Reklama

Czułem się jak służący

Przez ponad dwa lata żona wierciła mi dziurę w brzuchu o to, żebym zmienił pracę z delegacjami na miejscową, bo dzieciaki zapomną, jak ich ojciec wygląda, a teraz co? Mam wrażenie, że potrzebny był im po prostu woźny; za odźwiernego głównie robię. O, kolejny dzwonek, a wszyscy w swoich pokojach. Stary jest pod ręką, to pójdzie, logiczne.

Reklama

– Jacuś, rusz ten zad! – wydarła się w końcu moja żona z łazienki. – To chyba do Malwinki.

A więc, jeśli chodzi o Malwinę, to zaraz pędzę na górę. Przecież moja córeczka nie ma najmniejszych szans, żeby dosłyszeć cokolwiek przez ten hałas, który dudni z pokoju. Kiedyś, gdy byliśmy młodzi, również puszczaliśmy muzykę, ale w tamtych czasach dało się wychwycić jakąś nutę, a nie bałagan dźwięków niczym w zakładzie produkcyjnym.

– Cześć – w progu stanął pryszczaty młodzian, przekładając ciężar ciała z jednej nogi na drugą. – Jest Malwina?

O kurczę, ale wysoki! Czyżby moja córka zaczęła interesować się koszykówką, a ja nic o tym nie słyszałem?

Zobacz także

– Sprawdzę, moment – mruknąłem pod nosem.

Niech trochę postoi. Co za zarozumiały smarkacz, będzie tu na mnie patrzył z wyższością.

– Daj spokój, tata, goście wiedzą, którędy iść. Po prostu ich wpuść – westchnęła Malwina, przewracając oczami.

– Jak ci nie pasuje, że robię za odźwiernego, to sama się tym zajmij – mruknąłem pod nosem.

– Muszę powtórzyć matmę na jutrzejsze zajęcia – odparła. – No i jesteś bliżej drzwi niż ja.

Latałem z wywalonym językiem

No dobra, to może jeszcze kanapki królewnie do kompletu? Ledwo co Malwina schowała się gdzieś z tym pryszczakiem, a tu wygramolił się ze swojej jaskini Bartek. Przysięgam, tego smarkacza totalnie nie rozumiem: jeszcze nie tak dawno temu chodził za mną krok w krok i truł, żebym się z nim pobawił w jakieś gry, a teraz odnoszę wrażenie, że w ogóle nie ogarnia, z kim gada. Przesiaduje całe dnie w szałasie sklepanym pod blatem stołu i ani myśli go opuścić bez tej pokręconej mycki z króliczymi uszami.

– Posłuchaj, kochanie, czy myślisz, że z Bartkiem wszystko w porządku? – zagadnąłem żonę niedawno, kiedy nasz synek zaczął chodzić po mieszkaniu, wymachując wyciągniętą ręką. – Kojarzysz tego dzieciaka z serialu, co widział duchy…

– Oj daj spokój, to tylko taki okres – Dorotka machnęła ręką. – Wiesz, taki etap w rozwoju. Przejdzie mu.

W międzyczasie nasza córcia postanowiła zagotować wodę w czajniku, no i wiadomo, całkiem wyleciało jej to z głowy. Pewnie teraz czeka, aż ktoś jej jeszcze herbatę zaparzy i poda. Niedoczekanie twoje, królewno.

– Hej, gotuje się woda na herbatę – powiedziałem, zaglądając do pokoju córki. W odpowiedzi dosłownie na mnie naskoczyła.

– Tato, słyszałeś kiedyś o pukaniu?!

– Okej, następnym razem po prostu zakręcę kurek – odparłem. – I może powiedz znajomym, żeby zostawiali buty na półce przy wejściu, dobra? O mało się nie wywaliłem na tych łódkach, są tak ogromne, że jakbym do jednej wpadł, to szukalibyście mnie latami.

– Chyba nie byłoby to takie złe rozwiązanie – wymamrotała pod nosem.

– Wy dwoje znowu macie jakieś spięcia? – małżonka zdecydowała się w końcu opuścić toaletę.

Tata po prostu popisuje się błyskotliwością.

– Kto się popisuje? – znikąd pojawił się obok nas Bartosz. – Dajcie zobaczyć!

– Nikt, skarbie – Dorota rozczochrała jego czuprynę. – To był tylko taki zwrot.

– W takim razie ja chcę kiciusia! – nasz brzdąc wygiął wargi w podkówkę. – Obiecałaś mi go kupić, kiedy tatuś w końcu z nami zamieszka.

Nie dowierzałem temu, co słyszę.

– Chcecie, żebym oprócz pełnienia funkcji odźwiernego, zajmował się jeszcze opróżnianiem kociej toalety?!

Tak dłużej być nie może

Sytuacja mocno odbiegała od pierwotnych założeń – rzeczywistość zweryfikowała nasze plany. Wyobrażałem sobie, że będziemy często rozmawiać, grać razem w planszówki i oddawać się lekturze ciekawych książek – na to wszystko nie starczało mi czasu odkąd postanowiliśmy w ekspresowym tempie uregulować zobowiązania kredytowe. Teraz nasza córka była zaabsorbowana podejmowaniem przybywających gości i upajaniem się dźwiękami niczym z wielkiego pieca hutniczego, jej brat sprawiał wrażenie istoty nie z tej planety, natomiast moja druga połówka...

– Dokąd się wybierasz? – wreszcie skojarzyłem fakty: przedłużający się pobyt w toalecie, pomalowaną twarz i właśnie zakładaną kurtkę.

– Jak w każdą środę o osiemnastej, idę na wspólny spacer z psiakami koleżanek, przecież ci o tym wspominałam.

– Muszę cię rozczarować, Dorota – przystanąłem przy ścianie. – Nie posiadamy czworonoga.

– Ale z ciebie dowcipniś – zrobiła niezadowoloną minę. – One mają psy, to wystarczający powód. Wrócę za jakieś pół godziny.

– A ja co mam porabiać?

– Skąd mam wiedzieć? Może przyszykuj coś na kolację? – rzuciła pomysłem. – I nie dąsaj się tak, ja pracuję z domu i czasami potrzebuję wyjść do ludzi, rozumiesz?

No i przepadła jak kamień w wodę! Malwinka, mimo że nigdy nie reaguje na dzwonek do drzwi, od razu wyskoczyła ze swojej nory, prosząc o kanapeczki dla siebie i Roberta. Ale bez szynki, bo on nie je mięsa. Krew mnie zalała, ale z kim miałem się awanturować, skoro znowu nikogo nie było? Runąłem na kanapę, odpaliłem telewizor i dałem się wciągnąć w historię o ogromnych zwierzakach z afrykańskiego buszu.

– To słoń, tato – rzucił Bartek i poszedł sobie, kiwając dłonią.

Pora na nowe porządki

Postanowiłem porozmawiać z bliskimi po kolacji. Dam znać, że jestem w domu, bo chyba nikt tego nie dostrzegł, pokażę dobrą wolę, której chyba nikt nie widział i na pewno uda nam się coś wykombinować, żeby nasza rodzinka wróciła do normalności. Podobno ja się do wszystkich przyczepiam?! O czym ona gada?! Jak skończył się ten serial to zrobiłem jedzenie, a nawet Malwinie zaniosłem kanapeczki. Dorota przyszła, umyliśmy Bartka i położyliśmy go do łóżka.

– Czy ten cały Robert w końcu sobie pójdzie? – nie wytrzymałem w końcu. – Robi się późno!

– Wiesz przecież, że nasza córka jest już prawie dorosła – odparła moja żona. – A poza tym, co ci tak dolega z tym młodym? Czy on ci jakoś zawadza?

Odezwałem się, że pora na poważną rozmowę. Tak po prostu być nie może! Jestem z powrotem i musimy określić nowe reguły gry, bo nie po to tu jestem, żeby robić za dozorcę. Ciągle tylko goście wchodzą i wychodzą, drzwi się nie domykają – normalnie można oszaleć! Zero zainteresowania moją osobą, pogadać nie ma z kim, wspólnych aktywności brak. I dla tego niby zrezygnowałem z większej kasy we Wrocławiu?

– Nie odszedłeś z własnej woli, po prostu zlikwidowali oddział – zauważyła małżonka.

– Ale to nie o to chodzi, moja droga! – zdenerwowałem się.

– A może pogadamy o tym jutro, co ty na to? – Dorota chwyciła pilota. – Zaraz zaczyna się mój ulubiony serial.

No nie wytrzymam z tobą, kobieto – wyrwałem jej z dłoni to przeklęte ustrojstwo. – Nasz dom wali się w gruzy, a ty myślisz tylko o jakichś głupich serialach!

– Nie ma o czym gadać – parsknęła. – Jak masz ochotę, to działaj, kombinuj, szukaj swojego miejsca. Sam jesteś sobie winien, że skończyłeś jako dozorca, prawda? Jak masz jakiś pomysł na siebie, to do roboty, skarbie. Bo obecnie tylko marudzisz i dogryzasz innym.

– Słucham? – zaniemówiłem.

– Od rana użeram się z klientami przed kamerką, nie będę jeszcze słuchać twoich narzekań – dodała, włączając telewizor i moszcząc się wygodnie na kanapie.

Reklama

Jacek, 42 lata

Reklama
Reklama
Reklama