„Byłam zdeterminowana, by wyrwać się ze wsi wbrew ojcu. Już po roku wracałam z podkulonym ogonem”
„Ciężko było mi zaoszczędzić choćby trochę pieniędzy, nawet nie sądziłam, że utrzymanie w dużym mieście kosztuje aż tyle. Strasznie brakowało mi mojego domu, rodzinnych stron. Często śniłam o przyjeździe taty, który mówił: – Wybacz, kochanie, nie wiem co we mnie wstąpiło. Wracaj do nas”.
- Listy do redakcji
Moi rodzice mieli małe gospodarstwo rolne. Wkładali mnóstwo wysiłku w to, aby z tego skrawka gruntu wykarmić naszą piątkę. Jako pierworodna opiekowałam się moimi dwiema młodszymi siostrami, kiedy mama i tata szli do roboty na polu.
Kiedyś patrzyłam z zazdrością na moje koleżanki z miasta. One miały pod ręką praktycznie wszystko – wielkie markety, kina, kawiarenki... A u nas we wsi co było? Jeden sklepik, kościół i przystanek autobusowy. Nawet szkoły brakowało, bo ją zamknęli parę lat temu. Z kolei moje przyjaciółki – wręcz przeciwnie. One marzyły o sielskim uroku wsi, gdy do mnie wpadały. Nie mogły się nim nasycić.
Chciałam się uczyć
Od zawsze wiedziałam, że moje plany na przyszłość różnią się od wizji taty. Gdy kończyłam gimnazjum, non stop namawiał mnie, żebym kontynuowała naukę w technikum o profilu rolniczym.
– W przyszłości powinnaś zająć się prowadzeniem naszego gospodarstwa – mówił.
Jednak ja miałam zupełnie inne zamiary i za nic nie chciałam ulec jego namowom.
Zobacz także
– Zapomnij! Nie ma mowy! – sprzeciwiałam się stanowczo. – Chcę dostać się do ogólniaka!
Zawsze chciałam iść na studia, moje plany na przyszłość były związane jedynie z miastem. Próbowałam wyjaśnić, że wciąż nie mam konkretnych zainteresowań, a do miasta łatwiej jest dojechać i przy okazji da się pozałatwiać różne sprawy. Ojciec nie był zachwycony tym pomysłem, ale ostatecznie uległ. No cóż, to on rządził w naszej rodzinie. Gdyby się nie zgodził, nie dostałabym nawet złotówki na dalszą edukację.
Ojciec chciał mnie wydać za mąż
Ogromnie ubolewałam nad faktem, że nie mam brata, który przejąłby w spadku nasze gospodarstwo. Jedynym pocieszeniem była myśl, że może któraś z moich sióstr zapałała miłością do wiejskiego życia. W międzyczasie tata wpadł na pomysł, żebym poślubiła o rok starszego syna naszych sąsiadów.
– To doskonała partia dla ciebie – bezustannie mi to powtarzał.
Z Ernestem żyliśmy po sąsiedzku przez miedzę. Był cudownym przyjacielem i doskonałym kompanem do zabawy, ale nigdy nie pomyślałabym o nim w inny sposób niż kolega. Często podczas naszych gier odgrywał rolę mojego bohatera lub wybawiciela. Jednak nasze ścieżki wkrótce się rozdzieliły. Ernest postanowił kontynuować naukę w technikum rolniczym w Kamiennej, co sprawiło, że widywaliśmy się coraz rzadziej, a nawet przestaliśmy jeździć razem jednym autobusem.
Ernesta można było uznać za atrakcyjnego mężczyznę. Odznaczał się wysokim wzrostem, postawną sylwetką, opaloną skórą oraz kruczoczarnymi włosami. Jego jedynym mankamentem była pasja do pracy na roli, co było dość nietypowe wśród jego rówieśników. Spora część młodych ludzi z naszej miejscowości wybierała edukację w większych ośrodkach miejskich, najczęściej decydując się na naukę w technikach mechanicznych lub szkołach zawodowych. Mało kto z nich wracał w rodzinne strony. A jeszcze mniej osób pragnęło powrotu na wieś.
Zakochałam się
Kiedy zaczynałam naukę w liceum, tata nie ingerował zbytnio w moje życie szkolne. Jedynie z niezadowoleniem wypisanym na twarzy wchodził czasem do pokoju i wyłączał lampkę, kiedy uważał, że za dużo czasu spędzam nad książkami. W ostatniej klasie zakochałam się w Darku, który chodził do innej klasy na tym samym roczniku. Widywaliśmy się na zajęciach dodatkowych i często gadaliśmy. Zależało mi, żeby zrobić na nim wrażenie, więc specjalnie dla niego zafundowałam sobie kolorowe pasemka. Gdy ojciec to zobaczył, mało brakowało, a wyleciałabym za drzwi.
– Wyglądasz jak jakaś ulicznica – rzucił, ledwo powstrzymując wściekłość.
Obcasy trzymałam w plecaku i wkładałam je tuż przed wejściem do budynku, żeby nie robił mi awantury.
Odmówiłam, gdy Ernest zaprosił mnie na swój bal maturalny – on uczęszczał do technikum, które trwało pięć lat, a ja chodziłam do liceum, które kończyło się po czterech, dlatego nasze zabawy wypadały w tym samym czasie.
Bal maturalny w rolniku? Gdzieś na wsi? W życiu! Moje ambicje sięgały wyżej. Ernestowi jednak nie wygarnęłam prawdy, zamiast tego skłamałam:
– Spotykam się z pewnym chłopakiem i nie byłoby fair, gdybym wybrała się z tobą na studniówkę.
Tak naprawdę wtedy było to jedynie moje głębokie pragnienie, ale prawie uwierzyłam, że tak się właśnie stanie. Przez chwilę miałam wrażenie, że w jego oczach dostrzegłam cień smutku.
Miało być inaczej
Ledwo co taka sytuacja miała miejsce, a ja doświadczyłam czegoś podobnego. Moja babcia często powtarzała, że „Bóg działa powoli, ale zawsze wymierza sprawiedliwość". Chyba coś w tym stwierdzeniu jest na rzeczy. Tak czy siak, od tego momentu zaczął się dla mnie pechowy okres.
Nabrałam odwagi i zagadnęłam Darka, kto będzie mu towarzyszył na studniówce. Miałam nadzieję, że wybierze mnie, ale się rozczarowałam! Oznajmił, że poprosił już o to swoją koleżankę. Całą noc przepłakałam w poduszkę, a kolejnego dnia po raz pierwszy olałam lekcje – miałam tak zapuchnięte oczy, że nie odważyłabym się pokazać Darkowi za nic w świecie.
– Również wybieram się tam z kumplem – zmyśliłam.
Początkowo chciałam odpuścić sobie tę imprezę, jednak doszłam do wniosku, że warto się zjawić i sprawdzić, kim jest ta jego znajoma. No ale z kim by tu pójść? Całe szczęście, że moja kumpela Magda spotykała się z facetem, który był w wojsku.
– Jak będziesz chciała, to zorganizuję ci nie jednego, a cały batalion! – zadeklarowała.
Studniówka nie była udana
Studniówka minęła mi w towarzystwie pewnego Irka, którego ledwo znałam, a który okazał się strasznym nudziarzem. Byłam na siebie cholernie zła. Irek od razu dał mi do zrozumienia, że wpadłam mu w oko i chciał, żebym przez cały wieczór była tylko dla niego! Jakby tego było mało, pociągnął sobie coś w kiblu i oprócz tego, że czuć było od niego procentami, to jeszcze zrobił się strasznie namolny.
Całość zwieńczyłam policzkiem w jego twarz, kiedy próbował wsadzić mi łapę pod kieckę. Koleżance Darka nawet dobrze się nie przyjrzałam, bo cały czas odpychałam Irka, który ciągle się do mnie dobierał. Później jeszcze słał mi jakieś miłosne listy, ale dałam mu jasno do zrozumienia, że nic z tego nie będzie.
Ojciec się wściekł
Moje plany o nauce na uczelni rozwiały się niczym mgła. Nie zdałam matury. Matematyka okazała się dla mnie za trudna. Ojciec wpadł w szał:
– Co za kompromitacja, niech cała okolica wie! Krowy paść, a nie w książkach siedzieć!
Upokorzona spakowałam manatki i tak jak chciałam zdecydowałam się opuścić rodzinne strony. Nawet bez matury. Moje siostry płakały, gdy wsiadałam do autobusu. Nie ukrywam, że ja również popłakiwałam. Zupełnie inaczej widziałam moją przeprowadzkę do miasta w moich wyobrażeniach.
Byłam zdana sama na siebie
Wynajęłam tani pokój i zatrudniłam się w lokalu z pizzą. Szef przez dłuższy czas odkładał podpisanie umowy, a później wyszło na jaw, że jedynie część pensji będzie oficjalnie na umowie, a resztę miałam dostawać pod stołem, do ręki. Z każdym kolejnym miesiącem ta druga część malała, a pracodawca tłumaczył, że muszę ją sobie dorobić z napiwków od klientów. Następnie znalazłam zatrudnienie jako kasjerka w supermarkecie.
Ciężko było mi zaoszczędzić choćby trochę pieniędzy, nawet nie sądziłam, że utrzymanie w dużym mieście kosztuje aż tyle. Strasznie brakowało mi mojego domu, moich rodzinnych stron. Często śniłam o przyjeździe taty, który mówił:
– Wybacz, kochanie, nie wiem co we mnie wstąpiło. Wracaj do nas.
Cały rok poszedł na marne, ponieważ nie przystąpiłam drugi raz do egzaminu dojrzałości, jak zamierzałam. Moja przyjaciółka nakłaniała mnie do wyjazdu i pracy jako opiekunka do dzieci, ale obawiałam się, że sobie nie poradzę bez dobrej znajomości języka.
Tęskniłam za rodziną
Metropolia, która jeszcze niedawno była obiektem moich westchnień, zaczęła mnie przygniatać. Czułam się jak w klatce, brakowało mi tlenu. Od czasu do czasu udawałam się na targ, by poczuć ten znajomy aromat z lat młodości, przywodzący na myśl rodzinne strony. Rzadko kontaktowałam się z mamą telefonicznie, w obawie że słuchawkę podniesie tata. Za każdym razem powtarzałam tę samą formułkę, ledwo powstrzymując płacz:
– U mnie wszystko gra, daję radę. Ściskam.
Z Ernestem zetknęłam się niespodziewanie. Tuż przy budynku poczty. Choć kto wie, czy rzeczywiście był to zbieg okoliczności? Moja babcia mawiała: „To, co ci pisane, leży na drodze".
Ernest przyjechał do miasta, by coś pozałatwiać w różnych instytucjach, między innymi na poczcie. Niemal zderzyliśmy się ze sobą, wchodząc po schodach, więc ciężko byłoby mi zignorować jego obecność. Nie spodziewałam się, że tak bardzo ucieszy go nasze spotkanie. Sama nie wiem czemu, ale poczułam, jak mocniej zabiło mi serce. Minęły ponad dwa lata, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni. W sumie niewiele się w nim zmieniło. Wydoroślał i zmężniał – tak to już bywa po służbie wojskowej.
Nagle wszystko się zmieniło
– Masz ochotę skoczyć ze mną na kawę? – rzucił z uśmiechem. – Najlepiej w tej chwili, o ile masz czas!
Przegadaliśmy prawie cały wieczór przy tej kawie, a po jakichś trzech miesiącach stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Dotarło do mnie, że ta miłość kiełkowała w moim sercu już od jakiegoś czasu, ale dopiero samotność pozwoliła mi dostrzec, co jest w życiu naprawdę ważne. Wróciłam na wieść z podkulonym ogonem. Mama i siostry wprost oszalały z uciechy, ojciec zaś burczał pod nosem:
– Jakbyś od samego początku zrobiła po mojemu, to oszczędziłbym sobie tyle stresu i nerwów. A teraz to nawet nie mam pewności, czy uda mi się dożyć czasu, gdy zostanę dziadkiem.
Wreszcie został dziadkiem, i to od razu dwóch wnuków! Rozpieszcza ich, jak tylko potrafi, zapewne z tego powodu, że nie doczekał się własnego potomka płci męskiej. Ernestowi udało się ukończyć zdalnie studia na kierunku rolniczym, a ja w końcu zdecydowałam się zdać maturę, ale w trybie wieczorowym. Kto wie, może w przyszłości, gdy maluszki troszkę podrosną, rozważę kontynuowanie edukacji?
Aktualnie jesteśmy w trakcie budowy, planujemy otworzyć gospodarstwo agroturystyczne. Nasze włości są całkiem spore i w pełni zmechanizowane. Otrzymujemy również wsparcie finansowe z funduszy europejskich.
Karolina, 24 lata