Reklama

Nigdy nie miałam poczucia, że coś mi się należy za darmo. Całe życie pracowałam, a wszystko, co miałam, zdobyłam własnymi rękami. Mój dom, ogród, każda szafa wypełniona rzeczami są dowodami lat poświęcenia. Pewnego dnia, gdy przypadkiem usłyszałam w radiu o konkursie z nagrodą w postaci wycieczki do Hiszpanii, postanowiłam spróbować. Niespodziewanie, to ja byłam tą szczęściarą. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to nie wycieczka stanie się wyzwaniem, lecz... moja rodzina.

Reklama

Gorzki wyrzut sumienia

Niedzielny obiad u starszej córki wpisywał się w rytm tygodnia. Tego dnia czułam się szczególnie podekscytowana. Wygrana wycieczka do Hiszpanii! Cóż za niespodzianka od losu! Gdy wszyscy usiedli przy stole, nie mogłam dłużej czekać.

Mam dla was świetną wiadomość – zaczęłam z uśmiechem, nalewając sobie kompotu. – Wygrałam w konkursie radiowym! Wycieczkę do Hiszpanii!

– Naprawdę? – młodsza córka, podniosła głowę znad talerza i spojrzała na mnie zaskoczona. – Nigdy wcześniej nie słyszałam, żebyś w czymś takim brała udział!

– Sama nie mogę w to uwierzyć – odpowiedziałam, śmiejąc się. – Wystarczyło odpowiedzieć na pytanie.

Moja przyjaciółka była pierwszą osobą, o której pomyślałam jako towarzyszce podróży. Od lat marzyłyśmy, żeby gdzieś wspólnie pojechać, a teraz nadarzyła się ku temu idealna okazja. Ale radość szybko zgasła, kiedy starsza córka odłożyła sztućce i spojrzała na mnie, unosząc brew.

– Hiszpania? Na wycieczkę? Mamo, chyba sobie żartujesz – rzuciła Ela i to takim tonem, który przypominał mi rozmowy, jakie toczyłyśmy, gdy dziewczynki były nastolatkami.

– A dlaczego miałabym żartować? – próbowałam się uśmiechnąć, choć czułam, że coś wisi w powietrzu.

– Mamo, powiedz sama – ciągnęła Ela, poprawiając śliniaczek najmłodszego synka – przecież to głupota. Nie wiadomo jak wytrzymasz taką podróż. Pomyśl o swoim kręgosłupie. Powinnaś dać wygraną jednej z nas.

– Co? – wtrąciła Ania, nieco bardziej niepewnie. – Myślisz, że mama powinna nam to oddać?

– A kto niby bardziej na to zasługuje? – Elżbieta przewróciła oczami. – My bardziej potrzebujemy odpoczynku. A mama co, będzie spacerować po plaży z koleżanką, gdy my siedzimy w kuchni albo biegamy po placach zabaw?

Poczułam, jak ściska mi się żołądek. Moja radość została zastąpiona gorzkim wyrzutem sumienia. Może rzeczywiście byłam samolubna? Ale zaraz, przecież to ja wygrałam.

– To jest moja nagroda – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Po latach pracy i poświęcenia chcę zrobić coś dla siebie. Czy to aż tak źle?

– Źle? – Ela podniosła głos, a jej mąż, siedzący obok, udawał, że wcale go tu nie ma. – Mamo, my po prostu potrzebujemy wsparcia. Mogłabyś się poświęcić i oddać ten wyjazd komuś z nas.

Ania siedziała cicho, gapiąc się w talerz, jakby czekała, aż ziemniaki podpowiedzą jej właściwe słowa.

– Może... Może Ela trochę ma racji – powiedziała w końcu. – Ale jeśli mama naprawdę chce jechać, to...

– To co? – przerwała jej siostra. – Chcesz, żeby starała się udawać młodą turystkę? Mamo, już dawno nie jesteś w wieku na takie wycieczki.

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale szybko je powstrzymałam.

Ktoś wyrwał mi kawałek serca

Minęły dwa dni, odkąd rozmawiałam z córkami o wycieczce, ale atmosfera wciąż była napięta. Ela nie zadzwoniła ani razu, co u niej było jednoznacznym sygnałem: „jestem obrażona”. Ania próbowała nieco łagodzić sytuację – wysłała mi zdjęcie wnuczek z przedszkola i ani słowa o naszej kłótni. Ale w środę wieczorem drzwi mojego mieszkania otworzyły się niespodziewanie i do środka wparowała Ela, ubrana w płaszcz, jakby wyszła z domu w gniewie. Nawet nie zdjęła butów.

– Mamo, chciałam z tobą pogadać – zapytała, ale to bardziej brzmiało jak rozkaz niż pytanie.

– Sądziłam, że już wszystko sobie wyjaśniłyśmy – odpowiedziałam, starając się zachować spokój, choć czułam, jak moje serce przyspiesza.

– Nie, nie wyjaśniłyśmy – postawiła torbę na stole, jakby zamierzała tu zostać na dłużej. – Bo ja naprawdę nie rozumiem, o co ci chodzi.

– Chodzi mi o to, że pierwszy raz w życiu chcę coś zrobić dla siebie – powiedziałam, siadając na kanapie. – Tylko tyle.

– Mamo, nie bądź śmieszna – westchnęła, siadając naprzeciwko. – Cały czas teraz robisz coś dla siebie. Masz czas na wszystko. A my? Jesteśmy zmęczone! Naprawdę tak trudno to zrozumieć?

Zamknęłam na chwilę oczy. Jej słowa brzmiały jak zarzut.

– Czy ty w ogóle pamiętasz, jak wyglądało moje życie, kiedy byłyście małe? Jak pracowałam, a potem w nocy piekłam ciasta na sprzedaż, żebyśmy mogli kupić wam nowe ubrania?

– Tak – odparła chłodno. – Ale to był twój obowiązek. Każdy rodzic to robi. Nie możesz teraz wymagać od nas, żebyśmy za to płaciły.

Poczułam, jak słowa zatrzymują mi się w gardle. Były jak nóż. Moje życie to był obowiązek?

– A wiesz, co ja uważam za obowiązek? – podniosłam głos. – Szacunek dla własnej matki. Docenienie tego, co się miało. A nie przychodzenie tutaj i wypominanie mi, że chcę pojechać na wycieczkę.

Ela nieoczekiwanie straciła swoją pewność siebie. Jej policzki poczerwieniały, jakby z trudem przetrawiała moje słowa.

– Mamo, ja... – zaczęła, ale przerwałam jej.

– Nie – powiedziałam stanowczo. – Przez całe życie dbałam o was, o dom, o wszystko, czego potrzebowałyście. Teraz pierwszy raz chcę zrobić coś dla siebie. I wiesz co? Zrobię to.

Ela wstała gwałtownie i złapała torbę ze stołu.

– Wiesz, co, mamo? – Jej głos zadrżał. – Nic dziwnego, że tata miał cię dość. Z takim podejściem trudno się z tobą dogadać.

Poczułam, jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca. Słowa Eli paliły mnie od środka. „Tata miał cię dość” – powtarzałam w myślach. Czy tak właśnie myślała moja własna córka?

Wybrałam wycieczkę zamiast rodziny

Następnego dnia postanowiłam odwiedzić Marysię. Potrzebowałam kogoś, kto spojrzy na tę sytuację z boku, kto nie będzie mnie oceniał. Była jedyną osobą, która zawsze potrafiła mnie wysłuchać, a jej niewyparzony język często przywracał mnie do pionu.

– Wchodź, wchodź – zawołała, gdy tylko uchyliłam drzwi. – Coś się stało? Wyglądasz jakoś markotnie.

Usiadłam przy stole i westchnęłam ciężko.

– Jestem markotna – mruknęłam. – Przez moje córki.

Maria postawiła przede mną kubek herbaty i talerz z sernikiem. Oparła się o blat, czekając na wyjaśnienia.

– Powiedziałam im o tej wycieczce – zaczęłam powoli. – I chyba to był błąd. Ela stwierdziła, że powinnam oddać nagrodę którejś z nich, bo im bardziej się należy.

Maria uniosła brew, a jej ręce skrzyżowały się na piersi.

– Żartujesz? – zapytała, choć ton sugerował, że zna odpowiedź.

– Chciałabym. Stwierdziła, że „na starość nie wypada szaleć” – skrzywiłam się, przypominając sobie te słowa.

Maria aż wypuściła powietrze ze świstem.

– Co za tupet! – rzuciła z oburzeniem. – Gabi, odpuść sobie. One sobie w głowach coś ubzdurały, że jesteś niańką do wnuków albo ich sponsorem. A to, że po latach harówki chcesz coś dla siebie, jest dla nich problemem?

– Może rzeczywiście jestem samolubna... – zaczęłam, ale Maria przerwała mi ruchem dłoni.

– Słuchaj mnie, kobieto – powiedziała, siadając naprzeciwko mnie. – Przez całe życie robiłaś wszystko, żeby one miały lepiej. A teraz, jak masz chwilę dla siebie, to nagle egoizm?

Przez chwilę milczałam, patrząc na nią.

– A co, jeśli one mnie znienawidzą? – zapytałam cicho. – Jeśli uznają, że wybrałam wycieczkę zamiast rodziny?

– To będzie ich problem, a nie twój – odpowiedziała bez chwili wahania. – Muszą dorosnąć do tego, żeby zrozumieć, że ty też jesteś człowiekiem, a nie tylko ich matką.

Gdy wróciłam do domu, byłam spokojniejsza, ale wiedziałam, że to dopiero początek. Następnego dnia postanowiłam, że zaproszę córki na rozmowę.

To jest przerażające

Zaprosiłam Elę i Anię na sobotnie popołudnie, przygotowując ich ulubione dania. Wiedziałam, że rozmowa nie będzie łatwa. Ela weszła z chłodnym wyrazem twarzy, zerkając na mnie jak na nieproszonego gościa. Ania, jak zwykle, próbowała być pośredniczką.

– Dziękuję, że przyszłyście – powiedziałam, kiedy usiadłyśmy przy stole. – Chciałabym, żebyśmy porozmawiały spokojnie i szczerze.

– Mamo, my wszystko rozumiemy – rzuciła z wyraźnym zniecierpliwieniem. – Po prostu nie zgadzamy się z tym, co robisz.

– Właśnie o to chodzi – powiedziałam spokojnie, starając się nie dać ponieść emocjom. – Nie rozumiecie. Całe moje życie kręciło się wokół was. Wszystko robiłam z myślą o was. Nigdy niczego nie żałowałam, bo was kochałam i kocham nadal. Ale teraz chciałabym w końcu zrobić coś dla siebie.

Anna spojrzała na mnie, jakby próbowała coś powiedzieć, ale Ela była szybsza.

– Mamo, ale ty już nic nie musisz. Masz nas, masz wnuki. Możesz cieszyć się rodziną. Czy naprawdę potrzebujesz tej wycieczki, żeby być szczęśliwą?

Poczułam, jak coś we mnie pęka.

– Tak – odpowiedziałam, patrząc jej prosto w oczy. – Potrzebuję. Chcę zobaczyć coś nowego, przeżyć coś innego, poczuć, że żyję. Czy to tak trudno zrozumieć?

Ela milczała, ale w jej spojrzeniu dostrzegłam cień zaskoczenia.

– Macie swoje rodziny, swoje życia – kontynuowałam. – A ja? Po raz pierwszy od lat jestem naprawdę sama. Nie mam już obowiązków, nie mam już nikogo, kto czeka na mnie w domu. I wiecie co? To jest przerażające.

Ania w końcu się odezwała, jej głos był cichy, ale pełen troski.

– Mamo... My nie chcemy, żebyś czuła się samotna. Po prostu czasem mamy wrażenie, że oddalasz się od nas.

– Nie oddalam się – zaprzeczyłam. – Ale jestem człowiekiem. Mam swoje marzenia i pragnienia. I to, że chcę je spełniać, nie oznacza, że kocham was mniej.

Ela podniosła wzrok i powiedziała cicho:

– Nie chcę, żebyś była samotna, mamo. Myślałam, że rodzinne wsparcie ci wystarczy.

– Rodzinne wsparcie jest ważne – przytaknęłam. – Ale czasem wsparcie oznacza też pozwolenie, żeby ktoś robił to, co sprawia mu radość.

Ania pokiwała głową, a w jej oczach pojawiła się iskra zrozumienia.

– Masz rację, mamo – powiedziała. – Powinnaś pojechać. Przepraszam, że próbowałam cię powstrzymać.

Ela spojrzała na siostrę, potem na mnie, a jej twarz złagodniała.

– Może trochę przesadziłam – przyznała z niechęcią.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam, że moje córki mnie zrozumiały. Nie do końca, ale wystarczająco, żeby przestać walczyć.

Coś się zmieniło

Dzień wyjazdu do Hiszpanii w końcu nadszedł. Walizka stała spakowana w przedpokoju, a ja nie mogłam przestać się uśmiechać. Myśl, że za kilka godzin będę w samolocie, że czeka mnie przygoda, rozgrzewała moje serce. Jednak gdzieś w tle wciąż pojawiały się obawy. Relacje z Elą nadal były chłodne, choć Ania próbowała zrozumieć moje stanowisko.

Wyjazd był jak sen. Spacerowałyśmy po wąskich uliczkach pełnych kolorowych domów, próbowałyśmy tapas w małych restauracjach i podziwiałyśmy zachód słońca z widokiem na morze. Maria śmiała się z każdego drobiazgu, a jej energia była zaraźliwa.

– Wiesz, Gabi, to, że zdecydowałaś się na ten wyjazd, to najlepsze, co mogłaś zrobić – powiedziała pewnego wieczoru, gdy siedziałyśmy na plaży. – Widzę, jak ożyłaś.

– Tak, ale nie wiem, co będzie, kiedy wrócę – westchnęłam. – Ela pewnie nie będzie chciała mnie widzieć.

Maria pokręciła głową.

– Ona to przełknie. Może zajmie jej to trochę czasu, ale kiedyś zrozumie, że to była twoja decyzja.

Zamyśliłam się, patrząc na fale. Może Maria miała rację. Może zrozumienie tego wymagało czasu.

Po powrocie od razu poczułam, że coś się zmieniło. Ela nie rzuciła się na mnie z wyrzutami, nie spojrzała chłodno, jak to robiła przed moim wyjazdem. Powitała mnie na progu z uśmiechem.

– Mamo, dobrze, że jesteś – powiedziała cicho, obejmując mnie w pół, jakby chciała zatrzeć ślady naszych wcześniejszych kłótni.

Tamtego dnia, siedząc z córkami, czułam, że odzyskałam nie tylko prawo do swojego życia, ale także coś znacznie cenniejszego – szacunek i akceptację moich dzieci.

Reklama

Gabriela, 67 lat

Reklama
Reklama
Reklama