Reklama

Jeszcze rok temu byłam przekonana, że mam szczęście – pracowałam w firmie, którą naprawdę lubiłam, w zespole, który wydawał się dynamiczny, otwarty i wspierający. Przychodziłam do biura z przyjemnością, z energią, zawsze gotowa, by dać z siebie więcej niż ode mnie wymagano. Wyrzekałam się weekendów, przedłużałam godziny pracy, bo wiedziałam, że liczy się efekt. Byłam dumna z tego, co robię. Praca była moim życiem – przyznaję to bez wstydu.

Reklama

Lubiłam to

Miałam też wrażenie, że jestem częścią tej zawodowej rodziny. Śmialiśmy się razem przy kawie, wspieraliśmy w trudniejszych momentach projektowych. Z Martą – koleżanką z działu – wydawało mi się, że jesteśmy nawet bliżej niż inni. Zdarzało się, że dzwoniłyśmy do siebie po godzinach, wymieniałyśmy się plotkami, czasem nawet gotowałam jej obiad do lunchboxa, gdy narzekała, że nie ma czasu na zakupy.

Ale od pewnego momentu zaczęło się coś zmieniać. Niby nic spektakularnego, raczej drobne rzeczy. Rozmowy, które urywały się, gdy wchodziłam do kuchni. Ludzie, którzy kiedyś chętnie siadali koło mnie na zebraniach, teraz wybierali inne miejsca. Z początku myślałam, że to może moje przewrażliwienie. W końcu każdy ma prawo do gorszych dni, może przesadzałam, może źle interpretowałam sygnały.

Ale sygnałów zaczęło być coraz więcej. Coraz bardziej jednoznacznych. I wtedy po raz pierwszy pojawiła się w mojej głowie myśl, której nie chciałam do siebie dopuścić: że to Marta może być źródłem tego chłodu. Marta – ta sama, która uśmiechała się do mnie codziennie rano i pytała, czy przyniosłam dziś swoją słynną sałatkę z pieczonym burakiem.

Podejrzewałam coś

Zaczęło się od przypadkowej rozmowy przy ekspresie do kawy. Tomek, z którym zawsze dobrze mi się rozmawiało, stał przede mną, przeglądał coś w telefonie i co chwilę marszczył czoło. Rzuciłam półżartem, że wygląda, jakby właśnie zobaczył końcówkę serialu, na który wszyscy czekają. Uśmiechnął się krzywo i powiedział, że gdyby to był serial, to może łatwiej byłoby to przełknąć.

– A co się stało? – zapytałam, zerkając na jego ekran.

– Nic, po prostu… czasem ludzie mnie zaskakują, wiesz?

– Brzmi poważnie. Znasz mnie, i tak się domyślę, więc lepiej mów od razu.

Wzruszył ramionami, odłożył telefon i przez chwilę milczał, jakby się wahał. Potem spojrzał na mnie jakoś dziwnie.

– Wiesz, Magda… nie chcę się wtrącać, serio, ale jeśli masz z Martą jakieś niezałatwione sprawy, to może warto je wyjaśnić. Ludzie mówią różne rzeczy, a niektórzy biorą je za pewnik.

Poczułam, jak robi mi się gorąco. Wypowiedział jej imię zupełnie naturalnie, ale we mnie coś zadrżało.

– Co masz na myśli?

– Mówiła, że sabotujesz projekty, że masz problem z pracą zespołową. Że psujesz atmosferę.

Tomek westchnął i spojrzał gdzieś w bok.

– Powiedziała to otwarcie na zebraniu zespołu. Niby między wierszami, ale wszyscy wiedzieli, o kim mówi. Może przesadzam. Ale pomyślałem, że powinnaś wiedzieć.

Nie mogłam uwierzyć

Nie odpowiedziałam od razu. Miałam wrażenie, że wszystko wokół mnie dzieje się w zwolnionym tempie. Marta? Jeszcze kilka miesięcy temu nie wyobrażałabym sobie, że mogłaby mówić o mnie źle, a co dopiero rozsiewać nieprawdziwe informacje. Była zawsze taka serdeczna.

Po mojej prezentacji kwartalnej pierwsza podeszła z gratulacjami. Wstawiała się za mną w rozmowach z kierownictwem. Przy wszystkich mówiła, że „Magda to mózg zespołu”.

A jednak teraz wszystko wyglądało inaczej. Przypomniałam sobie też te krótkie spojrzenia między koleżankami, gdy wchodziłam do sali. Jakby coś dopiero przetwarzały. Śmiech, który nagle cichł, gdy pojawiałam się przy kuchni.

Zaczęłam analizować naszą relację z dystansu. Marta zawsze była obok, zawsze chętna do pomocy. Ale czy nie zbyt często pojawiała się tam, gdzie miałam sukcesy? Gdy dostałam podwyżkę, to właśnie ona zrobiła najwięcej szumu, zanim jeszcze zdążyłam powiedzieć o tym komukolwiek. Gdy wzięli mnie na prestiżowy projekt, to ona mówiła, że zasłużyłam, ale jakoś szybko zgłosiła się jako moja „wspierająca” osoba. I to zawsze przed szefem. Zawsze tam, gdzie mogła coś ugrać.

Musiałam to sprawdzić

Złapałam ją w kuchni, kiedy akurat wyjmowała mleko z lodówki. W głowie ćwiczyłam tę rozmowę od rana, ale kiedy stanęła przede mną z tym swoim wiecznie uprzejmym uśmiechem, wszystko uleciało.

– Marta, mogę chwilę? – zapytałam, starając się brzmieć neutralnie.

– Jasne, co tam? – odwróciła się do mnie z kubkiem w dłoni.

– Chodzi o to, co powiedziałaś na ostatnim zebraniu. Tomek wspomniał, że wypowiadałaś się o atmosferze… i o mnie. Że niby psuję zespół.

Zamarła tylko na sekundę. Potem uśmiech wrócił, bardziej sztuczny niż zwykle.

– Nie mówiłam o tobie. A nawet jeśli ktoś tak to zinterpretował, to chyba nie powinno cię to ruszać. W końcu – zawahała się na ułamek sekundy – jeśli robisz dobrą robotę, to co cię obchodzi, co ludzie mówią?

Patrzyła na mnie z tą swoją miną niewiniątka. Chciałam jej wygarnąć, zapytać wprost, dlaczego to robi, ale miałam wrażenie, że każde moje słowo zostanie odwrócone przeciwko mnie.

– Po prostu chciałabym, żeby było między nami szczerze – powiedziałam w końcu.

– Magda… – jej głos zrobił się lodowaty – szczerze? Szczerze to może powinnaś się skupić na pracy, a nie doszukiwać się teorii spiskowych. Wydaje mi się, że jesteś trochę przewrażliwiona.

Odwróciła się, jakby temat był zamknięty.

Wyparła się

Wiedziałam, że nie wygram z jej słowami. W środku czułam złość i bezradność. Po raz pierwszy przemknęła mi przez głowę myśl, że może powinnam złożyć wypowiedzenie.

Zostałam wezwana na spotkanie z szefem. Niby zwykła rozmowa, a jednak ton maila był zbyt lakoniczny, by nie poczuć niepokoju. W gabinecie panował chłód – nie tylko fizyczny. Michał siedział za biurkiem, patrząc na mnie przez okulary zsunięte na czubek nosa.

– Muszę z tobą porozmawiać o sytuacji w zespole. Dotarły do mnie sygnały, że panuje napięcie. Ludzie czują się niekomfortowo. I zaczęły pojawiać się skargi.

Poczułam, jak odpływa mi krew z twarzy. Nie musiał mówić, że chodzi o mnie – jego spojrzenie mówiło wszystko.

– Przepraszam, ale… czy ktoś konkretnie coś powiedział? Jakie to skargi?

– Nie mogę podać szczegółów. Chodzi o ogólne wrażenie. Że trudno się z tobą współpracuje, że jesteś zbyt dominująca. Ja tego nie oceniam, chcę tylko, żebyśmy wszyscy mogli pracować w dobrej atmosferze.

Próbowałam coś powiedzieć, ale głos mi zadrżał. Wyszłam z jego gabinetu przybita, bardziej niż byłam gotowa się przyznać.

Zemściłam się

Następnego dnia poprosiłam Michała o kolejną rozmowę. Czułam, że muszę jeszcze spróbować się obronić, choć wiedziałam już, że to raczej bez szans.

– Wiem, że nie chcesz podawać szczegółów, ale naprawdę zależy mi na tym, by zrozumieć. Czy naprawdę nikt nie zastanowił się, skąd wzięły się te wszystkie opinie?

Patrzył na mnie długo, nieco zrezygnowany.

– Magda, ja cię szanuję. Zawsze robiłaś świetną robotę. Ale atmosfera w zespole jest najważniejsza. Nie chodzi tu o ciebie personalnie.

Poczułam, że ściana, z którą walczyłam, właśnie stała się jeszcze wyższa.

– Chyba chodzi właśnie o mnie – powiedziałam cicho.

Wróciłam na open space i usiadłam bez słowa. Nikt nie spojrzał w moją stronę. Marta rozmawiała z kimś przy drukarce, śmiała się. Podeszłam i wygarnęłam jej wszystko: że jest plotkarą, że kłamie, że rozsiewa nieprawdziwe informacje. Wszyscy dookoła słyszeli.

Dwa tygodnie później odeszłam z firmy. Bez pożegnalnego maila, bez kwiatów, bez rozmów. Marta kilka dni później dostała wypowiedzenie. Ale tak naprawdę zamiast satysfakcji czułam gorycz. Straciłam zaufanie do ludzi.

Magdalena, 31 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama