„Chciałam w końcu przedstawić ukochanego rodzicom, ale on unikał teściów jak ognia. Wszystko przez pewną tajemnicę”
„Andrzej sądził, że gdy poznam prawdę, to go rzucę. Albo nisko mnie oceniał, albo tak bardzo mu na mnie zależało, że bał się, że nawet najmniejsza rysa na jego wizerunku przekreśli moją miłość do niego”.
- Anna, lat 34
Wychowałam się w dużej, pełnej miłości rodzinie. Odkąd pamiętam, w święta odwiedzały nas liczne grupy cioć, wujków i kuzynów, a moi rodzice wprost uwielbiali te spędy. Kiedy poznałam Andrzeja, moja mama szybko zaprosiła go do nas na obiad.
– Skoro mówisz, że to coś poważnego, chętnie go z tatą poznamy – powiedziała.
– Jasne, wpadniemy! – obiecałam jej.
Niedługo go poznasz, obiecuję!
Byłam pewna, że Andrzej się ucieszy – byliśmy parą od ponad siedmiu miesięcy i nie mogłam się już doczekać, kiedy ukochany pozna całą moją rodzinę. Niestety, nie przewidziałam jednego – Andrzeja wcale nie ucieszyło zaproszenie. Wręcz przeciwnie – wyglądał na spanikowanego.
– Anka, bardzo mi na tobie zależy i czuję, że między nami dzieje się coś ważnego, ale nie chcę jeszcze bawić się w rodzinne obiadki – powiedział.
Zobacz także
– Ale w czym problem? Mama wszystko przygotuje. Wystarczy, że się pojawimy i spałaszujemy trochę pyszności. Mama świetnie gotuje, a ja…
– Nie, słyszałaś?! I nie stawiaj mnie więcej w tak niezręcznej sytuacji – podniósł głos Andrzej.
Odwołałam niedzielny obiad, wymyślając na poczekaniu kłamstwo o naszym nagłym wypadzie w góry.
– Znajomi zaprosili nas do swojego domku i sama rozumiesz… – tłumaczyłam. – Przepraszam, mamuś. Wpadniemy kiedy indziej. Mam nadzieję, że nie zaczęłaś już żadnych gorączkowych przygotowań?
– A gdzie tam, dopiero środa – powiedziała mama lekkim tonem, jednak w jej głosie usłyszałam rozczarowanie.
– Niedługo go poznasz, obiecuję! – przyrzekłam jej, zanim się rozłączyłam.
Nie mogłam przestać myśleć o zachowaniu Andrzeja
Miesiąc później temat powrócił. Tym razem moi rodzice zaprosili nas na grilla. Miała być też moja młodsza siostra ze swoim facetem i kuzynka z mężem.
– Nie ma mowy! Nie jadę tam z tobą! – krzyknął Andrzej, kiedy powiedziałam mu o zaproszeniu.
Wyglądał na jeszcze bardziej wystraszonego niż poprzednio i nie chciał mi powiedzieć, o co tak naprawdę mu chodzi. Dopiero kiedy się rozpłakałam, przyznał, że boi się niewygodnych pytań.
– Twoi rodzice są nauczycielami, świetnie się ze sobą dogadują, mają ładne mieszkanie. Moja matka pije, a ojciec…
Andrzej urwał w pół zdania i nie chciał podjąć tematu.
– Moja mama nie jest wścibska, Jędrek. Nie będzie cię o nic wypytywać ani oceniać. Po porostu posiedzimy na działce, poznasz moją rodzinę. Zapowiadali taki piękny weekend… Jedź ze mną – prosiłam i w końcu się poddał.
– Wpadniemy tylko na chwilkę, okej? – powiedział.
Wpadliśmy na dłuższą chwilkę, jednak widziałam, że Andrzej jest strasznie spięty. Siedział jak na gwoździach, ledwo się odzywając. Kiedy w końcu zaczęliśmy się ze wszystkimi żegnać, na jego twarzy malował się wyraz niewysłowionej ulgi i zrobiło mi się przykro.
– Przesadziłeś – powiedziałam w samochodzie.
– Serio? Wiesz co? Mam pomysł – w przyszły weekend wpadnijmy do mojej matki. Pokażę ci mój dom rodzinny. Na własne oczy zobaczysz, skąd pochodzę i pewnie szybko się odkochasz!
– Andrzej, co ty opowiadasz?! – krzyknęłam zdenerwowana.
Nie odpowiedział. Prowadził w milczeniu, skupiony na drodze, a kiedy dotarliśmy pod mój blok, ponowił propozycję.
– Przyszła sobota. Pasuje ci?
– Tak, jasne, ale…
– Podjadę po ciebie o dziewiątej rano. Trochę drogi przed nami.
– Nie zobaczymy się w ciągu tygodnia? – zapytałam.
Wysadził mnie pod klatką i na pożegnanie rzucił tylko, że będzie miał dużo pracy. Tego wieczoru nie mogłam przestać myśleć o zachowaniu Andrzeja. „Co się stało z tym wesołym, inteligentnym chłopakiem, którego poznałam?” – zastanawiałam się, bo odkąd zaczęliśmy rozmawiać o naszych rodzinach, mój chłopak zmienił się nie do poznania.
Witaj u przyszłej teściowej
W sobotę ubrałam się raczej swobodnie – dżinsy, błękitna bluzka, balerinki. Skoro mieliśmy jechać na wieś, nie chciałam się zbytnio wystroić. Andrzej przyjechał po mnie punktualnie i wyglądał na spiętego.
– Cześć – uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta.
– Wsiadaj – powiedział, rzucając na tylne siedzenie swoją bluzę.
W czasie podróży prawie w ogóle nie rozmawialiśmy ze sobą – Andrzej sprawiał wrażenie zrezygnowanego i spiętego, ja zastanawiałam się, co zastaniemy na miejscu. „Nawet jeśli jego matka pije, nie może być przecież potworem” – myślałam naiwnie. Nie rozumiałam czemu aż tak bał się tej wizyty…
– To tutaj – głos Jędrka wyrwał mnie z zamyślenia.
Brama była otwarta. Wjechaliśmy na niewielkie, pełne najprzeróżniejszych gratów podwórze. Dom był parterowy i odrapany. Tynk odłaził, rynna była odłamana, a jedna z szyb od frontu – stłuczona. W jej miejsce ktoś upchał zmięte gazety, co wyglądało upiornie.
– Matka nie ma pojęcia, że się pojawimy. Będziesz miała okazję poznać ją od najlepszej strony – powiedział Andrzej z bolesną ironią w głosie.
Ruszyłam za nim, krzywym chodnikiem w stronę drzwi wejściowych. Kiedyś były zielone, teraz odrapane i dziwnie przygnębiające. Rosnące przy domu pokrzywy sięgały mi niemal do połowy ud, a okalająca podwórze siatka była przerdzewiała i powyginana.
Mój chłopak wyjął z kieszeni klucz i otworzył drzwi. Weszłam pierwsza. Panujący w środku zaduch sprawił, że cofnęłam się o krok, niemal wpadając na Jędrka.
– Witaj u przyszłej teściowej – zakpił Andrzej. – Pewnie jeszcze śpi, skoro wczoraj zabalowała – dodał cierpkim tonem.
– Jest południe – zdziwiłam się.
– Co ty powiesz?
Też się cieszę, że cię widzę
Powoli, z ręką przy ścianie niemal w całkowitej ciemności przeszłam przez całą sień. Dom był niewielki i słabo oświetlony. W dodatku szyby w małych oknach były tak brudne, że niewiele było przez nie widać… Andrzej pchnął kolejne drzwi i weszliśmy do niewielkiego, pomalowanego na brudną zieleń pokoju. Wychudzona, ubrana w stary, beżowy szlafrok kobieta spała na wznak, głośno pochrapując. Obok niej, po drugiej stronie szerokiego łóżka z dębową ramą spał zwalisty, brodaty facet w ciemnym dresie. Na stoliku przy łóżku stało kilka butelek i szklanka.
Panujący w pokoju smród był nie do zniesienia. Otworzyłam okno, szarpiąc się z wypaczoną, drewnianą ramą i omiotłam wzrokiem pomieszczenie. Wszędzie butelki, brudne ciuchy i stare gazety. W kącie klatka dla kota, którego nigdzie nie było widać i kilkanaście niedbale „zmiętych” puszek po piwie. Brodacz głośno chrapnął, mamrocząc coś przez sen i przewrócił się na drugi bok, przygniatając ramieniem brzuch kobiety. Sapnęła i spała dalej.
– To twój ojciec? – szeptem zapytałam Andrzeja.
– Nie znam gościa – odparł. – Mamunia pewnie zabalowała, ale to żadna nowość. Zdarzało jej się zapraszać na noc nawet spotkanych na dworcu meneli. Byle tylko mieli ze sobą flaszkę.
Stałam przy oknie, haustami łapiąc świeże powietrze i z niedowierzaniem przyglądałam się otoczeniu. Jak można tak żyć? Jak można upaść tak nisko? Parka na łóżku wciąż chrapała.
– Wstawaj! Syn przyjechał! – Andrzej szarpnął kobietę za ramię i brutalnie wysunął jej spod głowy poduszkę.
– Przestań, Jędrek, przestraszysz ją – zaprotestowałam.
Roześmiał mi się w twarz, a w jego oczach zobaczyłam czystą nienawiść.
– Ja też się bałem, kiedy w dzieciństwie budziła mnie, lejąc pasem ojca, gdzie popadnie. Ale nie będziemy teraz gawędzić o starych sprawach – powiedział Andrzej jakimś obcym, lodowatym tonem.
Kobieta jęknęła, a chwilę później z jej wysuszonych ust wymknęło się przekleństwo.
– Też się cieszę, że cię widzę – powiedział Andrzej z przekąsem.
– Co to za lalka, k…wa mać?! – krzyknęła nagle kobieta, siadając w pościeli.
Możesz być z siebie dumny
Wybiegłam z pokoju, dłużej nie potrafiłam tego znieść. Mdłości podeszły mi do gardła, prawie zwymiotowałam. Na zewnątrz, oparta o samochód Jędrka wzięłam kilka głębszych oddechów, starając się uspokoić. „Panikujesz, dziewczyno” – powiedziałam sobie. „To tylko nieszczęśliwa, schorowana kobieta. Alkoholizm to przecież choroba. Andrzej nie ma nic wspólnego z tą patologią. Nic, a nic!” – w głowie miałam mętlik. Andrzej podszedł do mnie jakieś trzy minuty później. Był blady, ale spokojny. Zupełnie jakby sam fakt, że już się stąd zabieramy przywrócił mu równowagę.
– Wsiadaj, jedziemy – powiedział.
– Przecież dopiero co przyjechaliśmy – zdziwiłam się.
– No i? Liczysz na to, że mamunia nakryje stół śnieżnobiałym obrusem i poda nam obiad? Wolne żarty – roześmiał się gorzko. – Wsiadaj. Brodaty zaczął się do mnie burzyć. Nie mam zamiaru wdawać się z tym typem w bójkę.
– Ale kto to jest?
– Nie mam pojęcia. To może być ktokolwiek. Mamunia zawsze lubiła męskie towarzystwo. Któregoś dnia marnie skończy, tyle ci powiem.
– Często tu bywasz? – zapytałam.
– Pytasz, czy wpadam na gwiazdkę? – ironizował. – Nie.
– Pytam, kto jej pomaga. Przecież ta kobieta jest w kompletnej rozsypce.
– Na własne życzenie. A pomaga jej siostra, ciocia Irka. Sama też popija, ale nie aż tak. Ja bywam tu raz, dwa razy w roku, zazwyczaj tylko po to, żeby zrobić jej większe zakupy i jakoś ogarnąć dom. Matce nie zdarza się sprzątać…
– Straszne. Może potrzebna jej lepsza pomoc? Może opieka społeczna…
– Opieka społeczna bywa u niej w miarę często i wierz mi, mojej matce podało pomocną dłoń już wiele osób. Zmarnowałem lata, usiłując jej pomóc. Woziłem ją na odwyk, trzymałem pod kluczem, zabierałem pieniądze z renty... Wszystko na nic. Jak widzisz, nawet teraz znajduje chętnych na swoje wątpliwe wdzięki – powiedział cicho Andrzej.
Wyjechaliśmy na szosę.
– Nic nie powiesz? Może masz ochotę zaprosić tu twoich rodziców? Pewnie byliby zachwyceni – znów ironizował.
– Andrzej, kocham cię, słyszysz?! – krzyknęłam. – Jesteś fantastycznym człowiekiem i możesz być z siebie dumny. Pomyśl, dokąd doszedłeś i to zdany tylko na siebie! Skończyłeś studia, pracujesz z niepełnosprawnymi dziećmi, tyle z siebie dajesz.
– Ciotka mi pomogła. Siostra ojca. Gdyby nie ona, skończyłbym pewnie w mamrze.
– Poznam ją kiedyś? – zapytałam.
– Będzie ciężko. Nie żyje od ponad sześciu lat – powiedział Andrzej. – Zabiorę cię w jeszcze jedno miejsce, a później skoczymy na pizzę. W sąsiedniej wsi jest dobry lokal.
– Jasne, chętnie – uśmiechnęłam się blado.
Od rana źle się czułam. Kręciło mi się w głowie, miałam mdłości i bolał mnie brzuch. Do tego byłam dziwnie senna i słaba, co zdarzało mi się raczej rzadko. Zazwyczaj bywałam wulkanem energii.
Czy mogą być piękniejsze słowa?
Jędrek skręcił w lewo i zjechaliśmy w stronę widniejącego na pobliskim wzgórzu, niewielkiego cmentarza. Chwilę później szliśmy zadbaną alejką pośrodku grobów.
– To tutaj – powiedział Jędrek, przystając przed zaniedbanym, usypanym z ziemi grobem. – Mój ojciec.
– Co takiego? – wyjąkałam kompletnie zszokowana.
– To, co słyszałaś. Odsiadywał wyrok. Teraz masz jasność, kotku. Związałaś się z synem pijaczki i zwyrodnialca. Wciąż mnie kochasz? – zapytał Andrzej, odwracając się do mnie plecami.
Chwilę później ruszył w dół alejki i zostałam sama nad zaniedbanym grobem. Zwymiotowałam w pokrzywy tuż za cmentarną bramą i nie mogłam przestać się trząść. Andrzej zawrócił.
– Aż tak cię zszokowałem? – zapytał lodowatym tonem.
– To nie to. Chyba się czymś zatrułam – jęknęłam.
Chwilę później zdałam sobie sprawę, że w telewizji i książkach wszystkie te „zatrute” kobiety, z podobnymi do moich objawami po prostu były w… ciąży.
– O Boże – szepnęłam w drodze do samochodu.
Andrzej nawet nie spojrzał w moją stronę – najwyraźniej wciąż obrażony, że uparłam się wydrzeć z niego rodzinną tajemnicę.
– Nie wiem, czy mam ochotę na tę pizzę – powiedziałam.
– Jak chcesz. Możemy wracać prosto do miasta. Kupię sobie po drodze jakąś drożdżówkę – wzruszył ramionami Andrzej.
– Słuchaj, czemu traktujesz mnie w ten sposób? To nie twoja wina, że wyrosłeś w takim domu, tak samo, jak nie moja! Co to między nami zmienia, no powiedz?!
– Co to zmienia? Nie bądź śmieszna, Anka! – Andrzej patrzył mi w oczy z powagą. – Moja poprzednia dziewczyna rzuciła mnie, kiedy tylko poznała moją matkę. Jeszcze wcześniejsza wyzwała mnie od patologii i zabrała manatki, chociaż podobno taka była zakochana. Nie rozumiesz, że to się już zawsze będzie za mną ciągnąć? W rodzinnej wsi nazywają mnie synem zwyrodnialca!
– Kto?! Kto cię tak nazywa?! – wybuchłam.
– Co za różnica, kto?! Jestem synem gwałciciela, Anka!
– I co? Postanowiłeś spieprzyć sobie życie, bo twój ojciec był bydlakiem?!
– A co mi radzisz?! Jak mam rozmawiać z twoimi rodzicami i bywać na tych waszych słodkich rodzinnych grillach?! Co mam powiedzieć, jeśli twoja mama zechce poznać moją?!
– Prawdę – odparłam.
– Prawdę? Wiesz, z jakimi reakcjami spotyka się taka prawda?! Ludzie traktują mnie jak trędowatego! Zresztą sama się przekonasz, niebawem to do ciebie dotrze, szybko zrozumiesz, że nie możesz związać się na stałe z kimś takim, jak ja!
– Więc zdecydujesz za mnie? Będziesz mi mówić, z kim chcę być? Z nikim nie było mi tak dobrze, jak z tobą, Andrzej – przytuliłam go.
Rozpłakał się i po chwili płakaliśmy już oboje.
Kiedy dorośnie, powiemy jej prawdę
Kilka dni później okazało się, że jestem w ciąży. Kiedy potwierdziła to moja lekarka, powiedziałam Andrzejowi. Bałam się jego reakcji. Nie wiedziałam, jak się zachowa, ale on przyjął to z radością i nadzieją.
– Cieszysz się? – zapytał.
– Cieszę – powiedziałam, patrząc mu w oczy.
Nie planowaliśmy dziecka, to fakt, ale nie kłamałam. Oboje zbliżaliśmy się do trzydziestki, marzyliśmy o byciu razem. Czy mógł być lepszy moment, żeby założyć rodzinę? Pobraliśmy się kilka miesięcy później. Jędrek nie zaprosił na nasz ślub swojej matki i w sumie mu się nie dziwiłam – temat mojej teściowej wciąż był między nami tabu. Andrzej nienawidził rozmawiać o matce i nawet jeśli tam jechał, nigdy nie zabierał mnie ze sobą. Nie, żebym jakoś szczególnie nad tym faktem ubolewała…
Dziś jesteśmy razem już szósty rok. Ostatnio mąż powiedział mi, że to dzięki mnie uwierzył, że ktoś może go pokochać. Czy mogą być piękniejsze słowa? Boli mnie tylko fakt, że nasza córeczka nie zna swojej drugiej babci, ale w tej sytuacji… Może to i dobrze? Póki co mówimy jej, że mama taty mieszka daleko. Kiedy dorośnie, powiemy jej prawdę i sama podejmie decyzję, czy chce babcię poznać, czy nie. Na razie nie robimy z tego problemu. Najważniejsze, że jesteśmy szczęśliwi.