„Byłem w żałobie po stracie żony, a zakochałem się w innej kobiecie. Wiedziałem, że to grzech, ale nie mogłem przestać”
„Podziękowałem jej. Pochyliłem się i pocałowałem ją w dłoń. Dłużej, niż wypadało. Spojrzała wtedy na mnie inaczej. I to jedno spojrzenie wracało do mnie od tamtej pory w snach i na jawie. Nie mogłem już udawać, że to tylko przyjaźń”.

- Redakcja
Po śmierci Magdy wszystko wydawało się bez sensu. Zostałem sam z naszą córeczką i natychmiast poczułem, że nie umiem żyć bez niej – ani jako ojciec, ani jako człowiek. Najwięcej wsparcia dawała mi matka Magdy. Spędzaliśmy razem mnóstwo czasu. Była przy mnie, gdy inni się odsuwali. Długo nic nas nie łączyło poza żałobą. Aż nagle zacząłem się bać, że to, co czuję, nie jest już tylko wdzięcznością.
Słowa ugrzęzły mi w gardle
Dorota stała w korytarzu z założonymi rękami, jakby przyszła tu z wyrokiem, a nie wizytą.
– Dzień dobry... – rzuciłem niepewnie, ściągając kurtkę. – Co się stało?
– Nie udawaj głupiego. – Jej oczy płonęły czymś, czego wcześniej u niej nie widziałem. – Co cię łączy z moją matką?
Zamarłem. Słowa ugrzęzły mi w gardle, a dłoń, którą trzymałem za klamkę, zdrętwiała. Przez chwilę miałem wrażenie, że cały dom przycichł.
– Z Haliną? Nic. Pomaga mi z małą. Tylko tyle.
– Naprawdę? – Dorota zmrużyła oczy. – Widziałam, jak na siebie patrzycie. Wszyscy to widzą. Jeśli coś wyjdzie na jaw, jeśli choćby cień podejrzenia padnie na was, zrobię wszystko, żeby odebrać ci dziecko.
Z trudem przełknąłem ślinę.
– Nie wiesz, o czym mówisz.
– Wiem. I ostrzegam cię.
Po jej wyjściu długo stałem przy oknie, nie mogąc się ruszyć. Wracałem myślami do tamtej nocy sprzed kilku tygodni. Mała już spała. Halina siedziała przy stole, zmęczona, z kieliszkiem wina. Podziękowałem jej. Pochyliłem się i pocałowałem ją w dłoń. Dłużej, niż wypadało. Spojrzała wtedy na mnie inaczej. I to jedno spojrzenie wracało do mnie od tamtej pory w snach i na jawie. Nie mogłem już udawać, że to tylko przyjaźń.
Grunt usunął mi się spod nóg
Usiedliśmy naprzeciwko siebie przy kuchennym stole. Halina nalała nam herbaty, ale ani jedno z nas nie miało ochoty pić. Tylko mała, gdzieś w pokoju obok, gaworzyła coś cicho do misia. Przez chwilę oboje słuchaliśmy tego dźwięku, jakby miał nam pomóc zacząć rozmowę.
– Ludzie zaczynają gadać – powiedziałem w końcu, łamiąc ciszę. – Twoja córka grozi, że odbierze mi dziecko.
– Boją się. Bo nie wiedzą, co jest między nami – odpowiedziała cicho.
– A co jest między nami? – zapytałem, świdrując ją wzrokiem.
Zamilkła. Długo nie odpowiadała. W końcu westchnęła, spuszczając wzrok.
– Nie wiem. Wiem za to, że to nie zaczęło się teraz.
Zamknąłem oczy. W mojej głowie pojawił się obraz tamtego wieczoru sprzed lat. Magda była już wtedy moją narzeczoną. Zasnęła wcześnie, zmęczona przygotowaniami do ślubu. Zostałem z Haliną w salonie. Cicho grało radio, a ona zażartowała, że dawno nie tańczyła. Wstałem i podałem jej rękę. Tańczyliśmy. Niewinnie, z dystansem. A potem... nasz taniec trwał za długo. Jej dłoń była zbyt miękka, zbyt pewna. A moje serce biło zbyt mocno.
– Dlaczego nigdy mi o tym nie powiedziałaś? – spytałem, wracając do teraźniejszości.
– Bo wtedy byłam twoją przyszłą teściową. I wiedziałam, że ją kochasz. A teraz... już nikogo nie oszukujemy, prawda?
Wpatrywałem się w nią, czując, jak grunt usuwa mi się spod nóg.
Byłem wściekły
Nie spałem tej nocy. Kręciłem się po domu jak duch. Próbowałem czytać, włączyłem jakiś film, ale nie mogłem skupić się na niczym. O świcie zasnąłem na kanapie, z głową opartą o ramię fotela. Obudził mnie dźwięk dzwonka. Głos Doroty dobiegał z przedpokoju.
– Nie możesz mu ufać. On nie radzi sobie nawet ze sobą, a co dopiero z dzieckiem. Musimy działać. Rozumiesz?
Zerwałem się. Przeszedłem kilka kroków i zamarłem w progu. Drzwi do pokoju były uchylone. Za nimi siedziała szwagierka i mówiła głośno do telefonu. Miała zapasowe klucze i przyszła bez uprzedzenia.
– To patologia – mówiła Dorota. – Nie chcę, żeby moja siostrzenica wyrastała wśród takich niezdrowych emocji. Jej ojciec nie jest w stanie zapewnić mu stabilności.
Cofnąłem się o krok. Głęboko oddychając, próbowałem się opanować. Wtedy zauważyłem coś jeszcze – moja córeczka stała w korytarzu, skulona, w piżamce. Patrzyła na mnie wielkimi oczami. Słyszała wszystko. Wszedłem do pokoju.
– Wynocha z mojego domu! – warknąłem.
– Uspokój się.
– Nie! Już się nasłuchałem. Mam was dosyć! – odwróciłem się do Doroty.
– Ty nie rozumiesz... – zaczęła.
– A ty w ogóle mnie kiedyś słuchałaś?
Obróciłem się na pięcie. W kuchni zastałem Halinę. Patrzyła na mnie ze łzami w oczach. Spojrzałem jej prosto w twarz.
– Powiedz. Czy to prawda, że zawsze coś do mnie czułaś?
Milczała. Potem skinęła głową.
– Tak. Ale nie powinieneś się o tym nigdy dowiedzieć.
Zrobiło mi się słabo
Tamten wieczór zapadł mi w pamięć na zawsze. Halina przyszła późno, kiedy mała już spała, a ja siedziałem przy stole z kubkiem herbaty. Przez dłuższą chwilę nie odzywaliśmy się do siebie. W końcu usiadła naprzeciwko mnie.
– Chcesz znać prawdę? – zapytała cicho.
Skinąłem głową. Przez gardło nie przeszło mi ani jedno słowo.
– Poznałam cię, gdy byłeś jeszcze studentem. Magda przyprowadziła cię kiedyś na rodzinny obiad. Już wtedy coś we mnie drgnęło. Myślałam, że to głupota. Ale nie minęło. Wręcz przeciwnie.
Spojrzała na mnie z takim bólem, że aż cofnąłem się lekko na krześle.
– Potem, kiedy powiedziałeś jej, że chcesz się oświadczyć... – przerwała, jakby brakowało jej powietrza – ...to ja cię do tego zachęciłam. Powiedziałam jej, że nie będzie żałować decyzji.
Zrobiło mi się słabo.
– Chciałaś mnie mieć blisko? – szepnąłem.
– Nie planowałam tego – powiedziała cicho. – Może... może chciałam. Może chciałam mieć cię dla siebie, ale nie mogłam sobie na to pozwolić. Więc zrobiłam to, co było rozsądne.
Wstałem gwałtownie. Chciałem wyjść, uciec, ale nogi miałem jak z waty.
– Zniszczyłaś mi życie – wysyczałem, nie patrząc jej w oczy. – Może nie specjalnie, ale i tak to zrobiłaś.
A jednak... nie mogłem od niej odejść.
Próbowałem opanować drżenie dłoni
Sala była duszna, mimo że panował w niej chłód. Pot ściekał mi po karku, kiedy sędzia wywołał moją sprawę. Usiadłem, próbując opanować drżenie dłoni. Patrzyłem na Halinę, siedzącą po drugiej sali. Obok niej stała Dorota, napięta jak struna. Czułem jej wzrok w plecach. Zacząłem mówić. Opowiadałem o śmierci Magdy, o samotności, o tym, jak trudno być ojcem bez matki. O Halinie mówiłem ostrożnie, z namysłem.
– Bez niej nie dałbym rady. To ona wstawała w nocy, gdy mała miała gorączkę. To ona uczyła mnie, jak się robi kaszkę. To ona była... rodziną, gdy nikt inny nie chciał nią być.
Gdy skończyłem, nastała chwila ciszy. Potem głos zabrała Dorota. Wstała, sztywna jak pręt.
– Ten mężczyzna nie potrafi oddzielić żałoby od obsesji. Uwikłał się w emocjonalną relację z moją matką, a jego dziecko rośnie w tym chaosie. To nie jest środowisko dla dziewczynki. Nie chcemy go skrzywdzić, chcemy tylko ją chronić.
Sędzia poprosił Halinę o zabranie głosu. Wstała powoli, bez cienia wahania.
– Nie jestem z nim. I nigdy nie byłam – powiedziała. – Kiedy moja córka zmarła, nie potrafiłam zostawić Tomka samego. Nie z powodu niego, ale z powodu mojej wnuczki. Ona była najważniejsza. I tylko ją próbowałam chronić.
Słuchałem tego z bijącym sercem. Wtedy pierwszy raz spojrzałem na Halinę nie jak na kobietę, którą pragnąłem, ale jak na kogoś, kto kochał nas wszystkich bez żadnych warunków.
Pozwoliłem jej odejść
Wygrałem sprawę. Sędzia uznał, że nie ma podstaw, by ograniczyć mi prawa rodzicielskie. Wyszliśmy z Haliną z gmachu sądu w milczeniu. Przez chwilę myślałem, że odetchnę, że teraz wszystko się ułoży. Ale nic się nie ułożyło. Kilka dni później spotkaliśmy się w parku, na naszej ławce, gdzie kiedyś razem karmiliśmy gołębie z małą na kolanach. Halina trzymała wnuczkę za rączkę. Przez chwilę znowu poczułem, że jesteśmy rodziną.
– Nie mogę tu już dłużej być – powiedziała cicho. – To wszystko mnie przerosło.
– Dokąd chcesz iść?
– Mam siostrę w Toruniu. Zajmę się jej wnukami. Tam mnie nikt nie zna. Nikt nie będzie szeptał za plecami.
Chciałem ją zatrzymać. Chciałem powiedzieć, że nie dam sobie rady bez nie, ale nie miałem prawa. Wiedziałem, że zrobiła dla nas więcej, niż ktokolwiek inny. A teraz potrzebowała spokoju. Pocałowała małą w czoło i przytuliła ją mocno.
– Nie musisz mnie pamiętać – powiedziała. – Wystarczy, że będziesz szczęśliwa.
Odeszła bez pożegnania. Ja zostałem na tej ławce jeszcze długo po tym, jak jej sylwetka zniknęła za drzewami. Nie wiem, czym była nasza relacja. Czułością? Iluzją? Pragnieniem bliskości w bólu? Wiem jedno: była prawdziwa. I chociaż nie została z nami, na zawsze została we mnie. Nie każdy związek musi trwać, by się liczył. Nie każdy koniec to porażka. Czasem odejście jest najczystszym dowodem miłości.
Tomasz, 36 lat
Czytaj także:
- „Dla córki jestem starowinką, która powinna skapcanieć. A ja myślę, że życie zaczyna się po 60”.
- „Po bankructwie zostałem z niczym. Nocowałem pod mostem, ale jedno przypadkowe spotkanie zmieniło mój los”
- „Przez całe życie stałam w cieniu idealnej siostry. Odkryłam, że jej perfekcyjne życie skrywało mroczny sekret”