Reklama

Zawsze byłam tą, która pamiętała, że mleko się kończy, że trzeba zapłacić rachunki, że Zuzia ma wycieczkę, a Bartek trening. Działałam jak zegarek – niezawodna, przewidywalna, cicha. Nikt nie pytał, jak się czuję, bo przecież „Monika da radę”. W tamten czwartek też wszystko było jak zawsze. W pracy rozwiązałam problem z fakturami, po południu odebrałam dzieci, wstąpiłam do marketu. Lista zakupów jak zawsze w głowie – chleb, mleko, jajka, coś na obiad. Nic nadzwyczajnego. Stanęłam przy kasie, spojrzałam na czytnik – 82,40. Włożyłam kartę, wpisałam PIN.

– Przepraszam, transakcja odrzucona – powiedziała kasjerka.

– Niemożliwe – odparłam automatycznie. – Może coś nie zadziałało. Spróbuję jeszcze raz.

Wsunęłam kartę drugi raz. Znów to samo. Odrzucono. Zrobiło mi się gorąco. Poczułam, jak twarz mi płonie. Ludzie za mną już się wiercili, jedna kobieta westchnęła.

– Może inna karta? – zapytała dziewczyna z kasjerką.

– To… spróbuję jeszcze raz – wymamrotałam.

Trzeci raz. Odrzucono. Odstawiłam koszyk bez słowa przeprosin i wyszłam, zostawiając za sobą wzrok kobiety w kolejce i zniecierpliwione szepty. Na zewnątrz powietrze było lodowate, ale ja się cała spociłam. „To niemożliwe. Przecież coś powinno być na koncie…” – powtarzałam w głowie, próbując zapanować nad narastającym lękiem.

Nie mogłam uwierzyć

Gdy wróciłam do domu, od razu zeszłam do garażu. Słyszałam, jak mój mąż coś majstruje. Stanęłam w progu. Mąż siedział po turecku na podłodze, otoczony kartonami, styropianem i czymś, co wyglądało jak dron. Duży, z błyszczącą kamerą i śmigłami jeszcze w folii.

– Co to jest? – zapytałam, chociaż odpowiedź była oczywista.

– Dron – odparł, nie podnosząc wzroku. – Z funkcją śledzenia ruchu i transmisją HD. Znalazłem go w świetnej promocji.

Podeszłam kilka kroków bliżej. Poczułam znajome ukłucie w żołądku.

– Ile to kosztowało?

– No… nie tak dużo. Płacę w ratach.

– Z czyich pieniędzy?

Wreszcie spojrzał na mnie, jakby dopiero teraz dotarło do niego, że przyszłam do niego z czymś poważnym.

– No przecież pracuję… – rzucił i znów wrócił do przyciskania śrubek.

– Karta nie przeszła w sklepie. Przy ludziach. Trzy razy – powiedziałam cicho.

Wszystko wydał

Na moment zamarł, ale nie na długo. Wzruszył ramionami, jakby to był błąd systemu albo coś, co nie ma większego znaczenia.

– Może limit. Spokojnie, sprawdzę później.

– Od kiedy kupujesz takie rzeczy? Ten dron to przecież nie pierwsza twoja zabawka. Kamera, gogle do FPV, nowy kontroler. Ile już tego było?

– Kochanie, bez przesady. To tylko hobby. Każdy coś ma.

– A ja mam kasę odrzuconą przy kasie. To też moje hobby?

Wtedy właśnie dotarło do mnie, że nie chcę tej rozmowy prowadzić tutaj, między pudełkami i elektroniką. Poczułam, że to wszystko jest symbolem. Te plastikowe zabawki, za które płacimy wspólnymi pieniędzmi, stały się ważniejsze od tego, co próbowałam z nim budować przez lata.

Wieczorem usiadłam przy komputerze i zalogowałam się na wspólne konto, to, do którego oboje mieliśmy dostęp, choć tylko ja zaglądałam tam regularnie. Przez ostatnie miesiące odpuściłam. Uznałam, że skoro nie ma skarg, to znaczy, że wszystko działa. Patrzyłam na tabelę transakcji. Rata, rata, rata. Sklep elektroniczny. Przelew do sklepu modelarskiego. Kolejna rata. Następna. Cała jego pensja znikała, zanim jeszcze się pojawiła. Nie było przypadków, tylko regularność.

Nie oszczędzał

Zadzwoniłam do mojej mamy. Miałam nadzieję usłyszeć coś uspokajającego, jak kiedyś, gdy złamałam nogę i bałam się, że nie zatańczę na studniówce.

– Mamo, myślałam, że przesadzam. Ale on naprawdę wydaje wszystko na zabawki.

– A ty co? Siedzisz cicho?

– Już nie.

Przytaknęła, ale nie powiedziała nic więcej. I dobrze, nie potrzebowałam rad. Potrzebowałam potwierdzenia, że nie zwariowałam.

Następnego dnia spróbowałam jeszcze raz. Usiadłam przy stole, on naprzeciwko, z telefonem w dłoni. Znowu przeglądał filmiki z lotów dronem.

– Musimy porozmawiać.

– Jasne – rzucił bez podnoszenia wzroku.

– Co z rachunkami? Co z oszczędnościami? Co z dziećmi?

– Przecież płacimy, nie? – wzruszył ramionami. – Jakoś się to ogarnia. Po co te nerwy?

– Nie ogarniamy. Ja robię zakupy, gotuję, liczę, przesuwam środki z konta oszczędnościowego, żeby było na prąd. A ty siedzisz w tym swoim świecie.

– Zawsze się czepiasz. Nie piję, nie zdradzam. Trochę sobie kupiłem, i co z tego?

Nie widział problemu

W tej chwili już wiedziałam, że to nie jest rozmowa. To był monolog, którego nikt nie chciał słuchać. Przestałam mówić, patrzyłam tylko na niego. On nawet nie zauważył, że w moich oczach pojawiły się łzy. Pokazał mi nowe ustawienie kamery. Coś się ruszało, coś leciało, coś świeciło. A mnie nie było w tym świecie. Zrobiło się cicho. Wiedziałam, że decyzja zapadła.

Tydzień później siedziałam w kancelarii prawniczej. Wszystko wyglądało sterylnie, biało, spokojnie, wbrew temu, co czułam. Opowiadałam obcej kobiecie o swoim małżeństwie, jakby to była historia kogoś innego. Nie przerywała, notowała.

– Rozumiem, pani Moniko. Złożymy pozew z winy męża, ze wskazaniem na rażące zaniedbanie obowiązków finansowych i małżeńskich. Będzie potrzebna dokumentacja.

– Mam ją – odpowiedziałam spokojnie. Nawet głos mi się nie załamał.

Postawiłam na swoim

Wróciłam do domu późnym popołudniem. Dzieci były u mojej mamy, w kuchni leżały puste opakowania po chińszczyźnie. Na stole położyłam plik papierów. Nie próbował się zainteresować. Nadal siedział przy komputerze, śmiejąc się pod nosem. Gdy w końcu zerknął na dokumenty, wstał gwałtownie.

– Ty chyba żartujesz… – powiedział z niedowierzaniem.

– Nie. Ty żartujesz, od miesięcy. Z naszego życia.

Nie odpowiedział. Stał tylko ze zdziwioną miną. Odwróciłam się i poszłam do sypialni.

Dwa tygodnie później siedziałam sama w salonie. Mąż wyprowadził się do kolegi. Pomyślałam, że nie boję się samotności. Bałam się wcześniej – wtedy, gdy byłam z kimś, a czułam się całkiem sama. Teraz przynajmniej wiedziałam, że jeśli czegoś nie zrobię, to nie będzie zrobione. Jeśli nie będzie mleka, to naprawdę go nie będzie. Ale nie będę już się nikomu tłumaczyć, nie będę czekać, aż ktoś zauważy, że jestem zmęczona.

Nie wiem, co dalej. Ale wiem, że nie zasłużyłam na bycie drugoplanową postacią we własnym życiu.

Monika, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama