Reklama

– Taki ten misiek zniszczony – teściowa potrząsnęła ulubioną zabawką Olka. – Aż wstyd mi przed sąsiadkami, jak wychodzę z małym na spacer.

Reklama

– Olek jest bardzo przywiązany do swojego Wojtka – popatrzyłam z rozrzewnieniem na sfilcowane od ciągłego prania futerko pluszaka. – Wie mama, że on się nigdzie bez niego nie ruszy…

– No, wiem przecież – odparła teściowa i z oporem odłożyła pluszaka na półkę.

Najchętniej pewnie wyrzuciłaby tę starą zabawkę do śmieci. Już to nawet raz zrobiła, na szczęście, nie zdążyła wynieść kubła do śmietnika i Wojtek został uratowany przez Maćka, mojego męża. Mąż zdenerwował się wtedy okropnie na swoją matkę, bo wiadomo, co by było, gdyby wieczorem zabrakło Wojtka w łóżeczku synka. Już raz suszyłam go na gwałt suszarką do włosów, gdy po praniu nie zdążył wyschnąć na czas… Czyli na moment, kiedy Olek szedł spać.

Wojtek wciąż jest przy nim

Wojtka przywiózł z Anglii mój ojciec, gdy po raz pierwszy przyjechał, by zobaczyć swojego wnuka. Niby zwykły miś
z kokardą na szyi, ale Olek, jak tylko chwycił go w rączki, to nie wypuścił aż do wieczora, kiedy zasnął, trzymając go w objęciach. Od tej chwili pluszak stał się jego nieodłącznym towarzyszem. Nie było spaceru, jedzenia czy usypiania, jeżeli obok nie leżał Wojtek.

Zobacz także

Pamiętam, jak raz zgubiliśmy Wojtka na spacerze, po prostu wypadł z wózka. Nie zauważyłam tego, a Olek spał. Gdy mały obudził się i narobił rabanu, natychmiast ruszyłam z powrotem w poszukiwaniu zguby. Zabawki nigdzie nie było, a Olek płakał coraz głośniej. W pewnej chwili dostrzegłam, jak na placu zabaw jakaś dziewczynka bawi się Wojtkiem. Długo musiałam ją przekonywać, żeby mi go oddała, dopiero czekolada z orzechami pomogła skutecznie moim perswazjom. Olek natychmiast przytulił misia do siebie i znowu zasnął, uspokojony.

Nasz synek wkrótce skończy dwa lata, a Wojtek wciąż jest przy nim. Żadna inna zabawka nie jest dla niego tak ważna, jak ten powycierany od ciągłego przytulania pluszak.

– Wiesz, ile miłości zaznał ten zwierzak – powiedział kiedyś mój mąż. – Te wszystkie wyrwane kudełki, wygryzione dziury, powycierane futro… To dowody miłości Olusia.

Tylko że ten misiek był już obrazem nędzy i rozpaczy. Wyglądał, jakby go ze śmietnika wyciągnięto, i rozumiałam moją teściową, że wstydziła się przed swoimi kumami takiej zabawki wnuka. Olek jednak za żadne skarby nie chciał zostawiać Wojtka w domu, gdy szliśmy na spacer.

– Wiesz co, Aniu – z zamyślenia wyrwał mnie głos teściowej, wciąż robiącej porządek na półkach z zabawkami. – Zbliżają się urodziny Olka, ja po prostu poszukam po sklepach i kupię identycznego miśka… Bo to przecież naprawdę wstyd z tym oberwańcem wychodzić na dwór.

– Nie wiem, czy się mamie uda – popatrzyłam na nią niepewnie. – To pluszak przywieziony z Anglii…

– U nas teraz wszystko można dostać – głos teściowej był bardzo stanowczy.

– A jak nie, to zadzwonię do twojego ojca, niech przyśle drugiego takiego samego. Do urodzin jest jeszcze trochę czasu.

Był taki ładny, milusi…

Wiedziałam, że jak się moja teściowa na coś uprze, to dopnie swego. I rzeczywiście, jakieś dwa tygodnie temu wróciła do domu ze sporym pudłem pod pachą.

– Znalazłam – obwieściła triumfalnie już w przedpokoju.

– W firmowym sklepie był prawie identyczny – z dumą otworzyła pudło.

– No, rzeczywiście! – ze zdumieniem spojrzałam na duplikat naszego Wojtka, nieskazitelnie białego, z delikatnym, puszystym futerkiem.

– Kosztował kupę kasy, można by za te pieniądze kupić z dziesięć innych, ale jest taki sam… – teściowa pokiwała głową.

– Olek nawet nie zauważy, jak mu w nocy podłożę do łóżeczka tego – potrząsnęła nowym Wojtkiem.

W noc poprzedzającą urodziny wyjęliśmy starego miśka z łóżeczka synka, a na jego miejsce włożyliśmy tego nowiutkiego. Był taki ładny, milusi… Starego Wojtka odłożyłam na półkę, jakoś nie myśląc wcale, że trzeba by go od razu wyrzucić do śmieci. Sama potem nieraz zastanawiałam się, dlaczego tego nie zrobiłam. Widać los tak chciał, no i chwała Bogu…

No coś takiego!

Wczesnym rankiem, gdy jeszcze spałam, mąż potrząsnął mnie za ramię.

– Ania, chodź, zobaczysz coś – powiedział, patrząc na mnie z uśmiechem.

– Coś się stało? – nic nie rozumiałam, jeszcze nie do końca rozbudzona.

– No chodźże – ponaglił mnie mąż.

Cichutko weszliśmy do pokoju synka. Mały spał, słodko posapując, w objęciach tulił... swojego starego, obszarpanego Wojtka! A ten nowiutki pluszak, którego babcia zdobyła z takim trudem, leżał na podłodze obok łóżeczka.

– No coś takiego – szepnęłam zdumiona. – Jak on to zrobił?

– Musiał wyjść w nocy z łóżeczka, jak się przebudził i zobaczył, że to nie ten Wojtek… – mąż pokiwał głową
z uznaniem.

– Dobrze, że zostawiłam tego starego miśka na półce – dodałam. – Ty wiesz, ile by było płaczu, gdyby mały go tam nie znalazł – podniosłam nowego pluszaka z podłogi i odłożyłam na regał.

– Co to jednak znaczy wierność w miłości – mój mąż nie mógł wyjść z podziwu nad stałością uczuć naszego dwuletniego synka. – Można by się od niego uczyć – popatrzył na mnie porozumiewawczo.

– Masz rację – przytuliłam się do niego. – Tylko, co na to powie twoja mama?

Oboje parsknęliśmy śmiechem i zasłaniając sobie dłońmi usta, na palcach wyszliśmy z pokoju synka.
i wszędzie. Olek bardzo go kocha!

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama