„Byłam w szoku, gdy mąż ulepił pierogi na Święta. Miał dla mnie jeszcze jedną niespodziankę”
„Wiedziałam, że coś ukrywa. Znałam Piotra na tyle, by wiedzieć, że milczy tylko dlatego, że nie wie, jak ubrać myśli w słowa. Tego wieczoru jego cisza mówiła więcej niż jakiekolwiek słowa. Coś wisiało w powietrzu”.
- Redakcja
Uwielbiam Wigilię, a przygotowania zawsze pochłaniały mnie bez reszty. Lista zadań wydłużała się w nieskończoność – pierogi, karp, sałatki, ciasta. Wszystko robiłam sama, a Piotr przychodził „na gotowe”. Kocham męża bardziej, niż powinnam i zawsze znajdowałam dla niego usprawiedliwienia. Ale w tym roku było inaczej.
– Zrobię pierogi – oznajmił pewnego wieczoru, podczas gdy myłam naczynia.
Zamarłam. Piotr nigdy wcześniej nie garnął się do kuchni. Coś w jego głosie sprawiło, że spojrzałam na niego uważniej.
– Żartujesz? – zapytałam, starając się powstrzymać śmiech.
Ale mąż był śmiertelnie poważny.
– Chcę, żeby te święta były wyjątkowe – powiedział.
Doceniłam gest. W końcu każdy zasługuje na szansę, nawet on.
Poczułam ukłucie niepokoju
Kuchnia była pogrążona w chaosie. Mąka unosiła się w powietrzu, a na blacie leżały porozrzucane miski i farsz. Piotr, w fartuchu, który kiedyś kupiłam dla żartu, stał nad stolnicą i ugniatał ciasto.
– Nie wiedziałam, że potrafisz robić pierogi – zagadnęłam, opierając się o framugę.
Spojrzał na mnie, uśmiechając się, choć trochę sztywno.
– Czasem trzeba spróbować czegoś nowego – odpowiedział, kontynuując pracę.
Obserwowałam go z niedowierzaniem. Jeszcze tydzień temu narzekał, że nie zdążył kupić prezentów, a teraz lepił pierogi. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało normalnie, ale coś mnie gryzło.
– Skąd taki pomysł? – zapytałam, siadając przy stole.
Piotr zawahał się na moment.
– Święta to dobry czas na zmiany – powiedział cicho, jakby do siebie.
Zaśmiałam się lekko.
– Mam nadzieję, że nie chcesz mnie czymś zaskoczyć po Wigilii – rzuciłam żartem.
Uśmiechnął się sztucznie, a ja poczułam ukłucie niepokoju.
Wiedziałam, że coś ukrywa
Cały dzień krzątałam się po kuchni, układając dania na półmiskach i dbając, by wszystko było idealne. Wigilia zawsze miała być perfekcyjna, bo taka była w domu mojej mamy. Mąż przez większość dnia milczał, pomagając tylko, gdy go poprosiłam, choć i to robił jakby automatycznie.
Gdy usiedliśmy do stołu, atmosfera była ciężka. Piotr przełamał opłatek, składając mi życzenia, ale jego słowa były chłodne, nieporadne, jakby wypowiadane z przymusu. Cały czas zerkał na zegarek.
– Coś się stało? – spytałam w końcu, nie mogąc wytrzymać tej dziwnej aury.
– Nie, wszystko dobrze – odparł szybko, zbyt szybko, jakby chciał mnie zbyć.
Obserwowałam go. Próbował zachowywać się naturalnie, ale w jego ruchach było coś nerwowego. Gdy pochwaliłam pierogi, tylko skinął głową i wrócił do jedzenia, nie podchwytując tematu.
– Mógłbyś wreszcie powiedzieć, o co ci chodzi? Jesteś jakiś nieobecny – zaczęłam łagodnie.
Podniósł wzrok, ale zamiast odpowiedzieć, westchnął ciężko.
– Jestem zmęczony. Wszystko naraz... te przygotowania, praca – powiedział, wzruszając ramionami.
Znałam Piotra na tyle, by wiedzieć, że milczy tylko dlatego, że nie wie, jak ubrać myśli w słowa. Tego wieczoru jego cisza mówiła więcej niż jakiekolwiek słowa. Coś wisiało w powietrzu.
Zamarłam w bezruchu
Kolacja dobiegała końca. Świeczki na stole dogasały, a ostatnie kolędy cicho grały w tle. Piotrem zerkał na mnie ukradkiem.
– Muszę coś powiedzieć – zaczął nagle, odkładając kubek z herbatą.
Coś w jego głosie sprawiło, że zamarłam w bezruchu. Nie patrzył na mnie, tylko w swój talerz, obracając w dłoniach widelec.
– Chodzi o coś ważnego? – spytałam, choć czułam, że tak.
– Nie wiem, jak to powiedzieć... – zawahał się, pocierając twarz rękoma. – Od dawna próbuję się zebrać, ale teraz… teraz muszę.
Zamarłam, a mój żołądek zacisnął się w supeł.
– Kochanie, o co chodzi? – próbowałam zachować spokój, choć serce waliło mi jak oszalałe.
Podniósł na mnie wzrok, a w jego oczach zobaczyłam coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam – wyrzuty sumienia, lęk i determinację.
– W moim życiu jest ktoś inny – powiedział cicho, prawie szeptem.
Na moment świat się zatrzymał. Talerz w moich dłoniach zadzwonił o blat stołu, a cisza, która zapadła, była gorsza od najgłośniejszego krzyku.
Jedno wielkie kłamstwo
– Co ty powiedziałeś? – Głos mi zadrżał, ale nie podniosłam tonu. Wpatrywałam się w męża, próbując przetrawić jego słowa.
– Jest ktoś inny – powtórzył cicho, jakby chciał mnie oszczędzić. Ale jego spojrzenie było puste, obojętne. – To nie miało tak wyjść, nie tak, wiesz?
– Nie tak? – Przerwałam mu ostro. – A jak miało wyjść? Co ty sobie wyobrażasz?
Cała się trzęsłam, ale to nie były tylko nerwy. To było coś więcej – gniew, żal, niedowierzanie, że mój mąż, którego kochałam, którego wspierałam, właśnie rozwalił mi życie.
– Kim ona jest? – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
Piotr westchnął, jakby od dawna czekał na to pytanie.
– To Ala. Znamy się od ponad roku.
– Roku?! – Głos mi się załamał, choć próbowałam tego nie pokazywać. – Więc całe nasze życie to było jedno wielkie kłamstwo?
– Nie, Magda… Próbowałem. Naprawdę próbowałem to wszystko naprawić. Ale z nią… – urwał, jakby szukał właściwych słów. – To coś prawdziwego.
– Prawdziwego?! – wrzasnęłam. – A co z nami?! A co z naszym życiem, planami? To wszystko było fałszem?
Piotr spuścił głowę. Zrozumiałam, że nie było już nic więcej do powiedzenia.
Nazajutrz stałam w kuchni, wpatrując się w talerz z pierogami. Tymi, które Piotr lepił jeszcze wczoraj. "Święta to czas zmian", powiedział. Teraz rozumiałam, co miał na myśli.
– Kłamca! – wrzasnęłam. Łzy płynęły mi po twarzy, a w środku wrzała furia. – Jak mogłeś?! Jak mogłeś to zrobić?!
Przez łzy czułam wstyd, pustkę, gniew, ale i siłę. Już nigdy więcej nie pozwolę, by ktoś potraktował mnie w ten sposób.
Magda, 32 lat