Reklama

Miałam 25 lat i byłam pewna, że Jacek lada dzień mi się oświadczy. Byliśmy razem już prawie rok, poznaliśmy swoje rodziny. Wiadomo – pora na ślub, dzieci, a potem długie i szczęśliwe życie… Nic mu nie mówiłam, ale dawno miałam upatrzoną w salonie suknię ślubną. Co tydzień tam zaglądałam – sprawdzić, czy jeszcze wisi. I coraz bardziej się niecierpliwiłam.

Reklama

Gdy tamtego wieczoru wróciłam do domu, byłam pewna, że wreszcie się doczekałam. Jacek siedział na fotelu z tajemniczą miną. Na stole stał mały pakunek.

– To dla mnie? – zapytałam.

– Yhm…

Cała w skowronkach zaczęłam odpakowywać pudełeczko. W środku leżał… kluczyk z logo japońskiego koncernu. Na wszelki wypadek zajrzałam jeszcze pod niego. Nic.

Zobacz także

– Co teraz? – zapytałam, jeszcze się łudząc, że to tylko wstęp do oświadczyn.

– Jak to co? To kluczyk do twojego nowego motocykla! Jak tylko zrobisz prawo jazdy, pojedziemy na tę wyprawę do Azji. Cieszysz się, prawda?

Uśmiechnęłam się głupio i pobiegłam do łazienki, żeby Jacek nie widział moich łez. Jak i kiedy dałam mu do zrozumienia, że chcę jechać do Azji? Na motorze? No wiem, że oglądałam z nim jakieś filmy i mówiłam, że mi się podobają. I że byliśmy na targach motocyklowych. Chciałam być miła! I zainteresowana jego hobby! Ale przecież musiał słyszeć, jak mówiłam, że obie moje najbliższe przyjaciółki lada chwila zostaną mamami i że byłoby fajnie, gdyby nasze dziecko nie było dużo młodsze. I zgadzał się ze mną, że czerwiec to świetny miesiąc na ślub… Jak mogliśmy się tak nie zrozumieć? Zerwaliśmy trzy dni później.

Następny był Dominik – po pół roku dowiedziałam się, że nie zamierza nigdy być ojcem. Potem Patryk, który był bardzo zdziwiony, że nie chodzi mi tylko o seks i że musiałam wiedzieć, że ma żonę.

Przyzwyczaiłam się do niezależności

W pewnej chwili się zorientowałam, że już nie chcę mieć męża i rodziny. Przyzwyczaiłam się do niezależności. Kupiłam domek na peryferiach i zamieszkałam w nim z trzema psami. Dobrze zarabiałam i niczego mi nie brakowało. Seks? Raz na parę miesięcy, z nieznajomymi poderwanymi na wakacjach czy w barze. Tyle mi wystarczało. Dziś wiem, że powinnam się trzymać tego modelu…

Ale gdy poznałam Pawła, byłam w dość trudnym momencie życia. Miesiąc wcześniej zmarła moja mama. Do tego u mojego ukochanego psa Azora weterynarz zdiagnozował raka kości. Wiedziałam, że lada chwila będę musiała go uśpić. I wyraźnie opuściłam gardę…

Pawła spotkałam na przyjęciu u znajomych. Wieczór zakończyliśmy na tylnym siedzeniu jego samochodu. Gdy poprosił mnie o telefon – podałam mu prawdziwy numer. Zadzwonił następnego dnia. Miałam wielkiego doła i uznałam, że potrzebuję czułości. Paweł był bardzo cierpliwy. Słuchał moich opowieści o mamie, Azorze i przeciekającym dachu. A ja wylewałam wszystkie moje żale zadowolona, że ktoś słucha. Gdy nadszedł ten dzień, że musiałam zawieźć Azora do weterynarza, cieszyłam się, że nie jestem sama. Paweł zajął się wszystkim. A potem całą noc trzymał mnie w ramionach…

Spotykaliśmy się tylko u mnie. On o sobie mówił mało, a ja nie dopytywałam. Nie chciałam wiedzieć. Nie musiałam. Pawła i tak dopuściłam do siebie bliżej niż jakiegokolwiek mężczyznę ostatnio. Wiedziałam, że przekroczyłam wyznaczoną sobie granicę. I lada chwila będę musiała ten związek zakończyć. Próbowałam zrobić to kilka razy. Ale złapałam się na tym, że nie bardzo umiem. Znajdowałam sobie kolejny banalny pretekst, żeby jeszcze trochę poczekać.

Tak bardzo skupiałam się na własnych odczuciach, że nie zauważyłam, co się kroi.

Wiedziałam, że ma rodzinę

– Kochanie, musimy porozmawiać. Muszę ci o czymś powiedzieć… To ważne – głos Pawła w słuchawce brzmiał bardzo poważnie. Chciałam mu powiedzieć, że może innym razem, ale okazało się, że dzwoni z auta stojącego na moim podjeździe. Wpuściłam go. Otworzyłam wino i powoli nalałam do kieliszków.

Starałam się jak najdłużej odwlec rozmowę, bo chyba wiedziałam, co się wydarzy. I nie byłam pewna, czy jestem na to gotowa.

– Marta. Wiem, że powinienem dawno ci o tym powiedzieć. Wiem, że poczujesz się oszukana. Pewnie będziesz chciała mnie od razu wyrzucić za drzwi. Ale błagam, zanim coś zrobisz, musisz mnie wysłuchać do końca. Dobrze?

Skinęłam potakująco głową. Wiedziałam, co powie. Że ma żonę, dzieci. To było oczywiste. Nigdy nie byłam w jego domu. Nie spotykaliśmy się w weekendy ani w święta. Zresztą dlaczego taki atrakcyjny facet miałby być starym kawalerem? Tak naprawdę zawsze wiedziałam, że ma rodzinę. Tylko dla spokoju własnego sumienia wolałam udawać, że nie wiem.

– … jej nie kocham… – nagle z zamyślenia wyrwały mnie słowa Pawła, których się w tym momencie nie spodziewałam. Zaczęłam go słuchać z uwagą. – Zrozumiałem to kilka tygodni temu. Że uczucie wygasło. Że jest już tylko rutyna. Że nie chcę tak żyć. Dziś wieczorem powiedziałem Beacie prawdę. Że jest ktoś inny. Że jesteś ty. I że to z tobą, w tym domu, chcę spędzić resztę życia. Wiem, powinienem ci powiedzieć wcześniej. Ale to już naprawdę skończone. Wyprowadziłem się. Większość moich rzeczy jest w samochodzie. Resztę odbiorę kiedy indziej. Wiesz, Beata nawet nie była bardzo zdziwiona. Chyba się domyślała od kilku miesięcy… Zapytała tylko, czy jestem pewien, bo jak teraz wyjdę, to ona już mi nie pozwoli wrócić. Powiedziałem, że tak. Wiem, że chcę być z tobą. Wiem, że ty też tego chcesz. Zobaczysz, teraz będziemy naprawdę szczęśliwi

Powinnam mu przerwać, powstrzymać go. Powinnam zacząć tłumaczyć, że to nie tak, że mnie źle zrozumiał, ale siedziałam jak sparaliżowana. Boże… On zostawił dla mnie żonę, rodzinę. Skąd mu to przyszło do głowy? Jak ja mam mu powiedzieć, że go nie chcę? Że ja chcę żyć sama. I że pewnie dlatego dopuściłam go tak blisko, bo wiedziałam, że nie jest wolny i że nie będzie chciał być ze mną na stałe. Paweł dawno przestał mówić. A ja ciągle milczałam. Sączyłam wino i zastanawiałam się, co powinnam zrobić.

– Kochanie, przepraszam. Wiem, że to szok, że powinienem się przyznać. Rozumiem, że czujesz się…

W końcu coś we mnie pękło

Zamiast żalu poczułam wściekłość. Na siebie – że do tej rozmowy dopuściłam, bo zwlekałam z zerwaniem z Pawłem. Na niego – bo z góry założył, że marzę o byciu z nim i nie wpadłam na to, że ma żonę. I na wszystkich facetów, którzy przez te wszystkie lata nie umieli zrozumieć, czego od nich oczekuję.

– Paweł, ty nic nie rozumiesz. Nie zakładaj z góry, że wiesz lepiej, co czuję. Bo nic nie wiesz. Nigdy nie miałam wątpliwości, że masz żonę. Gdybym podejrzewała, że jej nie masz, to nasza znajomość nigdy nie zaszłaby tak daleko. Rozumiesz? Coś ty narobił? Czemu zostawiłeś żonę? Skąd ci przyszło do głowy, że ja chcę z tobą być na stałe? Że możesz tu zamieszkać? No skąd? Nigdy ci nie proponowałam, żebyś zostawił szczotkę do zębów, nie dałam ci klucza ani szuflady w komodzie. Nie błagałam, żebyś został. Kiedy przyszło ci do głowy, żeby zostawić dla mnie żonę? Co wy, faceci, macie w głowach? Dlaczego wydaje wam się, że my o niczym nie marzymy, tylko żebyście wybrali nas? Że jesteście nam niezbędni? Wiesz, przez chwilę się zastanawiałam, czy nie powinnam się nad tobą zlitować. Ale czemu? Ja cię do niczego nie zachęcałam. To nie moja wina. Nie obchodzi mnie, co dziś ze sobą zrobisz. Proszę, wyjdź i zniknij z mojego życia!

W końcu zamilkłam. Paweł miał twarz białą jak ściana. Był w szoku. Najwyraźniej spodziewał się po dzisiejszym wieczorze wszystkiego, tylko nie tego. Jak automat wstał z kanapy. Wziął kluczyki i powoli wyszedł. Po chwili usłyszałam pisk opon. I zapanowała cisza.

Reklama

Otworzyłam drzwi i gwizdnęłam na psy. Uradowane wskoczyły na kanapę i położyły mi pyski na kolanach. Dolałam sobie wina. Wszystko wreszcie wróciło do normy

Reklama
Reklama
Reklama