Reklama

Miałam wielkie plany na sylwestra. Nie jakieś tam wystawne bale, brokatowe sukienki i luksusowe apartamenty. Chciałam spokoju, śmiechu, szampana o północy i leniwego poranka z jajecznicą i herbatą z cytryną. Od listopada męczyłam mojego męża, żebyśmy w końcu spędzili ten wieczór tylko we dwoje. Bez jego kolegów z pracy, bez mojej kuzynki z gromadką dzieci i bez jego matki. Wydawało mi się, że go przekonałam. Już nawet mówił, że może coś ugotujemy razem, obejrzymy stare komedie, pośmiejemy się ze starych zdjęć. Miałam nadzieję. Naprawdę miałam. Trzy dni przed sylwestrem, kiedy już wyciągnęłam z szafy moją ulubioną sukienkę i nawet zaplanowałam menu, usłyszałam jedno zdanie, które ścięło mnie z nóg.

– Mama zaprosiła nas do siebie na sylwestra. Myślę, że powinniśmy pojechać. Ona tak się cieszy, że będziemy.

„My”, powiedział. No pewnie. My. A mnie, jak zwykle, nikt nie zapytał o zdanie.

Nie potrafił na mnie spojrzeć

– Co znaczy „jedziemy do mamy”? – zapytałam, udając spokój, choć wewnątrz aż mnie skręcało.

– No… zaprosiła nas. Sama powiedziałaś, że nie chcesz tłumów, a przecież u niej będzie tylko ona, my i jej sąsiadka – rzucił, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.

– Sąsiadka? Ta, co zawsze się dziwi, że mnie jeszcze nie zostawiłeś?

Oj, przestań, ona żartuje…

– Żartuje? – parsknęłam. – Kiedy ostatnio powiedziała, że mam twarz jak kartka papieru, też „żartowała”?

– Daj spokój. Będzie fajnie. Mama zrobi barszczyk, a o północy będzie szampan…

– A gdzie nasze plany? Pamiętasz w ogóle, co obiecałeś?

Ale to mama… Przecież ona jest taka samotna.

– A ja nie jestem samotna, kiedy ty, jak co roku, wybierasz ją zamiast mnie?

Zapadła cisza. Stał w kuchni z kubkiem herbaty i nie potrafił na mnie spojrzeć.

– Nie przesadzaj.

– Wiesz co? Jedź sobie. Naprawdę. I nie mów, że coś ze mną planujesz, skoro i tak kończy się na tym samym.

– Obraziłaś się?

– Nie, po prostu… uczę się w końcu, na kim mogę polegać.

Odwróciłam się i wyszłam z kuchni.

Nie liczył się ze mną

Przez dwie godziny nie wychodziłam z sypialni. Leżałam na łóżku z telefonem, ale nie czytałam nic sensownego – przeglądałam internet bez celu, żeby nie myśleć. A myśli i tak napierały. W pewnym momencie usłyszałam pukanie.

– Aga…? – głos był cichy, jakby pytał, czy może w ogóle istnieć.

– Co? – mruknęłam bez entuzjazmu.

Mogę wejść?

Mąż uchylił drzwi i oparł się o framugę.

Nie chciałem, żeby tak to wyszło – powiedział. – Naprawdę myślałem, że będzie miło. Mama się ucieszyła, sąsiadka powiedziała, że przyniesie sałatkę…

– Cudownie. Sałatka. To wszystko, czego potrzeba w małżeństwie – rzuciłam z przekąsem.

– Przesadzasz. To tylko sylwester.

Usiadłam.

– Nie, to nie „tylko sylwester”. To kolejny raz, kiedy twoja mama jest ważniejsza niż ja. I nawet nie chodzi o nią. Chodzi o to, że ja się nie liczę. Że ty podejmujesz decyzje za nas. Jakby moje zdanie kompletnie nie miało znaczenia.

– I co chcesz zrobić?

– Nic. Jedź. Baw się dobrze. Tylko nie licz, że będę tu siedzieć, czekać z tostami i noworocznym buziakiem.

Miałam inne plany

Następnego dnia Paweł zachowywał się tak, jakby nic się nie wydarzyło. Wyszedł do pracy, zostawiając na stole karteczkę: „Pomyśl jeszcze. Wracam o 18”. Nie myślałam. Działałam.

– Halo, Sylwia? – zadzwoniłam do mojej przyjaciółki. – Pamiętasz, jak mówiłaś, że jakby co, to mogę wpaść na sylwestra?

– No jasne! I co, jednak się pokłóciliście?

– Nie do końca. On po prostu ma plany, w których mnie nie uwzględnił. Tylko że ja już mam swoje.

– Super. To wpadaj, możesz też spać u mnie. Będzie kilka osób i przyjdzie też sąsiad z góry, ten z brodą. Pamiętasz?

– Oj, pamiętam – zaśmiałam się. – Przystojny ten twój sąsiad. Spokojnie, ja tylko do tańca.

Wieczorem Paweł wszedł do mieszkania, rozejrzał się po pustym salonie. Moja torba stała spakowana w przedpokoju.

Gdzieś jedziesz? – zapytał, zdejmując kurtkę.

– Tak. Do ludzi, którzy naprawdę chcą ze mną spędzić czas.

– Czyli naprawdę wolisz iść na imprezę niż być ze mną?

– Nie. Wolałabym być z mężem, który ze mną liczy się przy planowaniu czegokolwiek.

Przestań się wygłupiać.

– Gdybyś raz w życiu naprawdę mnie wysłuchał, to byś wiedział, że to nie są wygłupy. To jest reakcja.

Wyszłam, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Nie odwracałam się. Nie chciałam widzieć tej jego zdziwionej miny.

Dobrze się bawiłam

U Sylwii było gwarno, a jednoczesne domowo. W salonie pachniało kardamonem i piernikami, a na stole piętrzyły się miski z sałatkami i chipsami. W kącie stała choinka.

Dobrze, że jesteś! – zawołała Sylwia, otwierając mi drzwi. – Chodź, poznaj wszystkich.

– Tylko nie mów, że to ta twoja koleżanka z dramatem małżeńskim – rzucił sąsiad z góry, uśmiechając się zadziornie

– Tak, to ja – odparłam z lekką ironią.

– Wiesz, u mnie odwrotnie – mrugnął. – Moja była żona tak kochała swoją matkę, że miałem wrażenie, że jestem tylko dodatkiem do ich duetu.

– A potem się dziwią, że ludzie wybierają koty – dodałam, patrząc na futrzaka próbującego zjeść kawałek kabanosa.

Wieczór mijał zaskakująco szybko. Śmiałam się, tańczyłam, nawet dwa razy śpiewałam karaoke – i pierwszy raz od dawna nie myślałam o Pawle. Dopiero przed północą spojrzałam na telefon. Cztery nieodebrane połączenia. Dwa SMS-y.

„Gdzie jesteś? Serio to robisz?”.

„Nie tak miało być. Wracaj”.

Byłam szczęśliwa

Odstawiłam telefon na bok. Nie teraz. Teraz miałam wokół ludzi, którzy cieszyli się moją obecnością i za kilka minut miałam zamiar śmiać się przy „szczęśliwego Nowego Roku”, a nie tłumaczyć się mężowi. O północy zapaliliśmy zimne ognie, a ja patrzyłam na niebo nad miastem. Było piękne. A potem wszyscy złożyliśmy sobie życzenia.

– Szczęśliwego! – Sylwia przytuliła mnie mocno. – W tym roku będzie lepiej. Obiecuję.

– Już jest – uśmiechnęłam się, czując coś, czego nie odczuwałam od miesięcy – ulgę.

Obok pojawił się przystojny sąsiad z góry – nie pamiętałam nawet, jak ma na imię.

Za nowe początki – powiedział, stukając swoim kieliszkiem w mój.

– Za to, żebyśmy wiedzieli, z kim warto je zaczynać – odpowiedziałam i wypiłam łyk.

Telefon zawibrował ponownie. Spojrzałam. Tym razem Paweł napisał:

„Jestem w domu. Jeśli wrócisz, pogadamy. Jeśli nie… też zrozumiem”.

Zrozumie? Nie byłam tego taka pewna. Może po raz pierwszy... coś do niego dotarło.

To był trudny rok – powiedziałam cicho. – Ale wiesz co?

– Co?

Sylwester bez teściowej ma jednak swoje uroki.

Roześmiał się.

– Jeśli chcesz, mogę cię uratować od jeszcze wielu nudnych sylwestrów.

– Spokojnie, dzisiaj wystarczy, że uratowałeś mi ten jeden.

Pół godziny później siedzieliśmy już na kanapie, rozmawiając o głupotach. A ja pierwszy raz od dawna nie czułam się jak dodatek do czyjegoś życia.

Nie dałam się stłamsić

Do domu wróciłam późnym popołudniem. W mieszkaniu panowała cisza. Paweł siedział przy stole z kubkiem kawy. Nie wyglądał na wypoczętego.

– Wróciłam – powiedziałam spokojnie, zdejmując płaszcz.

– Widzę – odpowiedział, jakby bał się dodać cokolwiek więcej.

– I nie, nie dlatego, że „mi przeszło”. Bo nie przeszło. Po prostu… to nadal mój dom.

Spojrzał na mnie niepewnym wzrokiem. Tyle razy się kłóciliśmy, ale nigdy nie widziałam w jego oczach takiego… zawahania?

– Nie chcę, żebyś znowu czuła się niewidzialna – odezwał się w końcu. – Nie miałem pojęcia, że aż tak cię to boli. Myślałem, że to tylko jeden wieczór…

– A to nie był „tylko” wieczór. To był symbol wszystkiego, co robisz bez pytania, bo ci się wydaje, że tak będzie lepiej, prościej.

– Mogę spróbować to zmienić.

– Spróbuj. Albo daj mi znać, że nie potrafisz.

Nie odpowiedział. Może to nie będzie koniec. Może to dopiero początek czegoś nowego, innego. Tym razem – decyzja należała do mnie. I w tym nowym roku zamierzałam już nigdy o tym nie zapominać.

Agnieszka, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama