Reklama

Według numerologów możemy rozpoznać „stare dusze”, które mają szczególne cechy. Niektórzy ludzie mogą mieć świetnie rozwiniętą intuicję, ale ich poziom etyczny pozostawia wiele do życzenia – jak u dzieci. Są skupione wyłącznie na osiągnięciu własnych celów, dla których liczy się tylko dobrobyt, pozycja zawodowa i pieniądze. Takie jednostki często bezwzględnie dążą do swoich zamierzeń, aktywnie uczestnicząc w korporacyjnym wyścigu. Specjaliści od numerologii określają je mianem młodych dusz. Można je spotkać bardzo często, a ich cechą charakterystyczną jest brak świadomości, że swoim postępowaniem tworzą negatywną karmę, za którą przyjdzie im w przyszłości ponieść konsekwencje.

Reklama

W świecie można spotkać też osoby o wyjątkowej wrażliwości – ludzi posiadających głęboką świadomość, pełnych empatii i niezwykłego idealizmu. Szczególne miejsce zajmują wśród nich ci z tak zwanymi „starymi duszami”. To właśnie oni patrzą na innych z bezwarunkową miłością, powstrzymują się od wydawania sądów, a każde życiowe doświadczenie traktują jako wartościową lekcję. Choć ich obecność jest prawdziwym darem dla otoczenia, paradoksalnie sami często borykają się z poczuciem wyobcowania, braku zrozumienia i osamotnienia.

Numerologiczne liczby mistrzowskie, czyli 11, 22, 33 i 44, wskazują na starą duszę...

Podobno byłam wyjątkową liczbą 44

Los zapisał mi w gwiazdach spore sukcesy, fortunę i rozwój zawodowy. Gdzieś po drodze powinnam też spotkać prawdziwą miłość, ale istnieje ryzyko, że przepadnie ona bezpowrotnie, kiedy zbyt mocno skupię się na realizacji swojej ścieżki zawodowej.

Nie spodziewałam się, że takie rzeczy mogą się wydarzyć i że trzeba na nie szczególnie uważać... Byłabym znacznie bardziej czujna, gdybym to przeczuwała. Niestety, kompletnie nic nie wiedziałam, a do spraw związanych z numerologią i podobnych tematów podchodziłam z dystansem – uważałam je za niegroźne hobby ludzi, którzy nie mają czym się zająć i żyją bez większych trosk.

Po ukończeniu wymagających studiów za granicą dostałam dyplom z wyróżnieniem. Kierunek, który wybrałam, dawał świetne perspektywy zawodowe – pracodawcy dosłownie polują na takich specjalistów. Dzięki temu bez większego wysiłku załapałam się na naprawdę dobrą posadę. Nawet nie minęły dwa miesiące, a już dostawałam pensję dwa razy wyższą od mojej mamy, która przez trzydzieści lat pracowała jako przedszkolanka, męcząc się z maluchami.

Władam swobodnie trzema językami obcymi, nie brakuje mi odwagi ani kreatywności, dlatego szybko ruszyłam w świat, szukać nowych możliwości biznesowych. Bez fałszywej skromności przyznam, że zostałam obdarzona atrakcyjną powierzchownością, co niejednokrotnie okazywało się pomocne podczas różnych rozmów handlowych. Dzięki temu dość sprawnie pięłam się w górę, osiągając najwyższe szczeble w swojej karierze.

Uwielbiam stawiać czoła nowym wyzwaniom, dlatego dotychczasowe osiągnięcia przestały mi wystarczać – marzyłam o większych projektach i poważniejszych kwotach. Zależało mi na zbudowaniu takiej pozycji w środowisku, by najwięksi gracze traktowali mnie jak równą sobie. Bo prawda jest taka, że gdy jesteś malutką rybką – nawet super sprytną i pełną odwagi – te potężne rekiny biznesu zjedzą cię na śniadanie bez mrugnięcia okiem!

Sukces przyszedł, gdy skończyłam trzydzieści lat. Niektórzy powiedzieliby, że to szybko, ale patrząc na dzisiejsze czasy – gdzie każdy goni za karierą od najmłodszych lat – moje osiągnięcia nie były aż tak wyjątkowe. Świadomość, że inni radzą sobie jeszcze lepiej, napędzała mnie do działania.

Moja matka miała jednak inne zdanie na temat moich wyborów. Reprezentowała tradycyjne podejście do życia i bardzo chciała zostać babcią. Często przypominała mi, że warto zwolnić tempo i pomyśleć także o sprawach prywatnych, których nie powinnam zaniedbywać.

– Pewnego dnia zrozumiesz co mam na myśli, ale wtedy nie da się już nic zmienić. Natura rządzi się swoimi prawami... Pniesz się po szczeblach kariery, ale przy okazji odgradzasz się od innych murem nie do przebicia. W końcu nikt do ciebie nie dotrze. Skazujesz się na samotność... Naprawdę tego pragniesz?

Te złowieszcze przepowiednie działały mi na nerwy, więc jak tylko nadarzyła się okazja, znalazłam sobie przytulne mieszkanie i opuściłam dom rodzinny. Wreszcie mogłam odetchnąć!

Związek to miła odskocznia i tyle

Nie utrzymuję kontaktu z tatą, bo rozwiódł się z mamą, gdy byłam małym dzieckiem – miałam wtedy zaledwie 5 lat. Praktycznie nic już o nim nie pamiętam. Z tego co wiem, założył nową rodzinę gdzieś daleko stąd. Od kiedy odszedł, w ogóle się nie spotykamy. Muszę jednak oddać mu sprawiedliwość – do czasu aż stanęłam na własnych nogach, wspierał nas finansowo, więc przynajmniej pod tym kątem zachował się w porządku. Gdy próbowałam dowiedzieć się od mamy, dlaczego nas zostawił, zawsze odpowiadała:

Dokładnie ciebie przypominał. Też myślał tylko o pracy i robieniu kariery. W końcu nie dałam rady i zażądałam, żeby się wyprowadził. No i odszedł... najwyraźniej nie byliśmy dla niego aż tak ważni. A wiesz co? Nawet gdy opowiadał o swoich uczuciach, brzmiał identycznie jak ty – sucho, bez żadnych emocji, wszystko kalkulując na zimno. To było nie do zniesienia. Czasami sobie myślę, że gdyby wiedział, jak bardzo jesteś do niego podobna, może bardziej by się tobą przejął. A tak – choć jesteście jak dwie krople wody, to kompletnie się nie znacie!

Z pewnej odległości wciąż obserwował, jak sobie radzę, ponieważ po mojej obronie doktorskiej otrzymałam od niego wspaniały, ogromny bukiet wraz z ciepłymi gratulacjami na przyszłość. Chociaż mama ledwo powstrzymywała irytację, ja się ucieszyłam i doceniłam ten przyjazny gest ze strony taty.

Jak się później przekonałam, zakup tego mieszkania nie był mi szczególnie potrzebny. Prawie ciągle przebywałam poza krajem i sypiałam w różnych hotelach. Taki styl życia bardzo mi pasował – uwielbiam wolność od codziennych obowiązków i nudnych spraw, które tylko psują radość z życia. Skupiam się głównie na swojej pracy, natomiast wszystkie domowe obowiązki, takie jak sprzątanie, przygotowywanie posiłków czy zajmowanie się praniem, oddaję w ręce profesjonalistów. Dzięki temu oni mają zatrudnienie, a ja nie muszę się niczym martwić, bo wiem, że każda rzecz będzie zrobiona dokładnie i terminowo. To właśnie jest najważniejsze.

Jako normalna kobieta o dobrym zdrowiu potrzebowałam zaspokoić swoje fizyczne potrzeby. Od początku jednak wykluczyłam angażowanie się w poważne uczucia, bo moje życie było zbyt zajęte na takie sprawy.

Przez ostatnie lata widuję się z jednym mężczyzną – to Wojtek, programista, rok młodszy ode mnie. Problem w tym, że chyba się we mnie zakochał, choć wie, na czym stoimy. Przyznał wprost, że akceptuje nasze relacje, mimo że chciałby czegoś więcej, bo uważa że lepsze to niż kompletna rozłąka.

Co ty sobie wyobrażasz? – rzuciłam z ironią. – Że będziemy udawać szczęśliwą rodzinkę? Karmić dzieciaki, oglądać telewizję i prowadzić domowe życie?

– Między innymi. Ale najbardziej chciałbym, żeby ta jedyna osoba, do której coś czuję, odwzajemniła moje uczucia. Wierzę, że kiedyś tak będzie, dlatego nie przestaję mieć nadziei.

– Jeśli liczysz na mnie, to lepiej o tym zapomnij. Mam zaplanowane życie na najbliższe pięć lat i nie ma w nim miejsca na takie bzdury. Niedługo lecę do Pekinu, później będę tu przez moment, a potem znowu ruszam w podróż... Dlatego skup się na tym, co jest teraz i przestań narzekać.

Gdy na niego spojrzałam, jego oczy przepełnione smutkiem sprawiły, że poczułam współczucie. Zrobiło mi się go szkoda.

Facet ma wszystko – wygląd, talent, delikatność, troskliwość i super charakter. Świetnie się razem bawiliśmy, jest też w moim typie, dlatego nie chciałam go za mocno zranić. Zaproponowałam, że jak wrócę do Polski, usiądziemy i na spokojnie przedyskutujemy naszą przyszłość.

– Będę mógł na ciebie liczyć? – spytał.

– Daję ci słowo. Na sto procent.

Mam czekać tutaj?

– Dokładnie. Poczekaj. Na pewno się wrócę.

Naprawdę chciałam dotrzymać obietnicy, gdyby nie ta świeża, lukratywna umowa. Niestety jednak musiałam odpuścić. Całkowicie pochłonęły mnie sprawy zawodowe i nawet nie znalazłam chwili, żeby odezwać się do Wojtka. Sądziłam, że się nie pogniewa – w końcu to nie pierwszy taki przypadek...

Sama tego chciałam

Ciągle próbował się ze mną skontaktować. Ale za każdym razem wybierał najgorszy możliwy moment, aż w końcu miarka się przebrała. Podczas przerwy na jakimś ważnym spotkaniu służbowym zdecydowałam się odpowiedzieć. Kompletnie zdenerwowana wykrzyczałam do telefonu, żeby dał mi święty spokój, przestał się narzucać i nie zawracał mi głowy, bo mam poważniejsze rzeczy do roboty niż jakieś głupie miłostki! Usłyszałam tylko ciche „Dobrze” i połączenie się urwało. To był nasz ostatni kontakt.

Wydawało mi się, że po przyjeździe zdołam wszystko naprawić, przecież nie pierwszy raz się złościł, a później miękł jak masło, gdy się do niego przymilałam i szeptałam mu czułe słowa.

Niestety tym razem źle to oceniłam.

Zmienił numer telefonu. Wyprowadził się z miasta. Nikt nie mógł się z nim skontaktować, zniknął ze wszystkich social mediów. Rozpłynął się w powietrzu.

Zaskakujące, że odkryłam, jak bardzo za nim tęsknię. Kto by przypuszczał, że będę go tak potrzebować? Przecież to był normalny gość, nic specjalnego – więc sama nie potrafię wyjaśnić, dlaczego na jego wspomnienie robi mi się tak przykro. Powoli jednak dociera do mnie, że on pewnie już się nie pojawi.

Spotkasz jeszcze wielu innych – mówię do siebie. – A poza tym masz teraz ważniejsze sprawy na głowie, kochana. Dobiega końca twój kolejny projekt, nie możesz sobie zawracać głowy bzdurami. Lepiej się ciesz swoją niezależnością i skup się całkowicie na zawodowych wyzwaniach. To w tej chwili jest priorytetem!

Próba samodzielnego radzenia sobie z problemami nie przyniosła efektów. Męczę się z bezsennością, a w tych rzadkich momentach, gdy zapadam w sen, pojawia się Wojtek. Patrzy na mnie w osobliwy sposób, po czym odwraca się i znika. Mimo moich błagań, łez i nawoływania pozostaje niewzruszony, a ja budzę się kolejnego dnia pełna stresu i smutku.

To wina przeznaczenia?

Moja mama ostatnio oszalała na punkcie numerologii i bez przerwy czyta o niej książki. Nie mogłabym dojść do siebie, gdyby nie to, że ona ciągle testuje na mnie swoje nowe hobby. Jest przekonana, że należę do grupy osób z liczbą czterdzieści cztery, ale podobno tej złej odmiany – stąd według niej biorą się moje problemy z wyborem między karierą zawodową a życiem uczuciowym.

Poświęciłaś się tak mocno swojej karierze i osiągnięciom, że przestałaś dostrzegać rzeczy, które liczą się najbardziej – rodzinę, przyjaciół i uczucia – tłumaczy mi mama. – Nawet osoba z tak dużym doświadczeniem życiowym jak ty może się pomylić, a później musi włożyć sporo wysiłku w naprawienie swoich pomyłek. Ktoś, kto ma tak wielką siłę jak ty, może ją wykorzystać również do rujnowania... Jeśli nie opamiętasz się w odpowiednim momencie, moja droga, zostaniesz sama i twoje życie będzie pełne goryczy.

– Głupoty gadasz! – rzucam, choć w środku wiem, że mama mówi prawdę.

Zniknęły gdzieś te wszystkie rzeczy, które dawały mi siłę – mój wewnętrzny spokój, wiara w siebie i poczucie, że zmierzam w dobrym kierunku. Teraz czuję się, jakbym stała na chwiejnym moście i kręciło mi się w głowie. Wiem dobrze, że muszę ruszyć naprzód, bo to, na czym mi zależy, czeka po drugiej stronie. Problem w tym, że nie mam pojęcia, jak się tam dostać. Rozpaczliwie szukam wsparcia, kogoś, kto złapie mnie za dłoń. W głębi serca liczę na Wojtka, bo tylko jemu naprawdę ufam... Tylko gdzie go teraz szukać i jak się z nim skontaktować?

Według mamy dam sobie świetnie radę – w końcu należę do numerologicznej 44, która zawsze znajduje wyjście z opresji. To podobno numer mistrzowski, dający dużo siły i wytrwałości w działaniu... No cóż, jestem już po trzydziestych szóstych urodzinach. Czas się zmobilizować i ruszyć przez ten zniszczony most. Skoro mama jest przekonana, że bezpiecznie dotrę na drugi brzeg, nie pozostaje mi nic innego jak jej zaufać!

Reklama

Luiza, 36 lata

Reklama
Reklama
Reklama