„Byłam ubogą kelnerką zakochaną w starszym mężczyźnie. Gdy zmarł, jego testament zamienił moje życie w koszmar”
„Minęły miesiące, a ja wciąż czułam ciężar tego spadku na swoich barkach. Każdy dzień przynosił nową falę żalu i oskarżeń ze strony rodziny Adama. Procesy, pozwy, złośliwe wiadomości od Dawida i Laury – wszystko to zdawało się nie mieć końca. Czasami miałam wrażenie, że zaczynam rozumieć ich gniew, choć nigdy nie mogłam pojąć tej bezwzględności”.
- Redakcja
Kiedy wróciłam do domu tamtego jesiennego popołudnia, wciąż byłam w lekkim szoku. Co za dzień! Zresztą, kto by pomyślał, że taka znajomość zacznie się w mojej kawiarni, pomiędzy jednym a drugim zamówieniem cappuccino.
Był starszy i bardzo miły
Nie szukałam przecież żadnych znajomości. Byłam zwykłą kelnerką, która spędzała całe dnie na podawaniu kawy i sprzątaniu stolików. Małe miasto, jeden pokój do wynajęcia, minimum przyjemności i maksimum pracy – tyle o mnie wiedzieli ludzie. Kto by się więc spodziewał, że pewnego dnia drzwi otworzy ktoś taki, jak Adam?
Pojawił się po prostu znikąd. Starszy, ale bardzo zadbany, ubrany w długi, ciemny płaszcz. Patrzył na mnie tak... ciepło, serdecznie, z czymś, czego nigdy wcześniej nie widziałam u żadnego mężczyzny. Kiedy zamówił kawę, zaczął rozmowę od lekkiego uśmiechu.
– Przepraszam, że może wyjdę na namolnego klienta, ale muszę spytać – jak pani tutaj trafiła? – zapytał, a ja niemal się zarumieniłam.
Odpowiedziałam coś niezgrabnie, ale on nie naciskał. Widocznie w moim braku pewności siebie też dostrzegł coś interesującego, bo kiedy odchodził, zostawił mi dość spory napiwek i swoje imię, wypowiedziane tak, jakby to była deklaracja czegoś więcej niż tylko kolejnej wizyty. Tego dnia wróciłam do domu z dziwnym uczuciem, jakby wszystko mogło się zmienić.
Ciągle o nim myślałam
Adam przychodził regularnie, czasem tylko na kawę, czasem na dłuższe rozmowy. A ja, z każdym kolejnym spotkaniem, zaczynałam marzyć. On był tym wszystkim, o czym zwykła dziewczyna jak ja nie marzy głośno – opiekuńczy, hojny, zabawny... Z czasem nie potrafiłam przestać myśleć o jego świecie, choć nie wierzyłam, że mogę być jego częścią.
Od tamtego pierwszego spotkania Adam stał się częstym gościem w moim życiu – i nie tylko kawiarni. Nigdy wcześniej nie spotkałam kogoś takiego jak on. Był starszy, to prawda, ale miał w sobie coś, co trudno było przeoczyć. Wchodził do kawiarni, jakby był panem całego świata, ale mówił do mnie bez żadnego wyniosłego tonu. Z każdą rozmową zaczynałam coraz lepiej go rozumieć – tak przynajmniej mi się wydawało.
Zaczęliśmy się spotykać
Pierwszy raz zaprosił mnie na kolację dwa tygodnie po tamtym pierwszym spotkaniu. Szliśmy razem przez park, a ja czułam się trochę jak w obcym filmie, jakby nie chodziło o moje życie, tylko o scenę z jakiegoś romansu. Adam wypytywał mnie o moje życie, o dzieciństwo, o to, dlaczego jestem tutaj i gdzie chciałabym być za kilka lat. Nigdy wcześniej nikt nie zadawał mi takich pytań. Nie miałam w sobie marzeń, które mogłabym bez skrępowania wyciągnąć na światło dzienne.
– Alicjo – zaczął, kiedy po kolacji szliśmy jeszcze na spacer – masz w sobie coś, co trudno znaleźć u ludzi. Prawdziwość, którą straciłem u wielu bliskich.
Za każdym razem, kiedy go widziałam, czułam coś nowego. Coś, co rodziło we mnie nadzieję. Byłam tylko kelnerką, a on... kimś więcej.
Nasz kontakt stał się dla mnie jak powiew innego życia, o którym wcześniej nie miałam pojęcia. Widywaliśmy się coraz częściej, a Adam zapraszał mnie do miejsc, o których nawet nie śniłam. Każdy z tych wieczorów spędzonych razem w eleganckich restauracjach, przy muzyce na żywo, w otoczeniu świata, który dotąd oglądałam tylko z zewnątrz, był dla mnie jak sen.
Było nam razem dobrze
Czasem wydawało mi się to wręcz nierealne. Obok Adama czułam się ważna, jak ktoś, kto też ma swoje miejsce pośród blichtru i luksusu. On, zamożny, szarmancki, zachowywał się tak, jakby nie widział różnicy między nami – jakby to, że jestem kelnerką, nie miało najmniejszego znaczenia. A mnie... wciągnął w swoją orbitę i nie pozwalał jej opuścić.
W jednej z naszych rozmów zebrałam się w końcu na odwagę i zapytałam:
– Adamie, ale... dlaczego? Dlaczego ja?
Uśmiechnął się pod nosem, patrząc na mnie tak, jakby już dawno znał odpowiedź.
– Wiesz, Alicjo, w moim świecie rzadko spotyka się ludzi, którzy są naprawdę sobą. Nie przybierasz masek, niczego nie udajesz. Po prostu... jesteś. I tego właśnie brakowało mi w życiu. I za to cię pokochałem.
Te słowa rozgrzały mnie jak nic innego. Może to była zwykła gra, a może... coś prawdziwego. Nie wiedziałam wtedy, że za tą fascynacją skrywała się historia pełna tajemnic, które miały zmienić życie moje i jego rodziny.
Jego śmierć mnie zaskoczyła
Kilka miesięcy później stało się coś, czego nigdy bym się nie spodziewała. Adam... zmarł. Ta wiadomość przyszła nagle, jak cios, który zwala z nóg. Siedziałam wtedy w swojej kawalerce, przeglądając zdjęcia z jednego z naszych ostatnich spacerów, kiedy zadzwonił telefon. Głos po drugiej stronie był zimny, bezosobowy – pracownik kancelarii, który poinformował mnie o śmierci Adama. Poczułam, jak coś w środku pęka, ale nie byłam w stanie nawet zapłakać.
Kilka dni później przyszedł kolejny telefon, tym razem zaproszenie na odczytanie jego testamentu. Nie rozumiałam, dlaczego miałabym tam być. Przecież byłam tylko jego... partnerką, może kimś więcej, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że Adam mógł cokolwiek mi zapisać. Czułam się niepewnie, zupełnie nie na miejscu, kiedy pojawiłam się w eleganckim biurze kancelarii. Na miejscu zastałam ludzi, których twarze zdradzały mieszankę smutku i napięcia: syn Adama, Dawid, oraz jego była żona, Laura. Oboje patrzyli na mnie, jakbym była intruzem.
Zostawił mi cały spadek
Kiedy notariusz odczytał wolę Adama, zapadła cisza, a słowa docierały do mnie jak przez mgłę. „Główną spadkobierczynią zostaje pani Alicja K.” Nie wierzyłam własnym uszom. Przez chwilę wydawało mi się, że to musi być jakiś błąd.
– To chyba jakiś żart – powiedział Dawid, przerywając ciszę, a jego spojrzenie paliło mnie żywym ogniem. – Kim ty niby dla niego byłaś? Jego... znajomą? Nie pozwolę na to.
Laura, jego była żona, spojrzała na mnie z zimnym uśmiechem, a w jej oczach pojawiło się coś, co przypominało pogardę.
– Naprawdę myślisz, że na to zasługujesz? – rzuciła.
Byłam wstrząśnięta, nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć.
Po odczytaniu testamentu, życie nagle zmieniło się w koszmar. Dawid i Laura nie zamierzali odpuścić. Ledwo wyszłam z kancelarii, a Dawid zatrzymał mnie przy drzwiach. Jego spojrzenie było chłodne, niemal przepełnione wstrętem.
– Myślisz, że to już koniec? – powiedział, a jego głos brzmiał jak lodowaty syk. – Wytoczę każdą możliwą sprawę, żeby to wszystko cofnąć. To nam się należy, rozumiesz?
Odebrało mi mowę, ale kiedy próbowałam odpowiedzieć, Dawid po prostu odszedł, zostawiając mnie na korytarzu wśród prawniczych dokumentów, świstków papieru, które miały być jakąś formą ostatniej woli Adama. Nie chciałam niczego, co wiązało się z tym światem, ale przecież nie mogłam zmienić decyzji, którą on podjął.
Czułam się zaszczuta
Od tamtej pory telefony zaczęły dzwonić nieustannie. Pierwsze były grzeczne – zaproszenia na spotkania, pisma od prawnika Dawida. Potem zaczęły się docinki, uwagi, komentarze ludzi, którzy chyba zawsze uważali, że taka dziewczyna jak ja nigdy nie powinna dostać od życia niczego więcej niż minimum, które już miała.
Pewnego dnia Dawid przyszedł do mnie osobiście. Stał w progu moich drzwi, a jego twarz wyrażała czystą wrogość.
– Naprawdę uważasz, że zasługujesz na te pieniądze? – powiedział, jakby ze mną rozmawiał, choć tak naprawdę wcale nie czekał na odpowiedź. – Mój ojciec był łatwowierny. Taki szczery w swej naiwności. Pewnie myślał, że jesteś „inna” – wycedził ostatnie słowo z kpiną.
– Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobił – odpowiedziałam, zbierając w sobie odwagę. – Ale nie pozwolę wam go obrażać. Adam wiedział, co robi.
Nie odpowiedział, ale wiedziałam, że to nie koniec. Przeczuwałam, że sprawa spadku miała się dopiero skomplikować – że złość, którą wzbudzili, będzie miała swoją cenę.
Przez następne tygodnie czułam się coraz bardziej zagubiona. Z jednej strony myślałam o Adamie, wspominając nasze chwile razem, a z drugiej – nie mogłam odpędzić myśli o jego rodzinie i ich narastającej wrogości. Moje życie zmieniło się nie do poznania, a ja zaczęłam rozważać, czy ten spadek w ogóle był wart tych wszystkich upokorzeń.
On mnie po prostu kochał
Nie mogąc dłużej znieść tej niepewności, postanowiłam pójść do kancelarii i porozmawiać z notariuszem. Może był jakiś sposób, by zrozumieć decyzję Adama? Chciałam dowiedzieć się, dlaczego wybrał właśnie mnie, prostą dziewczynę, zamiast swojej rodziny.
Kiedy weszłam do kancelarii, sekretarka spojrzała na mnie z uprzejmym współczuciem, jakby już wcześniej przygotowano ją na moje pytania. Po chwili poprosiła mnie do gabinetu, gdzie czekał na mnie notariusz z grubą teczką pełną dokumentów.
– Pani Alicjo, Adam zostawił coś specjalnie dla pani – powiedział, wyciągając kopertę z pieczęcią, na której widniało moje imię. – Proszę, to jego list.
Z bijącym sercem otworzyłam kopertę. Adam napisał mi krótką, ale przejmującą wiadomość:
"Alicjo, chciałem, byś wiedziała, że dzięki tobie przypomniałem sobie, co znaczy naprawdę żyć. W tym świecie pozbawionym szczerości i prostoty ty byłaś kimś wyjątkowym. Oddaję ci to, co zgromadziłem przez lata, bo wiem, że nie zmienisz się pod wpływem pieniędzy. To dar, który pozwoli ci być tym, kim naprawdę jesteś. Dziękuję ci za wszystko i kocham Cię".
Zasłoniłam usta, by powstrzymać łzy. Czytałam te słowa w kółko, jakby mogły mi odpowiedzieć na wszystkie pytania, jakie mnie dręczyły. W tej jednej chwili zrozumiałam, że Adam zostawił mi coś więcej niż pieniądze – zostawił mi poczucie, że byłam dla niego ważna.
Ale zaraz po tej chwili wzruszenia przyszło wspomnienie twarzy Dawida i Laury. Wiedziałam, że dla nich list Adama nie będzie żadnym dowodem, że cokolwiek mi się należy. Wręcz przeciwnie – jego słowa tylko bardziej ich rozwścieczą.
Podjęłam decyzję
Minęły miesiące, a ja wciąż czułam ciężar tego spadku na swoich barkach. Każdy dzień przynosił nową falę żalu i oskarżeń ze strony rodziny Adama. Procesy, pozwy, złośliwe wiadomości od Dawida i Laury – wszystko to zdawało się nie mieć końca. Czasami miałam wrażenie, że zaczynam rozumieć ich gniew, choć nigdy nie mogłam pojąć tej bezwzględności, z jaką starali się odebrać mi spadek.
W pewien szary poranek, gdy szłam do kancelarii, by omówić kolejny krok w tej niekończącej się wojnie, przystanęłam nagle na środku chodnika. Wszystko, co mnie otaczało, zaczęło zdawać się absurdalne i pozbawione sensu. Dlaczego właściwie walczyłam? Adam wiedział, kim byłam i co miałam w sercu, ale czy nie robił tego kosztem ludzi, których znał całe życie? Może zostawił mi te pieniądze, bo był już zmęczony ich pretensjami i oskarżeniami? A jeśli tak, to czy miałam prawo cokolwiek zatrzymać?
Z drżącymi rękami weszłam do kancelarii i zażądałam spotkania z Dawidem i Laurą. Gdy tylko przekroczyli próg, ich twarze wyrażały mieszaninę gniewu i pogardy. Laura nawet nie spojrzała mi w oczy. Głos miałam słaby, ale zdecydowany.
– Rezygnuję – powiedziałam, a w pokoju zapadła cisza. – Zwrócę wam wszystko, co zapisał mi Adam. Może oprócz listu, bo… tego jednego nie mogę oddać.
Dawid i Laura patrzyli na mnie jakby z niedowierzaniem, a potem – o dziwo – z czymś na kształt ulgi. Może i ja poczułam wtedy ulgę, ale bardziej niż cokolwiek innego poczułam pustkę.
Kilka dni później spakowałam swoje rzeczy i wyjechałam z miasta. Wiedziałam, że bez względu na to, jak bardzo Adam mnie cenił, życie w cieniu tej fortuny i tej rodziny nie pozwoliłoby mi odnaleźć spokoju. Zostawiłam za sobą przeszłość, ale list Adama nosiłam zawsze przy sobie. Nawet gdy wszystko inne przestało mieć znaczenie, te kilka zdań przypominało mi, kim byłam – dla niego i dla siebie.
Alicja, 30 lat