Reklama

Nie wiedziałam, w co wsadzić ręce

Próbowałam znaleźć wolną chwilę, żeby zadzwonić do Jagody i trochę pogadać, ale dzięki Bogu było już południe i nic nie wskazywało na to, żeby miało mi się udać.

Reklama

– Mateuszku… – zdesperowana zwróciłam się wreszcie do starszego syna. – Czy mogę cię zostawić w pokoju samego z Bartkiem na pięć minut? Nie pozabijacie się?

Spojrzał na mnie znad porozrzucanych na podłodze kredek i strzępów papieru, jakbym zbudziła go ze snu.

– A zrobis kakao? – wyseplenił cwaniak, wyczuwając okazję, aby coś wytargować. – Z pianką?

Zależy, czy będziecie grzeczni – wskazałam wzrokiem siedzącego w chodziku młodszego.

Bartek zajęty rozbrajaniem autka na nic nie zwracał uwagi. Mateusz skinął głową i wrócił do zabawy, ja tymczasem zgarnęłam komórkę i wyszłam do kuchni. Zdążyłam jednak tylko wystukać numer koleżanki…

– Mamo, wolę chlebek z nutelką – synek stał w drzwiach.

– Pogadamy później – pokazałam mu palcem drzwi. – Zmykaj do brata, kolego!

Tyle zabiegów, a Jagoda i tak nie odebrała! Nagrałam się więc na sekretarkę z informacją, że zadzwonię koło ósmej wieczorem. Lepiej odłożyć pogaduchy z psiapsiółą na czas, gdy Radek będzie już w domu. Mąż, nie da się ukryć, ma u chłopców więcej posłuchu.

Męża ciągle nie było

Szkoda tylko, że odkąd wróciliśmy z czerwcowego urlopu, tak długo pracuje! Jego firma dostała właśnie wymarzone zlecenie i w zasadzie spotykaliśmy się tylko w łóżku… O nie, bez zdrożnych skojarzeń, proszę – oboje wieczorem padamy na twarz jak kawki. Zamienimy kilka słów i witaj, Morfeuszu!

Coraz częściej łapię się na myśli, że chciałabym wrócić do pracy. Nie chodzi tu bynajmniej o moje ambicje i karierę. Po prostu po trzech latach spędzonych z dziećmi pragnę znów dorosłego towarzystwa – jakichś ludzi wokół, z którymi mogłabym rozmawiać o tematach innych niż te krążące wokół wychowania maluchów, gotowania i prania.

Przyznaję, jestem bardzo zmęczona. Kocham synów, lecz ciągłe przebywanie z nimi sprawia, że staję się infantylna! Jeszcze trochę i sama zacznę budować wieże z klocków w wolnym czasie i oglądać kreskówki. Ale czym się tu martwić? Przecież nie mam wolnego czasu!

Mama mówi, że powinnam się cieszyć, bo mogłam sobie pozwolić na urlop wychowawczy. Powtarza, że sama sobie nie wyobrażam, jak szybko przeleci czas, kiedy dzieci mnie potrzebują. Dorosną, zaczną mieć swoje sprawy, oddalą się… A ja już nie mogę się doczekać września, kiedy Mateusz pójdzie do przedszkola! Cóż, może wcale nie jestem dobrą matką?

Wpędziłam się w takie poczucie winy, że zrobiłam Matiemu to kakao z pianką i tę kanapkę z nutellą. Ba! Nawet dałam garść żelków na deser. Potem dokończyłam obiad, powiesiłam pranie i zabrałam maluchy na plac zabaw – strasznie im się podoba nowa zjeżdżalnia. Szkoda tylko, że trzeba mieć oczy wokół głowy, bo teraz, w wakacje, przychodzą tam też wyrostki z całego osiedla i w kółko wybuchają awantury.

Zrobił mi niespodziankę

Dziś na szczęście było spokojnie. Pewnie dlatego, że wciąż panują upały i całe bractwo, za którym nie ciągną się już mamusie, wybrało plażę nad jeziorem. Ja się nawet nie dziwię – też wolałabym popływać, ale z moimi chłopcami mogę zapomnieć... Nawet kiedy byliśmy w tym roku nad morzem, robili wszystko, aby skorzystać z każdej okazji do utopienia się.

Radek wrócił późnym wieczorem w wyjątkowo w dobrym humorze. Nawet przyniósł mi różę; wymęczoną trochę, ale jednak… Miło mi się zrobiło, bo już zdążyłam zapomnieć, że należę do gatunku, któremu ofiaruje się kwiaty. W dodatku mąż się zgłosił z własnej woli do cowieczornej kąpieli i czytania dzieciom!

– Przegrałeś w karty cały nasz majątek, czy mnie zdradzasz? – zapytałam żartem, gdy już zostaliśmy sami.

– A co byś wolała? – zapytał.

Pomyślałam o monstrualnym kredycie, który mieliśmy spłacać jeszcze przez dwadzieścia lat i przestałam się wahać.

– Wolę zdradę – stwierdziłam. – Przyparłeś mnie do muru.

– Mam lepszy pomysł – Radek się uśmiechnął. – Porywam cię pod koniec sierpnia w Bieszczady. Co ty na to?

To właśnie nad Soliną poznaliśmy się na obozie pięć lat temu. Kurczę, byłoby cudownie znów odwiedzić znajome szlaki, posiedzieć przy ognisku…

– Halo, halo, tu Ziemia! Bożena, ocknij się!

– Głupi żart – poczułam się urażona. – Przecież już wykorzystałeś urlop. Chyba nie chcesz gnać przez pół Polski, żeby przez weekend popatrzeć na góry? Zresztą nie stać nas. Kilka dni w górach, tylko we dwoje…

– Wyobraź sobie, że szef obiecał nam tydzień wolnego, jeśli się wyrobimy z planem. Plus premię – tu puścił do mnie oko.

O rany! Zobaczyłam się oczami wyobraźni w Bieszczadach i było to cudowne uczucie. Tylko wciąż miałam wrażenie, że o czymś zapomniałam…

– Ale dzieci są za małe na góry! – krzyknęłam z żalem. – Bartuś ma półtora roku!

– Nie mówiłem, że porywam ich, tylko ciebie – sprostował mąż. – Bożenko, to będzie tylko nasza wyprawa, twoja i moja, jak za dawnych czasów.

– Jak to, a co z chłopcami? Zahibernujemy ich?

Miał już cały plan

Radek, specjalista domowy od planowania, jak się okazało, już wszystko sobie przemyślał.

– Dzieciaki zawieziemy do moich rodziców. Dawno suszyli mi głowę, że chcieliby dłużej pobyć z wnukami. Nawet ciotka Ela zaoferowała się z pomocą.

– A może jednak spróbujmy ich zabrać? – jakoś nie mogłam przyjąć do wiadomości, że miałabym stracić swoje skarby z oczu. – Nie musimy przecież łazić wyczynowo...

– Nie – Radek był stanowczy. – Razem byliśmy nad morzem, teraz pora na odrobinę intymności. Choć przez parę dni.

Zrobiło mi się przykro, w końcu wszyscy jesteśmy rodziną! To całość, jak on może tak mówić?

– Nie przesadzaj, skarbie. Czy było nam źle?

– Było super, Bożena, ale dopiero w czasie urlopu zdałem sobie sprawę z tego, jak wygląda twoje życie na co dzień. Świat nie kręci się tylko wokół dzieci, pora sobie to przypomnieć.

– Znowu aż tak nie przeszkadzają – obraziłam się.

I wtedy wmaszerował półprzytomny Mati:

– Mama, chcę pić – poprosił. – Soku. Duzo.

– Wody, myłeś już zęby, kochanie – wzięłam go na ręce i zaniosłam do sypialni, łapiąc po drodze butelkę z mineralną.

– Widzisz? – powitał mnie Radek, gdy wróciłam. – Widzisz?

Reklama

Mąż wkurzył mnie tym pomysłem! Łatwo powiedzieć: zostawimy dzieci! A jak coś się im stanie? Nigdy sobie nie wybaczę, że byczyłam się, gdy mnie potrzebowały! Bardzo bym chciała jechać w góry z mężem, ale chyba się nie zdecyduję na taki krok… Choć, z drugiej strony, chłopcy rzeczywiście przepadają za dziadkami. Może jednak się zdecydować? Jestem coraz bardziej zła na Radka, że postawił mnie przed takim dylematem.

Reklama
Reklama
Reklama