Reklama

Życie singla ma swoje uroki, ale i wady. Kiedy nadchodził czas urlopów, koleżanki wyjeżdżały z rodzinami, a ja zostawałam sama. Nie mogłam się przemóc, by zwiedzać świat w pojedynkę, nie byłam skłonna do szaleństw. Wiodłam spokojne życie, zgodne z rutyną, do jakiej byłam przyzwyczajona. Komuś mogłam wydawać się nudziarą, ale lubiłam siebie w takiej odsłonie – rozsądnej młodej kobiety. Rzadko nudziłam się we własnym towarzystwie. Ale tego lata Małgosia namówiła mnie do odwiedzenia jej nad morzem.

Reklama

– Zaprosiłabym cię do pensjonatu, ale jest zatłoczony, z trudem wynajęliśmy pokój, byłoby nam trochę ciasno. Rozmawiałam z gospodynią, zgodziła się, żebyś biwakowała w ogrodzie. To rozwiązanie awaryjne, ale sprawdzi się, zobaczysz. W namiocie będziesz tylko spała, całe dnie będziemy razem, dzieciaki już się cieszą, że ciocia Ula pojedzie z nami.

Zgodziłam się, nawet ucieszyłam, bo dawno nie byłam nad morzem i lubiłam Małgosię. Do wyjazdu przygotowałam się starannie, pożyczyłam mały namiocik, sporządziłam listę potrzebnych rzeczy. Lubiłam ład i ustalony z góry scenariusz wydarzeń, dlatego z starałam się wyeliminować wszelkie kłopotliwe niespodzianki.

Kiedy już byłam zapięta na ostatni guzik, zadzwoniła Małgosia.

– Musimy opóźnić wyjazd, Jackowi coś wypadło w pracy. Udało się przebukować pokój, ale co z tobą? Miejsce w ogrodzie jest wciąż aktualne, zrobi ci to wielką różnicę, jak przyjedziemy tydzień później?

Zobacz także

Robiło, a jakże, ale wstydziłam się do tego przyznać. Nie byłam dzieckiem, które trzeba prowadzić za rączkę, tylko samodzielną kobietą, samotny wyjazd nie powinien stanowić problemu.

– Zaczekam tam na was – obiecałam.

Nie byłam zadowolona z takiego obrotu sprawy, samotne wysiadywanie pod namiotem nie wydawało się kuszącą perspektywą, ale pomyślałam, że jak już zrobię pierwszy krok, dalej pójdzie z górki. Raz zaszaleję i pojeżdżę z namiotem po półwyspie helskim. Samotne wakacje pod gwiazdami, w tle szum morza. Jak mi się nie spodoba, zawsze mogę wrócić.

Na miejscu okazało się, że nie wszystko jest tak, jak Małgosia mówiła. Gospodyni z miejsca wyperswadowała mi pomysł rozbicia namiotu.

– Wynajęłam na tydzień pokój paninej przyjaciółki, letnicy będą się złościć, jak pani rozbije namiot pod ich oknem. Pani idzie na pole namiotowe i wróci, jak pani Małgosia zjedzie z rodziną. To chyba nie problem?

Zastanowiłam się, co dalej. Wiele złego słyszałam o polach namiotowych – alkohol, balangi do białego rana i ja, sama, ukryta za cienkim płótnem namiotu.

Kiepsko to wyglądało, ale było późne popołudnie, a ja byłam zmęczona. Postanowiłam, że prześpię się w namiocie jedną noc i wdrożę plan B, letnią włóczęgę po wybrzeżu.

Wtedy zrobiłam coś, o co bym się nie podejrzewała…

Najpierw jednak musiałam coś zjeść. Nogi same zaniosły mnie do smażalni ryb. Przeczytałam wypisane na tablicy menu z cenami i poszłam do sklepu. Jak wygram grubszą kasę, będę się stołować w miejscach, gdzie obdziera się turystów ze skóry, na razie musiała mi wystarczyć bułka i kefir.

Głód pomógł mi odnaleźć mały sklepik, weszłam, omijając starannie menela, który siedział ze skrzyżowanymi nogami, tuż przed wejściem. Ubrany w stare łachy, zarośnięty, a pewnie i brudny, budził natychmiastowe skojarzenia. Bezdomny. Narkoman. Alkoholik. Nie umiałam wybrać, w jego pozie jogina było coś zastanawiającego, ale w sumie, co mnie to obchodziło?

Kupiłam więcej bułek niż potrzebowałam. Menel był pewnie głodny, nie bez kozery usiadł pod sklepem.

– Proszę, to dla pana – położyłam przed nim zestaw żywieniowy podobny do mojego.

Spojrzał na mnie spod gęstej grzywy włosów, które wołały o grzebień i nawet nie podziękował.

Odeszłam kilka kroków i wtedy zawołał za mną.

– Dziękuję!

Odwróciłam głowę, skinęłam i uśmiechnęłam się lekko.

W menela jakby piorun strzelił, zerwał się z ziemi, łapiąc w locie nieszczęsne bułki i przyciskając je do piersi jak największy skarb. Długo patrzył za mną, kiedy szłam w kierunku pola namiotowego, poprawiając ciążący mi plecak, jego spojrzenie przepalało mi plecy na wylot.

Byłam na siebie zła, po co się od niego odzywałam? Oby tylko za mną nie polazł, dziwnie na mnie patrzył, spodobałam mu się na swoje nieszczęście, czy co? Ostatnie, czego potrzebowałam, to zainteresowania ze strony człowieka, który mógł być niebezpieczny.

Nie oglądając się za siebie, przemknęłam na pole namiotowe i dopiero tam się rozejrzałam. Menela nie było, uff.

Namiot praktycznie stanął sam, tak jak obiecywał to jego właściciel, ledwie nacieszyłam się jego widokiem, zaczęło kropić. Schowałam się do środka i rozłożyłam jedzenie. Zanim skończyłam zaimprowizowaną obiadokolację, lunęło jak z cebra, poczułam się senna.

Z błogostanu wyrwało mnie łomotanie w brezent.

– Hej, laska, wbijaj do nas, nie będziesz tu mokła sama. Zabawimy się.

Wysunęłam głowę i zobaczyłam dwóch mocno podpitych osiłków, najwyraźniej spragnionych damskiego towarzystwa.

– A ja mogę do was dołączyć? Też bym się zabawił.

Zza namiotu wyszedł znajomy menel, znacząco podpierając się solidnym kijem. Wyglądał groźnie, jak gotowy na wszystko, świetnie władający maczugą zarośnięty troglodyta. Można się go było przestraszyć. Jeden z osiłków wysunął się bojowo naprzód, ale drugi pociągnął go za rękaw. Odeszli w potokach deszczu, wymieniając między sobą gniewne komunikaty.

– Na razie dadzą ci spokój, ale to nie miejsce dla ciebie – uśmiechnął się menel, pokazując równe, białe zęby. – Będę w pobliżu, jakby co.

Schowałam zmoczoną głowę do namiotu, ale daleka byłam od myśli o spaniu. Wiedziałam, że samotne wakacje to nic dobrego, już pierwszego dnia wpakowałam się w kłopotliwą sytuację. Z jednej strony imprezowicze, z drugiej dziwny menel w charakterze ochroniarza. Ja pierniczę, nic gorszego nie mogło mi się zdarzyć.

Po kwadransie bicia się z myślami, wyjrzałam ostrożnie na zewnątrz. Menel siedział nieruchomo na wprost namiotu, woda ściekała mu z włosów i pewnie lała się za kołnierz, nie mogłam na to patrzeć.

– Nie masz dokąd pójść? – spytałam, ponownie wysuwając głowę.

– Nie przejmuj się mną – zgarnął ręką deszcz z twarzy.

Wtedy zrobiłam coś szalonego.

– Wejdź do środka, nie mogę patrzeć, jak mokniesz. Przeczekasz deszcz – odsunęłam zapraszająco mokry brezent.

– Jesteś pewna?

– Właź, nie dyskutuj.

Wślizgnął się do środka wraz z kałużą wody.

– Przepraszam, wszystko zalałem – skulił się przy wejściu jak mokry pies, chcąc zająć jak najmniej miejsca.

Starałam się go nie dotykać, pewnie był brudny. Chociaż nie, zaraz. Pociągnęłam nosem, łowiąc zapach wiatru i delikatne drzewno–cytrusowe nuty, coś jakby męski dezodorant lub woda po goleniu. Może i menel, ale higiena nie była mu obca, pomyślałam.

Zrobiłam mu zdjęcie, tak na wszelki wypadek

No to raz zaszalałam – obserwowałam spod oka gościa, tocząc wewnętrzny monolog. – Całe życie kierowałam się rozsądkiem i co z tego wyszło? Zaprosiłam do namiotu typa, który może mnie udusić. W gazetach o takich jak ja piszą, z reguły pośmiertnie.

Menel nic nie mówił, siedzieliśmy w ciszy słuchając kanonady deszczu, dopóki nie dobiegło mnie delikatne pochrapywanie. Musiał być zmęczony, bo ani drgnął, gdy sięgnęłam po mały plecak, na którym trzymał rękę. Nie dybałam na jego własność, chciałam sprawdzić, z kim mam do czynienia. Tak na wszelki wypadek.

Wymacałam portfel, co trochę mnie zdziwiło, nie spodziewałam się. Nie zrażając się, przejrzałam zawartość. Trochę drobnych i… karta kredytowa. Oraz dowód osobisty.

Postarałam się zapamiętać dane i odłożyłam wszystko na miejsce, Potem jeszcze zrobiłam mu zdjęcie telefonem. Jak okaże się seryjnym zabójcą, fotka pomoże policji w śledztwie, pomyślałam z wisielczym humorem.

Menel nosił rzadkie imię Florian i, jak się okazało, miał czujny sen. Ocknął się ledwie zdążyłam odłożyć portfel na miejsce.

– Pójdę już – wysunął się z namiotu bez pożegnania, znikając w szarówce wczesnego wieczora.

Myślałam o nim zanim zasnęłam, myślałam kiedy się obudziłam. Kim był, jakie nieszczęście wygnało go na ulicę i przywiało nad morze, żebym mogła go spotkać?

Następnego dnia znowu siedział pod sklepem. Potem widywałam go na deptaku, na plaży, wszędzie dokądkolwiek bym nie poszła. Nie podchodził, ale czułam jego wzrok na sobie, co było mocno niepokojące. Pod koniec dnia reagowałam nerwowo, czułam się jak ścigana zwierzyna. Jeszcze przed wieczorem złożyłam namiot, wymeldowałam się z pola namiotowego i pojechałam do sąsiedniej miejscowości.

Zjawił się tam następnego dnia, jakby miał nastawione na mnie radary. Zwiałam do kolejnego miasteczka, ale nie udało mi się go zgubić, postanowiłam więc uciec do domu, tam mnie nie znajdzie. Wtedy właśnie zadzwoniła Małgosia, pytając radośnie, gdzie jestem, bo udało im się wcześniej wyrwać i czekają na mnie w pensjonacie. Pojechałam tam natychmiast. Opowiedziałam o swoich przygodach, budząc niekłamane zainteresowanie Jacka, męża Małgosi.

– Masz stalkera. Super, a już myślałem, że zanudzę się na rodzinnych wczasach. Trzeba sprawdzić, kim jest, może ktoś go tu zna.

– Mam jego pełne dane i zdjęcie – pochwaliłam się.

– Jesteś wielka! Dawaj, uderzymy do fundacji zajmującej się osobami zaginionymi, mam tam kumpla. Na mój nos facet urwał się na gigant i rodzina go szuka. Może jest narkomanem albo ucieka przed wierzycielami? Albo przed żoną – ucieszył się, jakby powiedział dowcip.

Trochę to trwało, w końcu kumpel Jacka oddzwonił, że Floriana szuka siostra. Niedługo potem zadzwoniła do mnie, pytając o brata. Powiedziałam wszystko co wiem, zastanawiając się poniewczasie, czy ratuję Floriana, czy też raczej na niego donoszę, bo jeśli ukrywa się przed rodziną, to właśnie go wystawiłam.

Gdyby nie moje szaleństwo, nie spotkalibyśmy się

Przyjechała jak mogła najszybciej, od niej dowiedziałam się, co zaszło. Rozmawialiśmy we czwórkę przy stole, Jacek powiedział ryzykowny żart, zmrużyłam oczy i lekko się uśmiechnęłam. Siostra Floriana dziwnie zareagowała, wzięła głęboki wdech i przycisnęła ręką usta. Podobne zachował się jej brat, pierwszego dnia pod sklepem.

– Uśmiechasz się jak ona. Nie jesteś do niej podobna, ale kiedy tak mrużysz oczy i drgają ci kąciki ust, można się pomylić. On to widział?

– Kto? Florian? – ekscytacja siostry menela wydała mi się przesadzona, całkiem zwyczajnie się uśmiecham. I kim jest „ona”? – Widział mnie ze sto razy, specjalnie o to zadbał, łaził za mną, aż zaczęłam się go bać.

– Nie dziwię mu się, skoro widział to co ja. Andżelika podobnie się uśmiechała. Była jego żoną, zginęła w wypadku samochodowym dwa lata po ślubie.

Florian zniknął nazajutrz po pogrzebie, nie poradził sobie z tym, co na niego spadło.

– Utrata ukochanej osoby jest ciężkim przeżyciem – powiedział Jacek.

Siostra Floriana wzruszyła lekko ramionami.

– Jest w tym coś więcej. Andżelika jechała samochodem z mężczyzną, ona zginęła, on przeżył, ale Florian nie chciał z nim rozmawiać. Powiedział, że to już nieważne. Widzicie, według jego informacji, Andżelika była w tym czasie na wyjeździe służbowym, przynajmniej tak mu powiedziała. Co robiła w samochodzie tego gościa?

– Takie buty – gwizdnął Jacek.

– Florian nie drążył tematu, zamknął się w sobie, a potem zniknął. Nie odzywał się, ale wypłacał kartą drobne sumy z własnego konta, więc miałam nadzieję, że żyje, bo gdyby to był złodziej, połaszczył by się na więcej, prawda? Proszę, niech mnie pani do niego zaprowadzi.

– Nie wiem gdzie jest, zwykle to on mnie odnajduje, jest w tym mistrzem. A co, jeśli pragnie być sam? Nie chcę zastawiać na niego pułapki, proszę mi pozwolić najpierw z nim porozmawiać, zapytać, czy chce panią widzieć.

Rano poszłam na deptak, Florian jakby wiedział, że tam będę, czekał na jednej z ławek. Przysiadłam się. Powiedziałam mu, co zrobiłam.

– Wydałam cię, twoja siostra jest tutaj, chce cię przytulić. Bardzo jesteś zły? Myślałam, że dobrze robię, że cię ratuję, ale teraz nie jestem pewna.

Przegarnął dłonią opadające na oczy włosy i popatrzył na morze.

– W sumie i tak miałem wracać. Za tobą – uśmiechnął się przepraszająco. – Wiesz już o Andżelice?

– Nie jestem nią – zastrzegłam ze współczuciem.

– Całe szczęście. Wyłowiłem cię z tłumu dzięki podobieństwu, ale teraz… Chcę wrócić do życia i trochę pozawracać ci głowę. Zastanawiałem się, jak ci to powiedzieć, żebyś się nie przestraszyła.

– Raz zaszalałam, wpuszczając do namiotu moknącego menela, mogę spróbować drugi raz, nic mi już nie straszne – wzruszyłam ramionami. – Bo tak w ogóle, to jestem bardzo poukładana i przewidywalna.

– Zupełnie jak ja, chociaż teraz akurat nie wyglądam – pokazał obszarpany rękaw kurtki i wybuchnęliśmy śmiechem.

Reklama

Gdyby nie moje jednorazowe szaleństwo, nigdy byśmy się nie spotkali, ale wiem jedno. Wolę zwyczajne, uporządkowane życie, szczególnie od kiedy wkroczył w nie Florian.

Reklama
Reklama
Reklama