„Były mąż mydlił mi oczy pięknymi słówkami, a od początku chodziło mu jedno. Prawda zwaliła mnie z nóg”
„Zrozumiałam, że przez cały czas byłam jego ofiarą. Jacek się nie zmienił. Może nigdy nie był takim człowiekiem, za jakiego go uważałam”.
- Redakcja
Początek zimy zawsze przynosił ze sobą coś melancholijnego. Mróz malował na oknach delikatne wzory, a słońce kryło się za szarymi chmurami, jakby nie chciało patrzeć na świat. Właśnie takiego dnia dostałam wiadomość, która wstrząsnęła moim spokojnym, choć monotonnym życiem.
„Możemy się spotkać? Chciałbym z tobą porozmawiać”.
To był Jacek. Mój były mąż, którego nie widziałam od rozwodu. Z początku chciałam zignorować ten SMS, ale coś zmusiło mnie do odpisania.
Spotkaliśmy się w małej kawiarni niedaleko rynku. Wszedł dokładnie taki, jakim go zapamiętałam – pewny siebie, z nonszalanckim uśmiechem. Nawet jego ulubiona marynarka, ta, którą zawsze uważał za szczęśliwą, nie zmieniła się ani trochę.
– Dzięki, że przyszłaś – powiedział, gdy tylko usiadłam. – Naprawdę tego potrzebowałem.
– Dlaczego chciałeś się spotkać? – zapytałam chłodno.
Sądziłam, że to, co powie, nie będzie miało dla mnie żadnego znaczenia. Ale Jacek, jak zawsze, potrafił rozbroić mnie swoim spokojnym tonem.
– Chcę cię przeprosić – zaczął. – Wiem, że nie cofnę czasu, ale żałuję tego, co zrobiłem.
Jego głos brzmiał wiarygodnie, a w oczach pojawiło się coś na kształt skruchy. Przez chwilę poczułam to, co dawniej – iskrę, która sprawiła, że kiedyś uwierzyłam, że Jacek jest moim szczęściem. Ale rzeczywistość szybko przywróciła mnie do porządku.
– Dlaczego teraz? – zapytałam, opierając się o oparcie krzesła. – Minęły dwa lata. Po co to wszystko?
Spuścił wzrok, jakby szukał odpowiednich słów.
– Bo zrozumiałem, jak bardzo cię zawiodłem. I… po prostu chciałem spróbować naprawić to, co między nami było.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, naszą rozmowę przerwał dźwięk jego telefonu. Zerknął na ekran i zmieszał się lekko.
– Przepraszam, to praca – mruknął i szybko wyszedł na zewnątrz.
Przez chwilę patrzyłam za nim, czując dziwny ucisk w piersi. Po powrocie usiadł, uśmiechnął się przepraszająco i wróciliśmy do rozmowy. Ale intuicja podpowiadała mi, że Jacek coś ukrywa.
Nie jestem naiwna
Po powrocie do domu opowiedziałam o wszystkim mojej najlepszej przyjaciółce. Jej reakcja była natychmiastowa i przewidywalna:
– On cię znowu wkręca – rzuciła, machając ręką. – A ty, jak zawsze, nabierasz się na słodkie słówka.
– Nie jestem naiwna – obruszyłam się. – Po prostu… wyglądał, jakby naprawdę mu zależało.
– Oczywiście. A na czym zależy facetowi, który nagle pojawia się po dwóch latach? – Oliwia wywróciła oczami. – Seks albo pieniądze. Ludzie się nie zmieniają.
Jej słowa brzmiały ostro, ale prawda jest taka, że Oliwia zawsze była bezpośrednia. Tego wieczoru po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać, czy może ma rację.
Coś tu nie gra
Przez kolejne tygodnie Jacek coraz częściej pojawiał się w moim życiu. Zaprosił mnie na obiad, potem na spacer, a później na kolejną kawę. Był uroczy, dowcipny, taki jak kiedyś. Każde nasze spotkanie było jak podróż w przeszłość – do czasów, kiedy byłam w nim zakochana i wierzyłam, że jesteśmy nie do pokonania. Jednocześnie z każdą kolejną rozmową czułam, że coś tu nie gra. Jacek unikał konkretów. Nigdy nie mówił o swoim obecnym życiu, o pracy, o rodzinie. Gdy pytałam, zmieniał temat lub odpowiadał zdawkowo. W końcu nie wytrzymałam. Spotkaliśmy się na kolacji, a ja spojrzałam mu prosto w oczy i zapytałam:
– Co się dzieje? Ale tak naprawdę
Zawahał się, a potem westchnął.
– Nic. Po prostu chciałem spędzić z tobą czas.
Część mnie chciała mu wierzyć, ale część krzyczała: „Sprawdź, co ukrywa!”.
Oliwia, oczywiście, miała swoje zdanie na ten temat.
– Facet coś kręci – powiedziała, gdy opowiedziałam jej o kolacji. – Powinnaś go sprawdzić.
I choć nie chciałam przyznać jej racji, coś we mnie kazało mi to zrobić. Tego wieczoru wpisałam jego nazwisko w wyszukiwarkę. Drążyłam temat długo i zaciekle. Wreszcie coś zobaczyłam. To, co znalazłam, zwaliło mnie z nóg. Jacek nie tylko zbankrutował, ale miał długi, które ciągnęły się za nim od miesięcy. Artykuły o jego firmie pełne zawierały słowa takie jak „pozew” i „windykacja”. Najgorsze jednak było to, że jego dom – ten sam, w którym kiedyś mieszkaliśmy razem – został zlicytowany. Nie mogłam uwierzyć, że przez te wszystkie tygodnie nie powiedział mi ani słowa.
Kilka dni później postanowiłam pójść o krok dalej. Wsiadłam w samochód i pojechałam pod adres, który znalazłam w jednym z artykułów. To, co zobaczyłam, tylko potwierdziło moje obawy. Z klatki schodowej wyszła młoda kobieta, trzymając na rękach dziecko. Za nią wyszedł Jacek, niosąc torbę z zakupami. Uśmiechali się do siebie, wyglądali na rodzinę. Czułam się, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. To była jego żona i syn. Nie wiem, jak długo tam stałam, zanim odjechałam.
Żadnych złudzeń
Następnego dnia spotkałam się z nim po raz ostatni. Powiedziałam mu wszystko, co widziałam i zażądałam wyjaśnień. Nie zaprzeczył. Przyznał się do wszystkiego. Powiedział, że zbliżył się do mnie, bo nie miał już nic do stracenia.
– Myślałem, że mogę liczyć na twoją pomoc – powiedział.
– A ja myślałam, że jesteś wobec mnie szczery – rzuciłam, wstając od stolika. Wyszłam, nie oglądając się za siebie.
Tamten wieczór był przełomowy. Zrozumiałam, że przez cały czas byłam jego ofiarą. Jacek się nie zmienił. Może nigdy nie był takim człowiekiem, za jakiego go uważałam. Gdy wróciłam do domu, Oliwia czekała z winem i swoim surowym, ale wspierającym spojrzeniem.
– Więc to koniec? – zapytała.
– Tak – odpowiedziałam, siadając obok niej. – Żadnych powrotów. Żadnych złudzeń.
Czasem miłość nie wystarcza. Czasem to, co wydaje się nadzieją, jest tylko kolejnym kłamstwem. Tym razem byłam gotowa, by zacząć od nowa. Ale już bez niego.
Ewa, 34 lata