Reklama

Miałam trzydzieści lat i plan na życie, który skrupulatnie realizowałam od kilku lat. Odkładałam każdy grosz, by w końcu kupić własne mieszkanie, takie z dużymi oknami, drewnianą podłogą i miejscem na biblioteczkę. Nie było łatwo – budżet spinałam na styk, a każda niespodziewana wydatek przyprawiał mnie o nerwowe tiki. Ale wiedziałam, że warto. Z Robertem, moim narzeczonym, tworzyliśmy harmonijny związek – przynajmniej tak mi się wydawało. Był pragmatyczny, rozsądny, zawsze stąpał twardo po ziemi. Wspólne marzenie o własnym kącie cementowało naszą relację.

Reklama

Rodzice? Kochani, ale zawsze na uboczu mojego codziennego życia. Nigdy nie mieliśmy wyjątkowo bliskich relacji. Byli dla mnie symbolem stabilności i tradycji, choć czasami zbyt dumni, by poprosić o pomoc. Dlatego wiadomość o ich kłopotach finansowych spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. Nie spodziewałam się, że pewnego wieczoru moja matka zadzwoni, a w jej głosie usłyszę strach i wstyd. Tego dnia zrozumiałam, że żadne plany nie są niezniszczalne, a życie potrafi nas wystawić na próbę, której nie przewidzieliśmy.

Rodzice wyznali mi prawdę

Stałam w kuchni u rodziców, wdychając zapach schabowego, który unosił się w powietrzu. Na stole leżały talerze, starannie ułożone przez moją matkę, jakby wciąż chciała zachować pozory normalności. Jednak nie dało się ukryć napięcia. Mama siedziała na krześle, zaciskając dłonie na brzegu obrusa. Ojciec, Władysław, milczał, jakby w ogóle nie chciał być częścią tej rozmowy.

– Powinniśmy to załatwić inaczej – odezwał się w końcu, rzucając mi krótkie spojrzenie. – Nie trzeba było mieszać w to Ewy.

– Tato, co to za bzdury? – Przestąpiłam z nogi na nogę, czując ciężar sytuacji. – Mamo, powiedz mi, o co chodzi.

Maria westchnęła ciężko i zaczęła mówić, jakby każde słowo ją paliło. O emeryturze, która nie wystarcza na rachunki. O długach, które urosły przez lata. O listach z banku, które ukrywała przede mną, bo „nie chciała mnie martwić”.

– Ewa, poradzimy sobie – próbowała mnie uspokoić. – Damy radę.

– Nie damy! – wtrącił się ojciec. – Niech wie, jaka jest prawda. Bo za chwilę może być za późno.

Serce waliło mi jak oszalałe. Wróciłam do domu z głową pełną chaosu. Wiedziałam, że muszę coś zrobić, ale nie miałam pojęcia, jak się za to zabrać.

Narzeczony był przeciwny

– Chyba żartujesz – Robert uniósł brwi, odkładając widelec na talerz.

Właśnie opowiedziałam mu o problemach rodziców i zaproponowałam, że część naszych oszczędności mogłaby im pomóc.

– Nie żartuję. Nie mogę patrzeć, jak toną w długach – odpowiedziałam, starając się brzmieć spokojnie.

– Ewa, to nie jest nasza sprawa – uciął, wyraźnie podenerwowany. – Mieliśmy cel, pamiętasz? Nasze mieszkanie. Nie możesz tego teraz tak po prostu rozwalić.

Zacisnęłam dłonie na krawędzi stołu, czując narastającą frustrację.

– To moi rodzice, Robert. Co mam zrobić? Udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy nie wiem, czy za chwilę nie stracą domu?

Spojrzał na mnie zimnym wzrokiem.

– A co z nami? Z naszym życiem? To były wspólne pieniądze, Ewa. Nie tylko twoje.

– Naprawdę tak na to patrzysz? – zapytałam cicho, bo jego słowa uderzyły mnie mocniej, niż chciałam.

– Patrzę na to rozsądnie. Nie możemy ratować wszystkich kosztem siebie – rzucił, wstając od stołu.

– Gdyby to byli twoi rodzice, też byś tak mówił? – podniosłam głos, próbując go zatrzymać.

– Nie wiem – odparł szczerze, ale bez śladu emocji.

Zostałam sama w kuchni, patrząc na pusty talerz i czując, jak wszystko zaczyna się wymykać spod kontroli. W głowie miałam chaos, ale jedno było pewne: nie mogłam ich zostawić samych. Za żadną cenę.

Musiałam to zrobić

Pieniądze zaczęły znikać z konta w milczeniu, tak jak ja przestałam mówić Robertowi o każdej przelewanej kwocie. Wiedziałam, że moje działania to zdrada naszej wspólnej umowy, ale w tamtej chwili nie widziałam innego wyjścia.

– Dziękuję, Ewuniu – powiedziała mama, kiedy po raz pierwszy przelałam pieniądze na ich konto.

W jej głosie czułam wdzięczność, ale też wstyd.

– Nigdy nie chciałam, żebyś musiała się tym zajmować...

Ojciec nie dziękował. Zamiast tego unikał mojego wzroku, jakby każda złotówka była przypomnieniem jego porażki.

W domu atmosfera gęstniała z dnia na dzień. Robert był coraz bardziej zdystansowany, spędzał wieczory przed komputerem lub znikał na długie spacery. Unikał rozmów o finansach, a ja bałam się pytać, czy wie, co zrobiłam.

– Nie mam do ciebie pretensji, Ewa – powiedział pewnego wieczoru, kiedy siedzieliśmy w ciszy przy kolacji. – Ale jeśli uważasz, że to nie wpływa na nas, to się mylisz.

Nie odpowiedziałam. Głos uwiązł mi w gardle. Kilka dni później, gdy odwiedziłam rodziców, wybuchłam.

– Nie mogę tak żyć! Pomagam wam, ale tracę coś ważnego – wyrzuciłam z siebie, patrząc na mamę.

– Ewa, nigdy nie chciałam, żebyś rezygnowała ze swojego życia przez nas – powiedziała, patrząc na mnie ze łzami w oczach.

Ale było już za późno. Konflikt, który próbowałam kontrolować, rozrastał się jak rak. Robert, rodzice, ja – wszyscy zaczynaliśmy tonąć w winie i wzajemnych pretensjach.

Zaczęliśmy się kłócić

– Musimy porozmawiać – powiedział Robert, stojąc w progu sypialni. Jego głos brzmiał spokojnie, ale czułam, że to cisza przed burzą.

Odłożyłam książkę i spojrzałam na niego. – O czym?

– O wszystkim – usiadł na krześle naprzeciwko mnie. – Wiesz, że to nie działa, prawda?

Wiedziałam. Ale wciąż łudziłam się, że może uda się to jakoś naprawić.

– Jeśli nie przestaniesz przekładać ich potrzeb nad nasze, to nie wiem, czy to ma sens – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. – Nie chodzi o pieniądze, Ewa. Chodzi o nas. O to, że przestaliśmy być drużyną.

– Robert, to są moi rodzice – zaczęłam, ale uniósł rękę, przerywając mi.

– Wiem. I rozumiem, że czujesz się za nich odpowiedzialna. Ale nie jestem pewien, czy jeszcze jesteś za nas odpowiedzialna.

Jego słowa były jak cios. Chciałam krzyczeć, że się myli, ale gdzieś w głębi wiedziałam, że ma rację.

To nie jest wybór między wami – powiedziałam cicho, próbując przekonać siebie bardziej niż jego.

– Ale właśnie to robisz – odparł. – I jeśli tak ma wyglądać nasze życie, to ja nie wiem, czy chcę w tym uczestniczyć.

Po tych słowach wyszedł, a ja zostałam sama w dusznej ciszy. Następnego dnia odwiedziłam rodziców. Ojciec siedział na balkonie, wpatrzony w dal, jakby chciał uciec od wszystkiego.

– Nie możesz niszczyć swojego życia przez nas – powiedział nagle, bez patrzenia na mnie. – Ja to wszystko zawaliłem, nie ty.

– Tato, przestań – rzuciłam, ale on pokręcił głową.

– Może czasem trzeba pozwolić, żeby coś runęło.

Patrzyłam na niego, czując, jak moje własne fundamenty zaczynają się chwiać.

Chciałam być szczera

Wiedziałam, że to będzie trudna rozmowa, ale nie mogłam jej dłużej unikać. Robert siedział na kanapie, przewijając coś na telefonie. Z każdą minutą, jak szukałam odpowiednich słów, czułam, że oddalamy się coraz bardziej.

– Robert, musimy porozmawiać – zaczęłam niepewnie.

Spojrzał na mnie, odkładając telefon.

– To chyba nasza ulubiona fraza ostatnio, prawda?

Nie odpowiedziałam. Wzięłam głęboki oddech i usiadłam naprzeciwko niego.

– Masz rację. Nie jestem fair wobec ciebie... wobec nas.

– Ewa, ja... – przerwał, ale uniosłam rękę, żeby dokończyć.

Nie mogę tak dłużej – powiedziałam, czując, jak łzy zaczynają palić mnie w gardle. – Ale nie potrafię ich zostawić.

Robert milczał przez chwilę, jakby ważył swoje słowa.

– Myślę, że już dokonałaś wyboru – odparł w końcu. – Tylko jeszcze się do tego nie przyznałaś.

Poczułam, jak coś we mnie pęka. Nie próbowałam już zaprzeczać.

– Przepraszam.

Wstał, spoglądając na mnie z mieszaniną żalu i rezygnacji.

– Nie wiem, czy to wszystko się jeszcze da naprawić.

Miałam mętlik w głowie

Kiedy zamknęły się za nim drzwi, poczułam, jak moje ciało ogarnia pustka. Wtedy zrozumiałam, że nie tylko straciłam związek – straciłam coś więcej. Siebie. Robert nie wrócił na noc, a jego rzeczy zaczęły znikać z dnia na dzień. Nie było żadnych dramatycznych rozmów, łez ani wybuchów. Po prostu wiedziałam, że to koniec.

Kilka dni później odwiedziłam rodziców. Mama od razu zauważyła, że coś jest nie tak.

– Robert? – zapytała ostrożnie, a ja tylko pokręciłam głową.

– Odszedł – przyznałam, próbując powstrzymać drżenie głosu.

Mama złapała mnie za rękę, łzy napłynęły jej do oczu.

Gdybym wiedziała... nigdy bym cię o to nie prosiła.

– To nie twoja wina – odpowiedziałam szybko, ale w głębi serca nie byłam tego pewna.

Ojciec, który dotąd siedział cicho, spojrzał na mnie z czymś, co przypominało skruchę. – Ewa... straciłaś przez nas coś ważnego.

Nie odpowiedziałam. To był moment, w którym zdałam sobie sprawę, że pewne rzeczy nie mają prostych rozwiązań.

Zostałam sama, z pustką, której nie potrafiłam wypełnić. Rodzice odzyskali chwilowy spokój, ale ich sytuacja wciąż była krucha. Mieszkanie, o którym marzyłam, stało się odległym wspomnieniem. Codziennie zastanawiałam się, czy podjęłam właściwą decyzję. Może Robert miał rację – w życiu czasem trzeba wybrać siebie. Ale czy miałam wybór? Może moja miłość do rodziny zawsze będzie wiązała się z poświęceniem.

Reklama

Ewa, 31 lat

Reklama
Reklama
Reklama