadzieścia lat i właśnie wróciła z pierwszej randki życia.
– Kasia, nie śpię. On był niesamowity. Powiedział, że nigdy nie spotkał kogoś takiego jak ja – napisałam.
Odpisała prawie od razu.
– Daria, tylko się nie zakochuj po jednej kolacji.
– Za późno...
Wróciłam do kuchni, nalałam sobie wina, usiadłam na blacie. Przez chwilę po prostu się uśmiechałam do siebie jak idiotka. W głowie miałam każdą jego minę, każdy żart, każde spojrzenie. Mówił, że podoba mu się mój śmiech, że mam go nie tłumić. To było dziwne, bo z nikim nie czułam się tak swobodnie. Nie musiałam niczego udawać.
– Jesteś inna – powiedział mi. – Masz w oczach coś, co człowieka zatrzymuje.
Zamknęłam oczy i odtworzyłam ten moment jeszcze raz. Potem znów i znów. Jak ulubioną scenę z filmu. Nie wiem, czy to głupie. Ale jak spojrzał na mnie... Czułam się jak najważniejsza kobieta na świecie. Zasnęłam późno. Trzymałam telefon przy poduszce. Każda wiadomość od niego była jak prezent. Nie zdążyłam nawet pomyśleć, co będzie dalej. Nie miałam wątpliwości – to był ten jedyny.
Myślałam, że zwymiotuję
Obudziłam się z uśmiechem, który jeszcze nie zdążył zejść mi z twarzy. Sięgnęłam po telefon. Miałam nową wiadomość od Marka.
– Dzień dobry, piękna. Śniłaś mi się.
Serce mi przyspieszyło. Otworzyłam galerię i bezmyślnie zaczęłam przeglądać zdjęcia, które mi wysyłał. A potem, nie wiem nawet po co, kliknęłam jego profil. Z ciekawości. Z potrzeby zobaczenia więcej. I wtedy coś mnie ścisnęło w żołądku. Na zdjęciu w tle siedział przy stole z kobietą. Jej głowa oparta na jego ramieniu. Dwoje dzieci uśmiechało się do aparatu. Marka twarz – ta sama, której dotykałam jeszcze wczoraj – patrzyła na mnie z rodzinnego obiadu. Podpis pod zdjęciem: „Rodzinny weekend nad morzem. Kocham was”. Data publikacji? Wczorajsza! W tym samym czasie siedział naprzeciwko mnie i mówił, że lubi mnie słuchać. Wybrałam numer Kasi. Odebrała po drugim sygnale.
– Kasia, on ma żonę. I dzieci. Ja... ja chyba zwymiotuję.
– Czekaj, co?! Sprawdź daty, może to stare zdjęcia?
– Wczoraj. Kasia, on był ze mną, a tu zdjęcie z rodzinnego obiadu... Ma na sobie tę samą koszulę.
Usiadłam na podłodze w kuchni, plecami oparta o szafkę. Jak mogłam być tak ślepa? Uwierzysz komuś po czterech godzinach i nagle masz przed oczami jego całe życie, w którym nie ma dla ciebie miejsca. Byłam tylko chwilą. Ładnym dodatkiem do kłamstwa.
Czułam potworny gniew
Nie wytrzymałam. Wróciłam do rozmowy z Markiem na czacie i zaczęłam pisać, zanim zdążyłam się rozmyślić.
– Marek, dlaczego nie powiedziałeś, że masz rodzinę?
Zobaczyłam, że przeczytał. Odpowiedź przyszła dopiero po kilkunastu minutach.
– To nie tak, jak myślisz. To skomplikowane. Nie planowałem tego. Po prostu dobrze mi się z tobą rozmawiało.
– Więc to był tylko miły wieczór? Przygoda między obiadem rodzinnym a wiadomością do kochanki?
– Daria, przepraszam. Naprawdę nie chciałem cię skrzywdzić.
– Ale to zrobiłeś. I nawet się nie zająknąłeś. Wszystko grałeś. Nawet ten śmiech, nawet te spojrzenia. Wszystko było kłamstwem?
– Nie wszystko. Lubię cię. Ale moje życie... to nie jest takie proste.
Zamknęłam oczy. Przez chwilę miałam wrażenie, że całe powietrze ze mnie uszło.
– Nie jestem dodatkiem do cudzego życia. Nie chcę być czyimś „miło było”. Blokuję cię. I mam nadzieję, że twoja żona też ci kiedyś zada pytanie: „Dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy?”.
Kliknęłam „zablokuj”. I jeszcze raz, żeby mieć pewność. Potem rzuciłam telefon na kanapę. Usiadłam na podłodze, obejmując kolana. Nie płakałam. Jeszcze nie. Byłam zbyt ogłuszona, zbyt zawstydzona. Przez sekundę pomyślałam, że może to moja wina. Że czegoś nie zauważyłam. Ale zaraz potem przyszło inne uczucie. Gniew.
Zrobił ze mnie idiotkę
Kasia otworzyła mi drzwi i tylko spojrzała.
– Wchodź. Herbatę?
Kiwnęłam głową. Weszłam do środka i usiadłam na jej kanapie, jakbym wróciła do miejsca, gdzie można odłożyć emocje i przez chwilę udawać, że wszystko jest normalnie.
– Opowiadaj – powiedziała, stawiając przede mną parującą filiżankę.
– Nie ma co opowiadać. Zrobił ze mnie idiotkę. Ma żonę, dzieci, psa i pewnie jeszcze roślinkę na parapecie. A ja? Ja się zakochałam po jednej randce.
– Daria... Musisz przestać wierzyć, że każda udana kolacja to początek wielkiej historii miłosnej.
– A co mam robić? Przestać wierzyć, że ktoś mnie pokocha?
– Nie. Ale przestań się od razu zakochiwać po dwóch drinkach i dobrym serniku.
Parsknęłam śmiechem przez łzy. Tylko Kasia potrafiła łączyć troskę z sarkazmem.
– Wiesz co? Ja nawet nie chciałam się zakochiwać. Ale jak on tak mówił do mnie... Patrzył tak, jakby naprawdę coś we mnie widział. A ja to chłonęłam jak tępa gąbka. Jak dziecko, które pierwszy raz dostaje prezent.
– Bo on dokładnie wiedział, co mówić. Tacy jak on mają wprawę. Potrzebują odskoczni, nie związku. Ty byłaś ucieczką. Miłą, inteligentną, śmiejącą się ucieczką.
Spojrzałam na nią, czując, że łzy znów napływają mi do oczu.
– Może to nie chodzi o nich. Może to ja powinnam... nie wiem, obudzić się.
– Albo przestać się łudzić, że każda bliskość to miłość.
Musiałam się pozbierać
Zasłoniłam zasłony. Światło dzienne tylko mnie drażniło. Przez dwa dni nie wychodziłam z domu. Nie odzywałam się do nikogo. Telefon leżał wyciszony na stole, jakby przestał być częścią mojego życia. Otwierałam czasem aplikację z wiadomościami od Marka. Przewijałam je w górę, potem znów w dół. Czytałam je jak listy, których nie powinnam dostać. Śmialiśmy się, flirtowaliśmy, robiliśmy plany. Teraz każde słowo brzmiało fałszywie, ale nie umiałam tego tak po prostu skasować. Jeszcze nie. W końcu usiadłam na łóżku i zaczęłam usuwać jedno po drugim. Z każdym kliknięciem czułam się lżej. Nie lepiej – po prostu lżej. Zatrzymałam się na jednej wiadomości:
– Kocham patrzeć, jak się śmiejesz.
Zawahałam się.
– Nie chcę już więcej wierzyć w coś, co nigdy nie było prawdą – powiedziałam sama do siebie.
Skasowałam wszystko. Potem zrobiłam sobie herbatę, której nawet nie dopiłam. Wróciłam na łóżko, przykryłam się kocem i patrzyłam w sufit. Tyle rzeczy do zrobienia. Pranie, zakupy, życie. A ja leżałam. I milczałam. Jakbym musiała najpierw zebrać wszystkie kawałki siebie, zanim znowu zacznę oddychać. Chciałam, tylko żeby ktoś mnie kiedyś wybrał. Ale naprawdę. Nie jako tajemnicę. Nie jako chwilę w ukryciu. Nie jako przystanek między żoną a kolacją. Jako jedyną.
Bajki się skończyły
Otworzyłam laptopa po kilku dniach ciszy. Spojrzałam na pustą stronę mojego prywatnego bloga, na którym nie publikowałam od miesięcy. Palce przez chwilę zawisły nad klawiaturą, a potem zaczęłam pisać. Krótko. Bez patosu. „To nie był on. To była tylko moja nadzieja przebrana za niego”. Kliknęłam „opublikuj”, zamknęłam stronę i wyłączyłam komputer. Nie czekałam na komentarze, lajki, wiadomości od znajomych. Nie pisałam tego dla kogoś. To był tylko sposób, żeby zamknąć drzwi.
Wyszłam z mieszkania bez makijażu, bez planu. Ubrałam się zwyczajnie. Po prostu chciałam iść. Gdziekolwiek, byle przed siebie. Świeże powietrze uderzyło mnie w twarz jak coś nowego, innego. Ludzie mijali mnie, zapatrzeni w telefony, z torbami zakupów. Świat się nie zatrzymał. Nawet nie zwolnił. Może właśnie w tym było pocieszenie. Szłam długo. Bez celu. Myślałam o tym, jak łatwo jest się zachłysnąć nadzieją. Jak bardzo chcemy wierzyć, że coś w końcu się zmieni. Że ktoś nas uratuje. A przecież nikt nie powinien przychodzić z ratunkiem. To ja jestem tą osobą, która ma siebie wyciągnąć z dołu. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś zaufam. Ale wiem, że muszę od nowa nauczyć się ufać sobie. Że moja wartość nie zależy od tego, czy ktoś mnie wybierze. Już nie chcę być czyimś snem w ukryciu. Chcę być dla siebie czymś więcej niż tylko czekaniem. Może bajki się skończyły. Ale życie – jeszcze nie.
Daria, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Myślałam, że w rodzinie nie ma tajemnic. 1 słowo notariusza wystarczyło, żebym zrozumiała, że patrzę na bandę oszustów”
- „Jestem słodszy niż jesienne pumpkin spice latte, więc kobiety się do mnie kleją. Mam żonę, kochankę i chrapkę na więcej”
- „Na dyniowej farmie odkryłyśmy swoje sekrety. Gdy w siostrze kiełkowała pesteczka, jej narzeczony uprawiał mój ogródek”