Reklama

Janusz zadzwonił, kiedy zastanawiałam się, czy wracać do pobojowiska w domu, wywołanego generalnym remontem, czy odwlec tę przyjemność i zajrzeć do sklepu z glazurą.

Reklama

– Wracaj natychmiast – zażądał Janusz.

– Co się znowu stało? – Wyobraziłam sobie, że w pokoju dziadka zerwał się sufit i zrobiło mi się słabo.

Znalazłem skarb! – ryknął tryumfalnie. – Spiesz się, bo otworzę bez ciebie!

Na schodach prowadzących na parking złamałam obcas, przewróciłam się i rozbiłam kolano. Ledwo zerknęłam na nasiąkającą krwią dziurę w pończosze, wskoczyłam do samochodu i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Za chwilę przekręciłam go drugi raz i kiedy silnik zgasł, złapałam głęboki oddech.

– Uspokój się, wariatko, bo się zabijesz – powiedziałam do siebie, przymknęłam oczy i jak nauczył mnie ukochany dziadek, zaczęłam wyliczać ulice prowadzące do rodzinnego domu, który odziedziczyłam po nim. Kiedy doszłam do końca, westchnęłam.

– Uspokój się, jesteś w domu. Wystarczyła ta jedna myśl, żeby ogarnął mnie spokój. Otworzyłam oczy i odpaliłam samochód.

Mijałam znane na pamięć ulice i uśmiechałam się do siebie. Janusz, przyjaciel serdeczny i niezawodny. Podjął się wyremontować dom, chociaż wydawało się to pracą ponad siły nawet dla tak doświadczonego budowlańca jak on. Ściągnął wszystkich swoich ludzi i pilnował jak najtroskliwsza niańka, żeby ratowali to, co stare i piękne. Dziś miał skuwać tynk i coś znalazł. Pewnie w ścianie albo pod podłogą. Chyba coś wartościowego, skoro powiedział „skarb”.

– Pewnie to pusta butelka, zbunkrowana w jakimś załomku przez tych, którzy stawiali dom – roześmiałam się. – Albo blaszane pudełko z nazwiskami murarzy, dekarzy i reszty ekipy budowlanej sprzed stu lat. Na sto procent to musi być staroć, bo Janusz kocha starocie, i tak naprawdę nie jest ważne, co to jest. Ważne, że Janusz to znalazł i postanowił poczekać na mnie, żeby dowiedzieć się, co jest w środku, choć – na ile znam jego charakter – aż go skręcało z ciekawości. O tym, że mógł to coś schować przede mną albo sobie przywłaszczyć nawet nie pomyślałam, bo w ogóle to nie wchodziło w grę.

Kiedy podjechałam pod dom, byłam już zupełnie spokojna, a nawet rozbawiona wizją otwierania butelki ze skarbem. Za to Janusza rozpierało. Rzucił się do mnie, wywlókł z samochodu i pociągnął do pokoju dziadka. W ścianie, tuż przy piecu kaflowym, ziała wielka dziura.

– Duża dziura, czyli duży skarb – zachichotałam i zapominając o rozbitym kolanie, rzuciłam się na podłogę.

Janusz stanął obok mnie. Złapał mnie za ramiona i wepchnął do środka.

– Zobacz sama – powiedział.

Co on robi!? – pomyślałam z przerażeniem

Wyciągnęłam przed siebie ręce, żeby uchronić się przed uderzeniem w ścianę, która powinna wyznaczać koniec skrytki, ale ręce nie napotkały żadnego oporu. Podświadomie czekałam, aż w coś walnę, ale poleciałam dalej, prosto na zakurzoną podłogę. Janusz wpełzł zaraz za mną i mocno chwycił mnie za ramię.

– Uważaj na głowę, bo tu jest strasznie nisko – powiedział szeptem.

Skulił się obok i pomógł mi usiąść. Zapalił latarkę i omiótł nią ściany.

Wciąż jesteśmy w pokoju twojego dziadka – mruknął. – Byłaś tu kiedyś?

Pokręciłam przecząco głową, i wlepiłam w niego oczy. Znów był tym samym co zawsze, niezawodnym, troskliwym przyjacielem, a przecież dopiero co myślałam, że chce mi zrobić krzywdę i zamknąć w jakimś strasznym miejscu.

– Gdzie jesteśmy? – zapytałam.

– W pokoiku za piecem – Janusz omiótł światłem latarki szare ściany. – Widzisz resztki tego wzorku w romby? Taki sam znalazłem na ścianach pokoju pod kilkoma warstwami emulsji. Parkiet też jest taki sam. Kiedyś to było jedno pomieszczenie.

Spróbowałam wstać, ale było za nisko, żebym mogła się wyprostować. Zaczęłam się rozglądać. Pokoik był wąski, długi i bardzo niski, ponieważ sufit gwałtownie w tym miejscu się obniżał.

– To skos dachu – odgadłam. – Pomieszczenie jest przedłużeniem pokoju. Rozciąga się tuż za piecem, więc trudno byłoby jakoś sensownie je wykorzystać – powiedziałam. – Ciekawe, w jakim celu go tak odkrojono? – Wyczołgałam się z powrotem do pokoju, z ulgą wyprostowałam plecy i odetchnęłam świeżym powietrzem.

– Naprawdę się nie domyślasz, do czego służył ten schowek? – Janusz stanął obok mnie. – Przecież to przedwojenny dom – zawiesił głos, a mnie nagle olśniło.

Skarb w zamurowanym pokoju

Dopiero teraz zauważyłam, że pod piecem stała wielka paka, zawinięta w zniszczony koc obwiązany sznurkami. Janusz wyjął z kieszeni scyzoryk.

– Otwieramy? – upewnił się.

Kiwnęłam głową. Sznurki opadły na podłogę. Janusz zaczął ściągać z pakunku koc. Pod nim była długa, wąska skrzynka, jakaś paczka i coś zwiniętego w rulon.

– Obraz? – zainteresowałam się i wzięłam do rąk przeraźliwie zakurzone płótno. Janusz pomógł mi je położyć na stole i ostrożnie odwinąć. Ja trzymałam z jednej strony, on z drugiej i to on pierwszy zobaczył, co było na płótnie.

Musiało to być coś bardzo dziwnego, sądząc po wyrazie jego twarzy.

– Co tam jest? – spytałam.

– Popatrz sobie – odparł Janusz. – To chyba ty?

Zachłannie wpatrzyłam się w rysunek na płótnie. Oczy, usta, nos… To naprawdę byłam ja. W innych ciuchach, w innym czasie, ale ja. Portret mojej prababki? Tylko po co dziadek trzymał go w schowku za piecem? Rzuciłam się na paczkę z papierami. Było tam kilka zeszytów, luźne kartki papieru, coś co wyglądało na stary akt urodzenia.

– Nigdy nie widziałam tych dokumentów – westchnęłam. – Trzeba to będzie wszystko przeczytać. Ale na informację o ukrytym skarbie raczej bym nie liczyła…

– Może coś jest w pudełku? – Janusz ostrożnie wziął do rąk skrzyneczkę i delikatnie nią potrząsnął.

Nic nie zabrzęczało. Zrobił zawiedzioną minę i otworzył małe zameczki. W środku było niemowlęce ubranko. Kaftanik, czapeczka i delikatna chusteczka przyozdobiona koronką.

– Nie domyślimy się, co to jest. Musisz przeczytać te papiery. A ja zajmę się tą dziurą w ścianie. Chyba nie chcesz jej zamurować? – Janusz czekał na moją odpowiedź, a ja nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć.

Schowek za piecem, portret nieznajomej, bardzo do mnie podobnej, i wielka paka z ubrankami dla dziecka. To były elementy jakiejś historii. Dopiero kiedy poznam całość, będę mogła zdecydować, co zrobić ze skrytką. Ostrożnie pozbierałam wszystkie paczuszki i zaczęłam czytać.

Musieli uciekać, więc oddali swoją córeczkę pod opiekę

Wieczorem zajrzał do mnie Janusz.

– Żyjesz? – zapytał z uśmiechem.

– Żyję. Ale nie wiem, kim jestem. Mój dziadek nie był moim dziadkiem. Babcia nigdy nie urodziła mojej mamy. A mama nie chciała być tym, kim była…

– Twoja mama była dzieckiem tych ludzi, którzy ukrywali się za ścianą. Musieli uciekać i oddali córeczkę pod opiekę twojej babci – domyślił się Janusz.

– Babcia była młodą mężatką. Dziecko urodziło się w tej klitce za piecem. Było za małe, żeby rodzice zabrali je ze sobą, a dziadkowie mogli udawać, że to ich córeczka – wyjaśniłam. – Zatrzymali jej dokumenty i przedwojenny portret babki. Zachowali to wszystko dla niej. Chcieli dać mamie, kiedy dorośnie.

– Ale chyba nigdy nie dali, prawda? – cichy głos Janusza dobiegał do mnie jak zza jakiejś ściany.

– Oddali, ale mama nie chciała wziąć. Nie chciała przyjąć swojego dziedzictwa. Zanim się z tym uporała, razem z moim ojcem zginęła w wypadku samochodowym – powiedziałam. – Dziadkowie zaopiekowali się mną tak samo jak moją mamą. Dokumenty schowali w skrytce, gdzie mama przyszła na świat. I nie zdążyli mi ich pokazać…

Ze sterty papierzysk wyjęłam kopertę, która w porównaniu z poszarzałymi zeszytami wyglądała jak nowa.

– To zapiski mojego dziadka – powtórzyłam. – Myślę, że to szkic listu do mnie, kiedy będę dorosła. Z jakichś powodów nigdy nie skończył pisać tego listu i nie dał mi go. Teraz sama muszę poznać historię moich przodków i zdecydować, kim jestem.

– Zrobisz to? – spytał przyjaciel.

Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się.

Reklama

– Zrobię dokładnie to, czego oczekiwał ode mnie dziadek. Te dokumenty… To ostatni dar od dziadka. Wiedza. I prawo wyboru, kim jestem albo kim chcę być. Zrobię to. Dowiem się – zapewniłam.

Reklama
Reklama
Reklama