„Całe życie niańczyłam brata i pomagałam mu we wszystkim. Teraz mi się odwdzięcza i robi ze mnie bezduszną złodziejkę”
„Słyszałam od koleżanek i kolegów z pracy, że brat mówi za moimi plecami, że niby wyciągam od niego kasę. Podobno jestem ta zła i nie chcę się z nim podzielić spadkiem, która mi przypadł, a on tej gotówki bardzo potrzebuje, żeby rozkręcić własny biznes”.
- Listy do redakcji
Zastępowałam mu rodziców
W dzieciństwie byliśmy nierozłączni – ja, Antek (mój brat młodszy ode mnie o 4 lata) oraz nasz kuzyn Bolek. Wiekowo plasował się gdzieś pomiędzy nami, niczym średni brat. Jako najstarsza w naszym gronie czułam się zobowiązana, by opiekować się chłopcami. Mówili na mnie „druga mama”, ponieważ robiłam wszystko, co w mojej mocy, aby byli bezpieczni i niczego im nie brakowało. Doglądałam, czy odrobili zadania domowe, stawałam w ich obronie przed starszymi dzieciakami, smarowałam im kanapki do szkoły, podgrzewałam obiady i kolacje, kiedy była taka konieczność, odbierałam ich z zajęć pozalekcyjnych oraz służyłam pomocą w nauce.
Gdy życie naszej mamy dobiegło końca po przewlekłej i wyniszczającej chorobie, na którą nikt nas, dzieciaków, nie przyszykował, zupełnie przestałam myśleć o sobie. Zabrakło mi czasu, by przeżyć żałobę i oswoić się ze stratą mamy – pomimo tego, że miałam dopiero trzynaście lat, zajęłam się opieką nad Antkiem. Na pomoc taty nie mogliśmy niestety liczyć. Po odejściu mamy był totalnie rozbity. Wpadł w jakiś dziwny stan apatii. Niby funkcjonował, tak jak wcześniej chodził do roboty, jadł, kładł do łóżka, ale zachowywał się jak maszyna pozbawiona jakichkolwiek emocji i uczuć.
Wiem to na pewno, że gdybym się nie wzięła w garść, to tata zostałby pozbawiony możliwości opiekowania się nami. To ja troszczyłam się o to, żebyśmy nie byli głodni i zaniedbani, dopilnowywałam płacenia rachunków, usiłując wmówić sobie i Antkowi, że po odejściu mamy nic się u nas nie zmieniło. Przerażała mnie wizja zamieszkania w domu dziecka. Od czasu do czasu pomagała mi babcia, schorowana, wiekowa kobieta, matka naszej mamy. W tamtym okresie nie pojmowałam jeszcze, dlaczego wciąż użala się na swoje pozostałe dzieci, bo nie przyszło mi do głowy, że to ciotka i wujowie powinni nas wesprzeć, a nie ta staruszka.
Odpowiedź krewnych sprowadzała się do pozbawienia Bolka kontaktu z nami. Cioteczna siostra mamy zabroniła mu nas odwiedzać, sugerując, że nie powinien się nam narzucać w tych ciężkich chwilach. Oprócz straty mamy, musieliśmy się także pogodzić z nieobecnością ukochanego kuzyna. Kiedy w kolejnych latach dopadały nas trudne momenty, pocieszeniem dla mnie i Antka była świadomość, że mamy siebie nawzajem.
– Adelka, zawsze możesz na mnie polegać, bez względu na okoliczności! – zapewniał mnie młodszy brat, a ja nie wątpiłam w prawdziwość jego słów.
Nie przestałam się o niego troszczyć
Nasze stosunki nie zawsze układały się idealnie. Mój brat dorastał, ja robiłam się starsza i zdarzały się między nami napięcia. Gdy mijały kolejne lata, mój młodszy braciszek coraz częściej dawał mi do zrozumienia, że nie jest już małym brzdącem, a ja nigdy nie byłam i nie zostanę jego matką. Mimo iż jego słowa sprawiały mi przykrość, musiałam przyznać mu rację.
– Powinnaś zatroszczyć się o siebie. Przesypiać całe noce, spotykać się z przyjaciółkami, chodzić do kina, mieć swój mały świat. Własną przestrzeń – usłyszałam kiedyś od szkolnej pani psycholog.
Bezsilnie się uśmiechnęłam, gdyż po wielu latach oddawania się bez reszty rodzinie, kompletnie nie wiedziałam, jak wcielić w życie jej sugestie. Ani sympatii, ani przyjaciółek, ba – nawet zwykłych znajomych ze mną nie było. Po prostu brak mi było zarówno czasu, jak i nastawienia na życie towarzyskie.
Z kasą było ciągle krucho. Ledwo starczało nam na podstawowe potrzeby i opłaty za szkołę, więc o jakichś wyjściach do kina, przesiadywaniu w kafejkach czy choćby pójściu na urodziny do kogoś z klasy mogłam tylko pomarzyć. Zresztą i tak pewnie nikt by mnie nie zaprosił. Nawet pani pedagog ograniczyła się tylko do rzucenia kilku ładnie brzmiących sloganów i nigdy potem nie dopytała, jak sobie radzę.
Poza tym, nigdy specjalnie nie okazywałam emocji – to, co czułam trzymałam w głębi duszy i nie rozczulałam się zbytnio nad własną osobą. Mama przed śmiercią poleciła mi opiekować się „naszymi mężczyznami”, więc próbowałam dotrzymać obietnicy najlepiej jak tylko potrafiłam. Cieszyłam się z każdego osiągnięcia Antoniego, a także przejmowałam się kłopotami, które go spotykały i tym, że otaczał się niezbyt dobrym towarzystwem. Właśnie dlatego informację o tym, że się zakochał i w wieku zaledwie 20 lat zostanie tatą, przyjęłam z ulgą.
Pomogłam mu, gdy założył rodzinę
„Chociaż nie będzie tracił czasu pod blokiem z piwskiem w ręku, w gronie podejrzanych kumpli” – taka myśl przeszła mi przez głowę. Dziewczyna Antoniego zrobiła na mnie dobre wrażenie. Choć była bardzo młoda (w momencie, gdy zaszła w ciążę, miała dopiero 18 lat), to sprawiała wrażenie dojrzałej i poukładanej osoby.
Pamiętała doskonale o naszej kiepskiej sytuacji finansowej, dlatego razem z moim bratem postanowili zorganizować kameralne przyjęcie weselne tylko dla najbliższych. Chcąc oszczędzić Antkowi stresów na początku wspólnej drogi życia, wzięłam pożyczkę z banku, z której pokryłam naszą część wydatków związanych z weselem. Zadbałam też o to, by nasza trójka – ja, brat i tata – mieli na sobie eleganckie kreacje. Gdy zobaczyłam, ile przyjdzie mi co miesiąc spłacać, poczułam skurcz w brzuchu, ale po tylu latach poświęceń zamarzyło mi się małe szaleństwo. Pożyczyłam też trochę kasy w pracy i sprawiłam córce Antka wózeczek oraz skromną wyprawkę.
Kiedy moja bratanica miała chrzest, podarowałam jej mały złoty pierścionek, który kiedyś należał do naszej mamy. Nie myślałam o tym, żeby go zatrzymać dla siebie, podarowałam go najbliższej osobie. Po prostu zależało mi na sprawieniu radości mojej bratowej i chciałam choć odrobinę wynagrodzić jej skromne wesele.
W tamtym czasie moje stosunki z żoną brata układały się naprawdę dobrze i byłam gotowa oddać jej dosłownie wszystko. Grunt, żeby tylko z całych sił dbała o Antka i małą Emilkę. Dopóki żyłam ich problemami i starałam się im pomagać na tyle, na ile pozwalały mi moje ograniczone możliwości finansowe, nasze stosunki były wręcz idealne. Ten sielankowy okres dobiegł końca, gdy na mojej drodze stanął Mikołaj.
Dzieciaki wielokrotnie robiły sobie żarty, twierdząc, że pora abym w końcu przestała ich tak niańczyć i z podobnym zaangażowaniem zaczęła się opiekować swoimi pociechami, pod warunkiem że znajdę odpowiedniego kandydata na ojca. Sytuacja jednak zmieniła się, gdy powiedziałam „tak” Mikołajowi i przestałam materialnie wspierać Antka i jego najbliższą rodzinę, bo odkładałam pieniądze na naszą ceremonię ślubną. Wtedy żona brata zaczęła mnie coraz mocniej krytykować.
Nagle zaczęli być złośliwi
Przed ślubem, bratowa wciąż grała rolę mojej najbliższej przyjaciółki. Lecz kiedy usłyszała o planach zorganizowania przyjęcia dla sześćdziesięciu gości, zareagowała tak, jakby dostała ataku furii.
– Nie miałam pojęcia, że masz tyle kasy – parsknęła, kiedy razem z Mikołajem przyszliśmy formalnie zaprosić ich na ślub.
– To Mikołaj chce pokryć większą część wydatków – powiedziałam z satysfakcją.
– Przecież ślub bierze się tylko raz, a Adelka zasługuje na to, co najwspanialsze – uśmiech zagościł na twarzy mojego narzeczonego.
– Święte słowa, brachu – wykrzyknął Antek i chwycił butelkę wina, którą mieliśmy ze sobą.
Sprawiał wrażenie, jakby naprawdę cieszył się szczęściem siostry. Chociaż w stosunku do Mikołaja był w porządku, to mnie bez przerwy zaczepiał subtelnymi docinkami. Prychnął ironicznie, że poślubiłam jakiegoś bajkowego księcia, co mijało się z prawdą. Kpił, że nareszcie uwolnię się od opieki nad nieswoimi dziećmi (chodziło mu o małą Emilię). Kiedy Mikołaj zamieszkał razem ze mną i ojcem, Antek ni stąd, ni zowąd zaczął upominać się o swój udział w spadku, mimo że on sam z rodziną zajmował przestronne, urokliwe mieszkanie w starej kamieniczce.
– Antek, co ty wygadujesz? Niby gdzie miałabym podziać tatę, żeby spieniężyć to 55-metrowe gniazdko i oddać ci twoją część? Tata wciąż jeszcze żyje i ma pełne prawo mieszkać we własnych czterech kątach – usiłowałam go jakoś udobruchać.
Prawda jest taka, że mój brat kompletnie mnie olewał. Co prawda już więcej nie zawracał mi głowy kwestią pieniędzy po naszej matce, ale w zasadzie w ogóle zamilkł, a co najgorsze zerwał kontakt również z naszym tatą. Żal mi było ojca, który dzień w dzień dopytywał mnie, co słychać u Antka, a ja za każdym razem rozkładałam bezradnie ręce, bo zwyczajnie nie miałam pojęcia.
Zostałam wrogiem numer jeden
Trudno mi było uwierzyć, że mój brat jest zazdrosny z powodu czegoś tak trywialnego jak ślub i przyjęcie weselne. Tym bardziej, że jego sytuacja życiowa prezentowała się korzystniej od mojej. Po paru tygodniach braku kontaktu, to ja postanowiłam zadzwonić – doszłam do wniosku, że jako starsza siostra powinnam wykazać się większą dojrzałością. Liczyłam na to, że on również zmężniał i zakończymy nasz konflikt, jednak Antek nie chciał ze mną w ogóle rozmawiać.
Po wielu godzinach, kiedy nie odbierał ode mnie telefonów, napisał do mnie dziwnego SMS-a: „Powodzenia na nowej drodze życia”. Zdumiona, przez dłuższą chwilę gapiłam się w wyświetlacz komórki, kompletnie nie mając pojęcia, jak zareagować na ten dziwny komunikat. Zdecydowałam się zignorować zaczepne zachowanie mojego brata i w taki sposób upłynęło nam parę następnych miesięcy.
Tuż przed świętami odezwał się Antek. Zadzwonił jakby nic się nie stało i zaczął gadać, co u niego, a przy okazji wypytywał, jak nam leci. Byłam zachwycona, że wszystko wróciło do normy i postanowiłam już nigdy nie wspominać o tej dziwnej kłótni. Pierwszy dzień Bożego Narodzenia spędziliśmy w gronie rodzinnym, zaprosiliśmy do siebie Antka wraz z rodziną, samą Wigilię świętowali u rodziców żony. Dołożyłam wszelkich starań, aby przyjąć ich jak najlepiej. Przywitałam serdecznie szwagierkę i jej cudowną córeczkę, mocno je przytulając. Poczułam wtedy, że odzyskałam swoich krewnych.
Gdy późno w nocy goście opuścili nasz dom, Mikołaj zadał mi pytanie:
– Czujesz się szczęśliwa?
– Tak – odpowiedziałam cicho, wtulając się w niego.
Koniec pięknych chwil i wspomnień był wyjątkowo niespodziewany. Ledwo zdążyłam nacieszyć się tamtymi chwilami, a już przez koleżanki i kolegów z pracy usłyszałam pogłoski, że podobno wykorzystuję brata. Nie planuję oddawać mu części odziedziczonych pieniędzy, mimo że on potrzebuje kasy na otwarcie firmy. Usłyszałam również, że poślubiłam darmozjada, który cynicznie wykorzystał to, że byłam sama i wygodnie rozgościł się w naszych czterech kątach, żyjąc na mój koszt. Załamana, poprosiłam w pracy o urlop na żądanie i od razu pojechałam do brata, ale nie chciał ze mną w ogóle rozmawiać.
Okropnie za nim tęsknię
– Koniecznie wszyscy muszą się dowiedzieć, że to kłamstwo! Nie zauważyłeś, jak bardzo Mikołaj troszczy się o tatę? Kto wymyśla takie bzdury? Mój ukochany wcale nie jest darmozjadem, haruje równie mocno co ja albo ty! Nawet nie raczyłeś mi wspomnieć o swoich planach założenia własnej działalności! – darłam się do głośnika przy furtce prowadzącej do ich posesji.
Po całym tym zajściu, ja i mój małżonek zdecydowaliśmy się opuścić dom mojego ojca, mimo iż on bardzo nas prosił, abyśmy go nie opuszczali. Znalazłam mieszkanie w niedalekiej odległości, abym mogła wpadać do taty przed pracą i zaraz po niej. Liczyłam na to, że moja postawa zmiękczy serce mojego brata, jednak jemu raczej nie zależało na spadku po rodzicach. Nic się nie zmieniło w tej kwestii. Antoni nadal nie chce ze mną gadać, a co gorsze, przestał odwiedzać naszego ojca. Wydaje mi się, że mu tak pasuje, bo jak długo będzie obrażony, tak długo nie będzie musiał opiekować się starzejącym ojcem.
Dowiedziałam się od znajomych, że to wszystko sprawka żony mojego brata. Próbowałam do niej dzwonić niezliczoną ilość razy, ale bez skutku – nie odbierała, nie oddzwaniała, a na wiadomości nie raczyła odpowiedzieć. Kiedy przypadkiem mijamy się na ulicy, ostentacyjnie przechodzi na drugą stronę, udając, że mnie nie zauważa. Słyszałam, że taki już ma charakter – uwielbia siać niezgodę między ludźmi, najpierw ich do siebie przekonuje, a potem zwyczajnie odrzuca. Mnie akurat przez dłuższy czas darzyła sympatią… Ale dobra, dość już o niej. Nie zaprzątam sobie głowy tą osobą ani motywami jej postępowania, nie mam zamiaru analizować jej psychiki.
Tym, co sprawia mi największy ból, jest to, że mój mały brat, ten dzieciak, którego praktycznie sama wychowywałam i dla którego poświęciłam całą swoją młodość, obszedł się ze mną tak podle.
Adela, 26 lat