„Casanowa ze Szczecina chciał mnie zabrać na Malediwy. Puściłam focha, bo nie chcę być jego kolejnym trofeum w kolekcji”
„Od początku mi coś śmierdziało. Za dużo komplementów, za gładkie teksty, za często zerkał w lustra. Niby adorował, ale tak jakby… równocześnie podziwiał własne odbicie”.

- Redakcja
Z facetami mam jeden podstawowy problem: im bardziej są pewni siebie, tym szybciej mnie odrzuca. Nie wiem, może coś ze mną nie tak, może powinnam wzdychać do typów w skórzanych mokasynach, co mówią o sobie w trzeciej osobie i rzucają „Kotek, lecimy do Dubaju?” jakby zamawiali frytki. Ale nie. Im bardziej ktoś próbuje mnie oczarować, tym bardziej mnie do siebie zniechęca.
Tomek – znany w szczecińskich kręgach jako „Casanowa z siłowni” – był właśnie takim przypadkiem. Wszystko miał: sześciopak, drogie perfumy i tupet. I gdy pewnego dnia zaproponował, że zabierze mnie na Malediwy, wcale nie zrobiło mi się ciepło na sercu.
Coś mi śmierdziało
– Ej, ale serio, pakuj kostium i lecimy, Malediwy czekają – powiedział, opierając się nonszalancko o mój samochód.
Stałam z kawą w ręku, jeszcze nieprzytomna po pracy i próbowałam ogarnąć, czy to jakiś żart.
– Ile my się znamy? Dziesięć dni? – zapytałam z niedowierzaniem.
– No i co z tego? Dziesięć intensywnych dni. Chemia jest, no to, co się będziemy czaić? – puścił mi oko.
– A tobie często się tak „chemia” zgadza? – zapytałam zgryźliwie.
Zaciął się na moment, ale szybko odzyskał równowagę.
– Powiem tak... wiem, czego chcę. Nie zamierzam się bawić w podchody. Życie jest krótkie, a ty mi się podobasz. Bardzo – dodał i nachylił się bliżej.
Od początku mi coś śmierdziało. Za dużo komplementów, za gładkie teksty, za często zerkał w lustra. Niby adorował, ale tak jakby… równocześnie podziwiał własne odbicie.
– Jak chcesz sobie zrobić kolejnego selfiaka z blondyną na tle palm, to poleć z jakąś inną.
– Ej, no przestań, nie o to chodzi… – próbował ratować sytuację, ale ja już odpaliłam silnik.
– Właśnie, że o to chodzi. I właśnie dlatego puszczam focha. I nie odbieram do końca tygodnia.
Zamknęłam drzwi z hukiem.
Przegięłam
Trzeci telefon milczał. Zero SMS-ów. Ani śladu po Tomku.
– Nie odzywa się? – dopytywała Kaśka, moja współlokatorka.
– Serio. Myślisz, że się obraził?
– No raczej.
– Bo tak się zachowywał. Jakby miał katalog z kobietami i szukał modelu do nowej sesji – rzuciłam.
Kaśka pokiwała głową, ale widziałam, że zżera ją ciekawość.
– No dobra, ale gdybyś wiedziała, że serio mu zależy... to poleciałabyś?
Zastanowiłam się. I to był błąd, bo ona od razu to wychwyciła.
– Czyli jednak! – krzyknęła triumfalnie.
– Co „jednak”? Po prostu się zastanawiam, ile takich dziewczyn już miał wcześniej.
– A ty ile razy byłaś na Malediwach?
Zamachnęłam się poduszką, bo ta jej mina mówiła „wygrałam”. Ale w środku... w środku coś zadrżało. A może rzeczywiście przegięłam? Może ten cały jego styl to po prostu sposób na przełamywanie lodów? Może nie miał złych intencji? A może miał, ale nie aż tak złe? Następnego dnia znowu cisza. Weszłam na jego profil w mediach społecznościowych. Ostatni post: zachód słońca nad jeziorem Dąbie. I podpis:
„Nie warto przekonywać nikogo, kto już dawno podjął decyzję”.
Spojrzałam na niego dłużej
Dwa dni później spotkałam go przypadkiem. I nie, to nie była scena jak z romantycznej komedii – żadne „och, niespodziewanie się minęliśmy na kładce o zachodzie słońca”. Spotkałam go przy kasie w osiedlowym sklepie. Z siatką pomidorów i proteinowym batonem. Bez zegarka, bez żelu. Zaskakująco... zwyczajny.
– No proszę, świat się nie zawalił. Żyjesz. – powiedziałam chłodno i sięgnęłam po jogurt, żeby zyskać sekundę na reakcję.
– Ty też. I nawet masz dobry gust do jogurtów – powiedział, zerkając na mój wybór, jakbyśmy właśnie flirtowali na bazarku.
I wtedy spojrzał na mnie poważniej.
– Wiesz... – zaczął. – Chciałem, żeby to było spontaniczne. Malediwy, wyjazd, poznanie się lepiej gdzieś dalej, bez tych wszystkich masek i telefonów. Ale może to faktycznie zabrzmiało, jakbym cię chciał kupić.
Spojrzałam na niego dłużej.
– Problem nie w tym, że zaproponowałeś wyjazd. Problem w tym, że zrobiłeś to, jakbyś mnie wybierał z menu. Jakbyś już miał zaplanowane, że wrzucisz fotkę z „nową zdobyczą”.
– Nie każda kobieta jest trofeum, wiem – powiedział cicho. – Ale ty... ty jesteś trochę jak pułapka.
Zamarłam. Bo coś w tym było.
– I co teraz? – spytałam, biorąc rachunek z lady.
– Teraz? Idę do auta. Sam. – Uśmiechnął się. – Ale nie usuwam twojego numeru.
– Też nie usuwam. Jeszcze cię zaskoczę – rzuciłam przez ramię.
Nie wiem, skąd mi się to wzięło. Ale... może naprawdę zaskoczę.
Chciałam wyglądać dobrze
Nie pisałam przez tydzień. Zero SMS-ów, zero lajków, żadnych subtelnych „przypadkiem wysłanych” zdjęć kawy z podpisem „tęsknię za normalną rozmową”. Tomek zamilkł, ja zamilkłam, a świat się kręcił dalej. Kaśka zaczęła się ze mnie nabijać.
– Ty się z nim kłócisz, czy flirtujesz? Bo ja się gubię.
Przewróciła oczami, kiedy kolejny raz podglądałam jego stories.
– Nie wiem. Mam wrażenie, że jak zrobię krok w jego stronę, to wyjdę na desperatkę. A jak nie zrobię, to on sobie pomyśli, że jestem zimna.
Wzruszyłam ramionami i wtedy... przyszło zaproszenie.
„Tomasz zaprasza cię do wydarzenia: Ognisko nad jeziorem. Tylko znajomi. Będzie chill”.
Nie koncert, nie gala, nie Malediwy. Ognisko. Z kiełbasą, kocem i pewnie jakimś tanim winem z dyskontu. W dodatku wspólni znajomi – Asia, Mikołaj, paru ludzi z miasta. Nic nadętego. Spojrzałam na telefon. Czekałam. Dwie minuty. Pięć. Żadnego osobistego zaproszenia. Po prostu event.
– I co? – spytała Kaśka, zerknąwszy na mój ekran.
– Zrobił ruch. Taki pół na pół. Albo przyjdę i dam mu szansę. Albo nie przyjdę i on będzie mógł powiedzieć, że próbował.
– Sprytny – Kaśka kiwnęła głową. – Trochę jak ty.
Wieczorem, stojąc przed szafą, mierzyłam trzy różne swetry. Przecież to tylko ognisko. A jednak – chciałam wyglądać dobrze, ale nie za dobrze. W końcu założyłam szary i pojechałam. On też tam był. W dresie. Bez bicepsów na wierzchu. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął:
– No i jesteś. Zaczynam wierzyć w cuda.
Zrobił na mnie wrażenie
Usiadłam przy ognisku idealnie naprzeciwko Tomka. Niby był wyluzowany, ale kątem oka widziałam, że mnie obserwuje.
– Ciepło? – zapytał w końcu, podsuwając mi koc. –Masz jeszcze focha na Malediwy?
– Ciepło. Ale Malediwy dalej śmierdzą podstępem.
Uśmiechnęłam się, biorąc od niego koc.
– Serio myślałeś, że dam się kupić drinkiem z parasolką?
– Nie. Myślałem, że dam ci coś innego niż kolejny wieczór na kanapie. Że to będzie coś, co zapamiętasz.
– No to masz rację. Zapamiętałam. Twoją minę, jak cię spławiłam.
Roześmiał się. Tak szczerze.
– Zasłużyłem. Ale teraz nie proponuję ci Malediwów.
– O, to ciekawa zmiana. A co proponujesz?
– Chodź. Pokażę ci coś lepszego.
Zrobiłam minę typu „jeszcze jeden numer i dostajesz kijkiem w zęby”, ale poszłam za nim. Poprowadził mnie na drugi brzeg jeziora. Tylko światła miasta odbijały się w wodzie.
– To tu się kiedyś pierwszy raz zakochałem – powiedział nagle. – W gimnazjum. Nawet nie wiedziała, że do niej wzdycham.
– Romantyk z ciebie.
– Trochę.
Odwróciłam się w jego stronę. Stał tak blisko, że prawie czułam jego oddech.
– A ja ci powiem coś szalonego.
Spojrzałam mu prosto w oczy.
– Jakbyś wtedy, tydzień temu zaproponował mi ognisko i herbatę z termosu… to może nie puściłabym focha.
– Dobra. W takim razie... robimy reset?
– Nie. – Uśmiechnęłam się złośliwie. – Robimy wersję beta. Testową. Bez obietnic.
I wtedy, zupełnie naturalnie, pocałował mnie. Nie jak Casanova. Jak facet, który przestał się starać robić wrażenie. I właśnie wtedy... zrobił je naprawdę.
Nie polecieliśmy na Malediwy. Ani na Bali, ani nawet do Chorwacji. Zamiast tego spędziliśmy kilka wieczorów na ławce w parku, gdzie Tomek raz przyniósł termos z herbatą malinową, a raz... paczkę żelków i koc. Bez pozowania, bez bajek. Tak po prostu – razem. Czy się zmienił? Nie wiem. Może. Albo może po prostu przestałam oceniać go przez pryzmat swoich uprzedzeń. On – wieczny zdobywca. Ja – wieczna sceptyczka. Może właśnie dlatego coś zaskoczyło. A jeśli kiedyś zaproponuje mi Malediwy jeszcze raz? To może wtedy się zgodzę. Ale pod jednym warunkiem: bez pozowanej sesji zdjęciowej i bez żelu na włosach.
Klaudia, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa zdradziła moją tajemnicę z uśmiechem na twarzy. Patrzyłam tylko, jak mąż blednie”
- „Pożyczyłam bratu 50 tysięcy. Zażądałam zwrotu, a on twierdzi, że to był prezent i śmieje mi się w twarz”
- „Tajemniczy adorator wysyłał mi róże. Kiedy zobaczyłam go twarzą w twarz, kolana mi zmiękły”