Reklama

Kochanie, to jak będzie? – z zamyślenia wyrwał mnie głos żony. Spojrzałem na nią nieprzytomnym wzrokiem. Wiedziałem, że o coś mnie przed chwilą zapytała. Ale o co? Nie miałem pojęcia!

Reklama

Jesteś taki rozkojarzony – uśmiechnęła się z czułością.

– To z przepracowania – westchnąłem.

To była bezpieczna wymówka, widziałem, że Monika się na nią nabierze.

– Jasne. To chcesz na obiad pierogi z mięsem czy makaron z sosem bolognese? – ponowiła swoje pytanie. ?

Zobacz także

– Makaron… – odparłem odruchowo, ale zaraz potem zmieniłem zdanie: – Albo nie, wolę pierogi! Robisz takie pyszne…

Po jej zdziwionej minie domyśliłem się, że znowu walnąłem jakąś gafę. No tak… Pewnie kupiła te pierogi w najbliższej garmażerce, przecież dla dwóch osób nie opłacało się jej nawet wyjmować stolnicy. A ja wybrałem w końcu pierogi, bo pomyślałem sobie nagle, że najlepszy makaron bolognese to robiła Isia, moja pierwsza żona. Żaden, jak do tej pory, mu nie dorównał, więc po co miałbym się męczyć, jedząc inny, a marząc o tamtym?

Dałeś się zaciągnąć do ołtarza?

Isia… To ona była dzisiaj powodem mojego rozkojarzenia. Nasz romans bowiem stał się faktem. Tak, miałem romans ze swoją pierwszą żoną i… zdawałem sobie sprawę, że długo mi się nie uda ukrywać tego faktu przed Moniką. Kobiety są przecież takie domyślne, świetnie działa u nich intuicja. No i czułem, że sam na dłuższą metę nie zniosę tego napięcia!

Isia była moją pierwszą wielką miłością. Poznaliśmy się na obozie żeglarskim, kiedy oboje mieliśmy po siedemnaście lat. Jaki ja wtedy byłem szczęśliwy, że ta piękna dziewczyna zwróciła uwagę właśnie na mnie! Czułem się taki dumny i wyróżniony. Jakbym mógł, to co rano obwieszczałbym tę moją radość całemu światu.

Nie mieszkaliśmy w tym samym mieście, więc nasze uczucie podczas roku szkolnego było wystawione na ciężką próbę. Ale kiedy spotkaliśmy się znowu w wakacje, okazało się, że przetrwało.

W klasie maturalnej jeździłem kilka razy do Isi. Jej rodzice mieli wielki dom, w którym znalazł się dla mnie pokój. Polubili mnie, kiedy więc postanowiłem po zdaniu matury studiować w ich mieście, przyjęli mnie pod swój dach. Ale my z Isią nie zamierzaliśmy długo pozostawać pod ich nadzorem. Już na trzecim roku wynajęliśmy wspólnie kawalerkę. Rodzice najpierw nie byli z tego zadowoleni. Uważali, że jest to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Ale potem machnęli ręką i… zaczęli mówić o naszym ślubie.

– Wtedy będzie można kupić coś własnego, zamiast wydawać pieniądze na wynajem – argumentowali, sugerując, że chętnie się dołożą.

Moi także nie byli przeciwni naszemu małżeństwu, więc doszliśmy z Isią do wniosku, że właściwie dlaczego by nie? Przecież kochamy się nad życie i już od pięciu lat wiemy, że chcemy być razem. Pobraliśmy się po trzecim roku studiów. Nie wszyscy rozumieli nasz wybór. Większość moich kolegów uważała, że dałem się zakuć w małżeńskie kajdany zdecydowanie za szybko.

– Człowieku, tyle jest lasek na świecie, a ty miałeś do tej pory tylko jedną i już jej się dałeś zaciągnąć do ołtarza? – słyszałem.

Ano dałem. Bo była tego warta! Dlaczego więc potem wszystko zepsułem?

Moja Isia bardzo cieszyła się z tego, że została żoną. Podkreślała swój stan cywilny na każdym kroku, tytułując mnie „mężem” przy byle okazji. I śmiała się ze swoich koleżanek, że jej zazdroszczą.

– Niby krytykują, a tak naprawdę każda z nich też by chętnie założyła na palec ślubną obrączkę – komentowała tę kobiecą przewrotność. – Muszę cię dobrze pilnować, kochany, bo żonaty mężczyzna to łakomy kąsek. Sam wiesz, że najlepiej smakują jabłka z cudzego sadu.

Wbrew takim przekomarzaniom nie czuliśmy jednak, że coś może zagrozić naszemu związkowi. Ja ufałem mojej żonie, a ona mnie. I w sumie uważaliśmy, że od razu możemy mieć dzieci, ale obiecaliśmy rodzicom, że poczekamy z tym, aż oboje odbierzemy dyplomy. Wiem, że to było rozsądne żądanie, dlaczego więc potem myślałem wiele razy, że gdyby nie ta ich prośba, to wszystko, być może, potoczyłoby się inaczej?

Jestem od Isi uzależniony

Na ostatnim roku studiów moja żona zachorowała. Początkowo sądziliśmy, że jej przemęczenie jest spowodowane nadmiarem obowiązków. Pisanie pracy magisterskiej, tłumaczenia i korepetycje, którymi zarabiała na życie a także wszelkie domowe sprawy – miała prawo czuć się wykończona. Starałem się ją odciążyć, ale mimo to nadal nie czuła się dobrze. Cały czas by tylko spała!

W końcu moja teściowa zasugerowała, że Isia jest w ciąży. Sprawdziliśmy, ale test nic nie wykazał. Na wszelki wypadek zrobiliśmy więc badanie krwi. Lekarka, wysłuchawszy uważnie, jakie Isia ma objawy, kazała także zrobić mojej żonie test pod kątem boreliozy. I to on wyszedł pozytywnie…

Isia musiała zostać zainfekowana przez kleszcza, który wczepił jej się w pachwinę latem. Wprawdzie go zauważyliśmy, zanim pojawił się rumień, i został usunięty prawidłowo, razem z główką, ale najwyraźniej zdążył już zrobić swoje w organizmie mojej żony.

Isi natychmiast przepisano antybiotyki, po których chciało jej się wymiotować i nie mogła nic jeść. Chociaż się tak męczyła, nic nie pomogły. Pewnego dnia moja żona zemdlała w drodze na uczelnię. Na szczęście karetka pojawiła się bardzo szybko. Po przewiezieniu do szpitala stwierdzono pokleszczowe zapalenie opon mózgowych.

Zaczęła się walka o życie Isi. Przez kilka dni żona była nieprzytomna. Lekarze podali jej kolejny silny antybiotyk i mieli nadzieję, że jej młody organizm wygra z chorobą. Nadzieję, ale żadnej pewności. Mnie i rodzicom kazali się… modlić. Byłem tym wszystkim zdruzgotany. Kiedy moja żona zaczęła wracać do zdrowia, czułem się tak, jakbym przebiegł maraton. I to tam i z powrotem. Myślę, że właśnie wtedy zdałem sobie także sprawę, że jestem od Isi uzależniony, że nie wyobrażam sobie bez niej życia. I… to mnie przeraziło! Bo nie mogłem sobie wyobrazić, co bym ze sobą zrobił, gdyby nagle jej zabrakło.

Ten głupek poleciał na skargę do mojej żony!

Myślę, że to właśnie dlatego potem wszystkie wypadki potoczyły się w niewłaściwym kierunku. Podświadomie bowiem chciałem się chyba uwolnić od tej swojej obsesji na punkcie Isi. A mogłem to zrobić tylko przy pomocy innej kobiety…

Tak, wdałem się w romans z koleżanką z pracy. Wiem, że to głupie i banalne, ale ja naprawdę nie działałem z rozmysłem, lecz pod wpływem szoku, że mógłbym Isię stracić! Ta koleżanka była mężatką, więc sądziłem, że taki romans będzie bezpieczny, bo ani jej, ani mnie nie będzie zależało na tym, aby wszystko się wydało.

Ale, oczywiście, wypadki potoczyły się kompletnie nie po mojej myśli, bo akurat mojej kochance przyświecał zupełnie inny cel. Ja chciałem być dyskretny, tymczasem Gosia chciała za wszelką cenę sprawić, aby mąż był o nią zazdrosny. Nawet za cenę mojego małżeństwa, którym się wcale nie przejęła… A kiedy zadbała o to, aby jej mąż się o nas dowiedział, ten głupek poleciał na skargę do mojej żony!

Nawet nie umiem sobie wyobrazić, co musiała wtedy przeżyć Isia! Była osłabiona, po strasznych przejściach, a ja tymczasem zabawiałem się za jej plecami. Ból, upokorzenie? Nie dziwię się, że pod wpływem chwili podjęła natychmiastową decyzję o rozwodzie. Błagałem ją, aby tego nie robiła, by dała nam kolejną szansę, ale nie chciała.

Zgodziła się tylko na nieorzekanie o winie, ale to i tak było mi obojętne, bo gdyby tylko była taka potrzeba, to przecież wspomógłbym ją finansowo. Zostawiłem także Isi nasze wspólne mieszkanie. Czułem się winny jak cholera i gdybym tylko mógł, tobym cofnął czas i zmienił bieg wydarzeń. Ale to przecież było niemożliwe…

Na wszystko było za późno

Po tym wszystkim, co się stało, nasze rodziny były w szoku. Nie wtajemniczyliśmy ich bowiem w szczegóły naszego rozstania, i byłem za to naprawdę wdzięczny Isi, że nie wylała na mnie kubła pomyj, do czego przecież miała pełne prawo. Przyznam także, że robiłem sobie jeszcze wtedy fałszywą nadzieję, sądząc, że wkrótce może moja żona zmieni zdanie i jeszcze do siebie wrócimy. Skoro nie paliła za sobą mostów?

Powinienem był jednak wiedzieć, że Isia przecież taka już jest i że to nic nie znaczy. Po rozwodzie bowiem nie chciała mnie widzieć. Stwierdziła tylko, że musi odpocząć ode mnie i potrzebuje czasu, by dojść do siebie. Porzuciłem więc myśli, aby wynająć coś blisko niej, i wyprowadziłem się na drugi koniec miasta.

Próbowałem tylko w miarę dyskretnie dowiadywać się, co robi moja żona. A tymczasem Isia zdała egzamin magisterski i rzuciła się w wir pracy. Firma, dla której do tej pory robiła dorywcze tłumaczenia, teraz zaoferowała jej etat. Zaczęła jeździć jako tłumaczka na rozmaite sympozja, spotykać się z ciekawymi ludźmi i tak poznała swojego drugiego męża, inżyniera z Belgii.

Wiadomość, że Isia wychodzi powtórnie za mąż zupełnie mnie przybiła! Do tej pory bowiem miałem jeszcze nadzieję, że naprawdę niedługo znowu się zejdziemy. „Jaki ja byłem naiwny!” – plułem sobie w brodę. Ale już na wszystko było za późno. Isia ponownie została mężatką, w dodatku wynajęła mieszkanie, które niegdyś razem kupiliśmy i przeprowadziła się z mężem do Belgii. Chodziłem wtedy jak błędny. Wpadłem w jakąś obsesję, bo codziennie wystawałem oknami naszego dawnego mieszkania, mając nadzieję, że ona jednak wróci, a to będzie jasnym znakiem, że nie układa jej się z nowym mężem. I tak minął jeden tydzień, drugi…

W mieszkaniu, w którym kiedyś byliśmy tacy szczęśliwi, rządzili się teraz jacyś studenci! Starałem się, jak mogłem, ograniczać wizyty pod moim dawnym blokiem, ale, niestety, mi się to nie udawało. Pewnego wieczoru, kiedy znowu się tam przechadzałem, zaczepił mnie patrol straży miejskiej. Wylegitymowali mnie, pytając, co tutaj robię, bo ktoś do nich zadzwonił i się poskarżył, że chyba kogoś szpieguję.

– Ludzie boją się, że ma pan złe zamiary! – usłyszałem.

Okazała się zabawną i czułą kobietą

A więc wzięto mnie za włamywacza, który rozpoznaje teren albo nawet za zboczeńca! Nie wiedziałem, jak mam się rozsądnie wytłumaczyć, nie wtajemniczając funkcjonariuszy w zawiłości mojego byłego małżeństwa, kiedy nagle za moimi plecami odezwał się głos:

– Ten pan mieszka w bloku naprzeciwko, jest moim sąsiadem!

Odwróciłem się. Za mną stała szczupła szatynka, którą chyba znałem z widzenia. To była właśnie Monika.

– Uratowała mi pani skórę, bo nie wiedziałem, co im powiedzieć. Była żona poprosiła, abym pilnował jej mieszkania, ale zapomniała dać mi klucze. Więc tak sobie tylko zerkam w okna – stwierdziłem.

Monika popatrzyła na mnie z serdecznym uśmiechem.

Może wpadnie pan na kawę, z mojej kuchni doskonale widać wasze okna. A taka obserwacja będzie bezpieczniejsza – zaproponowała.

Potem wpadałem do niej „poobserwować” wiele razy. Przy okazji odetkałem zlew, przymocowałem klamkę i wykonałem mnóstwo innych drobnych napraw, za które Monika odwdzięczała się kawą, ciastem, a nawet obiadem. Po miesiącu poszliśmy do łóżka, a po dwóch się do niej wprowadziłem.

– W celach obserwacyjnych – śmiała się Monika.

– Wyłącznie! – żartowałem.

Monika okazała się zabawną i czułą kobietą. O takich mówi się, że są „lekiem na całe zło”. Była wyrozumiała, przyjęła do wiadomości, że czuję się winny rozpadu mojego pierwszego małżeństwa. Przyznałem się jej do tego, że zdradziłem Isię.

– Nigdy już nie popełnię takiego błędu – zapewniłem swoją nową dziewczynę.

– To dobrze rokuje – stwierdziła.

Cierpliwie zdobywała moje serce, aż w końcu po dwóch latach zdecydowałem się poprosić ją o rękę. Do dzisiaj jednak nie wiem, czy zadecydowało to, że ją pokochałem, czy zwyczajnie straciłem nadzieję na powrót Isi.

Trzy miesiące po naszym ślubie w oknie naprzeciwko zapaliło się światło i zobaczyłem ją! Isia wróciła! Serce skoczyło mi do gardła. Chciałem do niej natychmiast biec, ale czułem, że moje stopy są jak przybite do podłogi. Stałem więc oniemiały. I patrzyłem, jak moja była żona podchodzi do okna i… Nie, nie zaciągnęła rolet! Nigdy tego nie robiła. Kiedy jeszcze byliśmy razem i ja chciałem zasłonić okna, zabraniała mi, mówiąc, że wtedy czuje się jak w potrzasku.

– A kiedy mogę obserwować innych ludzi, mam wrażenie, że nie jestem sama na świecie – pamiętam, jak mi to tłumaczyła.

Teraz byłem jej wdzięczy za ten zwyczaj, bo mogłem ją bezkarnie obserwować. Zastanawiałem się tylko, czy Monika wie o tym, że Isia wróciła i, że stale się jej przyglądam. Nie chciałem ranić drugiej żony, ale obserwowanie pierwszej stało się moją obsesją, której nie mogłem w żaden sposób opanować.

Wiedziałem, że wcześniej czy później natknę się na Isię gdzieś na osiedlu. To było nieuniknione! Milion razy zastanawiałem się, co wtedy oboje powiemy, czy w ogóle będziemy potrafili rozmawiać… Tymczasem wszystko poszło zupełnie gładko.

Isia uśmiechnęła się na mój widok i zapytała:

– Pójdziemy na kawę?

Uważasz, że może nam się udać?

Jestem pewien, że zaproponowała mi to jako przyjaciółka, ale bardzo szybko między nami nawiązała się ta nić porozumienia, którą mieliśmy dawniej. Nić oparta na dużo głębszym uczuciu niż przyjaźń…

Isia opowiedziała mi o swoim nieudanym małżeństwie, nieczułym mężu, od którego w końcu uciekła. Niestety, nie mogłem jej zrewanżować się tym samym, bo ja swoje małżeństwo uważałem za udane. A mimo to, kiedy patrzyłem na Isię, czułem, że ona jest właśnie kobietą mojego życia i wystarczy jedno jej słowo, jeden gest, a padnę przed nią na kolana i będę błagał, aby do mnie wróciła.

Na tej jednej kawie się nie skończyło, ale już potem umawialiśmy się gdzieś na mieście, a nie w osiedlowej kawiarence, bo tam moglibyśmy zostać nakryci przez Monikę.

– Tak bardzo żałuję tego, co zrobiłem – wyrwało mi się po raz tysięczny podczas kolejnej rozmowy.

– Jak także… – oczy Isi popatrzyły na mnie ciepło.

Złapała mnie za rękę, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Przypomniały mi się wszystkie nasze cudowne chwile.

– Czy nasz związek jest jeszcze do naprawienia? – zapytałem szybciej, niż pomyślałem.

– Ale przecież ty masz żonę! – wykrzyknęła Isia.

– Wiem o tym, ale tak naprawdę kocham tylko ciebie! – wyrzuciłem jednym tchem.

Jeszcze tego samego dnia poszliśmy do łóżka. Jak dwoje przestępców ukryliśmy się za zaciągniętymi roletami w naszym dawnym wspólnym domu. Świadomość, że Monika jest tak blisko, może właśnie wygląda przez okno naprzeciwko, paliła mnie żywym ogniem wstydu, ale… Uczucie do Isi było silniejsze ode mnie.

– Musimy przestać to robić – szeptała moja była żona.

– Musimy do siebie wrócić! – byłem tego pewny. – Ja przecież nigdy nie przestałem cię kochać!

– A Monika? Co z nią? – zapytała Isia przytomnie.

– Uważasz, że może nam się udać zbudować trwały związek? – zapytałem.

Kiwnęła głową.

– W takim razie muszę od Moniki odejść. Nie mam innego wyjścia.

To byłaby po prostu bezczelność…

Nie było to łatwe.

– Wiem, że cię krzywdzę. Nie powinienem był się z tobą żenić, skoro cały czas myślałem o Isi… – wyznałem mojej drugiej żonie.

Widziałem w jej oczach żal, ale stwierdziła mężnie:

– Wiedziałam, na co się piszę, kiedy wystawałeś stale w tym oknie. Te dwa lata razem były mi tylko podarowane

Dzisiaj jestem znowu mężem Isi. Nasze rodziny potraktowały wcześniejsze rozstanie jak jakąś fanaberię. Usłyszeliśmy, że i tak wszyscy wiedzieli, że kiedyś będziemy razem.

– Jak najszybciej zróbcie sobie dziecko, żeby wam znowu coś głupiego nie wpadło do głowy – radziła moja mama.

Uznaliśmy, że to dobra rada. Jesteśmy teraz w trakcie zamiany naszego mieszkania. Nie tylko dlatego, że chcemy, aby było większe, bo maluch musi mieć własny pokój. Nie możemy przecież mieszkać naprzeciwko Moniki. To byłaby po prostu bezczelność…

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama