„Chciała przyciągnąć miłość, a trafiała na samych idiotów. Szczęście leżało u jej stóp, wystarczyło trochę poszukać”
„Nie szukam księcia z bajki. Ja sama mało przypominam księżniczkę. Ale chciałabym dać sobie jeszcze jedną szansę. Myśli pani, że kobieta w moim wieku może znaleźć prawdziwą miłość? Mam czterdzieści trzy lata. Nie znam zbyt wielu singli. Koleżanki z pracy są zamężne, koledzy żonaci. Znajomi próbowali, oczywiście, coś zaaranżować, ale… Byłam na dwóch czy trzech randkach w ciemno. Totalna porażka”.
- Luna, 60 lat
Przeziębiłam się. Czerwony nos, załzawione oczy, palące gardło. Marzyłam o tym, by ostatnia klientka poszła sobie jak najszybciej. Zamierzałam wziąć gorącą kąpiel i spędzić resztę dnia w łóżku.
– Nie szukam księcia z bajki – siedząca w fotelu kobieta wyłuszczała powód wizyty. – Ja sama mało przypominam księżniczkę. Ale chciałabym dać sobie jeszcze jedną szansę. Myśli pani, że kobieta w moim wieku może znaleźć prawdziwą miłość? Mam czterdzieści trzy lata.
– Na to nigdy nie jest za późno. A gdzie pani szuka?
– W internecie. Na portalach randkowych – przyznała nieco zawstydzona.– Wie pani… To dużo łatwiejsze niż chodzić po kawiarniach i liczyć na cud. Nie znam zbyt wielu singli. Koleżanki z pracy są zamężne, koledzy żonaci. Znajomi próbowali, oczywiście, coś zaaranżować, ale… Byłam na dwóch czy trzech randkach w ciemno. Totalna porażka – westchnęła.
Przyjrzałam jej się. Niska, pulchna, z włosami w mysim kolorze. Z pewnością nie była typem gwiazdy filmowej. Do tego cienie pod oczami i wyraźna bruzda na czole. Czas nie obszedł się z nią łaskawie. Dlaczego jednak nie próbowała oszukać nieco metryki? Okulary w szylkretowych oprawkach zdecydowanie ją postarzały. Brak makijażu również nie działał na korzyść. No i te ciuchy…
Zobacz także
Przyszło mi na myśl, że kobieta bardziej niż wróżki potrzebuje fryzjera i dobrej stylistki
– Mam sprawdzić, czy czeka panią miłość? – upewniłam się. – Mogę rozłożyć karty i popatrzeć, czy w najbliższym czasie na pani drodze stanie jakiś mężczyzna.
– W zasadzie kilku już stanęło – delikatny uśmiech sprawił, że jej rysy wygładziły się, a oczy roziskrzyły.– Mam ze sobą ich zdjęcia.
Dostrzegła zdziwienie na mojej twarzy, bo szybko wyjaśniła. – Zarejestrowałam się na dwóch portalach randkowych. Wszędzie zamieściłam krótki opis i… Zaczęłam mailować z kilkoma mężczyznami. Boję się jednak przedwcześnie angażować. No i jest coś jeszcze – zawahała się. – Oni nie wiedzą, jak wyglądam. W miejsce fotografii profilowej wkleiłam podobiznę Arabki w czadorze. W opisie nie kłamałam. Podałam prawdziwy wiek i wspomniałam, że jestem rozwódką. Jednak większość panów już w pierwszej wiadomości poprosiła o przesłanie zdjęcia. Nie odpisałam. Wiem, że nie interesowała ich moja osobowość. Pozostało kilku mężczyzn, z którymi udało mi się nawiązać bliższy kontakt. Z trzema regularnie koresponduję, z dwoma kolejnymi rozmawiam przez telefon.
Z pewnością domyślają się, że nie jestem zbyt atrakcyjna. Mimo to… Może się łudzę, ale… Jeden z nich wydaje się być mną prawdziwie zainteresowany. Co z tego, skoro boję się konfrontacji. Pomyślałam więc, że skorzystam z pani umiejętności. Może patrząc na te zdjęcia, poczuje pani wibracje. Albo zobaczy mnie i jednego z tych mężczyzn w przyszłości. Wtedy zaryzykuję randkę.
– Proszę pokazać fotografie.
– Tylko że to zwykłe wydruki ze strony internetowej. Nie wiem, czy się nadają.
– Sprawdźmy – próbowałam ukryć zniecierpliwienie. Gardło bolało coraz bardziej.
– Ten szpakowaty to Andrzej – podała mi pierwszą kartkę. – Jest w moim wieku. Ma dwoje dzieci, które sam wychowuje. Żona zmarła trzy lata temu.
Przyjrzałam się mężczyźnie. Zdjęcie, które wstawił na swój profil, zostało zrobione podczas wakacyjnego wyjazdu. Andrzej stał oparty o drewnianą balustradę pomostu. W tle jezioro i żaglówki. Opalony, ubrany na sportowo muskularny mężczyzna nie pasował do mojej klientki. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że Andrzej mógłby być jej synem.
– Sądzę, że to stare zdjęcie – kobieta czytała mi w myślach. – Po śmierci żony Andrzej przestał gdziekolwiek wyjeżdżać. Napisał, że to jeden z powodów, dla których szuka kobiety. Chce znów podróżować, bawić się i kochać – tłumaczyła.
– Proszę dać mi rękę. Spróbuję wychwycić wibracje.
Zamknęłam powieki i pozwoliłam, by umysł się wyciszył. Czułam pulsującą obecność kobiety. Jej dotyk był delikatny, skóra miękka, a tętno przyspieszone. Palcami przejechałam po kartce ze zdjęciem. Opuszki odczytywały to, czego oczy nie mogły zobaczyć. Zatkany nos i drapanie w gardle nie pozwalały na pełną koncentrację. W końcu jednak się udało. Pozbawiona cielesności energia krążyła i wibrowała. Ujrzałam zalaną słońcem alejkę w parku. Drzewa, ptaki, odgłos oddalających się kroków. Obok sportowych męskich butów dostrzegłam beżowe sandałki na obcasie.
Zbyt późno przeniosłam wzrok wyżej. Mężczyzna i jego towarzyszka znikali za zakrętem. W ostatniej chwili między drzewami mignęły mi złocistorude loki. Perlisty śmiech, któremu wtórował męski głos. Szczęście i harmonia. Nie miałam tu czego szukać. Moja klientka również.
– Przykro mi – otworzyłam oczy. – Nie sądzę, aby w przyszłości coś mogło was łączyć.
– Jest pani pewna? – jej oczy zaszły łzami.
– Tak. Raczej tak. Widziałam go z inną kobietą.
– Byli szczęśliwi?
– Bardzo.
– Cóż – obciągnęła niemodny sweter.
– Pora na kolejne zdjęcie.
Podała mi fotografię siedzącego w kawiarni mężczyzny
Lubieżny uśmiech na twarzy podstarzałego fircyka nie pozostawiał złudzeń. A jednak moja klientka nawiązała z nim, jak sama twierdziła, bliższe relacje.
– Jerzy jest szalenie dowcipny – patrzyła z uśmiechem na jego podobiznę. – Dzwoni codziennie wieczorem. Dobrze nam się rozmawia. Może czasem jest zbyt śmiały… – zarumieniła się. – No wie pani… Lubi poświntuszyć. Ale poza tym to człowiek na poziomie. Ma własną firmę i też jest rozwodnikiem. A do tego nie lubi wychudzonych szczap. Tak mi powiedział – kolejny raz jej twarz rozjaśnił uśmiech.
Tym razem nie musiałam się starać. Wibracje były silne. Poczułam niemal namacalną obecność Jerzego. Znajdowałam się w niewielkim mieszkaniu. Wszystkie ściany w salonie pokryte były aktami. Na komodzie koło kanapy leżał stos męskich magazynów. W pomieszczeniu gęsto było od testosteronu. Zrobiło mi się niedobrze. Zaraz potem usłyszałam charakterystyczne odgłosy. Dochodziły ze znajdującej się na końcu korytarzyka sypialni. Nie chciałam tego oglądać, ale… Przecież o to właśnie chodziło mojej klientce. Musiałam sprawdzić, czy to ona wprawia Jerzego w ekstatyczny chrapliwy jęk.
Sypialnia była nieduża i urządzona po spartańsku. Jerzy siedział nago w wymiętej pościeli. Początkowo myślałam, że jest sam. Podążyłam jednak za jego wzrokiem i natrafiłam na rozłożony w łóżku laptop. Kamerka internetowa mrugała bladym światłem.
– To ślepy zaułek – powiedziałam stanowczo. – Jerzy… Jakby to ująć… – szukałam w miarę delikatnego słowa. – To erotoman.
Zobaczyłam, jak rumieniec opuszcza jej policzki. Pobladłe szczęki zacisnęły się. Bez słowa podała mi kolejną fotografię. Potem dwie następne. Niestety, za każdym razem miałam dla niej taką samą odpowiedź.
– Żonaty.
– Niemożliwe!
– Owszem, ma dwie śliczne córeczki. Na dobranoc całuje je w czółka, a potem udaje się do małżeńskiej sypialni.
– Pisał, że się rozwiódł!
– Napisać można wszystko. Internet daje anonimowość i poczucie bezkarności. Przykro mi, ale ci mężczyźnie nie szukają stałego związku. Każdy z nich liczy na romans. Jest pani gotowa na rolę tej trzeciej?
– Nie. Absolutnie! – zerwała się. Wiedziałam, że rozpacz walczy w niej z wściekłością.
– Proszę się nie poddawać. Na pewno są jeszcze inni… – próbowałam ją pocieszyć, ale kobieta podała mi banknot i wyszła.
– Zostawiła pani zdjęcia – krzyknęłam przez okno.
– Proszę je spalić.
Gorąca kąpiel odetkała mi nos i udrożniła zatoki. Poczułam się zdecydowanie lepiej. Otulona szlafrokiem wróciłam do salonu, by pozbierać zdjęcia. Raz jeszcze spojrzałam na Andrzeja. „Czy to możliwe? Jak mogłam to przeoczyć?!”. Usiadłam z kartką w ręku. Zamknęłam oczy. Oddychałam spokojnie. Drapanie w gardle ustało, a umysł się rozjaśnił. Teraz byłam pewna. Chwyciłam za komórkę. W odebranych połączeniach znalazłam numer ostatniej klientki. Odezwała się po szóstym sygnale.
– Tu Luna. Dzwonię, żeby naprawić błąd. Ale najpierw muszę zadać jedno pytanie. Czy myślała pani może o zmianie koloru włosów?
– Skąd pani wie? Właśnie kupiłam w drogerii złocistorudą farbę.