Reklama

Pociąg kołysał się miarowo, ale dla mnie ten rytm wcale nie był uspokajający. Siedziałem przy oknie, trzymając laptop na kolanach. Przeglądałem slajdy prezentacji, już chyba setny raz, choć za każdym powtórzeniem widziałem w nich nowe niedociągnięcia. „Czcionka na siódmym slajdzie jest za duża. Ten wykres wygląda, jakby robił go amator. A ten żółty kolor… co ja sobie myślałem?” – mruknąłem pod nosem.

Poprawiłem kilka linijek, dodałem jedną animację, skasowałem inną. Kompletnie bez sensu. Wiedziałem, że to nie kwestie wizualne mnie stresują, tylko ja sam. Moja głowa. Moje ręce, które jutro na scenie mogą zacząć drżeć, a głos – jak zwykle – może odmówić współpracy. Zajrzałem do telefonu. Wiadomość od Jarka z mojego działu:

– Prezentacja gotowa? – otrzymałem wiadomość od kierowniczki.

Odpisałem:

– Jeszcze tylko drobne poprawki, nic wielkiego.

Kłamstwo. Ogromne kłamstwo. Musiałem poprawić jeszcze wiele. „Dla mnie ta konferencja była wszystkim. Jeśli wypadnę dobrze – może przestaną traktować mnie jak tło w prezentacji na komputerze. Jeśli spalę temat... wolałem nawet o tym nie myśleć. Pamiętałbym tę porażkę przez najbliższe dziesięć lat".

Oparłem głowę o szybę. Krajobraz mijał szybko – łąki, małe domki, miasta i miasteczka – jakby ktoś przewijał życie do przodu, a ja wciąż stałem w miejscu. Z kolegami z pracy… nie miałem właściwie kontaktu. Mówili do mnie „Adaś”, choć nikt nie znał mnie na tyle, by czegokolwiek o mnie powiedzieć poza „cichy, spokojny, dobry w tabelki”. A ja chciałem być kimś więcej. Chociaż raz.

„Wszystko musi być na tip top” – przebiegło mi po głowie. – „Prezentacja musi być idealna. Idealna.”

Zacisnąłem dłonie na laptopie. Jutro miał być dzień, który – jak powtarzał szef – może „odblokować mój potencjał”. A ja wciąż miałem wrażenie, że mój potencjał siedzi gdzieś przestraszony pod biurkiem i udaje, że go nie ma. Pociąg zwolnił. Serce zaczęło mi bić szybciej. Za szybko. „Byle do hotelu. Byle się położyć. Byle… po prostu przetrwać.” Nie wiedziałem jeszcze, że ten wieczór skończy się kompletnie inaczej, niż planowałem. Że ktoś, na kogo nawet nie zwracałem uwagi, zaraz namiesza mi w życiu. I że wszystko, co w tym pociągu próbowałem kontrolować, za chwilę rozsypie się jak domek z kart.

To chyba jakiś błąd...

Kiedy wysiadłem z pociągu, czułem zmęczenie, które przykleiło mi się do karku jak ciężki szalik. Chciałem tylko dotrzeć do hotelu, zrzucić torbę na łóżko i przez godzinę udawać, że jutro nie istnieje.

– Rezerwacja była na moje nazwisko – powiedziałem spokojnie, chociaż serce biło mi jak przed kartkówką.

Recepcjonista spojrzał na monitor i zmarszczył brwi.

– Chwileczkę... Zaraz to sprawdzę.

Stukał w klawiaturę coraz szybciej, a ja czułem, jak robi mi się duszno. Uśmiech chłopaka blednął z każdą sekundą, aż w końcu spojrzał na mnie z wyraźnym zakłopotaniem.

– Niestety nie mamy takiej rezerwacji. Przykro mi. Dziś mamy komplet.

Myślałem, że się przesłyszałem.

– Ale ja niczego nie anulowałem. Rezerwacja była od dwóch tygodni.

– Wiem, proszę pana, ale... Tak to widnieje w systemie. Nie mam już wolnych pokoi.

Poczułem, jak ziemia osuwa mi się spod nóg. Przecież miałem jutro wystąpienie, musiałem być wypoczęty, skupiony, a zamiast tego stałem w recepcji i zastanawiałem się, czy naprawdę będę musiał szukać noclegu w środku nocy jak jakiś desperat.

– To chyba jakiś błąd... – wyszeptałem, chociaż brzmiało to jak rozpaczliwa prośba, nie stwierdzenie.

Recepcjonista tylko rozłożył ręce.

Naprawdę przepraszam. Mogę podać numery do kilku innych hoteli, ale nie gwarantuję, że znajdzie pan miejsce.

Czułem, że sytuacja wymyka się spod kontroli

Stałem tak przez chwilę bez ruchu, próbując nie pokazać, jak bardzo chciałem uciec. W głowie pojawiła się jedna myśl: „Co teraz? Jak jutro wystąpię, jeśli nie mam gdzie spać?”. Wtedy, jakby wywołany moją rozpaczą, obok recepcji pojawił się Michał. Nie mieliśmy najlepszych relacji w pracy. Do tej pory rozmawialiśmy w tylko tyle, ile wymagała kultura, więc jego widok wywołał we mnie lekkie zakłopotanie. On spojrzał na mnie, potem na recepcjonistę, a na końcu na moją minę, którą pewnie można było czytać jak otwartą książkę.

– Co się stało? – zapytał.

– Moja rezerwacja została anulowana. Chyba będę musiał szukać czegoś na szybko.

Michał uniósł brwi, jakby usłyszał coś zupełnie absurdalnego.

– Przecież dziś wszystko jest zajęte. Duża konferencja, dwa eventy obok... Nie znajdziesz nic w pobliżu.

To, co powiedział, wcale mnie nie pocieszyło. Odwróciłem wzrok, bo czułem, że policzki robią mi się coraz gorętsze. Najchętniej wyszedłbym na zewnątrz, usiadł na krawężniku i udawał, że mnie nie ma. Michał przez chwilę się zastanawiał, po czym rzucił:

– Mam pokój z dwoma łóżkami. Jeśli chcesz, możesz u mnie zostać.

Spojrzałem na niego, przekonany, że mówi to tylko dlatego, że głupio mu było patrzeć na moją minę. Nie wiedział, że takie sytuacje dla mnie były jak cios w samoocenę. Nie lubiłem prosić o pomoc. Nie lubiłem być w centrum uwagi, a już na pewno nie lubiłem sytuacji, w których wyglądałem na osobę bezradną.

– No... chyba nie mam wyboru – odpowiedziałem niechętnie.

– To chodź – powiedział spokojnie, jakby to była najprostsza rzecz na świecie.

Nie tego się spodziewałem

Kiedy ruszyliśmy w stronę windy, czułem się jednocześnie zły, zawstydzony i kompletnie bezsilny. Nie rozumiałem, jakim cudem zwykła rezerwacja mogła zamienić się w taki chaos. Czułem, że sytuacja wymyka się spod kontroli, a ja nigdy nie znosiłem tracić kontroli. Zwłaszcza przed czymś tak ważnym. „Świetnie, Adam. Zaczyna się idealny weekend. A jutro będziesz musiał stanąć na scenie udając, że jesteś profesjonalny i spokojny.

Wieczorem siedzieliśmy z Michałem przy oknie jego hotelowego pokoju.

– Jak się trzymasz przed jutrem?

– Staram się – mruknąłem. – Ale stres robi swoje.

– Wiadomo – stwierdził. – Ale myślę, że poradzisz sobie lepiej, niż myślisz.

Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Rzadko słyszałem podobne słowa od kogokolwiek z pracy. Przecież zazwyczaj byłem tym, którego mijali w korytarzu z krótkim „cześć”. Teraz rozmawiałem z Michałem swobodnie, jakbyśmy byli znajomymi od lat. Gadaliśmy o pracy, o tym, jak trafiliśmy do firmy, o drobiazgach, które nigdy wcześniej nie padły w żadnej naszej rozmowie. Potem zeszło na hobby, a później – zupełnie nieoczekiwanie – na życie prywatne. Michał okazał się zaskakująco normalny, zabawny i dużo spokojniejszy, niż sądziłem.

Dobrze się z tobą współpracuje

Po zakończeniu prezentacji spotkałem Michała w windzie.

– Nieźle Ci poszło. Naprawdę dobrze. – rzucił.

Dzięki, że tak mówisz – odpowiedziałem.

Od konferencji zaczęliśmy współpracować swobodniej. Bez sztucznego dystansu. Bez spięcia, które wcześniej pojawiało się zawsze między nami. Miałem wrażenie, jakbym zyskał sojusznika. Przypomniałem sobie tamten moment w recepcji i aż trudno mi było uwierzyć, że zwykła pomyłka w systemie mogła tyle zmienić. Z Michałem dogadywałem się bez wysiłku. Wystarczyło jedno słowo, żebyśmy wiedzieli, kto co robi. Nie było między nami dawnego napięcia ani nieporozumień.

Pewnego popołudnia, kiedy wspólnie kończyliśmy prezentację dla szefa, Michał powiedział:

– Dobrze się z tobą współpracuje. Nie spodziewałem się, że aż tak.

– Też nie – przyznałem. – Gdyby nie tamto zamieszanie w hotelu, pewnie dalej mijalibyśmy się jak obcy.

Uśmiechnął się tylko, ale w jego spojrzeniu było coś, co sprawiło, że naprawdę poczułem wdzięczność. Pierwszy raz od dawna nie czułem się w firmie sam.

Praca nie była już samotną przeprawą

Minęło kilka kolejnych tygodni i przyzwyczaiłem się do tego, że Michał był gdzieś obok. Zdarzało się, że prosił mnie o opinię, zanim pokazał coś reszcie zespołu. Ja też częściej pytałem go o zdanie, co wcześniej wydawało mi się niemożliwe. Pewnego dnia, kiedy pakowałem laptop do torby, podszedł do mnie.

– Myślę, że dobrze nam idzie. Fajnie mieć w pracy kogoś, z kim można normalnie pogadać.

Uśmiechnąłem się zaskoczony, jak naturalnie to brzmiało. W drodze do domu uświadomiłem sobie, że sytuacja, która początkowo była dla mnie koszmarem, zmieniła coś bardzo ważnego. Nagle biuro przestało być miejscem, w którym liczyłem minuty do wyjścia. Praca nie była już samotną przeprawą. Nie szukałem tego. Nie planowałem. A jednak pojawiło się coś, co zaczynało przypominać przyjaźń.

Adam, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama