Reklama

Majka to moja pierwsza wielka miłość. I miała być ostatnia, bo zakochany w niej po uszy zamierzałem poprosić ją o rękę, mimo że nie miałem wielkich widoków na przyszłość. Byłem tylko biednym studentem mieszkającym w akademiku. A w jej domu – no cóż, nie czułem się nigdy swobodnie. Majka mieszkała z rodzicami w dużej willi. Jej ojciec był znanym adwokatem, a mama nie pracowała, chociaż nigdy bym jej nie nazwał gospodynią domową. Elegancka, od rana do wieczora zajmowała się życiem towarzyskim. Czułem, że nie jestem dla nich najlepszą partią, ale starałem się tym nie przejmować.

Reklama

Miłość i młodość potrafi przecież przenosić góry. Kiedy udało mi się namówić Majkę na wspólny wyjazd na festiwal muzyczny, byłem w siódmym niebie. Mieliśmy spać pod namiotem, być ze sobą non stop przez kilka dni. Wiele sobie po tym obiecywałem.

I było cudownie. Chodziliśmy na koncerty, a wieczorami snuliśmy plany na przyszłość. To znaczy ja snułem, Majka przysłuchiwała się temu życzliwie. Dlatego z wyjazdu pod namiot wróciłem jak na haju i zająłem się szukaniem pracy. Tylko w ten sposób mogłem zarobić na wynajem jakiegoś mieszkanka dla nas – moja ukochana przecież zgodziła się z tym, że powinniśmy zamieszkać razem. Kiedy jednak przybiegłem do Majki, żeby jej powiedzieć, że już wkrótce będzie się mogła do mnie przeprowadzić, ona spojrzała na mnie zdumiona.

– Ale ja w tym roku wyjeżdżam na stypendium za granicę. Nie mówiłam ci? – rzuciła.

No cóż. Najwyraźniej nie uznała za istotne poinformować mnie o swoich planach. Byłem zdruzgotany. Na pytanie, czy jak będzie z powrotem w Polsce, to razem zamieszkamy, tak jak zamierzaliśmy, odparła: zobaczymy.

Zobacz także

Tygodniami nie ruszałem się z domu, zawaliłem egzaminy

Dzisiaj wiedziałbym, że dostałem w ten sposób kosza, ale wtedy byłem za bardzo naiwny. I zakochany. Trzymałem się tego „zobaczymy” jak tonący brzytwy. Nie straciłem nadziei nawet wtedy, gdy Majka napisała mi, że spotkała tam chłopaka, z którym zamierza zostać za granicą na dłużej. Nosiłem przy sobie nasze wspólne zdjęcie, zrobione na tamtym festiwalu i wciąż się w nie wpatrywałem. Najlepszym dowodem na to, jak bardzo tęskniłem za Majką jest to, że pewnego dnia… zapytałem o nasz związek wróżkę. To było na weselu mojego przyjaciela. Zazdrościłem mu jak diabli, że żeni się z miłością swojego życia.

Ktoś mi powiedział, że ciotka panny młodej wróży. W pewnym momencie zagadała do mnie, a ja ośmielony jej zainteresowaniem, wyjąłem fotografię i zapytałem, czy będę kiedyś razem z dziewczyną ze zdjęcia.

– Tak, widzę przy tobie tę kobietę – potwierdziła ciotka z poważną miną. Strasznie ją wtedy za to wyściskałem. Próbowałem jeszcze tego samego wieczoru zadzwonić do Majki, ale zrzucała moje połączenia raz po raz.

Nie wszystko stracone! – wmawiałem sobie. Mijały dni, miesiące, a moja ukochana nie dawała jednak znaku życia. Po jakimś czasie dowiedziałem się, że wyszła za mąż.

Załamałem się. Tygodniami nie wychodziłem z domu, zawaliłem egzaminy. Ale potem koledzy z akademika pomogli mi wziąć się w garść. Skończyłem studia, zacząłem pracować. Nadal jednak nie miałem dziewczyny. Aż pewnego dnia do mojego działu przyszła nowa koleżanka, Jola.

Odniosłem wrażenie, że znamy się od dawna

– Czy myśmy już się gdzieś nie spotkali? – zagadnąłem.

Potem jakoś samo poszło – spędzaliśmy z Jolą coraz więcej czasu. Najpierw służbowo, potem prywatnie. Złapałem się na tym, że już wcale nie myślę o Majce. Po kilku miesiącach postanowiliśmy z Jolą zamieszkać razem, a kiedy okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo doskonale się dogadywaliśmy, oświadczyłem się. Gdy przyjęła pierścionek, poczułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Niedługo później zobaczyłem w internecie reklamę gabinetu ezoterycznego. Roześmiałem się, a Jola od razu zapytała, co mnie tak rozbawiło.

Opowiedziałem jej wtedy o zdjęciu z festiwalu i o tym, co powiedziała mi wróżka na weselu.

– Jak widzisz nie miała racji – podsumowałem.

– Ja także jeździłam co roku na ten festiwal – uśmiechnęła się Jola.

– Naprawdę? – zapytałem i coś mnie wtedy tknęło. Poszukałem w szufladzie tego starego zdjęcia. Spojrzałem na nie i…

– Przecież to jestem ja! – wykrzyknęła Jola patrząc mi przez ramię.

Reklama

Tak, to ona była dziewczyną, która stała w tle w chwili, gdy robiliśmy sobie z Majką zdjęcie. Dlatego jej twarz wydała mi się pierwszego dnia, gdy przyszła do pracy, taka znajoma. A jednak wróżba się spełniła. Jestem z dziewczyną ze zdjęcia.

Reklama
Reklama
Reklama