Reklama

Było późne popołudnie, gdy wróciliśmy z ferii do naszego mieszkania. Dzieci biegały radośnie po korytarzu, rozentuzjazmowane po podróży, a ja, z walizką w jednej ręce i workiem z zabawkami w drugiej, starałam się jakoś utrzymać równowagę. To był cudowny czas, ale jak zawsze, po urlopie, z ulgą wracałam do codziennej rutyny.

Reklama

Kiedy przekroczyłam próg domu, uderzył mnie znajomy zapach mieszanki świeżości i przytulności. Wszystko było na swoim miejscu – poza jednym szczegółem. Na stole w salonie leżał złoty wisiorek. Poczułam niepokój. Nie był to przedmiot należący do mnie, a przecież nikt obcy nie miał kluczy do naszego mieszkania.

– Dzieci, zostawcie te buty i idźcie do swoich pokoi! – zawołałam do nich, próbując przywołać odrobinę porządku. Patrzyłam na wisiorek, zastanawiając się, jak się tu znalazł. Może to prezent od mojego męża? Ale dlaczego leży tu tak po prostu, bez pudełka, bez żadnej kartki?

Nie mogłam przestać myśleć o tym drobiazgu. Coś we mnie szeptało, że powinnam być czujna, ale przecież nie miałam powodów, by sądzić, że mój mąż mógłby mnie zdradzić. Byłam w błędzie.

Jego odpowiedź była wymijająca

Wieczorem, kiedy dzieci już spały, postanowiłam zapytać męża o ten wisiorek. Siedział w kuchni z laptopem, udając, że pracuje. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do pomieszczenia.

– Znalazłam dzisiaj w salonie złoty wisiorek. Skąd się tam wziął? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał beztrosko.

Podniósł głowę znad ekranu, a na jego twarzy pojawił się delikatny grymas. Przez chwilę widać było w jego oczach coś, czego nie potrafiłam nazwać.

Och, to pewnie prezent... dla ciebie – powiedział, ale jego słowa brzmiały nieszczerze.

– Dlaczego go nie zapakowałeś? – dociekałam, nie mogąc pozbyć się niepokoju.

– No wiesz, po prostu chciałem, żebyś go znalazła tak po prostu – jego odpowiedź była wymijająca, a ja czułam, że coś jest nie tak.

Milczałam przez chwilę, próbując zebrać myśli.

– Przecież wiesz, że zawsze wkładasz prezenty do pudełka – zauważyłam. – Coś mi tu nie pasuje.

– To nic wielkiego. Kupiłem go w pośpiechu, to wszystko – starał się bagatelizować sytuację, ale jego głos zdradzał niepewność.

W głowie miałam coraz więcej pytań. Czy to możliwe, że on coś przede mną ukrywa? Czułam, jak serce bije mi szybciej z każdą chwilą, ale postanowiłam na razie dać temu spokój, choć wiedziałam, że muszę to wyjaśnić.

Moje słowa były jak ostrze

Nie mogłam zasnąć tej nocy. Przekręcałam się z boku na bok, myśląc o tym, co Marek mi powiedział.

Następnego dnia, gdy dzieci były w szkole, postanowiłam porozmawiać z nim raz jeszcze. Nie zamierzałam dłużej unikać konfrontacji.

– Kochanie, możemy porozmawiać? – zapytałam, stając w drzwiach jego gabinetu.

Spojrzał na mnie z pewną obawą, ale skinął głową. Usiadłam naprzeciwko niego, czując narastające napięcie.

– Chcę wiedzieć, skąd ten wisiorek naprawdę się wziął – powiedziałam stanowczo.

Jego wyraz twarzy zmienił się na chwilę, jakby szukał słów.

– Już ci mówiłem. To dla ciebie – próbował przekonać, ale tym razem jego ton głosu był znacznie mniej pewny.

– Nie wierzę ci. Co się dzieje? – moje słowa były jak ostrze, próbujące przebić się przez mur tajemnic.

Dlaczego mi nie ufasz? – zapytał z odrobiną gniewu w głosie, ale jego oczy unikały mojego spojrzenia.

– Bo coś ukrywasz, czuję to! – krzyknęłam, tracąc już cierpliwość. – To nie jest normalne, że znajduję coś takiego w naszym domu i nie dostaję jasnej odpowiedzi.

– Nie masz prawa mnie oskarżać. Nic się nie stało – jego głos drżał, a ja widziałam, że zaczyna tracić kontrolę nad sobą.

– Może rzeczywiście nie mam dowodów, ale coś mi mówi, że nie jesteś ze mną szczery. I zamierzam to sprawdzić – powiedziałam z determinacją.

W pokoju zapanowała cisza. Atmosfera była tak napięta, że niemal można było ją kroić nożem. Wiedziałam, że to, co robię, może wszystko zmienić, ale musiałam poznać prawdę.

Nie mogłam dłużej tego znieść

Nie planowałam podsłuchiwać męża. To był czysty przypadek. Byłam w kuchni, szykując obiad, kiedy usłyszałam jego podniesiony głos dobiegający z gabinetu. Kusiło mnie, żeby tam zajrzeć, ale coś mnie powstrzymywało. Mówił przez telefon, a jego ton był zdecydowanie inny niż zazwyczaj.

– Nie, nie, nie mogę teraz... – mówił nerwowo. – Tak, wiem, ale musisz zrozumieć...

Zamarłam, słysząc te słowa. Jego głos był pełen napięcia, jakby starał się przekonać kogoś do czegoś ważnego.

– To była pomyłka, zostawiłaś go tutaj. Alina go znalazła – kontynuował, a ja poczułam, że moje serce na chwilę przestało bić. O kim on mówił? Czy to możliwe, że chodziło o wisiorek?

Nie mogłam tego znieść. Musiałam wiedzieć. Podeszłam bliżej drzwi, starając się usłyszeć więcej.

– Nie, nie mogę teraz rozmawiać, muszę iść. Tak, kochanie. Ja cię też... – te słowa przebiły mnie jak strzała. To nie było normalne. To brzmiało jak... jakby rozmawiał z kimś bliskim. Z kimś, kto nie powinien być bliski.

Zanim zdążyłam się zastanowić, drzwi gabinetu otworzyły się, a Marek stanął w nich, zaskoczony moją obecnością. Jego twarz zbielała, jakby ujrzał ducha.

– To nie tak, jak myślisz... – zaczął, ale ja nie mogłam dłużej tego znieść.

– Z kim rozmawiałeś? – przerwałam mu, walcząc z łzami. – Z kim? Kim jest ta kobieta?

Jego milczenie było odpowiedzią, której najbardziej się bałam. Wiedziałam już, że to, co usłyszałam, było prawdą, której nie chciałam znać.

– Alina, proszę, pozwól mi to wyjaśnić... – próbował coś powiedzieć, ale ja już go nie słuchałam.

– Powiedz mi prawdę. Zdradziłeś mnie? – zapytałam, choć już znałam odpowiedź.

Jego wzrok uciekał, a ja czułam, jak grunt osuwa mi się spod nóg. Przyznał się do romansu, a ja dowiedziałam się, że złoty wisiorek należał do jego kochanki.

Łzy spływały mi po policzkach

Siedziałam na kanapie, wpatrując się w przestrzeń, gdy Marek próbował wyjaśnić sytuację. Jego słowa do mnie nie docierały, jakby były jedynie szumem w tle. Mówił coś o tym, jak to się zaczęło przypadkowo, że to nie miało dla niego znaczenia. Jak mógł mówić, że to nic nie znaczyło, skoro zaryzykował wszystko?

– Naprawdę to nie jest tak, jak myślisz... – powtarzał z desperacją.

– Przestań. Nie chcę już tego słuchać – przerwałam mu zrezygnowana. – Jak mogłeś mi to zrobić? Nam?

To był moment słabości... – zaczął tłumaczyć, ale ja nie mogłam już znieść jego wymówek.

– Moment słabości?! – mój głos był pełen niedowierzania. – Rozumiesz, jak to brzmi? Jak mógłbyś zniszczyć wszystko przez „moment słabości”?

Czułam się, jakby wszystko, co do tej pory znałam, rozsypywało się na moich oczach. Myśli krążyły w mojej głowie jak oszalałe. Jego słowa były jak noże, które wbijały się głębiej z każdą chwilą.

– Ile to trwało? Jak długo mnie okłamywałeś? – spytałam, chociaż bałam się usłyszeć odpowiedź.

– Kilka miesięcy – przyznał, opuszczając wzrok. – Ale to naprawdę nie miało znaczenia...

Zachwiałam się, jakbym dostała cios. Kilka miesięcy życia w kłamstwie. Miesiące, kiedy wierzyłam, że nasze małżeństwo, choć nieidealne, jest prawdziwe. To było nie do zniesienia. Czułam, jak łzy spływają mi po policzkach, a serce krwawiło z rozczarowania i bólu.

Czułam się zagubiona

Nie mogłam tego wszystkiego dusić w sobie. Potrzebowałam z kimś porozmawiać, komuś zaufać. Moja najlepsza przyjaciółka była zawsze moim oparciem. Wiedziałam, że mogę na nią liczyć, niezależnie od sytuacji. Zadzwoniłam do niej, a ona niezwłocznie przyjechała.

Siedziałyśmy w kuchni, a ja opowiadałam jej wszystko, co się wydarzyło. Kasia słuchała w milczeniu, nie przerywając, aż skończyłam.

– To straszne, co cię spotkało – powiedziała, delikatnie ściskając moją dłoń. – Co zamierzasz zrobić?

Westchnęłam, czując ciężar niewypowiedzianych myśli.

– Nie wiem. Czuję się zagubiona. Czy powinnam mu wybaczyć? Ze względu na dzieci? – moje pytania były jak echo, które odbijało się w mojej głowie.

Kasia milczała przez chwilę, a potem zaczęła mówić z powagą.

– Wiesz, nie jestem na twoim miejscu, ale... musisz pamiętać o sobie. O tym, co ty czujesz i czego potrzebujesz. To nie jest łatwe, ale najważniejsze jest, byś była szczęśliwa.

– Ale co z dziećmi? – zapytałam z niepokojem. – Czy to nie zaszkodzi im jeszcze bardziej?

Kasia spojrzała na mnie uważnie.

Dzieci będą szczęśliwe, gdy ty będziesz szczęśliwa. Niezależnie od tego, co zdecydujesz, muszą widzieć, że ich mama jest silna i dba o siebie.

Jej słowa były jak balsam na moją zranioną duszę. Czułam, że muszę podjąć decyzję, która będzie najlepsza dla mnie i dzieci. To, czy będę w stanie mu wybaczyć i dać naszemu małżeństwu drugą szansę, czy też zdecyduję się pójść własną drogą, to było kwestią czasu.

Walka o zachowanie pozorów normalności

Dni mijały, a ja wciąż nie mogłam znaleźć spokoju. Niezależnie od tego, jak bardzo starałam się skupić na codziennych obowiązkach i dzieciach, myśli o zdradzie męża nie opuszczały mnie. Czułam się zdradzona i oszukana, a zaufanie, które kiedyś było fundamentem naszego małżeństwa, teraz rozsypało się na kawałki.

Każde spojrzenie na Marka przypominało mi o jego zdradzie, a każda chwila spędzona razem była dla mnie jak walka o zachowanie pozorów normalności. Było mi trudno znaleźć odpowiedzi na pytania, które wciąż mnie dręczyły.

– Musimy to jakoś naprawić – mówił Marek, gdy pewnego wieczoru usiedliśmy do rozmowy. – Nie mogę cię stracić.

– Naprawić? – powtórzyłam, nie kryjąc sceptycyzmu. – Jak można naprawić coś, co zostało tak boleśnie zniszczone?

Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by odzyskać twoje zaufanie – jego głos był pełen determinacji, ale ja wciąż nie byłam pewna, czy to wystarczy.

Nie wiedziałam, czy potrafię mu wybaczyć, czy kiedykolwiek będę mogła patrzeć na niego bez wspomnień o tym, co się wydarzyło. Ale wiedziałam jedno: muszę teraz zadbać o siebie i dzieci. Muszę znaleźć sposób, by odnaleźć w sobie siłę, której potrzebuję, by przetrwać ten kryzys.

Reklama

Alina, 38 lat

Reklama
Reklama
Reklama