„Chciałam wyleczyć swoje kompleksy w telewizyjnym show. Nie wzięli mnie, bo byłam za ładna”
„Byłam w wieku 35 lat i ciążyła mi samotność. Byłam sama i nieatrakcyjna. Nie byłam gruba, ale też nie byłem piękna. A mój nos był prawdziwym problemem. Nie tylko był duży, ale także krzywy. Wiedziałam, że jeśli chcę w końcu spotkać jakiegoś mężczyznę, muszę coś z tym zrobić”.

- Kalina, 35 lat
Bycie samotnym i smucenie się w domu to coś, co każdy potrafi, bo to nie jest trudne. Ale czasem trzeba się zmusić do podjęcia pierwszego kroku w kierunku zmiany.
Kiedy postanowiłam wziąć udział w castingu do programu dokumentalnego o kobietach, które mają ochotę zmienić swoje życie poprzez poprawę swojego wyglądu, czułam różne emocje. Naprawdę chciałam dać sobie szansę, aby nareszcie poczuć się dobrze ze sobą. Jednocześnie, nie byłam pewna, czy naprawdę poprawię swoje życie, poprawiając tylko swoją urodę. A poza tym, po prostu się przestraszyłam.
A co, jeżeli po operacji pojawią się jakieś problemy, i będzie ze mnie jeszcze większy potwór? A może po prostu nie obudzę się po znieczuleniu? Oglądałam kiedyś program o tym, jak niektórym operacje plastyczne się nie powiodły i jakie były tego skutki. To było straszne. Ale też widziałam dużo programów o osobach, które dzięki takim zabiegom zmieniały się nie do poznania.
Zawsze pomagał im w tym cały zespół specjalistów: chirurg plastyczny, dentysta, kosmetyczka, stylistka, fryzjer. I pewnie normalnie nigdy nie miałyby wystarczająco pieniędzy, żeby za to wszystko zapłacić. Ale dostały szansę dzięki uczestnictwu w programach, które wszystko im opłacały i pokazywały na antenie każdy – nawet ten najbardziej przykry i nieładny – krok ich przemiany.
Czułam się brzydka
Ostatnimi czasy w telewizji jest coraz więcej tego typu treści. Chodzi o porady, jak poprawić swój wygląd, jak dobrze się pomalować czy uczesać, jak ubrać się na czasie, jak ulepszyć swoje rysy twarzy, jak efektownie zrzucić parę kilogramów... i tak dalej.
Zdecydowałam się nawet na zapłacenie wyższego abonamentu telewizji satelitarnej, żebym mogła to śledzić na różnych kanałach, w tym także tych z zagranicy. Nie rozumiałam słowa z tego, co tam mówili, ale widziałam, jak 'szare myszki' przemieniają się w kolorowe motyle. I strasznie im zazdrościłam.
Miałam 35 lat i nadal byłam samotna. Czułam się nie tylko osamotniona, ale także nieatrakcyjna. Choć nie byłam tłusta, nieporadna, nie miałam najgorszych włosów, to jednak nie można było o nich powiedzieć, że są piękne. Do tego moją twarz psuł duży, garbaty nos. Wielkość nosa odziedziczyłam po tacie, a za garba odpowiadałam już tylko ja. W podstawówce uwielbiałam grać w zbijaka i koszykówkę. Podczas jednego z meczów dostałam piłką dokładnie w nos. Złamałam go, co jeszcze bardziej obniżyło moją samoocenę.
Kiedy patrzę wstecz na moje życie, dochodzę do smutnego wniosku, że nigdy nie czułam się naprawdę szczęśliwa. Zawsze miałam jakieś kompleksy. Nie mogłam przestać zazdrościć koleżankom, które były ode mnie ładniejsze. Najbardziej irytujące było, kiedy ludzie próbowali mi radzić, mówiąc „naucz się siebie akceptować” czy „odkryj swoje wewnętrzne piękno”.
Ja po prostu chciałam być ładna na zewnątrz, nic więcej. Pracuję w branży budowlanej, w biurze. Wszędzie dookoła sami mężczyźni. Młodzi, starsi, single i żonaci.
Pewnego razu jedna z koleżanek, która mnie odwiedziła w miejscu pracy, powiedziała: „Ale tu masz rajska atmosferę. Tylu przystojnych inżynierów i architektów!”
Na co ja tylko odparłam: „I co z tego?”
No i co z tego, skoro żaden nie zwrócił na mnie uwagi na dłużej. Wciąż byłam młoda, ale czułam się jakby była niewidzialna.
Podjęłam decyzję po kolejnym samotnym weekendzie. Po tym, jak posprzątałam w sobotę i ugotowałam obiad na kilka dni (żeby tylko odgrzewać w ciągu tygodnia), usiadłam przed telewizorem. Miałam problem z wyborem, czy obejrzeć romans, straszny film o zombie czy medyczny thriller.
Przez jakiś czas przeskakiwałam między kanałami, aż natknęłam się na wywiad z pewną kobietą. Była mniej więcej w moim wieku. W jednym z kątów ekranu widniało zdjęcie jakiejś grubej, nieatrakcyjnej kobiety.
– Kolejna, która "zmieniła swoje życie" – westchnęłam.
Rzuciłam na nią dokładne spojrzenie.
Zaznaczyła, że nareszcie poczuła radość, że bez obaw może popatrzeć na siebie w zwierciadle, bo spotkała osobę, dzięki której jest niesamowicie szczęśliwa i że może teraz po prostu cieszyć się życiem. Akceptuje to, jak wygląda i co więcej, nie musi cały czas myśleć o swoim wyglądzie, bo wie, że nie odpycha innych. Zdobyła się na odwagę i poszła na studia. Kiedyś kompleksy ją blokowały. Teraz kwitnie.
Nagle naszła mnie złość i chwyciłam za pilot. Zmieniłam program. Potem powróciłam do poprzedniego kanału, ale leciało co innego. Zgasiłam telewizor. Przez solidne 15 minut siedziałam w zupełnej ciszy.
– Koniec z tym trwonieniem czasu – powiedziałam głośno, zaskakująco zdeterminowanym tonem.
Nagle coś mi przyszło do głowy. Wzięłam do ręki jeden z tych kolorowych magazynów, które przed chwilą przeglądałam. Było tam ogłoszenie o przesłuchaniach do nowego sezonu programu, który pomagał dziewczynom wyglądać lepiej. Już było za późno żeby zadzwonić, ale podali maila z opisem, jakie zdjęcia trzeba wysłać.
Musiałam też coś o sobie napisać. Co robię, co bym chciała zmienić i dlaczego. Usiadłam przed komputerem i zaczęłam pisać. W tym liście opowiedziałam o swoich problemach i marzeniach... Po dwóch dniach przyszła odpowiedź. Zaprosili mnie na przesłuchania.
Więc jednak nie jest aż tak źle, co?
Stres mnie zżerał. Było mi strasznie, jak nigdy dotąd. Całe ciało mi drżało, kiedy patrzyłam na tę masę nieatrakcyjnych, zaniedbanych dziewczyn i kobiet, które przyszły tutaj, z nadzieją na lepsze jutro. I na tych wszystkich ekspertów od urody, którzy nas oceniali i dyskutowali, czy jesteśmy "właściwe".
Kiedy nadszedł mój czas na "ocenę", usłyszałam, że... nie jestem właściwa.
Połknęłam ślinę. W oczach zrobiło mi się ciemno.
– Dlaczego? – wydusiłam z siebie.
Przed moją twarzą siedziała pani, która wyglądała na mój wiek, ale jednocześnie zdawała się być ode mnie oddalona o dziesiątki lat. Była świetnie ubrana, z perfekcyjną fryzurą i starannie nałożonym makijażem. Jej zęby były niesamowicie białe i proste, a paznokcie doskonale wypielęgnowane.
– Wiesz, moja droga – powiedziała, mrużąc oczy i ponownie oceniając mnie od stóp do głów – wystarczy, że poprawisz sobie nos. I wszystko będzie super. Przy tobie nie musielibyśmy się specjalnie pocić. Ale w naszym show chcemy zatrudnić kilku fachowców, żeby pokazać efekty różnych zabiegów kosmetycznych. Interesują nas spektakularne metamorfozy. Poza tym, wolimy ludzi z bardziej dramatyczną historią... Na przykład ta Grażyna ma szansę, bo nie tylko jest zaniedbana, ale też jej mąż ją zostawił. Pokażemy temu typowi, co stracił.
Spojrzałam na nią dokładnie. Zauważyłam, że nie była typową pięknością. Poznałam już wiele kobiet, które były od niej atrakcyjniejsze. Ale mimo to, patrzenie na nią było po prostu przyjemne.
– No... cóż mam powiedzieć, do zobaczenia – wymamrotałam i właśnie miałam się odwrócić, kiedy usłyszałam jej głos:
– Nie garb się tak, dziewczyno! Masz super biust, czemu go ukrywasz? A tak poza tym, jeśli chcesz, mogę ci podać kontakt do świetnego chirurga plastycznego. Robiłam u niego korektę nosa – rzekła zwyczajnie.
Wróciłam do niej, a ona wręczyła mi kartkę, którą szybko schowałam do portfela nie patrząc na nią. Dopiero po tygodniu zdecydowałam się na jej przeczytanie. W głowie miałam cały czas tę panią z przesłuchania, myślałam o tym, że "kiedyś trzeba ryzykować", o tym, że czas leci, a ja wciąż tkwię w monotonii i smutku.
Przypomniało mi się, jak ta kobieta z telewizji powiedziała, że "kompleksy ją blokowały". Pewnego dnia po przyjściu z firmy rzuciłam okiem na kartkę, a tam okazało się, że adres kliniki jest niedaleko miejsca, w którym pracuję. Pojechałam tam, zapytałam o cenę i jak to wszystko wygląda. Zarezerwowałam wizytę u chirurga plastycznego. Tego samego dnia, "korzystając z okazji", udałam się do banku i złożyłam wniosek o pożyczkę.
Zawsze odkładałam trochę grosza. Planowałam z tego funduszu wyjechać na wakacje, ale zazwyczaj nigdy nie realizowałam tych planów. Nawet gdybym chciała, to i tak nie starczyłoby mi tych pieniędzy. Musiałam więc zdecydować się na pożyczkę. Odwiedziłam kilkakrotnie gabinet chirurgiczny, przeprowadziłam wszystkie wymagane badania przed operacją, dowiedziałam się jak długo będzie trwała rekonwalescencja i jakie mogą być ewentualne problemy z tym związane. Ale była to moja decyzja i była na pewno przemyślana.
Zdecydowałam, że muszę to wszystko dobrze zorganizować. Poprosiłam o dłuższy urlop – miałam jeszcze trochę dni do wykorzystania. Ostatecznie skończyło się na prawie miesiącu wolnego. Nikt nie pytał, czy planuję jakąś daleką podróż. "To nawet na plus – pomyślałam. – Nie muszę nikomu nic tłumaczyć, tylko żeby przypadkiem się tym nie pochwalić. Nie ma takiej potrzeby".
Nikt o tym nie wiedział. Nawet moja rodzina. Nie chciałam ich martwić. Na stole operacyjnym wszystko poszło dobrze. Byłam w szpitalu tylko jeden dzień. Później wróciłam do domu. Przez tydzień miałam jeszcze na sobie opatrunek, który mocno krępował moje ruchy. Oczywiście, sąsiedzi zaczęli zadawać pytania, ale starałam się wychodzić z domu tylko wtedy, kiedy naprawdę musiałam. Po raz pierwszy skorzystałam też z usługi dostawy zakupów do domu.
W końcu poczułam, że jestem prawdziwą kobietą
Ta dziwna sytuacja, w której się znalazłam, była dla mnie zabawna! Poczułam się jak "dama z wyższych sfer". Kupiłam kilka gazet o modzie, żeby zobaczyć, co teraz jest na topie. Znalazłam też adresy fajnych salonów kosmetycznych.
– Jak tylko opuchlizna minie, zrobię z siebie prawdziwą boginię – pomyślałam.
Na starcie wydawało się, że to nie będzie łatwe. Choć w pewien sposób było bardzo "różowo". Miałam spuchnięty nos i okropne siniaki pod oczami. Dopiero po trzech tygodniach zaczęłam na nowo wyglądać jak człowiek. Proces zdrowienia miał jeszcze potrwać kilka miesięcy, ale i tak była już zadowolona z dużej zmiany. Po wizycie u kosmetyczki i makijażystki, wyruszyłam na łowy. Kupiłam dwie pary butów i kilka nowych ciuchów, zarówno bardziej roboczych, jak i oficjalnych.
Nigdy nie zapomnę, jak zaskoczona była moja paczka znajomych, ale prawdziwe oszołomienie wywołałam w swoim miejscu pracy. Kiedy pewnego poranka weszłam do biura, elegancko ubrana, z uczesanymi włosami i delikatnie, ale profesjonalnie umalowaną twarzą (dzięki krótkiemu kursowi u wizażystki) – natrafiłam na jednego z moich kolegów, "inżynierów". Na mój widok rzekł z wielkim uśmiechem na twarzy:
– Dzień dobry.
Jego zaskoczony spojrzenie rozbawiło mnie. Zdecydowanie mnie nie rozpoznał.
– Panie Mietku, to ja, Kalina – odpowiedziałam, odkładając torebkę na biurko i zabierając się do robienia kawy.
Stanął jak wryty w miejscu. I mrugnął.
– O rany – rzucił tylko. – Nie rozpoznałem cię. Co ty...?
Uśmiechnęłam się pod nosem (teraz małym, uroczym i zgrabnym).
– To tajemnica, panie Mietku.
Pierwszy raz doświadczyłam tego, że facet, który na mnie patrzy, dostrzega we mnie prawdziwą kobietę. Nie postrzega mnie jako szarej myszki, lecz jako kogoś, kto jest atrakcyjny. To uczucie jest niesamowite. Udało mi się więc zrealizować swoje marzenie. W moim przypadku wystarczyło tylko poprawić nos, a nagle cały świat jakby się dla mnie otworzył.
Zaczęłam naprawdę cieszyć się życiem. Pozbyłam się wszystkich starych, szarych ubrań i zaopatrzyłam się w nową garderobę. Przestałam siedzieć w domu i zaczęłam spędzać wieczory z przyjaciółmi w klubach, restauracjach czy kinie. Od jakiegoś czasu spotykam się z kimś. Nie jestem pewna, czy to miłość mojego życia, czy tylko przelotny romans. Jestem bardzo ostrożna. Ale już nie czuję, że jestem "blokowana przez kompleksy" i w końcu przestałam się martwić, że marnuję swój czas i życie, siedząc w domu i rozpamiętując swoje nieszczęścia.