Reklama

Kiedyś wierzyłam, że dorosłość to swoboda, wybór własnych ścieżek, nocne tańce bez pytania rodziców, o której wrócę. Marzyłam o tym odkąd pamiętam – by mieć swoje cztery kąty, nawet jeśli miałby to być tylko pokój z aneksem i skrzypiącą podłogą.

Reklama

Marzyłam o niezależności

I udało się. Wprowadziłam się do starej kawalerki na peryferiach miasta. Nie była idealna. Ściany szare od upływu czasu, łazienka, której grzyb nie chciał opuścić nawet po dwóch butelkach Domestosa, i kaloryfer, który grzał tylko wtedy, gdy miał na to ochotę. Ale to było moje. Tylko moje.

Pierwsze tygodnie były jak sen. Chodziłam boso po zimnych płytkach, gotowałam makarony, puszczałam głośno muzykę i czułam się dorosła. Ale potem wszystko zaczęło się rozpadać. Rachunki pojawiały się szybciej niż wypłata. W pracy robiłam nadgodziny, a i tak nie starczało. Jedzenie? Zupki chińskie i kanapki z pasztetem. Nie miałam siły gotować. Nie miałam siły żyć.

Znajomym pisałam, że mam świetnie, że jestem zabiegana. Uśmiechałam się do telefonu, a potem kładłam się na podłodze, patrzyłam w sufit i scrollowałam TikToka, jakby tam miała się znaleźć jakaś odpowiedź. Zamykałam się coraz bardziej. Przestawałam istnieć dla świata. A świat przestawał istnieć dla mnie.

Telefon zadzwonił dokładnie w chwili, gdy grzałam wodę na kolejną zupkę chińską. Spojrzałam na ekran. Mama. Poczułam znajome ukłucie w żołądku. Odebrałam.

– Cześć, kochanie – powiedziała ciepło. – Czemu się nie odzywasz? Dawno cię nie było. Tata się martwi. Nie tęsknisz za nami? Czemu ciągle jesteś taka zajęta?

Ledwo dawałam radę

Stałam w starych dresach, z potarganymi włosami, boso na zimnych kafelkach.

– Po prostu dużo pracy, mamo. Wszystko jest ok – powiedziałam spokojnie, starając się, żeby mój głos nie zdradził zmęczenia.

– No dobrze… Ale może wpadniesz w weekend? Zrobimy twoje ulubione pierogi. Albo może ja bym przyjechała?

– Nie, naprawdę… teraz mam taki zapiernicz, że ledwo ogarniam. Dam znać, jak będzie spokojniej. Kocham cię, mamo.

– Ja ciebie też, Kasieńko.

Rozłączyłam się i przez chwilę stałam w miejscu. Patrzyłam na swój telefon, a potem po prostu osunęłam się na podłogę, oparłam plecami o szafkę i zamknęłam oczy. Nie potrafiłam przestać myśleć o jej głosie. O tym, jak bardzo tęskniłam, choć przecież sama się odsunęłam. Kłamałam. Coraz częściej i coraz sprawniej. Nawet sama przed sobą.

Byłam załamana

To było uczucie, jakby coś mnie zgniatało od środka. Jakby moje własne marzenia mnie zdradziły. Miało być pięknie, samodzielnie. Tymczasem siedziałam na zimnej podłodze w pustym mieszkaniu, które śmierdziało wilgocią.

Dostałam wiadomość od Magdy w sobotni poranek. „Wpadniesz dziś do Ani? Robimy wieczór planszówek. Będzie jak kiedyś”. Zignorowałam. Nie miałam siły odpowiadać. Po godzinie przyszła kolejna. „Wszystko ok? Nie odzywasz się od dawna”.

Odsunęłam telefon na bok i wbiłam wzrok w sufit. Od kilku dni miałam wrażenie, że nawet cienie na ścianach mnie przygniatają. Próbowałam coś czytać, próbowałam słuchać muzyki. Nic nie działało. Głowa pulsowała ciężarem, którego nie umiałam zrzucić. A potem zadzwoniła koleżanka.

– Kasia? – Jej głos był zmartwiony. – Co się dzieje? Przecież cię nie widzieliśmy od miesięcy. Wszyscy się martwią.

– Daj mi spokój. Naprawdę mam dużo pracy. Nie rozumiesz? – przerwałam jej ostro, za ostro. Nawet mnie samą zdziwił ton mojego głosu.

Zamilkła na chwilę, a potem powiedziała cicho:

– Rozumiem, że możesz nie mieć siły. Ale nie musisz być sama. Wystarczyłby jeden sygnał.

– Nie chcę, żebyście mnie taką widzieli – powiedziałam, zanim zdążyłam się powstrzymać. A potem się rozłączyłam.

Nie chciałam pomocy

Odłożyłam telefon i poczułam się, jakbym uderzyła kogoś, kto podał mi rękę. Wiedziałam, że przesadziłam, że ją zraniłam. Ale byłam zbyt pusta w środku, by przeprosić. Zbyt dumna, by przyznać się, że nie daję rady.

Z każdym dniem udawanie stawało się trudniejsze. Miałam wrażenie, że moje mieszkanie robi się coraz mniejsze. Że ściany się zbliżają. A ja nie potrafiłam z nich uciec. „Nie chcę, żeby mnie widzieli w takim stanie. Żebym wyglądała na przegraną”. Powtarzałam to sobie jak mantrę. Ale z każdym powtórzeniem brzmiało to bardziej jak wymówka.

Prąd odcięli w środę, bez ostrzeżenia. Może wcześniej były jakieś maile, ale przestałam je otwierać. Zegar na kuchence zgasł. Laptop się nie ładował się. W końcu zrozumiałam. Siedziałam na łóżku, wpatrując się w ciemność, która przyklejała się do ścian. Po dwóch godzinach podniosłam telefon. Bateria 12%. Wystukałam numer taty. Ręce mi się trzęsły.

– Kasia? – odezwał się szybko, jakby tylko czekał na mój telefon.

– Tato… – głos mi zadrżał. – Czy możesz… mogę z tobą chwilę pogadać?

– Oczywiście. Co się stało?

Przez chwilę nie mogłam nic powiedzieć. A potem słowa same popłynęły.

– Odcięli mi prąd. Nie mam pieniędzy, żeby zapłacić. Nie mówiłam wcześniej, bo… bo chciałam być samodzielna. Ale wszystko jest takie trudne.

Wspierali mnie

Po drugiej stronie była cisza. Tato milczał przez dłuższą chwilę, a potem zapytał spokojnie:

– Dlaczego nic nie mówiłaś? Przecież zawsze możesz na nas liczyć.

– Bo nie chciałam was zawieść. Myślałam, że dam radę.

– Kochanie… Każdy czasem sobie nie radzi. Chcesz, żebym przelał ci trochę pieniędzy?

– Nie – odpowiedziałam od razu. – Nie o to chodzi. Muszę to ogarnąć sama. Tylko… musiałam komuś powiedzieć.

Zamilkliśmy. A potem tato powiedział coś, czego nie zapomnę:

– To, że mówisz, że ci ciężko, to nie porażka. To odwaga.

Rozłączyłam się i długo jeszcze siedziałam w ciemności. Ale tym razem to nie była beznadziejna pustka. Zaczęłam myśleć o tym, co to naprawdę znaczy być dorosłą. Może to nie tylko płacenie rachunków i niezależność. Może to też umiejętność przyznania się, że nie daję rady.

Wyszłam z domu i poszłam przed siebie. Noc była chłodna, ale potrzebowałam tego spaceru. Mijając oświetlone okna cudzych mieszkań, zaglądałam do czyjegoś świata. Ktoś mył naczynia, ktoś tulił dziecko, ktoś jadł kolację.

I wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że może nie jestem jedyną, która się gubi. Że samotność to nie wstyd. Może nawet część tej dorosłości, której tak bardzo chciałam.

Katarzyna, 22 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama