„Chciałam zrobić mężowi niespodziankę w walentynki i wpadłam do jego biura. Nie wierzyłam, co tam wyrabia po godzinach”
„Wybór padł na ekskluzywny zegarek. Grawer na jego tarczy miał przypominać mu, że czas, który poświęcamy sobie nawzajem, jest najcenniejszy. Nie mogłam doczekać się jego reakcji”.

Czas jest najcenniejszym darem, jaki możemy komuś ofiarować. Przekonałam się o tym boleśnie dopiero wtedy, gdy okazało się, że latami ofiarowywałam go komuś, kto nie potrafił tego docenić. Od piętnastu lat jestem żoną Wiktora – mężczyzny, który kiedyś był moim największym marzeniem, a potem stał się całym moim światem.
Wspierałam go
Poznaliśmy się na studiach, kiedy jeszcze nie miał nic – tylko wielkie ambicje i wiarę, że kiedyś osiągnie sukces. Wierzyłam w niego, kibicowałam mu, byłam przy nim, gdy padał ze zmęczenia, próbując pogodzić naukę z pierwszą pracą. To ja dodawałam mu otuchy, gdy pojawiały się pierwsze porażki i to ja otwierałam szampana, gdy przyszły pierwsze sukcesy.
Zawsze powtarzał, że beze mnie by tego nie osiągnął. Że to ja jestem jego motorem napędowym. Słysząc to, czułam, że jesteśmy drużyną.
Wiktor stał się człowiekiem sukcesu. Szefem prężnie rozwijającej się firmy, otoczonym ludźmi, którzy z podziwem patrzyli na niego i jego osiągnięcia. Ja w tym czasie nadal byłam jego cichą podporą. Nie oczekiwałam niczego w zamian poza jego miłością. Może dlatego przez długi czas wypierałam z głowy myśl, że coś się zmieniło.
Nie było wyraźnych sygnałów. Wiktor nie przestał mnie szanować, nie był dla mnie oschły. Był po prostu coraz bardziej nieobecny. Mówił, że to stres, kolejne projekty, które wymagają jego zaangażowania. A ja, jak głupia, w to wierzyłam.
Nic nie przeczuwałam
Od kilku tygodni planowałam niespodziankę na Walentynki. Chciałam podarować mu coś wyjątkowego – coś, co będzie symbolem naszego wspólnego czasu, tych wszystkich lat, które spędziliśmy razem. Wybór padł na ekskluzywny zegarek. Grawer na jego tarczy miał przypominać mu, że czas, który poświęcamy sobie nawzajem, jest najcenniejszy.
Nie mogłam doczekać się jego reakcji. Wyobrażałam sobie ten moment, w którym uśmiechnie się do mnie, przytuli i powie, że to najpiękniejszy prezent, jaki mógł dostać.
Weszłam do biurowca, pewna, że zaraz zobaczę jego uśmiech i poczuję, jak moje obawy o ostatnie miesiące stopnieją w jego objęciach. Recepcjonistka spojrzała na mnie zaskoczona, jakby nie wiedziała, co powiedzieć.
– Dzień dobry, pani Ewo… – zaczęła niepewnie. – Pan prezes jest teraz… zajęty.
Zmarszczyłam brwi.
– To nic, nie zajmę mu dużo czasu – powiedziałam pogodnie.
Dziewczyna nerwowo uśmiechnęła się i wymieniła szybkie spojrzenie z koleżanką przy drugim biurku.
– Może… może jednak zadzwonię, żeby uprzedzić…?
– Jestem jego żoną – przerwałam jej delikatnie, ale stanowczo. – Chcę zrobić mu niespodziankę.
Myślałam, że padnę
Wiktor zawsze powtarzał, że jego drzwi są dla mnie otwarte. Niezależnie od wszystkiego. Miałam nadzieję, że nie kłamał.
Sekretariat był pusty. To wydało mi się dziwne – w firmie Wiktora zawsze było pełno ludzi. Teraz tylko ciche dźwięki rozmów zza zamkniętych drzwi przypominały, że gdzieś tam toczyło się życie. Nie zatrzymałam się. Wzięłam głęboki oddech i nacisnęłam klamkę. Drzwi gabinetu otworzyły się bez oporu. I wtedy go zobaczyłam.
Mój mąż siedział na kanapie, pochylony nad Karoliną – swoją sekretarką. Ich twarze były zbyt blisko. Jego dłoń spoczywała na jej udzie. Jej palce zaciskały się na jego krawacie. Obraz, który powinien należeć do mnie, rozgrywał się przede mną, jak scena z taniego romansu. Cisza, jaka zapadła, była ogłuszająca.
Sekretarka zerwała się na równe nogi. Wiktor wstał wolniej, jakby wciąż nie wierzył, że tam stoję. Byłam pewna, że moje serce właśnie pękło, ale nie pozwoliłam, by to po mnie zobaczyli.
– Nie przeszkadzam? – zapytałam, a mój własny głos zabrzmiał mi w uszach obco.
Wiktor zamrugał, jakby nagle wrócił do rzeczywistości. Karolina stała, jakby miała za chwilę zemdleć.
– Ja… przepraszam.
Zaśmiałam się. Cicho, krótko, bez cienia radości.
– Przepraszasz? – spojrzałam na nią. – Za co? Za to, że właśnie dostałaś najdroższy prezent w swoim życiu?
To był koniec
Sięgnęłam do torby i wyjęłam eleganckie pudełko. Patrzyłam prosto na Wiktora, gdy podałam je Karolinie. Jeśli myślał, że zacznę płakać i robić mu scenę – przeliczył się. Jeśli myślał, że go wysłucham i będę błagać o wyjaśnienia – mylił się jeszcze bardziej. Nie miałam już dla niego czasu.
Karolina patrzyła na mnie zszokowana, a Wiktor pobladł. Przez chwilę wydawało się, że nikt nie wie, co zrobić, jakby czas się zatrzymał.
– Otwórz – powiedziałam do Karoliny, wskazując na pudełko w jej dłoniach.
– Ewa… – Wiktor w końcu się ocknął.
– Co? Może chcesz jej wręczyć osobiście?
Powoli rozwiązała wstążkę i uniosła wieczko. W środku lśnił zegarek – drogi, elegancki, dokładnie taki, jaki chciał Wiktor. Grawer na odwrocie mówił: „Czas jest bezcenny – doceniaj go”. Patrzył na to, jakby ktoś go spoliczkował.
– Daj mi to wyjaśnić… – zaczął, ale przerwałam mu śmiechem.
– Wyjaśnić co? Że stres w pracy? Że to tylko chwila słabości? Oszczędź mi.
Spojrzałam jeszcze raz na Karolinę. Była blada i wyglądała, jakby chciała się rozpłakać.
– To prezent. Od niego. Tylko zegarek ci odda, bo resztę mojego zmarnowanego czasu zatrzymał już dla siebie.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam, nie oglądając się za siebie.
Chciał przebaczenia
Wiktor wybiegł za mną na korytarz.
– Ewa, zaczekaj!
Nie zatrzymałam się, ale on złapał mnie za ramię.
– Puść mnie – syknęłam, strącając jego dłoń.
– Nie możesz tak po prostu odejść!
– Nie mogę? A co powinnam zrobić? Wysłać ci kwiaty z podziękowaniem za cudowne lata kłamstw?
– To nic nie znaczyło – rzucił szybko. – Ewa, proszę… – jego głos był cichszy, bardziej desperacki.
– Wiesz, co jest najgorsze? Nie to, że mnie zdradziłeś. Najgorsze jest to, że ja naprawdę ci ufałam.
Przez chwilę widziałam w jego spojrzeniu coś, co wyglądało jak żal. Ale już mnie to nie obchodziło. Odwróciłam się i odeszłam.
Wracałam do domu jak automat. W głowie miałam pustkę, jakby wszystko, co wydarzyło się w gabinecie Wiktora, było tylko snem. Ale nie było. Weszłam do mieszkania i rozejrzałam się. Nasze zdjęcia na półkach, jego marynarka przewieszona przez fotel, filiżanka po porannej kawie. Wszystko wyglądało tak samo jak zawsze, tylko ja byłam inna.
Nie żałowałam
Sięgnęłam po butelkę wina i nalałam sobie kieliszek. Moje ręce wciąż drżały, ale nie z żalu. Z wściekłości. Jak mogłam być taka naiwna? Przez te wszystkie miesiące, kiedy czułam, że coś się zmienia, nie chciałam dopuścić do siebie prawdy. Tłumaczyłam go, usprawiedliwiałam, szukałam wymówek. Złapałam telefon i wybrałam numer przyjaciółki.
– Ewa? Co się stało? – usłyszałam jej głos i nagle cała złość, którą trzymałam w sobie, zaczęła buzować jeszcze mocniej.
– Wiktor mnie zdradzał – powiedziałam twardo.
– Co?! – głos Moniki aż zadźwięczał w słuchawce. – Kiedy? Z kim?
– Z tą swoją sekretarką – powiedziałam, opierając się o blat kuchenny. – Pojechałam do jego biura, żeby dać mu prezent walentynkowy. A wiesz, co zrobiłam? Wręczyłam go jej.
Po drugiej stronie zapadła cisza, potem usłyszałam świst wciąganego powietrza.
– Powiedz, że widziałaś ich miny!
– Bezcenne – prychnęłam. – Tylko że to niczego nie zmienia. Przez piętnaście lat byłam dla niego wszystkim, a on po prostu…
– …zachował się jak śmieć – dokończyła Monika. – I nie waż się myśleć, że to twoja wina.
– Nie myślę – skłamałam.
– Co teraz? – zapytała ciszej.
Spojrzałam na walizkę schowaną w szafie.
– Zaczynam liczyć czas dla siebie – odpowiedziałam. – Bo chyba za długo mierzyłam go dla kogoś, kto na to nie zasłużył.
Ewa, 40 lat