Reklama

Od kilku lat sam wychowuję moją córkę. Jej matka odeszła, kiedy Ania miała ledwie dziesięć lat. Wtedy świat mi się zawalił, to właśnie ona, ta mała dziewczynka, trzymała mnie przy życiu. Zawsze powtarzałem znajomym, że to moje największe osiągnięcie. Nie samochód, nie mieszkanie, nie stanowisko w pracy – tylko Ania. Kiedy moi koledzy narzekali, że ich nastolatki kłócą się, zamykają w pokojach i żyją z nosem w telefonie, ja mogłem z dumą opowiadać:

Reklama

– A moja Ania to złote dziecko. Uczy się świetnie, nigdy nie podniesie głosu, żadnych wybryków. Wzorowa córka.

Nie raz chwaliłem się nią w pracy. Widziałem spojrzenia kolegów – jedni zazdrościli, inni nie wierzyli, ale mnie to nie obchodziło. Wracałem do domu, a tam zawsze czekała ona: spokojna, uśmiechnięta, ze swoim zeszytem matematyki albo książką. Mieliśmy swoje rytuały. Śniadania przy małym stole w kuchni – zawsze herbata dla mnie, kakao dla niej.

Wieczorami, kiedy kończyła zadania, oglądaliśmy razem filmy albo po prostu siedzieliśmy w ciszy – ona z książką, ja z gazetą. Czasem pomagałem jej przy nauce, choć rzadko tego potrzebowała. Byłem pewien, że znam ją na wylot. Dlatego ten telefon wczoraj po południu ściął mnie z nóg. Wychowawczyni mówiła spokojnym, urzędowym tonem:

– Panie Jacku, znaleźliśmy w plecaku Ani alkohol.

Zaniemówiłem. To musiała być pomyłka. Ktoś ją wrobił, może podłożył. Przecież to niemożliwe, żeby ona… Myśli kotłowały się w głowie.

Spojrzała na mnie chłodno

Wszedłem do mieszkania. Córka siedziała przy stole w kuchni. Miała przed sobą książkę, ale od razu zobaczyłem, że nie czyta. Przewracała kartki mechanicznie, wzrok miała wbity gdzieś poza okno. Odłożyłem teczkę na krzesło i odchrząknąłem, choć w środku aż mnie roznosiło. Podniosła na mnie oczy. Usiadłem naprzeciwko niej. Chciałem od razu przejść do rzeczy, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. W końcu wydukałem:

Dzwoniła twoja wychowawczyni. Powiedziała, że w plecaku znaleźli alkohol.

Ani drgnęła. Żadnego zdziwienia, żadnego oburzenia. Siedziała w ciszy, jakby w ogóle nie chodziło o nią.

– Powiedz coś – próbowałem ją sprowokować. – To niemożliwe, prawda? Przecież ty nie jesteś taka. Ty nigdy byś czegoś takiego nie zrobiła.

Patrzyłem na nią, czekając, aż zaprzeczy, zacznie się tłumaczyć, może nawet się popłacze. Nic takiego się nie stało. Spojrzała na mnie chłodno.

Nie znasz mnie – odezwała się cicho, ale każde słowo cięło mnie jak nóż. – Ty tylko widzisz mnie taką, jaką chcesz mnie widzieć.

Zamarłem.

– Jak to? – zapytałem prawie szeptem. – Przecież zawsze… zawsze byliśmy tacy zgodni. Zawsze ci ufałem.

Nie odpowiedziała. Przewróciła stronę w książce, a ja poczułem się, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. W głowie huczały mi pytania. Jak mogłem tego nie zauważyć? Czy naprawdę przez te wszystkie lata patrzyłem tylko na obraz, który sam sobie wymalowałem, zamiast na nią? Myślałem, że jestem dobrym ojcem, że wiem o niej wszystko. A teraz siedziałem naprzeciwko kogoś, kogo prawie nie znałem. Chciałem coś powiedzieć, ale ona zamknęła się w sobie, a ja czułem, że żadne moje słowa nie przebiją tego muru.

Poczułem wstyd

Następnego dnia wróciłem wcześniej z pracy. Byłem ojcem, więc musiałem spróbować jeszcze raz. Zastałem ją w pokoju. Leżała na łóżku, miała słuchawki w uszach i telefon w dłoni. Zapukałem lekko, a gdy nie odpowiedziała, wszedłem. Podniosła na mnie wzrok, ale szybko wróciła do ekranu.

– Możemy porozmawiać? – zapytałem, starając się, by głos nie zabrzmiał jak rozkaz.

Zdjęła słuchawkę z jednego ucha.

O czym? – spytała tonem, jakiego nigdy wcześniej u niej nie słyszałem.

Usiadłem na krześle obok biurka.

O tym, co się stało. Chcę zrozumieć. Zawsze byliśmy blisko, prawda?

Roześmiała się krótko, ale bez radości.

– Blisko?

Jej słowa trafiły mnie prosto w serce. Zamiast się oburzyć, poczułem wstyd. A jednak próbowałem jeszcze ratować sytuację.

– Chciałem, żebyś miała dobre życie. Żebyś była bezpieczna.

– Bezpieczna? – przerwała mi ostro. – Ty nawet nie wiesz, co ja czuję. Nigdy nie pytałeś. Zawsze tylko: jak oceny, czy lekcje odrobione, czy zachowujesz się grzecznie. Nigdy: co u ciebie, jak się czujesz.

Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszałem. Przecież uważałem się za ojca, który wszystko robi dla dobra córki.

Przecież rozmawialiśmy. O filmach, o książkach, o szkole…

– To nie była rozmowa – przerwała z goryczą. – To było przesłuchanie.

Po raz pierwszy dotarło do mnie, że ten obraz idealnej córki, którym się tak chwaliłem, mógł być tylko maską, którą zakładała dla mnie. Siedziałem bezradny, a ona założyła z powrotem słuchawki i odwróciła się plecami. Czułem, jakbym stracił ją na dobre.

Słuchałem z bijącym sercem

Wieczorem krzątałem się po domu. Nie mogłem skupić się na niczym. W pewnym momencie usłyszałem, że rozmawia przez telefon w swoim pokoju. Drzwi nie były domknięte. Stałem chwilę na korytarzu, jednak ciekawość wygrała.

– Nie mogę być sobą – mówiła Ania. – On i tak nic nie rozumie. Wszyscy myślą, że jestem taka idealna, że mam same piątki i że nigdy nie zrobię nic złego.

Słuchałem z bijącym sercem.

– ... wtedy mam chwilę, żeby nie być tą jego porządną córeczką – dodała.

Miałem ochotę wejść od razu, ale nogi miałem jak z ołowiu. Dopiero gdy usłyszałem jej śmiech, taki smutny, gorzki, nie wytrzymałem. Wszedłem.

Nie będę już udawał, że nic się nie dzieje. Powiedz mi prawdę – powiedziałem, zanim zdążyła schować telefon.

Córka zamarła. Patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Tato… – zaczęła, lecz zaraz zamilkła.

Usiadłem na krześle przy jej biurku.

– Nie uciekaj wzrokiem. Nie jestem twoim wrogiem. Chcę wiedzieć, kim jesteś naprawdę.

Przez chwilę panowała cisza. Czułem, że za moment usłyszę coś, co odmieni nasze życie.

Spojrzała na mnie z wyrzutem

Córka odłożyła telefon na bok i usiadła na brzegu łóżka. Wpatrywała się w podłogę, jakby tam miała znaleźć odpowiedź. Milczała długo, aż w końcu odezwała się głosem, który drżał bardziej ze złości niż ze strachu.

– Bo ty nigdy nie chciałeś mnie prawdziwej. Chciałeś tej swojej idealnej córki, grzecznej, spokojnej, ułożonej. To było wygodne, prawda? Mogłeś się mną chwalić, mówić wszystkim, że masz takie szczęście.

Patrzyłem na nią jak sparaliżowany. Chciałem przerwać, powiedzieć, że się myli, że zawsze ją kochałem, ale nie dała mi dojść do głosu.

– Nigdy nie pytałeś, jak się czuję, czy sobie radzę, czy coś mnie boli. Zawsze tylko: jak oceny, czy praca domowa zrobiona, czy się dobrze zachowuję. Jak robot. – Jej oczy zaszkliły się łzami, ale głos miała twardy. – Nie jestem projektem do spełniania twoich marzeń, tato.

Poczułem, jak coś we mnie pęka. Próbowałem się bronić.

–Chciałem, żebyś miała lepiej niż ja. Moje dzieciństwo było trudne, chciałem oszczędzić ci tego wszystkiego.

Spojrzała na mnie z wyrzutem, który wbijał się głębiej niż najostrzejsze słowa.

– A miałam lepiej? – zapytała chłodno. – Czy tylko byłam twoją wizytówką?

Zabrakło mi odpowiedzi. Siedziałem naprzeciwko niej, a w mojej głowie kłębiły się wspomnienia: te wszystkie chwile, gdy poprawiałem jej wypracowania, gdy mówiłem znajomym, jaka jest wyjątkowa. Nie mogłem zrozumieć, jak to możliwe, że coś, co uważałem za dowód mojej miłości, ona odebrała jako więzienie. Córka wytarła twarz rękawem bluzy i odwróciła się w stronę okna. Siedziałem z poczuciem winy, które dusiło mnie coraz bardziej. Wiedziałem, że właśnie dotknęliśmy rany, której nie da się zagoić kilkoma przeprosinami. Zastanawiałem się, czy w ogóle da się jeszcze cokolwiek odbudować, skoro przez tyle lat nasze relacje opierały się na obrazie, a nie na prawdzie.

Serce ściskało mi się z żalu

Wieczorem w domu panowała cisza. Zrobiłem herbatę i nalałem do dwóch kubków. Postawiłem jeden przed Anią i usiadłem przy stole, naprzeciwko niej. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słowa. W końcu odezwałem się pierwszy.

– Nie wiem, jak zacząć – powiedziałem cicho. – Wiem, że chcę cię lepiej poznać. Nawet jeśli mi się to nie spodoba.

Córka przesunęła palcem po brzegu kubka. Milczała długo, tak że już miałem ochotę coś powiedzieć, kiedy wreszcie westchnęła.

– Wiem tylko, że nie chcę już grać tej roli, którą dla ciebie odgrywałam. Nie chcę być tą idealną córką, którą pokazujesz znajomym.

Słuchałem i nie próbowałem się usprawiedliwiać siebie, nie szukam argumentów. Po prostu siedziałem i słuchałem.

– To dla mnie trudne – dodała, patrząc w bok. – Bo boję się, że jak zobaczysz tę prawdziwą mnie, to już nie będziesz dumny.

Poczułem, jak serce ściska mi się z żalu. Nie wiedziałem, co powiedzieć, żeby jej ulżyć. Dlatego tylko skinąłem głową i wyszeptałem:

Spróbuję.

Nie odpowiedziała. Siedzieliśmy jeszcze długo, w ciszy, przy niedopitej herbacie. Nie było żadnych wielkich deklaracji ani pojednań. Było tylko zmęczenie, ale też jakieś nowe poczucie, że coś się otworzyło. Wiedziałem, że nic już nie będzie takie jak dawniej, ale może w tym właśnie była szansa.

Jacek, 45 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama