Reklama

Kiedy uświadomiłem sobie, że będę ojcem? Dopiero gdy syn przyszedł na świat. Poprzednio nie pozwalałem sobie na takie myślenie. Podobnie jak moja dziewczyna, uparcie przekonywałem się, że problemy same jakoś się rozwiążą, że nie ma powodów do niepokoju.

Reklama

Miała 16 lat, a ja 17 – zupełnie nie przyszło nam do głowy, że moglibyśmy zostać rodzicami. Było na to zdecydowanie za wcześnie. Z tego powodu nie poruszaliśmy w ogóle tego tematu. Ani między sobą, ani z naszą rodziną.

Nikt nie wiedział, że Agata spodziewa się dziecka. I trudno się temu dziwić. Jej rodzice, skupieni na zarabianiu pieniędzy, kompletnie się nią nie interesowali. Ich rodzicielstwo ograniczało się jedynie do kupowania drogich rzeczy i pytania co w szkole. Kiedy odpowiadała, że wszystko jest w porządku, skupiali się na swoich sprawach. Nawet nie zauważyli, że ich córka przybrała na wadze.

A moi rodzice? Od dawna zarabiali na życie za granicą. Niby opiekowała się mną babcia, ale od ponad pół roku rawie jej nie widywałem. Stwierdziła, że jestem już na tyle dojrzały, że mogę mieszkać sam. Nie miałem nic przeciwko. Otrzymywałem środki na utrzymanie, miałem do dyspozycji cały dom, mogłem robić, co mi się tylko podobało. Jedyne, co musiałem, to chodzić do szkoły i zdać do następnej klasy. Który nastolatek nie chciałby takiego układu?

Agata urodziła trzy dni po moich 18. urodzinach

O tym fakcie poinformowali mnie jej rodzice. Zadzwonili i kazali przyjechać do szpitala. Kiedy tam dotarłem, czekali na mnie w korytarzu. Jej matka płakała, a ojciec drżał ze złości. Kiedy do nich podszedłem, zaczął mnie obrzucać obelgami. Powiedzieli, że nie dopuszczą do tego, aby ich córka zrujnowała sobie życie przez jakiegoś dzieciora. Dlatego zdecydowali, że zostawią noworodka w szpitalu.

– A co ona na to? – wymamrotałem.

– Zgodziła się. Od razu. Nawet nie chciała go zobaczyć. Wie, że to najlepsza decyzja – syknął.

– A co ze mną? Czy ja też muszę się zgodzić?

– Po narodzinach dziecko jest pod opieką matki. Jeżeli nie potwierdzisz swojego ojcostwa, nie będzie konieczna żadna zgoda. Wszystko zostanie załatwione od razu, bez niepotrzebnego rozgłosu i odwiedzin w sądzie – odrzekł.

Początkowo ta informacja wprawiła mnie w radosny nastrój

Przez cały okres ciąży Agaty, żywiłem nadzieję, żeby problem jakoś się rozwiązał. I właśnie ojciec mojej dziewczyny podrzucał mi takie rozwiązanie. Było dziecko, nie ma dziecka. Wystarczy opuścić szpital i zapomnieć, że przyszło na świat. Udałem się nawet w kierunku drzwi, ale coś w środku przekonało mnie do zawrócenia.

– Mam nadzieję, że nie planujesz mącić naszej córce w głowie. Wszystko jest już ustalone – ojciec Agaty stanął mi na drodze.

– Nie mam takiego zamiaru. Chcę tylko zobaczyć swojego syna – odpowiedziałem.

Kiedy przechodziłem obok niego, nie byłem w pełni świadom, jak bardzo moje do tej pory spokojne i beztroskie życie właśnie się kończy. Chyba nigdy nie zapomnę tego momentu, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem mojego syna.

Stałem przy łóżeczku i wpatrywałem się w niego jak zahipnotyzowany. Miał czerwoną, pomarszczoną skórę, ale dla mnie wyglądał jak najpiękniejsze stworzenie na całym świecie. Był moim dzieckiem. Poczułem to całym sobą. Zdałem sobie sprawę, że jeśli pozwolę na to, aby go oddać, nigdy nie będę w stanie sobie tego wybaczyć.

Bez wahania, powróciłem na korytarz. Był tam już tylko ojciec Agaty.

– Gdzie jest pana żona? – zadałem pytanie.

– Poszła po coś do picia. Dlaczego pytasz? – rzucił mi podejrzliwe spojrzenie.

– Bo mam do was coś ważnego do przekazania – nie spuszczałem z niego wzroku.

– Możesz mi to powiedzieć.

– Dobrze. Chciałbym oznajmić, że nie pozwolę, by moje dziecko trafiło do adopcji. Chcę go wychować... Nawet samodzielnie...

– Czy ty oszalałeś? Czy zdajesz sobie sprawę, na co się decydujesz?

– Nie wiem, ale jeśli nie spróbuję, to się nie przekonam – skwitowałem i zanim zdołał cokolwiek odpowiedzieć, skierowałem się do pokoju, gdzie przebywała Agata.

Na początku nawet się ucieszyła, kiedy mnie zobaczyła.

– Nie przejmuj się. Już wszystko uzgodniłam z rodzicami. Wystarczy kilka podpisów, po sześciu tygodniach wizyta w sądzie i kłopoty znikną – uśmiechnęła się.

Zacząłem odczuwać narastającą złość. Nie potrafiłem pojąć, jak moja dziewczyna może wyrażać się w ten sposób o naszym dziecku. Zacząłem się główkować, co ja w ogóle w niej widziałem.

– Jeżeli nie chcesz naszego dziecka to nie. Ale zgłoś, że to ja jestem jego ojcem – rzuciłem prosto z mostu.

– Naprawdę zamierzasz go uznać? – była w szoku.

– Tak, zamierzam. Proszę, nie komplikuj tego, bo tylko utrudni to całą sytuację. Twoi rodzice chcą, żeby wszystko zostało załatwione szybko i bez sensacji – odpowiedziałem zdecydowanie.

Chwilę się zastanawiała.

– Dobrze, zrobimy tak, jak chcesz – odpowiedziała. – Ale zdajesz sobie sprawę, że to zakończy naszą znajomość?

– Zdaję. I wiesz co? Płakać za tobą nie będę – odparłem.

Kiedy opuszczałem szpital, już nie pamiętałem, że Agata kiedykolwiek była częścią mojego życia. Jedyne, czego chciałem, to aby zapomniała o synu i na zawsze zniknęła z mojego życia. Dużo później dowiedziałem się od przyjaciół, że to się udało.

Niedługo po porodzie rodzice wysłali ją do rodziny do Stanów Zjednoczonych. Więcej się nie pokazała...

Następne dni były bardzo intensywne. Musiałem przecież załatwić wszelkiego rodzaju formalności oraz przejść ekspresowy kurs pielęgnacji niemowlęcia. Ojciec Agaty miał rację.

Nie zdawałem sobie sprawy, w co się pakuję

Pielęgniarka usiłowała mi wszystko objaśnić, ale nauka nie szła mi najlepiej. Zaczęło do mnie docierać, że mogę nie dać sobie rady. Miałem nadzieję, że może babcia mi pomoże, ale nie chciała nic słyszeć na ten temat.

– Mam już po dziurki w nosie wychowywania dzieci. Najpierw twój ojciec, potem ty, a teraz jeszcze ten maluch. Wszystko ma swoje granice. Skontaktuj się z rodzicami. Może oni będą chętni – zakomunikowała.

Oczywiście, że zadzwoniłem. Przegadaliśmy całe trzy minuty. Dokładnie tak, jak przypuszczałem, nie byli zbyt chętni do pomocy. Nie chcieli przyjechać nawet na trochę. Zaoferowali jedynie, że będą wysyłać trochę więcej kasy.

– Skoro nawarzyłeś piwa, to teraz musisz je wypić – taki komentarz usłyszałem na zakończenie rozmowy od ojca.

Byłem o krok od powiedzenia mu, że oni razem z matką zostawili swoje piwo, czyli mnie, u babci, lecz się powstrzymałem. Bałem się, że się zdenerwują i przestaną mi dawać kasę. A bez niej ani rusz.

Mogłem oczywiście rzucić szkołę i znaleźć robotę, ale kto by wtedy opiekował się moim maluchem? Załamałem się. Nie miałem pojęcia, co robić, do kogo zwrócić o wsparcie. W ciągu kilku dni miałem odebrać synka ze szpitala.

W desperacji zaprosiłem do siebie mojego najlepszego przyjaciela ze szkoły, Artura, i zwierzyłem mu się ze wszystkiego. Kiedy skończyłem, tylko stwierdził, że jestem szalony i zniknął, jakby ktoś go ścigał. Byłem przekonany, że to na zawsze, że nie chce mieć już do czynienia z gościem, który będzie siedział w pieluchach. Ale nie. Po dwóch godzinach wrócił, a z nim moja wychowawczyni i kilkoro chłopaków i dziewcząt z klasy.

– Co tutaj robicie? – zdołałem wydusić.

– Przyjechaliśmy, żebyś wiedział, że nie jesteś sam, tatusiu – odpowiedzieli jednym głosem.

Następnie, jeden po drugim, zaczęli mi tłumaczyć, w jaki sposób planują mi pomóc. Dowiedziałem się, że dziewczyny w czasie wolnym będą na zmianę zajmować się Filipem, chłopcy wezmą na siebie urządzenie i wyposażenie jego pokoju, a nauczycielka załatwi dla mnie indywidualne nauczanie i dodatkowe środki z pomocy społecznej.

– Czy teraz jest ci trochę lepiej? – zapytał mnie Artur.

– Tak, zdecydowanie jest lepiej – uśmiechnąłem się.

Kiedy parę dni później przywiozłem Filipa ze szpitala, strach minął, a decyzja, którą podjąłem, nie wywoływała już u mnie żalu.

Wierzyłem, że mając tak cudownych przyjaciół, dam radę

Od narodzin Filipa minęły 3 lata. Przez ten czas dostałem solidną szkołę życia. Mimo że moi przyjaciele dotrzymali obietnicy i wspierali mnie, jak tylko mogli, w większości sytuacji musiałem polegać tylko na sobie.

Pampersy, karmienie, kupki, gorączki, wizyty u lekarza... To była moja codzienność. Podczas gdy moi koledzy bawili się na pełnej petardzie, ja przygotowywałem zupę dla Filipa, mając nadzieję, że nie dostanie po niej bólu brzucha. Była wtedy szansa, że zdołałby przespać przynajmniej godzinę, co pozwoliłoby mi się pouczyć albo chociaż odpocząć. Ale Filip nie miał zamiaru zasypiać.
Marudził, płakał i tak dalej. Nie wiem, jak to możliwe, że udało mi się zdać maturę. Przeszedłem wiele trudnych momentów, nie raz przekląłem pod nosem, ale myśl o oddaniu syna nigdy mi nie przyszła do głowy.

Dzisiaj Filip idzie do przedszkola. Jest radosnym, choć czasem bardzo upartym dzieckiem. Właśnie już pierwszego dnia przysporzył trochę problemów opiekunce. I to tak solidnie, że aż się poskarżyła.

– Przepraszam, ale od momentu narodzin zajmuję się nim sam. Nadal się uczę, jak być dobrym ojcem – zrezygnowany wzruszyłem ramionami.

– Naprawdę? Taki młody? I wszystko sam? W takim razie robisz to naprawdę dobrze – zaśmiała się.

Reklama

Myślicie, że robiła sobie żarty?

Reklama
Reklama
Reklama