Reklama

Mieszkam z mężem i córką w szeregowcu pod Warszawą. Z pozoru wszystko wygląda normalnie. Marek, mój mąż, prowadzi własną firmę, ja pracuję zdalnie jako graficzka, a Zosia chodzi do przedszkola. Wieczorami oglądamy bajki, w weekendy jeździmy po sklepach meblowych, czasem nawet do teściów. Tak wygląda nasze życie. Idealnie zwyczajne. A przynajmniej tak wyglądało jeszcze kilka miesięcy temu. Ostatnio coś zaczęło się zmieniać. Marek coraz częściej wracał późno, przesiadywał w łazience z telefonem, śmiał się sam do siebie. Kiedy pytałam, co go tak bawi, odpowiadał: „klient coś głupiego napisał” i zmieniał temat. Udawałam, że wierzę, ale nie wierzyłam.

– Może jesteś przewrażliwiona? – powiedziała mi Karolina, kiedy o tym wspomniałam. – Przecież zawsze był trochę zdystansowany, taki typ.

– Ale teraz to inna cisza. Jakby mnie nie było. Jakby nawet mnie nie zauważał – odpowiedziałam, dłubiąc widelcem w sałatce.

Wieczorem, kiedy Marek wrócił, dałam mu buziaka na powitanie. Nie odwzajemnił. Zamknęłam oczy i poczułam, że coś się kończy, zanim jeszcze naprawdę się zaczęło.

Nie mogłam złapać tchu

Telefon Marka zadzwonił, kiedy był pod prysznicem. Leżał na blacie w kuchni, obok niedopitej kawy. Spojrzałam odruchowo – numer prywatny. Zawsze odbierałam, kiedy dzwonili z pracy. Myślałam, że może coś pilnego. Wzięłam telefon do ręki, przesunęłam palcem i przyłożyłam do ucha.

– Tęsknię za tobą, kochanie. W nocy nie mogłam przestać o tobie myśleć...

Zamarłam. Dosłownie. Stałam w kuchni jak skamieniała. Głos kobiety był miękki, niski, intymny. Mówiła dalej, jakby mnie znała, jakby to była ich setna taka rozmowa. Nie przerywałam. Nie mogłam.

– Wiesz, że nie umiem zasnąć, jak cię nie ma obok. Myślisz o mnie chociaż trochę?

Nie odezwałam się. W słuchawce zapadła cisza. Po chwili rozłączyła się. Spojrzałam na ekran. „Połączenie zakończone. 58 sekund”. Stałam tam jeszcze chwilę, z telefonem w dłoni. Nie mogłam złapać tchu. Serce waliło mi jak młotem. Chciałam wierzyć, że to pomyłka. Że może ktoś dzwonił nie do niego, ale ten czuły ton… Te słowa. Usiadłam na krześle i gapiłam się w blat. „Może to żart?” – pomyślałam. „Może ktoś się pomylił. Może...” Ale przecież mówiła „kochanie”. I ja znałam ten głos. Tylko jeszcze nie wiedziałam, skąd.

Nie wiedziałam, co robić

Nie wytrzymałam długo. Wieczorem, kiedy Zosia już spała, a Marek włączył sobie mecz, usiadłam naprzeciwko niego i spojrzałam mu w oczy.

Kto to był? – zapytałam cicho.

– Co? – oderwał wzrok od ekranu.

– Kobieta, która zadzwoniła dziś do ciebie i powiedziała, że tęskni. Kto to był?

Zamarł. Dosłownie na sekundę, ale ja widziałam. Zobaczyłam na ułamek chwili panikę w jego oczach.

– Nie wiem, o czym mówisz – odpowiedział zbyt szybko.

– Marek. Odebrałam twój telefon. Z prywatnego numeru. Słyszałam ją. Mówiła do ciebie „kochanie”.

Zamilkł. Odłożył pilota. Nagle zrobiło się nienaturalnie cicho.

– To nie tak, jak myślisz – powiedział w końcu.

– To jak? Powiedz mi. Bo ja sobie coś myślę i... nie wiem, co z tym zrobić.

– To... ktoś z pracy. Trochę się zagalopowała. Mamy napiętą współpracę, czasem żartujemy.

– Żartujecie?! – parsknęłam. – Ona mówiła, że nie może spać, bo nie ma cię obok. To był żart?

Zacisnęłam dłonie w pięści, bo czułam, że zaraz coś wykrzyczę. Coś, czego nie cofnę.

– Masz romans? – zapytałam wprost.

– Nie. Przysięgam na wszystko.

Nie krzyczałam. Nie płakałam. Jeszcze.

Czułam się jak idiotka

Kilka dni później zrozumiałam, że niczego się od niego nie dowiem. Unikał tematu. Udawał, że wszystko jest w porządku. Był nawet milszy niż zwykle. Za bardzo. Sztucznie. I wtedy coś we mnie pękło. Przestałam czekać na prawdę – zaczęłam jej szukać. Tego wieczoru Marek zamknął się w swoim gabinecie na górze. Zosia układała puzzle, a ja po cichu wspięłam się po schodach. Drzwi nie były domknięte. Uklękłam pod nimi. Czułam się jak idiotka. Jak bohaterka taniego serialu. Ale... musiałam.

– Nie, nie. Wszystko gra. Ale... ona chyba coś podejrzewa – usłyszałam szept Marka. – Musimy uważać. Nie mogę jej teraz powiedzieć. Nie z Zosią na głowie.

Zacisnęłam zęby. „Musimy uważać”. „Nie mogę jej teraz powiedzieć”. A więc to prawda! Wstałam. Weszłam bez pukania.

Już nie musisz nic mówić. Wszystko wiem.

Marek poderwał się z fotela.

– Sandra, to nie...

– Nie kłam – przerwałam mu. – Słyszałam wszystko. Od jak dawna to trwa?

Milczał. Wpatrzony we mnie, jakby nagle zapomniał, jak się mówi.

– Od jak dawna?! – powtórzyłam, podnosząc głos.

– Pół roku – wydusił w końcu. – Ale ja... nie chciałem cię skrzywdzić.

Roześmiałam się gorzko.

– Za późno.

Odwróciłam się i zeszłam na dół. Zosia spojrzała na mnie pytająco.

– Mama? Co się stało?

– Nic, kochanie – wyszeptałam, siadając obok niej. – Nic, absolutnie nic.

Ale w środku czułam burzę z piorunami.

Myślałam, że wymyślam

Zadzwoniłam do Karoliny późnym wieczorem. Głos mi drżał, serce waliło. Nie musiałam mówić dużo – ona od razu wiedziała, że coś się stało. Przyjechała po mnie bez pytań. Usiadłyśmy w jej kuchni. Ciepła herbata parowała w kubkach, ale ja nawet jej nie dotknęłam.

– Zdradza mnie – wyszeptałam. – Od pół roku. Sam powiedział.

Karolina nic nie mówiła. Patrzyła na mnie uważnie, jakby nie chciała przerywać mojej ciszy.

– Wiesz, co jest najgorsze? – ciągnęłam, patrząc w stół. – Że ja... coś przeczuwałam, ale wmawiałam sobie, że przesadzam. Że Marek nie jest „tym typem”. A on... On tylko czekał, żebym się nie domyśliła.

Zaczęłam płakać. Cicho, potem coraz głośniej. Karolina podeszła i mnie objęła.

– Musisz pomyśleć o sobie. I o Zosi – powiedziała spokojnie. – Ona cię potrzebuje. Nie możesz się teraz rozpaść.

– Nie wiem, czy dam radę. On był całym moim życiem. Wszystkim. Moim domem.

– Nie on. Ty jesteś swoim życiem. Nie zapominaj o tym.

Wróciłam do domu po północy. Cicho weszłam do sypialni. Marek już spał. Patrzyłam na niego przez chwilę. Tego samego mężczyznę, z którym budowałam całe moje życie. I nagle był mi obcy. Jakby w środku umarł ktoś, kogo znałam. Położyłam się obok. I nie zmrużyłam oka do rana.

To nie było łatwe

Minęło kilka dni. Marek chodził po domu jak cień, próbując udawać, że wszystko da się naprawić. Kupił kwiaty, zrobił kolację, mówił: „Może porozmawiamy?”. W końcu usiadłam naprzeciwko niego przy kuchennym stole. To było w sobotę, Zosia bawiła się na dywanie w salonie.

– Zdecydowałam – powiedziałam. – Chcę rozwodu.

Marek się nie odezwał. Patrzył na mnie z czymś pomiędzy strachem a niedowierzaniem.

– Sandra, błagam cię. Nie przekreślaj wszystkiego. Byliśmy razem dziesięć lat. Mamy dziecko. Ja to skończę, obiecuję. Zrobię wszystko, żeby cię nie stracić.

– Już mnie straciłeś – odpowiedziałam cicho.

– Ale ja... ja się pogubiłem. Nie wiem, jak do tego doszło. To nie miało nic wspólnego z nami. To było... tylko chwilowe.

To ty byłeś moją chwilą – powiedziałam z goryczą. – Myślałam, że na całe życie, a okazało się, że tylko do momentu, aż pojawi się coś lepszego.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Potem Marek wstał i poszedł do Zosi. Wzięłam głęboki oddech. Wiedziałam, że to nie będzie łatwe. Ale wiedziałam też, że to jedyne, co mogę teraz zrobić dla siebie. I dla niej. Bo nie chcę, żeby moja córka uczyła się kochać na moich ranach.

Sandra, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama