„Teściowa w Wielkanoc wykrzyczała mi w twarz, że obraziłam Pana Boga. Przez głupotę zrobiła ze mnie bezbożnicę”
„Brzmiała jak nauczycielka przedszkola komentująca rysunek dziecka, które pomalowało trawę na różowo. Uśmiech pozostał na twarzy, ale w środku aż mnie skręcało. Czy naprawdę nikt nie mógł po prostu spróbować moich dań?”.

- Redakcja
Wielkanoc to dla mnie wyjątkowe święto. Jajka farbowane w soku z buraków, serwetki w zajączki i… moja autorska kuchnia. W tym roku postanowiłam poeksperymentować z sałatką. Miała być moim manifestem. Znakiem, że to nasz dom i nasze smaki, nawet jeśli moja teściowa miała na ten temat inne zdanie. Wiedziałam, że dla niej Wielkanoc pachnie chrzanem, ale tym razem nie zamierzałam się uginać. Marek przyglądał mi się z kuchennego progu. Uśmiechnęłam się do niego słodko i wróciłam do ustawiania wazonu z forsycjami. Dzieci biegały z pisankami, ja dopieszczałam detale. Wszystko szło zgodnie z planem. Do momentu, aż usłyszałam dźwięk domofonu.
– To mama – rzucił Marek.
Te dwie sylaby przebiły mój świąteczny entuzjazm.
Zacisnęłam szczękę
Teściowa nie przyjeżdżała w gości. Ona przyjeżdżała na inspekcję. A jednak... gdzieś w środku czułam, że tym razem będzie inaczej. Drzwi jeszcze dobrze się nie domknęły, a już poczułam znajomy zapach perfum i pieczonego schabu. Weszła do kuchni z trzema półmiskami.
– To tylko tak, w razie czego – rzuciła pogodnie, stawiając miski na blacie jak trofea.
– W razie czego…? – zapytałam, próbując zachować ton uprzejmości.
– Oj, nie każdy lubi eksperymenty – powiedziała, zerkając wymownie na moją kolorową sałatkę, jakby to był jakiś podejrzany owoc z amazońskiego lasu, a nie autorski przepis, nad którym siedziałam godzinami.
Goście zaczęli się schodzić. Kuzynka zerkała raz na faszerowane jajka, raz na sałatkę z mango. Wujek Wiesiek chrząknął i wyjął sobie plaster schabu z jednej z misek teściowej, omijając mój talerz z kolendrą szerokim łukiem.
– Coś nowoczesnego i egzotycznego, co? – powiedziała Grażyna, próbując być miła.
Brzmiała jak nauczycielka przedszkola komentująca rysunek dziecka, które pomalowało trawę na różowo. Zacisnęłam szczękę. Uśmiech pozostał na twarzy, ale w środku aż mnie skręcało. Czy naprawdę nikt nie mógł po prostu spróbować moich dań?
Udawałam, że nic nie słyszę
Sałatka z mango i kolendrą pachniała świeżością. Wzięłam łyżkę i nałożyłam sobie sporą porcję na talerz. Potem podeszłam do Marka i zapytałam:
– Spróbujesz mojej sałatki? Chcę, żeby to była nasza nowa świąteczna tradycja.
Teściowa prychnęła cicho. Udawałam, że nic nie słyszę, ale w myślach już układałam plan kontrataku. Nie zamierzałam dziś być grzeczną synową. Niecałe dwie godziny później stół przypominał pole bitwy. Miski i talerze ustawione w strategicznych pozycjach – sałatka jarzynowa teściowej w centrum, a moje mango z kolendrą gdzieś z boku, obok sosu tatarskiego i zupy chrzanowej. Goście zagryzali mazurki, rozmawiali o polityce i pogodzie, jakby jedzenie nie miało żadnego znaczenia. A mnie aż ręce świerzbiły.
Chwyciłam mikrofon
W salonie leżał zestaw do karaoke, który został jeszcze po urodzinach Hani. Marek podłączył sprzęt, żeby dzieci mogły się pobawić, ale ja... miałam lepszy pomysł. Chwyciłam mikrofon.
– Mam dla was niespodziankę. Konkurs! – zaczęłam z entuzjazmem. – Wielkanocny konkurs na najbardziej nieoczywisty smak przy stole!
Rozmowy przy stole ucichły. Marek spojrzał na mnie, jakby chciał powiedzieć, żebym nie zaczynała. Ale nic nie powiedział.
– Serio? Teraz? – zapytał półgłosem, nachylając się do mnie.
– To najlepszy moment. Prawda, mamo? – rzuciłam z uśmiechem, który nosił wszystkie znamiona wyzwania.
Teściowa wyprostowała się i zmrużyła oczy.
– Doceniam twoją odwagę – odpowiedziała. – Ale nie wiem, czy święta to dobry czas na takie... zabawy.
– Święta są idealne! – zawołała ciocia Bożenka. – Wreszcie coś innego niż święcenie jajek i siedzenie na kanapie!
I tak się zaczęło. Każdy gość dostał kartkę i miał zaznaczyć jedno danie, które najbardziej go zaskoczyło smakiem, składem lub formą. Uczciwe zasady. Anonimowe głosowanie. Marek kręcił głową, ale rozdał długopisy.
Odzyskałam kontrolę
Zapanował chaos. Ktoś dopytywał, czy w sałatce teściowej są kiszone ogórki, ktoś inny zastanawiał się, co tak chrupie w mojej. Dzieci biegały z kartkami, a śmiechy wypełniały pokój. Stałam w kącie i patrzyłam, jak moje mango wreszcie trafia do ust.
– O matko, ale to dziwne… ale dobre! – powiedziała kuzynka, pałaszując kolejną porcję.
Zauważyłam, że nawet teściowa sięgnęła po widelec. Długo trzymała sałatkę w ustach. A potem… wzięła dokładkę. Już wygraną w kieszeni, ale do rozstrzygnięcia jeszcze chwilka. Czułam, że zaczynam mieć kontrolę nad sytuacją. Nie musiałam krzyczeć, walczyć ani się kłócić. Wystarczyła kolendra, mango i... mikrofon. Marek przeliczył głosy z taką dokładnością, jakby chodziło o wybory prezydenckie.
– Uwaga, uwaga! – ogłosił Marek z teatralnym tonem. – Zwycięzcą wielkanocnego konkursu na najbardziej nieoczywisty smak zostaje…
Zrobił pauzę. Spojrzał na mnie znacząco.
– …sałatka Karoliny z mango i kolendrą!
Zapanowała krótka cisza, a potem rozległy się oklaski. Spojrzałam na teściową.
– Widać, młodzi mają inne gusta… – prychnęła cicho, sięgając po kieliszek nalewki.
– Ale sam zjadłaś dwie porcje – rzucił Marek z uśmiechem.
Teściowa spojrzała na niego spode łba, potem na mnie.
– Daj no ten przepis… – mruknęła w końcu. – Dla sąsiadki, oczywiście.
Jej słowa wywołały to salwę śmiechu.
Zatkało mnie
Zmywarka mruczała cicho, dzieci siedziały z nosem w telewizorze, a goście powoli się zbierali. Krzątałam się po kuchni z kubkiem zimnej herbaty, myśląc, że to już koniec emocji na dziś. Usłyszałam kroki za plecami. Odwróciłam się. Teściowa stała przy lodówce z plastikowym pojemnikiem. Mojej sałatki zostało jeszcze trochę.
– Sąsiadka poprosiła? – uniosłam brew, opierając się o blat.
Teściowa zamarła z łyżką nad miską, ale po sekundzie... uśmiechnęła się.
–To dla mnie. Ale nikomu ani słowa – mruknęła, nie patrząc mi w oczy.
Cisza między nami trwała zaskakująco długo. Nie była już ciężka. Jakbyśmy obie czekały, która pierwsza powie to, czego żadna z nas nigdy nie powiedziała głośno.
– Lubisz mieć wszystko pod kontrolą, prawda? – odezwałam się, patrząc na jej dłonie, które aż drżały, gdy zamykała wieczko pojemnika.
– I tak, i nie. Boję się, że nikt nie będzie mnie już potrzebował – powiedziała w końcu.
Zatkało mnie. Ta kobieta, która godzinę temu walczyła o centralne miejsce dla swojej sałatki jarzynowej, teraz stała przede mną... naga emocjonalnie. Bez zbroi. Bez jadu.
– Nie jest łatwo patrzeć, jak syn zakłada swój dom – dodała po chwili. – Może to głupie, ale gotowanie… to było coś, co mnie trzymało przy rodzinie.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Ale coś zaczęło pękać i kruszyć mur między nami.
– Nie jesteś tylko teściową. Jest też mamą. Babcią. I niezłą kucharką, tak w ogóle – powiedziałam z uśmiechem.
– Ale dziś to ty byłaś szefową kuchni.
Patrzyłyśmy na siebie przez dłuższą chwilę. Po raz pierwszy nie jako rywalki. Zrozumiałam wtedy, że ta Wielkanoc odmieniła nasze relacje. Nie zostałyśmy przyjaciółkami, ale nasze relacje uległy zdecydowanej poprawie.
Karolina, 42 lata
Czytaj także:
- „Kościół to nie miejsce na miłość, ale ja tu tylko sprzątam. Miałam ochotę zgrzeszyć przy myciu ławek na Wielkanoc”
- „Zatrudniłam panią do mycia okien na Wielkanoc, a teraz żałuję. Szyby są czyste, ale sumienie mojego męża już nie”
- „48 lat byliśmy małżeństwem, a dopiero po śmierci męża odkryłam jego tajemnice. Zza grobu zmienił moje życie”