Reklama

Gdybym miała opisać ostatnie miesiące jednym słowem, powiedziałabym: chaos. Z pozoru wszystko było w porządku – w pracy nie zawalałam terminów, uśmiechałam się do kolegów z działu marketingu, nawet potrafiłam zażartować na porannych odprawach. Ale w środku... w środku mnie były tylko zgliszcza. Rozstanie z Tomkiem rozwalało mnie na kawałki. To nie był ten filmowy dramat z krzykiem, płaczem i trzaśnięciem drzwiami. To było ciche wypalanie się czegoś, co wydawało się trwałe. On po prostu pewnego dnia „nie był już pewien”. A ja przez kolejne tygodnie chodziłam jak zombie, próbując udawać, że mnie to nie dotknęło. Ale dotknęło. Bardziej niż cokolwiek wcześniej.

Terapia pomogła. Choć na początku chodziłam z myślą, że to „głupie gadanie o emocjach”, z czasem zaczęłam mówić. O stracie, o lęku, o tym, jak bardzo nienawidzę i kocham jednocześnie. Nauczyłam się oddychać – dosłownie i metaforycznie. W grudniu postanowiłam, że ten Sylwester spędzę sama. Gorąca czekolada, seriale i miękki koc. Zero udawania. Zero towarzystwa. Ale wtedy przyszła Aneta – koleżanka z działu. Jedna z tych, które wiedzą, kiedy zamilknąć, a kiedy wyciągnąć cię z domu.

– Julka, mam plan. Spontaniczna domówka. Świetni ludzie, dobra muza. Chodź, będzie fajnie – powiedziała.

– Naprawdę wolę posiedzieć sama – próbowałam się wykręcić.

– No błagam. Choćby po to, żeby wejść w nowy rok nie z oczami w ekranie, tylko wśród ludzi. Przecież i tak się ogarnęłaś, wyglądasz świetnie.

Nie chciałam się przyznać, że zabrzmiało to lepiej niż myślałam. Że może faktycznie... może już się podniosłam. Może zasłużyłam, żeby po prostu się pobawić i nie myśleć o nim. Ubrałam się. Delikatny makijaż. Czerwone usta. I ta sukienka, którą ostatnio zakładałam tylko „na lepsze czasy”. I wtedy jeszcze nie wiedziałam, że ten wieczór będzie jak lodowaty prysznic. I że zobaczę go. Tomka. Z inną. A on spojrzy mi w oczy i będzie udawać, że mnie nie zna.

Udawał, że mnie nie zna

Aneta przyprowadziła mnie na domówkę w samym środku sylwestrowej nocy. Na początku wszystko wydawało się zwyczajne. Muzyka grała głośno, ludzie śmiali się i rozmawiali w grupkach, a ja starałam się wczuć w klimat. Uśmiechałam się, rozmawiałam z koleżankami, a w głowie próbowałam utrzymać spokój. Czułam, że naprawdę mogę się bawić i choć na chwilę zapomnieć o tym, co było. W pewnym momencie zauważyłam go. Stał w rogu pokoju, trzymając kieliszek w dłoni i rozmawiając z dziewczyną, która wydawała się przy nim swobodna i szczęśliwa. Od razu poczułam, jak serce mi przyspiesza, a oddech staje się nierówny. Każdy gest, który wykonywał, każda jego uwaga skierowana do niej sprawiała, że w mojej głowie wzbierała złość i żal. Zauważył, że patrzę, ale celowo odwrócił wzrok, jakby mnie nie znał.

– Ej, tam stoi on – powiedziałam cicho do Anety, starając się, by mój głos nie zdradzał emocji.

– Twój były? – Aneta zerknęła ukradkiem, a w jej spojrzeniu błysnęła ciekawość.

– Mój były. A teraz... nie zamierza nawet powiedzieć mi cześć – dodałam, czując, jak w środku wszystko się kurczy.

Chciałam odejść, zmienić miejsce, udawać, że go nie widzę, ale nie mogłam. Patrzyłam, jak śmieje się z nową dziewczyną, jak dotyka jej włosów w sposób, który kiedyś był dla mnie wyjątkowy. Wspomnienia zalewały mnie falą bólu, mieszaniną wściekłości i smutku. Czułam, że każdy oddech staje się ciężki, a serce wibruje w rytmie gniewu, który próbowałam tłumić. Próbowałam skupić się na rozmowie z Anetą, na śmiechu przy stole, ale wszystko było przesłonięte jego obecnością. Każdy jego ruch, każdy uśmiech do niej sprawiał, że czułam się niewidoczna, jakby nasze wspólne lata nigdy nie istniały. Czułam, że muszę coś zrobić, zanim poczucie bezsilności mnie pochłonie.

W końcu nie wytrzymałam

Starałam się udawać, że go nie widzę. Rozmawiałam z ludźmi, śmiałam się, podnosiłam kieliszek do ust i udawałam, że wszystko jest w porządku, ale nie mogłam oderwać od niego wzroku. Każdy jego gest, każdy dotyk nowej dziewczyny wprowadzał mnie w stan niepokoju. Pamiętałam, jak to było kiedyś – jak delikatnie trzymał mnie za rękę, jak dotykał moich włosów, jak patrzył. Teraz wszystko to wydawało się być wyłącznie dla kogoś innego. Czułam, jak czara goryczy powoli się przelewa. W głowie powtarzałam pytania, na które nie chciałam znać odpowiedzi. Dlaczego udaje, że mnie nie zna? Jakby nasze dwa lata razem były nic nie warte. Jak można być tak obojętnym wobec kogoś, kto był blisko, kto był częścią życia? Nie wytrzymałam. Podeszłam do niego, a głos drżał, choć starałam się mówić wyraźnie:

– Nie widzisz mnie czy udajesz? Bo jeśli tak, to świetnie ci wychodzi – powiedziałam. – Tak samo jak przez cały nasz związek.

W pokoju zapanowała cisza. Ludzie przestali rozmawiać, muzyka ucichła, a nowa dziewczyna spojrzała na niego zdezorientowana i po chwili wyszła. Tomek próbował coś powiedzieć, ale ja już nie słuchałam. Odwróciłam się i wyszłam. Nie elegancko, nie powoli, po prostu wyszłam z poczuciem ulgi, jakbym uwolniła się od ciężaru, który dusił mnie od miesięcy. Na zewnątrz powietrze było zimne, ale nie czułam chłodu. W środku mnie coś się oczyściło, coś, czego nie przewidziałam. Nie planowałam tej konfrontacji, ale czułam, że musiała się wydarzyć. Wreszcie poczułam, że odzyskuję część siebie, której brakowało mi przez ostatnie miesiące.

Coś się we mnie oczyszczało

Wyszłam na zewnątrz i od razu poczułam chłodne powietrze na twarzy. Szłam bez celu, powoli, stawiając kolejne kroki po ośnieżonym chodniku. Serce wciąż mi biło mocno, a dłonie drżały, ale z każdym oddechem czułam, że coś we mnie się oczyszcza. Wszystkie emocje, które tłumiłam przez ostatnie tygodnie, zaczęły wreszcie znajdować ujście. Złość, smutek, poczucie krzywdy – wszystko mieszało się w jednym, ale zamiast przytłaczać, dawało dziwny rodzaj ulgi.

Zatrzymałam się na przystanku autobusowym, patrząc w dal. Świat wyglądał normalnie, choć moje wnętrze wciąż było burzą. Chciałam zadzwonić do siostry, ale nie po to, by opowiadać jej o konfrontacji z Tomkiem. Chciałam po prostu usłyszeć głos kogoś bliskiego, kogo mogłam dotknąć myślami w normalnym świecie. Krótka rozmowa, śmiech, kilka prostych zdań o spotkaniu jutro – i na chwilę poczułam, że wszystko wraca na swoje miejsce.

Zrozumiałam, że choć ta noc była trudna, zrobiłam coś ważnego. Nie chodziło o zemstę ani o pokazanie, że wciąż coś do niego czuję. Chodziło o mnie, o moje poczucie własnej wartości, o to, by przestać być przezroczysta. To, co się wydarzyło, było prawdziwe, choć nieprzewidywalne, i dzięki temu poczułam, że odzyskuję kontrolę nad własnym życiem. Przez chwilę stałam nieruchomo, pozwalając, by chłód i nocna cisza wypełniły mój umysł. Może nie wiedziałam, co będzie dalej, ale po raz pierwszy od dawna czułam, że jestem naprawdę obecna. To była noc, w której coś się zakończyło i coś zaczęło na nowo, choć jeszcze nie potrafiłam tego do końca nazwać.

Byłam bohaterką wieczoru

Obudziłam się z bólem głowy, ale z dziwnym spokojem. Ciepłe światło poranka wpadało przez okno, a na stole obok stała kawa, której zapach powoli docierał do moich zmysłów. Przesunęłam palcem po ekranie telefonu i zobaczyłam wiadomość od Anety. Krótka, zwyczajna, ale w pełni oddająca sens tego, co się wydarzyło: „Jesteś bohaterką wieczoru, serio”. Uśmiechnęłam się mimo zmęczenia. Po chwili pojawiła się kolejna wiadomość. Tym razem od Tomka.

Przeczytałam jedno zdanie i odłożyłam telefon na bok. Nie miałam ochoty odpowiadać. Nie chodziło o brak emocji, tylko o to, że teraz wszystko było moje, a nie jego. Usiadłam przy stole z notatnikiem. Nie było w tym planów na nowy rok ani wielkich postanowień. Pisałam listę rzeczy, które chciałam zostawić za sobą i tych, które pragnęłam odbudować w sobie. Każda linijka była jak oddech, jak kawałek powietrza odzyskanego po nocy pełnej napięcia.

Zastanawiałam się nad sobą. Nie byłam już tą samą dziewczyną, którą zostawił. Nie czułam żalu w tym sensie, w jakim znałam go wcześniej. Czułam mocną, nową świadomość – świadomość, że mogę wybrać siebie. Mogę patrzeć na życie i na ludzi obok siebie bez obciążenia przeszłością. To był moment, w którym po raz pierwszy od dawna poczułam, że naprawdę widzę siebie i że mogę pozwolić sobie na to, by być szczęśliwa na własnych warunkach. Z kawą w dłoni i notatnikiem przed sobą poczułam coś, czego dawno nie doświadczałam – ciszę, spokój i własną siłę. Wiedziałam, że kolejny dzień przyniesie nowe wyzwania, ale teraz byłam gotowa stawić im czoła.

Odzyskałam siebie samą

Nie wiedziałam, co będzie dalej. Może znów się zakocham, może długo nie. Może spotkam Tomka jeszcze wiele razy – ale już nie będzie mi w stanie zaszkodzić. To, co wydarzyło się na sylwestrze, nie było zemstą, nie było krzywdą wyrządzoną jemu. To było wyrwanie siebie z przeszłości i postawienie granicy, której nikt nie miał prawa przekraczać. Usiadłam przy notatniku i zapisałam ostatnie zdanie, które samo pojawiło się w mojej głowie: „Widzisz mnie czy udajesz? Już nie musisz. Ja wreszcie widzę siebie”. Zatrzymałam długopis, odłożyłam go na bok i wzięłam głęboki oddech. Powietrze w pokoju było zimne, ale czułam w nim coś innego – lekkość, spokój, którego od dawna nie znałam.

Nie miałam planów, nie wiedziałam, co przyniesie przyszłość, ale czułam, że mogę stawić jej czoła. Każdy kolejny dzień był moim wyborem – mogłam decydować, komu poświęcić uwagę, komu pozwolić wejść w moje życie, a komu zamknąć drzwi. Wiedziałam, że wreszcie odzyskałam coś najważniejszego – siebie samą. Zaparzyłam kawę, spojrzałam w okno na poranek pełen świateł i cieni i poczułam, że naprawdę mogę ruszyć dalej. Nie potrzebowałam już jego uznania ani jego uwagi. Wszystko, co się wydarzyło, miało sens tylko dla mnie. I w tym sensie – poczułam się wolna.

Julia, 28 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama