Reklama

– Rozwód to taki rodzaj końca, który na początku smakuje jak gorycz, ale z czasem zmienia się w ciszę – powiedziała mi kiedyś Ewa. Moja przyjaciółka zawsze znajdowała słowa, by jakoś pomóc mi przetrwać. Ale rozwód nie był dla mnie żadnym „końcem”, przynajmniej nie od razu. Po 12 latach małżeństwa i zdradzie, która przyszła jak burza w letni dzień, zostałam sama, a moje życie rozsypało się na kawałki.

Reklama

Kiedy odchodził do Moniki – tej młodszej, z długimi nogami i idealnymi włosami – miałam wrażenie, że przegrałam w grę, w której nawet nie znałam zasad.

To było dwa lata temu. Od tamtego czasu nauczyłam się wiele o samotnych wieczorach, pustym łóżku i wątpliwej satysfakcji z uporu, który kazał mi nie usuwać jego zdjęć z komputera. Ale też na nowo zaczęłam odkrywać siebie – spacerując po parku, rozmawiając z Ewą i ucząc się, jak zaparzyć kawę tylko dla jednej osoby.

Nie myślałam o nim już tak często. Aż do dziś, kiedy dostałam tę wiadomość.

Czytałam to z niedowierzaniem

Telefon zawibrował na blacie kuchennym, a ja odruchowo rzuciłam na niego okiem, myśląc, że to Ewa. Zamiast niej zobaczyłam jego imię. Piotr.

Serce zamarło mi na ułamek sekundy. Przez chwilę chciałam zignorować wiadomość – zetrzeć ją z ekranu jak kurz, udając, że jej nie było. Ale ręka sama powędrowała do telefonu, a moje palce zbyt szybko odblokowały ekran.

„Lena, chciałbym się spotkać i porozmawiać. Dużo myślałem o nas i o tym, co się stało. Może spróbujemy jeszcze raz?”. Rzuciłam telefon na stół, jakby parzył. Oparłam dłonie o blat i wpatrywałam się w wiadomość, której nie chciałam, ale też nie umiałam zignorować. Jak gdyby nigdy nic, po dwóch latach od tamtego dnia, kiedy zniknął z naszego mieszkania z walizką i kilkoma wymówkami, Piotr postanowił naprawić to, co zniszczył.

Zadzwoniłam do Ewy.

– Nie uwierzysz, co się właśnie stało – wyrzuciłam z siebie od razu, gdy tylko odebrała.

– Jeśli to coś gorszego niż dziura w moim ulubionym swetrze, to wal – odpowiedziała, próbując mnie rozbawić.

Piotr napisał, że chce się spotkać. I naprawić naszą relację.

Po drugiej stronie zapadła chwila ciszy.

Pewnie tamta go rzuciła – powiedziała w końcu Ewa, niemal ze spokojem detektywa, który właśnie rozwiązał zagadkę.

– Myślisz? – W moim głosie zabrzmiało coś na kształt nadziei, którą szybko stłumiłam. – A może jednak się zmienił?

Ewa zaśmiała się gorzko.

– Lena, błagam cię. Piotr nie zmienia się dla nikogo. Jeśli wrócił do ciebie, to tylko dlatego, że nie ma do kogo innego pójść. Znasz go lepiej niż ja – czego on może od ciebie chcieć?

Milczałam. W głębi duszy wiedziałam, że Ewa ma rację. Ale coś we mnie – żal, duma, może po prostu ciekawość – kazało mi to sprawdzić.

– Spotkam się z nim – powiedziałam.

Ewa westchnęła ciężko.

– Lena, nie daj się wciągnąć w jego gierki. Zrób to tylko po to, żeby zamknąć tę historię raz na zawsze.

– Obiecuję.

Wieczorem odpisałam Piotrowi: „Spotkajmy się. Jutro, o 17. W tej kawiarni, gdzie zwykle chodziliśmy”. Czułam, jak serce bije mi szybciej, kiedy wysyłałam wiadomość. W duchu powtarzałam słowa Ewy: „Nie daj się wciągnąć”.

Dokładnie tak, jak przypuszczałam

W kawiarni panował znajomy zapach świeżo mielonej kawy i cynamonu. Siedziałam przy stoliku, który kiedyś nazywaliśmy „naszym” – mały kącik pod oknem, z którego widać było ruchliwą ulicę. Wspomnienia czaiły się w każdym kącie, ale nauczyłam się nad nimi panować. Teraz to miejsce było tylko kawiarnią.

Piotr przyszedł punktualnie, co samo w sobie było dziwne. Był ubrany lepiej niż zwykle – wyprasowana koszula, drogi zegarek, a na twarzy ten jego uśmiech, którym zawsze próbował mnie rozbrajać.

– Cześć, Lena – powiedział, siadając naprzeciwko mnie. – Dzięki, że przyszłaś.

Nie odpowiedziałam od razu. Przyglądałam mu się uważnie, jakby jego twarz miała mi zdradzić odpowiedź, zanim w ogóle zaczniemy rozmawiać.

– O co chodzi, Piotrek? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał neutralnie.

Przełknął ślinę i przez chwilę wyglądał, jakby szukał odpowiednich słów.

Zrozumiałem, jak bardzo cię zraniłem – zaczął. – I jak wielki błąd popełniłem, zostawiając cię. A Monika… – zawahał się.

– Co Monika? – przerwałam mu, nie ukrywając już chłodu w głosie.

Piotr spojrzał na mnie z mieszanką zakłopotania i frustracji.

– Odeszła – wyznał w końcu. – Znalazła kogoś innego. Ale to nie o nią chodzi. Chodzi o nas. Zrozumiałem, że…

– Piotr – znów mu przerwałam. – Ja nie będę twoim kołem ratunkowym.

Na jego twarzy pojawił się cień zaskoczenia, jakby nie spodziewał się, że będę taka bezpośrednia.

– To nie tak – zaczął tłumaczyć. – Przemyślałem wiele rzeczy, Lena. Wiem, że nasza relacja nie była idealna, ale naprawdę chcę to naprawić. Chcę być z tobą.

Parsknęłam gorzko.

I kiedy to do ciebie dotarło? Przed czy po tym, jak Monika spakowała swoje rzeczy?

Piotr zmieszał się. Był mistrzem unikania odpowiedzi, ale tym razem nie musiał nic mówić. W jego spojrzeniu widziałam wszystko, co musiałam wiedzieć.

– Posłuchaj – próbował jeszcze raz. – To nie ma znaczenia. Ważne jest, że teraz chcę być z tobą.

Pochyliłam się nad stołem i spojrzałam mu prosto w oczy.

– Nie. Ty nie chcesz mnie, Piotr. Ty po prostu nie chcesz być sam.

Na chwilę zapadła cisza, którą przerywało tylko ciche brzęczenie ekspresu do kawy. Piotr odchylił się na krześle i westchnął, jakby coś w nim pękło.

Masz rację – powiedział w końcu.

Nie czułam triumfu. Tylko gorzki smak satysfakcji.

– Lena, czy my możemy…

– Piotr, już nie ma „my” – przerwałam mu, wstając. – Byliśmy przez 12 lat, a ty zamieniłeś mnie na coś nowego, zanim zdążyłam to zauważyć. Teraz jestem sobą. I dobrze mi z tym.

Zabrałam płaszcz z oparcia krzesła, rzuciłam na stół pieniądze za swoją kawę i wyszłam. Nie obejrzałam się.

Mogłam się tego spodziewać

Szłam ulicą, próbując zapanować nad chaosem myśli. Moje ciało było napięte, jakbym właśnie stoczyła walkę. W pewnym sensie tak było. Zwycięstwo jednak nie przyniosło ulgi. Zamiast tego czułam rozczarowanie, nie tylko wobec Piotra, ale i wobec siebie.

„Ty nigdy nie chciałeś naprawdę być ze mną” – pomyślałam o byłym mężu. – „Ty chciałeś być z kimś, kto wypełni pustkę”.

Wyjęłam telefon, otworzyłam wiadomość od Piotra i jednym ruchem skasowałam ją. Usunęłam też jego numer. Tym razem na dobre.

Nie miałam już siły, by wciągać się w wir emocji, które nic nie budowały. Przede mną wciąż była przyszłość. Wciąż byłam ja.

Wstałam z ławki i poszłam w stronę domu, czując, jak ciężar ostatnich godzin powoli ze mnie opada.

W środku poczułam dziwną ulgę, jakby zamknęła się we mnie jakaś szuflada, w której do tej pory kłębiły się przeszłość i niepotrzebne wspomnienia.

Zamknęłam ten rozdział

Następnego dnia rano obudziłam się wcześniej niż zwykle. Światło wdzierało się przez rolety, a miasto za oknem tętniło życiem. Czułam się lżejsza, jakbym zrzuciła ciężar, który nosiłam przez ostatnie dwa lata.

Zaparzyłam kawę i usiadłam przy oknie z laptopem. Nie miałam jeszcze planów na dzień, ale coś we mnie mówiło, że to dobry moment, by zacząć robić rzeczy, które zawsze odkładałam.

Zalogowałam się na portal społecznościowy, na którym ostatnio bywałam rzadko. Moje oczy zatrzymały się na grupie, do której dołączyłam kiedyś przypadkiem – grupa podróżników, wymieniająca się poradami i wspomnieniami z wyjazdów. Zdjęcia z miejsc, o których marzyłam, przywołały coś dawno zapomnianego: pragnienie odkrywania.

W głowie zaświtał pomysł. Sięgnęłam po telefon i wybrałam numer Ewy.

Co powiesz na weekendowy wypad? – zapytałam, zanim zdążyła się odezwać.

– Lena, to ty? Coś ty taka wesoła? Wczoraj byłaś gotowa wrzucić telefon przez okno – zaśmiała się.

– Wiesz co? Po wczorajszym spotkaniu z Piotrem… czuję się wolna. Jakby coś w końcu się skończyło. I teraz chcę spróbować czegoś nowego.

– No proszę, kto by pomyślał – odpowiedziała, ale w jej głosie było ciepło i aprobata. – Gdzie jedziemy?

– Góry? Morze? Gdziekolwiek, byle ruszyć się z miejsca.

– Brzmi świetnie. Zrobię rezerwację i dam ci znać – Ewa wyraźnie podchwyciła mój entuzjazm.

Odkładając telefon, poczułam przypływ energii. To był pierwszy raz od dawna, kiedy planowałam coś tylko dla siebie.

Przez resztę dnia porządkowałam mieszkanie, przesuwając meble, zmieniając układ obrazów na ścianach. Zmiana otoczenia wydawała się odpowiednim krokiem. Kiedy skończyłam, usiadłam na kanapie i przyjrzałam się efektowi.

Mieszkanie, które kiedyś było wspólne, teraz naprawdę należało do mnie. Telefon znów zabrzęczał. Przyszła wiadomość od Ewy: „Znalazłam uroczy pensjonat nad morzem. Wyjazd w piątek, wracamy w niedzielę. Pakuj się!”.

Uśmiechnęłam się. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam przez okno na rozświetlone miasto. Było coś ekscytującego w myśli, że oto zaczynam nowy etap, w którym główną bohaterką jestem ja sama.

Reklama

Lena, 38 lat

Reklama
Reklama
Reklama