Reklama

Nigdy nie marzyłam o wielkich rzeczach. Nie potrzebowałam wakacji na Bali, samochodów z salonu ani marmurów w łazience. Wystarczyło mi, że rano mogłam spokojnie wypić kawę, a wieczorem przytulić się do Kamila i obejrzeć coś głupiego w telewizji. Żyliśmy na styk, to fakt, ale byliśmy razem. I to „razem” miało dla mnie wartość większą niż jakiekolwiek pieniądze.

Reklama

Mieszkanie w bloku po dziadkach. Ciasne, ale nasze. Kuchnia z wiecznie przeciekającym kranem. Lodówka, którą trzeba było kopać, żeby się zamknęła. Ale był też Kamil – mój uparty, cichy, ale czuły Kamil. I te jego ręce, zawsze szorstkie od roboty, ale tak pewnie obejmujące mnie w nocy.

Patrycja zawsze była inna. Młodsza, śmielsza, ładniejsza. Miała tę lekkość, której mi brakowało. Jakby świat tylko na nią czekał z uśmiechem. Zawsze coś załatwiła, coś wygrała, coś się jej trafiło. A mnie? Mnie życie się trafiało – takie zwykłe, czasem trudne, ale swoje.

Siostra wygrała dużo kasy

Pamiętam, jak zadzwoniła. Była tak podekscytowana, że przez chwilę myślałam, że się zakochała.

– Ewelka! – wrzasnęła do słuchawki. – Ewelka, siedź, bo padniesz! Wygrałam! No normalnie... wygrałam!

– Co wygrałaś? – zapytałam, ścierając ręką blat kuchenny.

– No kasę! Dużo! W totka! Serio, nie żartuję! – śmiała się jak wariatka. – I wiesz co? Chcę się z tobą podzielić. Z wami. Bo wy... bo wy zawsze byliście przy mnie.

Zaniemówiłam. Pieniądze? Od Patrycji? Jakoś nie umiałam sobie tego wyobrazić.

Wieczorem powiedziałam Kamilowi. Siedział w fotelu, jeszcze w roboczym ubraniu, patrzył w telewizor, ale nie oglądał.

Patrycja chce nam dać pieniądze – rzuciłam niby od niechcenia.

Nie odpowiedział. Tylko jego szczęka lekko się zacisnęła.

– Moglibyśmy... no wiesz, nowa lodówka, może łazienkę zrobić...

– Nie trzeba – powiedział sucho. – Damy sobie radę.

I wtedy poczułam to pierwszy raz. Ten ciężar. Jakby prezent, który miał być wybawieniem, nagle zmienił się w coś, co grozi rozwaleniem wszystkiego, co zbudowaliśmy.

Kłótnia zaczęła się od lodówki

Stałam przy lodówce i wpatrywałam się w jej błyszczącą, stalową powierzchnię jak w lustro. Pachniała nowością. Drzwi domykały się bez kopania, bez przeklinania. Cichy szum agregatu był jak muzyka klasyczna po latach techno w starym rupieciu. Cieszyłam się. Naprawdę się cieszyłam.

– Ładna, co nie? – zapytałam z uśmiechem, kiedy Kamil wszedł do kuchni.

Nie odpowiedział. Otworzył ją, zajrzał do środka, wyjął piwo i zamknął drzwi bez słowa. Wzięłam głęboki oddech.

– Wiesz, nie musimy od razu wydawać wszystkiego. Patrycja powiedziała, że możemy zrobić coś dla siebie. W końcu.

– To nie twoje pieniądze – powiedział cicho, patrząc mi prosto w oczy.

– Nasze życie też nie było tylko moje, a jakoś razem je ciągnęliśmy, prawda?

– Nie chcę żyć za cudze.

– To może byś w końcu zarobił coś więcej?! – wybuchłam. – Może w końcu byś coś zrobił, zamiast siedzieć i narzekać!

Zamarł. Patrzył na mnie tak, jakby mnie nie poznawał. Jakby szukał mojej twarzy w obcej kobiecie.

Więc teraz jestem problemem? Pasożytem? Bo nie mam siostry z totolotkiem?

Zrobiło mi się głupio. Przesadziłam. Ale nie potrafiłam się zatrzymać.

– Nie, ale czasem... czasem mam dość. Tego, że zawsze jest „nie da się”, „nie mamy”, „później”. Mam dość życia na styk.

Odsunął się ode mnie, jakby go uderzyła fala.

– Wiesz co? Może tobie się zmieniło. Ale ja nie potrzebuję pieniędzy, żeby wiedzieć, kim jestem.

Wyszedł z kuchni. A ja zostałam z tą nową lodówką, czując, że właśnie coś zaczęło się psuć. I to nie był sprzęt.

Musiałam się wyżalić

Siedziałyśmy w kawiarni, tej nowej na rogu – z tymi śmiesznymi filiżankami i jazzem w tle. Patrycja, jak zawsze, przyszła w bluzie, która wyglądała jak z katalogu. Ja czułam się przy niej jak szara myszka. I chyba właśnie dziś bolało mnie to bardziej niż zwykle.

– No, opowiadaj – powiedziała, upijając łyk sojowego latte. – Jak tam mężuś?

– Kamil? – westchnęłam. – Wiesz... różnie.

– Nie podoba mu się, że ktoś wam pomógł, co?

Kiwnęłam głową. Nie chciałam wchodzić w szczegóły, ale oczy Patrycji mówiły, że i tak wszystko wie.

– Ewelka, ty się tak nie męcz. Serio. Jesteś młoda, fajna. A nie jakaś Matka Polka, która całe życie będzie się kopać z biedą, bo facet ma ego jak Pałac Kultury.

– To nie takie proste...

– A niby co jest? – przerwała mi. – Kochasz go?

Zawahałam się.

– No właśnie – prychnęła. – Boję się, że ty jesteś z nim z przyzwyczajenia. Bo zawsze był. A może czas, żebyś w końcu pomyślała o sobie?

Patrzyłam na nią. Mówiła to z troską, ale w jej oczach było coś jeszcze – duma, że to ona teraz rozdaje karty.

– Nie chcę się z nim kłócić. Ale... czasem myślę, że bez niego byłoby mi łatwiej. Spokojniej.

– No to może właśnie powinnaś spróbować. Choć raz.

Spojrzałam na swoją filiżankę. Kawa wystygła. A ja poczułam, że nie tylko ona.

Mąż miał pretensje

Była już po północy. Leżałam w łóżku z otwartymi oczami, licząc cienie na suficie. Kamil jeszcze nie wrócił. To już trzeci raz w tym tygodniu. Kiedy w końcu skrzypnęły drzwi, zamknęłam oczy, udając sen.

Przeszedł do kuchni. Słyszałam, jak nalewa sobie wody, siada na krześle. Po chwili zadzwonił telefon.

– Siema – powiedział cicho. – Nie, nie śpi... chyba. – Krótka pauza. – Nie wiem, stary. Ona się zmieniła. Jakbyśmy nagle byli z dwóch różnych światów.

Zamarłam. Głos mi stanął w gardle.

Ta kasa wszystko zniszczyła. Już nie jestem facetem, tylko dodatkiem do jej lepszego życia. Nawet lodówka jest ważniejsza.

Miałam dość. Wyszłam z sypialni boso, w starej koszulce.

Więc jednak mnie nie kochasz?

Zamarł. Telefon szybko schował do kieszeni.

– Ewelina... To nie tak.

– To jak? Powiedz mi, jak? Bo według ciebie jestem teraz kim? Księżniczką od lodówki?

– Czuję się niepotrzebny, rozumiesz? Jakbym był tylko ciężarem. A ty... ty już nie jesteś tą samą osobą.

Patrzyliśmy na siebie. Jakbyśmy byli obcymi ludźmi, którzy kiedyś coś do siebie czuli, ale teraz próbują tylko przeżyć rozmowę.

Znów się pokłóciliśmy

Mieliśmy ciche dni, ale postanowiłam jej sobie umilić kolejnym zakupem. Podeszłam do Kamila z uśmiechem, trzymając karton z robotem kuchennym.

– Zobacz, był na promocji. Patrycja mówiła, że u niej się świetnie sprawdza. Miksuje, kroi, robi ciasto w trzy minuty...

Kamil podniósł wzrok znad gazety. Spojrzał na pudełko, potem na mnie. Jego mina mówiła wszystko.

Serio? Kolejna zabawka?

– To nie zabawka, tylko coś, co ułatwia życie. Poza tym... to za jej pieniądze.

– No właśnie – powiedział chłodno. – Za jej pieniądze. Może od razu zapytaj, czy nie kupi ci nowego męża.

Zamrugałam. To zabolało. Bardziej, niż byłam gotowa przyznać.

– Przesadzasz.

– Nie, Ewelina. To ty przesadzasz. Jeszcze miesiąc temu liczyliśmy każdą złotówkę, a teraz cieszysz się, jakbyś wygrała los na loterii. Tylko że to nie był twój los. Ani mój.

– Bo pierwszy raz w życiu mogę coś sobie kupić, bez stresu, że zabraknie na prąd! Przepraszam, że mnie to cieszy!

– Cieszy cię to, że jesteś na utrzymaniu siostry?

– A ciebie nie cieszy nic! – krzyknęłam. – Nawet jak życie się poprawia, to i tak wolisz narzekać!

Wyszedł z kuchni, trzaskając drzwiami. A ja została sama, z tym cholernym robotem, który miał robić ciasto, a rozwalał mi małżeństwo.

Ta rozmowa była nam potrzebna

Noc była duszna, jakby powietrze też nie mogło już znieść milczenia między nami. Leżeliśmy obok siebie, ale każde z nas jakby na osobnym kontynencie. Kręciłam się nerwowo, aż w końcu westchnął i powiedział cicho:

– Nie śpisz?

– Nie – odpowiedziałam.

Cisza. A potem:

Myślisz, że to wszystko przez pieniądze?

Odwróciłam się w jego stronę. W półmroku widziałam tylko zarys jego twarzy.

– Myślę... że przez nas. Pieniądze tylko to wszystko wyciągnęły na wierzch.

– Ja się boję – powiedział nagle. – Boję się, że już cię nie doganiam. Że jesteś gdzie indziej.

– Nie chcę być nigdzie indziej – szepnęłam. – Tylko chciałam chwilę oddechu. Chciałam poczuć, że mamy coś więcej niż rachunki.

– A ja chciałem poczuć, że jeszcze jestem potrzebny.

Wyciągnęłam rękę i dotknęłam jego dłoni. Nie odsunął jej.

– Jesteś. Tylko my... musimy się nauczyć żyć na nowo. Z tym wszystkim.

Nie odpowiedział. Ale jego palce zadrżały delikatnie w moich. I przez chwilę, tylko przez chwilę, poczułam, że może jeszcze nie wszystko stracone.

Zmieniłam się

Kilka miesięcy później siedziałam przy kuchennym stole. Te same ściany, ta sama lodówka, ale ja już byłam inna. I Kamil też. Choć dalej dzieliliśmy łóżko, choć nadal zostawiał brudne skarpetki przy pralce i parzył mi herbatę, to coś między nami się zmieniło. Jakby fundamenty naszego świata pękły i trzeba je było łatać czymś nowym.

Nie rozstaliśmy się. Może z przyzwyczajenia. A może dlatego, że wciąż w środku tliła się pamięć tego, co było dobre. To już nie była ta sama miłość, ale jeszcze nie tylko wspomnienie. Z pieniędzy Patrycji niewiele zostało. Lodówka została. Robot też. Przestały być symbolem wstydu i bólu.

Patrzyłam w lustro i widziałam kobietę, która zbyt długo próbowała być silna. Ale widziałam też kogoś, kto się nie poddał. Kto miał odwagę walczyć o siebie, nawet jeśli oznaczało to zadrapania na sercu. Pieniądze nie zniszczyły nas. One tylko pokazały, co już dawno zaczęło się kruszyć. Odsłoniły ciche rysy. Wiem, że nie chcę już żyć na styk. Ani emocjonalnie, ani finansowo. I że jeśli mam zostać z kimś – to tylko z kimś, kto mnie widzi. I kogo ja też chcę widzieć. Prawdziwie.

Ewelina, 35 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama