„Byliśmy zdecydowani na rozwód, ale wtedy zadzwonił telefon, który postawił nas pod ścianą”
„– Zmieniłeś się – powiedziałam nagle, nie potrafiąc dłużej trzymać tego w sobie. – Nie wiem, czy ja też się zmieniłam, czy tylko patrzę na ciebie inaczej... ale widzę w tobie kogoś innego. Tomek uniósł brew, przez chwilę nic nie mówił, jakby nie wiedział, co odpowiedzieć. W końcu odetchnął głęboko”.
- Redakcja
Z perspektywy czasu wszystko wydaje się takie proste. Gdy patrzę na tamten moment, widzę, jak powoli, niezauważalnie, nasze życie się rozpadało. Z Tomkiem od dawna żyliśmy obok siebie, nie razem. Każdy z nas zanurzył się w swojej rzeczywistości – on w biurze, a ja w pracy, która stała się jedynym, co trzymało mnie w pionie. Byliśmy jak dwa obce sobie światy, zamknięte w jednym mieszkaniu. Wciąż pamiętam ten dzień, gdy po raz pierwszy pomyślałam o rozwodzie. Nie było w tym złości, raczej smutek i ulga, że w końcu przestaniemy udawać. Zaczęłam planować wyprowadzkę, kiedy zadzwonił telefon.
– Magda? – Usłyszałam chrapliwy głos Piotra. – Musisz przyjechać... To ważne.
Piotr. Mój przyjaciel od zawsze. Z Tomkiem byliśmy jak trójka nierozłącznych. Kiedy on rozwodził się kilka lat temu, obiecaliśmy, że będziemy go wspierać. Tyle że nasze własne małżeństwo powoli się sypało. I teraz, gdy już prawie byłam wolna, przyszła ta rozmowa. Nie wiedziałam jeszcze, co mnie czeka, ale słowa Piotra brzmiały złowrogo.
– Tomek też niech przyjedzie – dodał, jakby to było oczywiste.
Kiedy odłożyłam telefon, długo siedziałam w ciszy, wpatrując się w ciemność za oknem. Przeczuwałam, że ta ostatnia przysługa przewróci nasze życie do góry nogami.
Zaskoczyła nas ta prośba
Droga do szpitala była cicha. Tomek prowadził, a ja siedziałam obok, gapiąc się na mijane budynki, udając, że nic nie czuję. Nie wiedziałam, co powiedzieć, a on też nie zaczynał rozmowy. Minęło kilka tygodni, odkąd wyprowadziłam się z naszego wspólnego mieszkania, ale teraz, siedząc razem w samochodzie, czułam się, jakby ten czas nie istniał. Wszystko było dziwnie znajome i bolesne.
Kiedy weszliśmy do szpitala, uderzył mnie zapach sterylności i strachu. Piotr leżał na łóżku, wyraźnie zmieniony. Jego twarz była blada, oczy podkrążone, a ciało tak wychudzone, że aż trudno było uwierzyć, że to ten sam człowiek, z którym kiedyś piliśmy piwo w piątkowe wieczory.
– Magda, Tomek... – Piotr uśmiechnął się słabo, kiedy nas zobaczył. – Dobrze, że przyszliście.
Stanęłam przy jego łóżku, czując, jak serce bije mi szybciej. Nie wiedziałam, co powiedzieć, jak zareagować. Tomek usiadł po drugiej stronie, cisza była ciężka.
– Nie mam już wiele czasu – zaczął Piotr, jego głos był cichy, ale zdecydowany. – Potrzebuję waszej pomocy. Chcę, żebyście zajęli się moimi dziećmi, kiedy mnie już nie będzie.
Spojrzałam na Tomka, a on na mnie. To była chwila, w której wszystko się zmieniło.
– Co? – wykrztusiłam, patrząc na Piotra, jakby oszalał. – My? Zająć się dziećmi?
Postawił nas pod ścianą
Tomek, siedzący obok, milczał, ale widziałam, że i on był wstrząśnięty. Piotr mówił dalej, spokojnie, jakby opowiadał o czymś codziennym, a nie o tym, że umiera i chce, żebyśmy przejęli jego życie.
– Zuzia i Kuba... nie mają nikogo innego. – Piotr przerwał na chwilę, kaszląc ciężko. – Ja... nie mam rodziny. A wy jesteście najbliższymi ludźmi, jakich mają. Znam was. Ufają wam. Wiem, że dacie sobie radę.
– Piotrze, my... my właśnie się rozwodzimy – wtrącił Tomek, przełamując ciszę, która zapadła po słowach Piotra. Jego głos brzmiał sucho, prawie obco. – To nie jest dobry moment.
– Nie proszę o idealny moment – przerwał mu Piotr. – Proszę was o ostatnią przysługę.
Poczułam, jak fala gorąca przepływa mi przez ciało. Byłam zła, przerażona. Jak mógł od nas tego wymagać? Ja ledwo trzymałam się w całości, a teraz miałam brać odpowiedzialność za dwójkę dzieci? Spojrzałam na Tomka. On patrzył na mnie, próbując wyczytać coś z mojej twarzy.
– To jest... nie wiem, czy damy radę – powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do kogokolwiek.
Piotr przyjrzał się nam uważnie. Przez moment miałam wrażenie, że czyta nam w myślach.
– Wiem, że nie jest łatwo – westchnął. – Ale wiem też, że was na to stać. Musicie to przemyśleć.
Nie odpowiedziałam. Czułam, że nasze życie właśnie staje się jeszcze bardziej skomplikowane.
Musieliśmy się zaopiekować dziećmi
Kuba i Zuzia siedzieli na kanapie w salonie Piotra. Oboje wpatrywali się w nas, a ja czułam się jak intruz. Dzieci były ciche, przytłoczone sytuacją, choć starały się udawać, że wszystko jest w porządku. Kuba, starszy, miał tylko dwanaście lat, ale jego oczy zdradzały znacznie więcej, niż chciał pokazać. Zuzia, dziewięciolatka, siedziała z podkulonymi nogami, jakby miała nadzieję, że zniknie.
– Cześć – odezwałam się, siadając naprzeciwko. – Jak się trzymacie?
Zuzia nie odpowiedziała, spuściła wzrok. Kuba tylko wzruszył ramionami, jakby to była rzecz bez znaczenia.
– Tata... dużo odpoczywa – powiedział w końcu Kuba. Jego głos drżał lekko. – Często śpi. Ale nie płacze. Mówi, że wszystko będzie dobrze.
Te słowa były jak uderzenie w brzuch. Tomek, stojący obok, zerknął na mnie, ale nie mogłam patrzeć mu w oczy. Nie teraz.
– Zawsze będziecie mogli na nas liczyć – Tomek przełamał ciszę. Podszedł bliżej dzieci, usiadł obok Zuzi i położył dłoń na jej drobnej rączce. – Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żebyście nie byli sami.
Zuzia spojrzała na niego z niepewnością, ale po chwili lekko się uśmiechnęła. Ten widok rozdzierał mi serce. Tomek, człowiek, który kiedyś wydawał się taki zimny i obojętny, teraz potrafił zdobyć zaufanie tej małej dziewczynki.
Zastanawiałam się, co ja tutaj robię. Czy naprawdę dam radę udźwignąć ten ciężar? Obserwowałam, jak Tomek radzi sobie z dziećmi lepiej, niż ja kiedykolwiek potrafiłam.
– Tomek... – zaczęłam, próbując ułożyć w głowie myśli, ale nie dokończyłam. On wiedział, o co chcę zapytać. A ja wiedziałam, że ten dzień zmienia wszystko.
Zaczęliśmy się do siebie zbliżać
Minęły tygodnie, a my z Tomkiem coraz częściej spędzaliśmy czas razem. Z każdym dniem rola opiekunów Zuzi i Kuby stawała się bardziej realna. Wciąż byłam przytłoczona odpowiedzialnością, ale Tomek, co zaskakujące, wydawał się odnajdywać w tej sytuacji lepiej niż ja. Kiedyś zarzucałam mu, że nie potrafi być obecny, że ucieka w pracę – teraz widziałam, jak bardzo się zmienił.
Siedzieliśmy w kuchni u Piotra, czekając, aż dzieci wrócą ze szkoły. Tomek robił herbatę, a ja nerwowo bawiłam się bransoletką na nadgarstku. Cisza między nami była nieco niezręczna, jakbyśmy oboje bali się powiedzieć coś, co mogłoby zburzyć tę kruchą równowagę.
– Zastanawiam się, jak to wszystko będzie wyglądało – odezwałam się w końcu. – Czy naprawdę damy radę?
Tomek postawił dwie filiżanki na stole, usiadł naprzeciwko mnie. Jego oczy były spokojne, ale widać było, że zastanawia się nad tym samym.
– Magda, nie mamy wyboru. To nie czas na wątpliwości – odpowiedział, chwytając filiżankę. – Piotr nam ufał. Musimy się postarać, dla dzieci. I dla niego.
Przyglądałam mu się uważnie, próbując zrozumieć, kim jest ten człowiek siedzący przede mną. Czy to na pewno ten sam Tomek, który jeszcze niedawno nie miał dla mnie czasu? Odkładałam filiżankę z herbatą, czując narastające emocje.
– Zmieniłeś się – powiedziałam nagle, nie potrafiąc dłużej trzymać tego w sobie. – Nie wiem, czy ja też się zmieniłam, czy tylko patrzę na ciebie inaczej... ale widzę w tobie kogoś innego.
Tomek uniósł brew, przez chwilę nic nie mówił, jakby nie wiedział, co odpowiedzieć. W końcu odetchnął głęboko.
– Może po prostu wcześniej nie potrafiliśmy zobaczyć siebie naprawdę? – odparł. – Może to, co się teraz dzieje, zmusza nas do tego, żeby spojrzeć inaczej... na siebie nawzajem.
Zaskoczyło mnie to, jak szczere były te słowa. Nie wiedziałam, czy to było chwilowe, czy prawdziwa zmiana. Moje serce biło szybciej, a w głowie kłębiły się myśli. Może Tomek miał rację? Może coś się w nas zmieniło?
Ale wciąż bałam się uwierzyć.
Miałam sporo obaw
Był wieczór, a dom Piotra tonął w ciszy. Dzieci spały, wyczerpane długim dniem, a ja siedziałam na sofie w salonie, pogrążona w myślach. Tomek wszedł cicho, usiadł obok, nie pytając, czy potrzebuję towarzystwa. Oboje czuliśmy, że nie ma już miejsca na niezręczność. Przez te tygodnie wiele się zmieniło, a ja wciąż nie byłam pewna, co to wszystko znaczy dla nas.
– Myślałaś o tym, co dalej? – Tomek przerwał ciszę, patrząc na mnie. – O tym, co będzie z nami… z dziećmi, kiedy Piotr odejdzie.
Przygryzłam wargę, czując, jak napięcie we mnie rośnie. Oczywiście, że o tym myślałam. Nie było dnia, żebym nie zadawała sobie pytania, jak nasze życie będzie wyglądało po tym wszystkim. Ale strach przed nieznanym mnie paraliżował.
– Nie wiem, Tomek – odpowiedziałam w końcu. – Próbuję się z tym pogodzić, ale nie mam pojęcia, jak będzie wyglądała przyszłość. To nie jest łatwe.
Tomek oparł się o sofę, spoglądając w sufit. Wyglądał na zmęczonego, ale nie chodziło tylko o fizyczne zmęczenie. Widziałam, jak ten czas na niego wpłynął. Kiedyś był pewny siebie, zawsze miał odpowiedzi na każde pytanie, teraz wyglądał, jakby sam szukał odpowiedzi.
– Myślałem o czymś – zaczął powoli, ważąc każde słowo. – A co, jeśli… spróbujemy jeszcze raz? Dla dzieci. Dla nas. Może nie musimy kończyć tego tak, jak planowaliśmy.
Te słowa wstrząsnęły mną. Spojrzałam na niego, niepewna, czy dobrze zrozumiałam. Tomek mówił o nas. O nas dwojgu. O czymś, co wydawało się dawno stracone.
– Tomek, nie wiem, czy to dobry pomysł – powiedziałam, czując, jak moje serce bije coraz szybciej. – Nasze problemy… one nie zniknęły. To, co się stało teraz, nie zmienia przeszłości.
Tomek spuścił wzrok, ale w jego oczach widziałam nadzieję. Było w tym coś, co mnie poruszyło, choć wciąż nie potrafiłam podjąć decyzji.
– Wiem – odparł. – Ale może to jest nasza szansa, żeby spróbować naprawić to, co się między nami popsuło. Nie dla Piotra, nie dla dzieci… ale dla nas.
Siedzieliśmy w ciszy, oboje zagubieni w myślach. Wiedziałam, że ta rozmowa będzie początkiem czegoś ważnego, ale jeszcze nie wiedziałam, czy jestem gotowa, by znowu zaufać Tomkowi.
Nie wiem, co z nami będzie
Śmierć Piotra przyszła szybko, choć wszyscy spodziewaliśmy się jej od dawna. Zuzia i Kuba byli załamani, a ja z Tomkiem staliśmy się dla nich jedynym oparciem i opiekunami prawnymi zgodnie z wolą Piotra. Nasz rozwód, który wydawał się nieunikniony, został odłożony na dalszy plan. Każdy dzień przynosił nowe wyzwania, a my po prostu robiliśmy, co mogliśmy, żeby dzieci czuły się bezpieczne. Pewnego wieczoru, kiedy dzieci spały, Tomek usiadł obok mnie na kanapie.
– Co dalej? – zapytał cicho.
Spojrzałam na niego, czując ciężar wszystkich emocji, które narastały przez ten czas.
– Nie wiem – odpowiedziałam szczerze. – Ale może to nie jest moment, żeby podejmować decyzje.
Tomek skinął głową. Oboje wiedzieliśmy, że przyszłość pozostaje niepewna. Na razie musieliśmy zająć się tym, co było przed nami – dziećmi, życiem po Piotrze, i sobą nawzajem.
Czas pokaże, czy damy radę.
Magda, 38 lat