Reklama

Chciałbym ją odnaleźć

Zawsze byłem człowiekiem sukcesu, lecz teraz, z perspektywy lat, dostrzegam, ile mnie to kosztowało. Moje małżeństwo rozpadło się, gdy Marta była jeszcze mała, a ja byłem zbyt skupiony na karierze, by dostrzec, co naprawdę tracę. Żona zabrała córkę i wyjechała na drugi koniec Polski, znikając z mojego życia na dobre. Przez lata tłumiłem wyrzuty sumienia, ale samotność zaczyna mnie przytłaczać. Czuję, że muszę ją odnaleźć, naprawić to, co zniszczyłem.

Reklama

Wynająłem Adama, prywatnego detektywa, by odnalazł Martę. Od początku wzbudził moje zaufanie – był skrupulatny i dyskretny, dokładnie taki, jakiego potrzebowałem. Opowiedziałem mu, jak bardzo boję się, że Marta mnie odrzuci. Pamiętam dzień, gdy żona zabrała ją na drugi koniec Polski. Marta miała wtedy sześć lat, a ja, pochłonięty pracą, pozwoliłem im odejść, myśląc, że robię to dla ich dobra. Teraz, po latach, czuję, że to była jedna z największych pomyłek w moim życiu.

Adam zaczął poszukiwania od przeszukania rejestrów i rozmów z ludźmi, którzy mogli znać Martę lub jej matkę. Codziennie czekałem na wieści, pełen niepokoju i nadziei. Każda godzina bez wiadomości była torturą, ale jednocześnie dawała mi czas na przemyślenie tego, co zrobię, jeśli Marta mnie nie zechce. Czy mam prawo naruszać jej życie po tylu latach? Może powinna mieć możliwość odrzucenia mnie, tak jak ja odrzuciłem ją kiedyś? Wiedziałem, że to moja ostatnia szansa, by naprawić przeszłość, ale coraz bardziej bałem się, że jest już za późno.

Miała naprawdę dobre serce

Po kilku tygodniach niepewności Adam w końcu przyniósł wieści. Odnalazł Martę. Mieszkała w małym miasteczku, daleko od życia, jakie kiedyś znała. Adam opisał mi jej codzienność: pracowała jako wolontariuszka w domu dziecka, pomagała dzieciom, które nie mają nikogo. W pierwszej chwili poczułem ulgę – żyje, ma się dobrze, robi coś wartościowego. Ale zaraz potem przyszło uderzenie.

Moja córka, dziecko, które kiedyś miało wszystko, co mogłem jej dać, teraz mieszka w biedzie i poświęca się pracy, której nigdy bym dla niej nie wybrał. Nie wiedziałem, co myśleć. Z jednej strony byłem dumny z jej siły, z tego, że mimo trudności radzi sobie w życiu. Z drugiej strony, byłem zszokowany jej wyborami. W mojej głowie pojawiały się pytania: dlaczego wybrała takie życie? Czy to ja ją do tego zmusiłem swoją nieobecnością?

Zobacz także

Adam widział moje wahanie i próbował mnie uspokoić, ale wiedziałem, że decyzja o tym, co dalej, musi być moja. Wkrótce miałem się z nią spotkać, ale nie byłem pewien, czy jestem gotowy na to, co usłyszę.

Zdziwiła się moją wizytą

Zebrałem się na odwagę i pojechałem do domu dziecka, gdzie pracowała Marta. Gdy tam dotarłem, serce waliło mi jak młot. Stałem w cieniu drzew, obserwując ją z daleka. Była dokładnie taka, jaką ją sobie wyobrażałem – dojrzała, pewna siebie, a jednocześnie pełna ciepła. Widziałem, jak rozmawia z dziećmi, uśmiecha się do nich, pomaga przy drobnych zadaniach. W tamtej chwili zrozumiałem, jak bardzo się zmieniła i jak bardzo nie znałem już tej kobiety, którą kiedyś była moją małą córeczką.

Zebrałem się w sobie i podszedłem bliżej. Marta zauważyła mnie i na moment zamarła, jakby nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Jej twarz szybko stężała, a w jej oczach pojawił się chłód.

– Co ty tutaj robisz? – zapytała, nie próbując nawet ukryć swojej złości.

– Marta… chciałem cię zobaczyć, porozmawiać – odpowiedziałem, starając się zachować spokój, choć czułem, jak moje serce pęka.

– Po tylu latach? – jej głos był pełen goryczy. – Teraz chcesz rozmawiać? Kiedyś nie miałeś na to czasu.

Każde jej słowo było jak cios. Zrozumiałem, że dla niej byłem kimś obcym, kimś, kto ją zawiódł. Nasza rozmowa nie przyniosła niczego poza bolesną świadomością, że Marta nie jest gotowa na odbudowanie relacji. Odszedłem z ciężkim sercem, wiedząc, że nie będzie łatwo zdobyć jej zaufanie na nowo.

Ona nie chciała mnie znać

Nie mogłem się poddać, mimo że nasze pierwsze spotkanie zakończyło się porażką. Postanowiłem spróbować jeszcze raz, a potem kolejny. Zacząłem odwiedzać Martę częściej, przynosiłem drobne prezenty, rzeczy, które, jak myślałem, mogłyby sprawić jej radość. Zawsze jednak spotykałem się z chłodnym, a czasem wręcz nieprzyjemnym przyjęciem. Marta była nieugięta, jakby zbudowała wokół siebie mur, którego nie mogłem przebić.

Podczas jednej z naszych rozmów, kiedy próbowałem nawiązać z nią bliższy kontakt, w końcu wybuchła.

– Nie rozumiesz, tato? – powiedziała, z trudem powstrzymując łzy. – Nie było cię przez całe moje życie. Zostawiłeś mnie. Dlaczego teraz nagle się pojawiasz?

Starałem się odpowiedzieć spokojnie, choć czułem, że zaraz się rozpadnę.

– Chcę naprawić to, co zepsułem. Wiem, że zawiodłem, ale błagam cię, daj mi szansę...

– Szansę? – przerwała mi ostro. – A gdzie była moja szansa, kiedy cię potrzebowałam? Kiedy mama walczyła o każdy grosz, a ty... Ty gdzie wtedy byłeś?

Milczałem, wiedząc, że nie mam żadnych dobrych odpowiedzi. Marta spojrzała na mnie z bólem i rozczarowaniem.

Znalazłam swoją rodzinę tutaj, wśród tych dzieci, i wśród ludzi, którzy są dla mnie wsparciem. Nie potrzebuję niczego więcej – dodała chłodno.

Te słowa były jak ostateczny cios. Zrozumiałem, że w jej oczach byłem kimś, kto zawiódł ją na całej linii. A jednak, mimo wszystko, nie mogłem się poddać.

Bardzo tego żałuję

Byłem rozdarty. Z jednej strony chciałem walczyć o Martę, pokazać jej, że naprawdę się zmieniłem, że zasługuję na drugą szansę. Z drugiej strony rozumiałem, że jej złość i niechęć są uzasadnione. Widziałem, jak bardzo zraniłem ją swoją nieobecnością, i bałem się, że każdy mój kolejny krok tylko pogłębi ten ból. Spotkałem się z Adamem, by porozmawiać o tym, co dalej. Detektyw słuchał mnie uważnie, a potem, po dłuższej chwili milczenia, powiedział:

– Musisz to zaakceptować. Czasem lepiej jest dać komuś przestrzeń, pozwolić, by sam zdecydował, co jest dla niego najlepsze. Marta potrzebuje czasu, może nawet dużo czasu, zanim będzie gotowa, by cię znowu wpuścić do swojego życia.

Te słowa uderzyły mnie z całą mocą. Wiedziałem, że Adam ma rację. Przestałem myśleć o tym, co ja chcę, a zacząłem myśleć o tym, co naprawdę będzie najlepsze dla Marty. Ostatecznie postanowiłem napisać do niej list. W nim przeprosiłem ją za wszystko, co zrobiłem, za wszystkie te lata, które przepadły. Napisałem, że nie będę jej naciskał, że decyzja o tym, czy kiedykolwiek się jeszcze spotkamy, należy tylko do niej. Wyraziłem nadzieję, że kiedyś będziemy mogli zacząć od nowa.

Czy ten list coś zmieni?

Wiem, że Marta otrzymała mój list kilka dni później. Podobno przez chwilę patrzyła na kopertę, wahając się, czy go otworzyć. W końcu usiadła przy stole i powoli zaczęła czytać. Każde słowo było przesiąknięte moim żalem i miłością, którą przez lata tłumiłem. Gdy skończyła, siedziała w milczeniu, wpatrując się w kartkę papieru, jakby szukała odpowiedzi na pytania, które od dawna ją dręczyły.

List nie zmienił wszystkiego od razu, ale otworzył małe okno, przez które mogła spojrzeć na naszą przeszłość z innej perspektywy. Ja wróciłem do swojego życia, pełen nadziei, że może kiedyś Marta zechce do mnie napisać, spotkać się, porozmawiać. Wiedziałem, że nie mogę na nią naciskać, że teraz wszystko zależy od niej. Czekałem, niepewny, co przyniesie przyszłość.

Przeszłość nie była już tak jednoznaczna, a drzwi, które były zamknięte na głucho, powoli zaczynały się uchylać. Wiedziałem, że decyzja, którą podejmie, nie będzie łatwa, ale byłem gotowy na wszystko. Może kiedyś zdecyduje się na krok, który pozwoli nam obojgu znaleźć wspólną drogę.

Reklama

Piotr, 50 lat

Reklama
Reklama
Reklama