Reklama

Już trzeci raz biorę telefon do ręki, żeby zadzwonić do rodziców i trzeci raz go odkładam. Nie mam pojęcia, dlaczego z tym zwlekam, przecież i tak muszę to zrobić. Może się boję, czy przyjmą mnie z powrotem? Bo jeżeli nie, to gdzie ja się podzieję? Musiałem wypowiedzieć najem mieszkania, bo nie mam za co opłacać czynszu. W wakacje będę pracował, ale potem już nie. Studiuję dziennie i nawet jeżeli wieczorami czy w weekendy uda mi się coś dorobić, to przecież nie starczy mi to na utrzymanie! Zresztą, dobrze wiem, jak trudno jest pogodzić pracę z nauką. Rodzice też to wiedzieli, uprzedzali mnie dwa lata temu, ale ja byłem mądrzejszy.

Reklama

Kiedy po maturze dostałem się na wymarzone studia, szalałem ze szczęścia. Nie wszystkim moim kolegom się tak poszczęściło, tym bardziej więc byłem dumny, że dopiąłem swego, że moja ciężka praca – a naprawdę przykładałem się do nauki – nie poszła na marne. Wydawało mi się, że świat stoi przede mną otworem: byłem studentem, nie musiałem się martwić o wikt i opierunek, bo mieszkałem nadal z rodzicami, a w dodatku moja ciocia, w nagrodę za dobrze zdaną maturę, zaprosiła mnie do siebie na trzy miesiące do Anglii i pomogła mi załatwić tam pracę. Zarabiałem całkiem niezłe pieniądze, a jednocześnie mogłem zwiedzać kraj i szlifować język. Czego chcieć więcej?

Kiedy pod koniec września wróciłem do Polski, miałem odłożoną sporą kwotę. Ponieważ nie wiedziałem, na co przeznaczę te pieniądze, wpłaciłem je na razie na konto oszczędnościowe. Procenty są niewielkie, ale zawsze coś tam skapnie dodatkowo. I od października rzuciłem się w wir nauki, obiecując sobie, że nie zrobię żadnych zaległości i będę pilnym studentem. Miałem plany, żeby wszystkie egzaminy zdawać w pierwszym terminie. Dzięki temu miałbym wolne ferie zimowe i całe wakacje. A wtedy znowu mógłbym gdzieś pojechać i zarobić.

Rodzice nie chcieli jej przygarnąć. Nie zamierzam być ojcem!

W połowie roku poznałem Klaudię. Też studiowała na uniwerku, na innym wydziale, ale widywaliśmy się często w bibliotece czy na korytarzach. Pewnego dnia spotkałem ją w studenckiej knajpie. Zagadałem, no i tak to się zaczęło... Klaudia mieszkała w akademiku, bo pochodziła z drugiego końca Polski. Rodzice nieco wspomagali ją finansowo, ale wiele nie mogli, więc dziewczyna musiała dorabiać.

Pracowała jako kelnerka, wieczorami i w weekendy. Podziwiałem jej upór i zacięcie; naprawdę miała niewiele czasu dla siebie, bo albo się uczyła, albo latała między stolikami z kawą i herbatą. W dodatku mieszkanie w akademiku wcale nie było fajne. Tłok, ścisk, hałas, brud… Raz ją odwiedziłem i mam wrażenie, że ludzie, którzy tam mieszkają, bardziej nastawieni są na zabawę niż naukę. Klaudia też na to narzekała, wspominając coraz częściej, że chyba musi pomyśleć o wynajęciu jakiegoś pokoju.

To wtedy wpadłem na pomysł, że wynajmiemy coś razem. Nie pokój, ale małe mieszkanko, kawalerkę. Ja co prawda miałem gdzie mieszkać, ale chciałem spędzać z Klaudią jak najwięcej czasu. Także noce, a temu moi rodzice byli zdecydowanie przeciwni. Nie było mowy, żebym mógł ją zaprosić do siebie na noc. Rozmawiałem z rodzicami, naiwnie liczyłem, że zgodzą się ją przygarnąć.

– Jak ty to sobie, synku, wyobrażasz? – zdziwiła się moja mama. – Przecież mamy tylko dwa pokoje, gdzie miałaby spać?

– Jak to gdzie? – tym razem ja się zdziwiłem. – Ze mną, przecież jesteśmy razem.

– Chyba żartujesz! – mama aż krzyknęła z oburzenia.

– Sądzisz, że zgodzę się na to, żebyście mieszkali razem pod moim dachem? Że pozwolę wam razem spać? Przecież wy się ledwie co znacie! A poza tym, jesteś na pierwszym roku studiów, masz się uczyć.

– Mamo, mamy XXI wiek – zaoponowałem tak spokojnie jak tylko potrafiłem. – Naprawdę, to nie są czasy, gdy ludzie przed ślubem tylko trzymają się za rączki. To normalne, że chcemy razem być, mieszkać. Poza tym, oboje jesteśmy pełnoletni!

– Pełnoletni to nie znaczy odpowiedzialni – mama trwała przy swoim. – Myślisz, że ja nie pamiętam, jak w tym wieku buzują hormony, jakie głupoty jest w stanie człowiek zrobić z powodu tak zwanej miłości? Nie zgodzę na coś takiego, bo zniszczę ci życie!

– Jakie życie, mamo, co ty mówisz? – jęknąłem. – Poza tym, ja naprawdę Klaudię kocham. A gdybyśmy mieszkali razem, nie musielibyśmy spotykać się na mieście, nie tracilibyśmy czasu. A jeżeli chodzi ci o to, że zrobię głupotę, to mogę cię zapewnić, że ostatnie, o czym myślę, to by zostać ojcem!

– Jeżeli w ogóle o czymś myślisz – parsknęła mama. – Zastanów się, synku, przecież wy się znacie dopiero kilka miesięcy. Ja rozumiem, jesteście sobą zauroczeni, zafascynowani, ale to nie znaczy, że musicie od razu układać sobie życie razem.

– Ależ nie zamierzamy tego robić – zawołałem. – I właśnie dlatego chcemy zamieszkać razem. Dzięki temu lepiej się poznamy!

Nic nie mogło przekonać mamy. Nawet moja zapowiedź, że i tak zamieszkamy razem, czy się na to zgadza, czy nie.

Okazało się, że jednak nieco przeliczyłem swoje możliwości

Byłem tak zdecydowany postawić na swoim, że nie trafiały do mnie żadne argumenty. Ani to, że mieszkając
z dziewczyną i wynajmując kawalerkę, będę musiał pracować, a wówczas zabraknie mi czasu na naukę. Ani to, że przecież nie znam Klaudii zbyt dobrze, że mogę się szybko rozczarować. Byłem zakochany i pewny, że dam radę. A zresztą, przyznaję, po cichu liczyłem, że gdy mama zobaczy moją determinację, zgodzi się jednak na to, żeby Klaudia z nami zamieszkała.

Niestety, nie zmieniła zdania, a ja się uparłem. Pod koniec pierwszego roku wynajęliśmy małe mieszkanko na przedmieściach – były tańsze niż te w pobliżu uczelni. Na razie miałem pieniądze – podjąłem z konta swoje oszczędności. A poza tym, przecież Klaudia też zarabiała! Pierwszy rok studiów zaliczyłem bez problemu, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że to ja miałem rację, nie rodzice. Pieniędzy z oszczędności wystarczyło na opłacenie czynszu do końca wakacji, a przez całe trzy miesiące miałem zamiar pracować.

Ale o wiele łatwiej było coś zarobić w Anglii niż w Polsce. Tu proponowali kiepskie wynagrodzenie. Wreszcie zdecydowałem się na pracę w firmie rozwożącej towar do sklepów. Minusem było to, że trzeba było wsiąść za kółko o trzeciej nad ranem. Plusem, że w związku z tym mogłem pracować przez cały rok, także w czasie, gdy studiowałem. Co prawda, doskonale zdawałem sobie sprawę, że łatwo nie będzie, ale młodzieńczy optymizm dodawał mi sił.

Wakacje minęły, zaczęliśmy znowu chodzić na uczelnię. I wtedy okazało się, że jednak nieco przeliczyłem swoje możliwości. O pierwszej w nocy musiałem wyjść z domu, żeby dojechać do hurtowni. Bywało, że od razu z pracy jechałem na uczelnię. Pół biedy, gdy zajęć było mało i po południu mogłem się wyspać. Ale niestety, większość dni w tygodniu miałem wykłady i ćwiczenia także po południu. Wracałem więc do domu pod wieczór, kładłem się spać i po trzech – czterech godzinach snu znowu szedłem do roboty.

Siłą rzeczy, musiało się to odbić na nauce. W domu praktycznie nie miałem czasu, żeby zajrzeć do książek. A na zajęciach byłem tak zmęczony, że nie zawsze byłem w stanie się skupić. Już w pierwszym semestrze zawaliłem dwa egzaminy. Spiąłem się, żeby je zdać w drugim terminie, wziąłem nawet kilka dni urlopu w pracy. Ale to była robota na zlecenie, więc wolne oznaczało, że nie zarabiam. Egzaminy zdałem, ale za to w naszym domowym budżecie zrobiła się dziura.

Było mi już wszystko jedno, z kim i dokąd idzie

To wszystko zaczęło się też, niestety, odbijać na moim związku z Klaudią. Rzadko się widywaliśmy, bo w ciągu dnia byliśmy na uczelni, wieczorem ona pracowała, a gdy wracała do domu, ja wychodziłem. W weekendy odsypiałem i też nie spędzaliśmy ze sobą czasu. Miała o to do mnie pretensje, a ja zdawałem sobie sprawę, że ją zaniedbuję. Może nie z własnej woli i w sumie, nie miałem innego wyjścia, ale rozumiałem, że chciała gdzieś ze mną wyjść, pobyć, porozmawiać. Coraz bardziej się od siebie oddalaliśmy.

W dodatku pieniędzy ciągle brakowało, a to powodowało kolejne spięcia. Byłem zmęczony i zrozpaczony. Widziałem, jak moje życie wali się po kolei. Zawaliłem studia, a mój związek z Klaudią zaczął przypominać koszmar. Ona miała o wszystko pretensje, a ja coraz wyraźniej widziałem jej wady. To, że nie umiała gotować i prowadzić domu, że była egoistką i materialistką. Niby dzieliliśmy wydatki na pół, ale w sumie zawsze wychodziło w ten sposób, że to ja robiłem zakupy do domu, za swoje pieniądze, a ona swoje wydawała głównie na ciuchy i przyjemności. Ja harowałem jak wół, a w zamian za to w domu nawet nie dostałem obiadu. Powoli zaczynałem mieć dość jedzenia na mieście, wiecznych dąsów i kłótni.

Ale to Klaudia podjęła decyzję o rozstaniu. Już od pewnego czasu podejrzewałem, że kogoś ma, bo nagle przestała nalegać, żebym poszedł z nią do kina czy na imprezę. Wychodziła sama, zawsze wyszykowana i pachnąca. A ja… Szczerze mówiąc, było mi to obojętne. Byłem tak zmęczony, że nawet nie miałem sił pytać, dokąd idzie i z kim. Zresztą, nawet nie byłem zazdrosny. Może tylko odczuwałem złość podejrzewając, że mnie zdradza i oszukuje.

Ale ten stan zawieszenia nie trwał długo. Po kilku tygodniach poprosiła mnie o rozmowę – powiedziała, że kogoś poznała i chciałaby się ze mną rozstać. Widziałem, że przychodzi jej to z trudem, że nie jest jej łatwo tak po prostu przekreślić naszą znajomość. Ale równie dobrze jak ja zdawała sobie sprawę, że to nie ma sensu, że z naszego związku nic nie wyjdzie. Następnego dnia się wyprowadziła.

A ja zostałem sam ze świadomością, że nie dam rady opłacać mieszkania i utrzymać się z pieniędzy, które zarabiam. Próbowałem znaleźć współlokatora, ale pod koniec roku akademickiego nikt nie szukał lokum. Musiałem podjąć decyzję. Tym bardziej, że zawaliłem drugi rok studiów i tylko cudem, dzięki życzliwości rektora, zgodzono się, żebym zaczął trzeci z warunkiem. Zresztą, musiałem się sprężyć, żeby rzeczywiście mieć ten warunek, bo tak naprawdę, to groziły mi dwóje z kilku egzaminów! Żeby się wyrobić, wziąłem wolne w pracy i mały kredyt w banku, licząc, że w wakacje go spłacę. A potem…

Honor nie pozwalał mi się przyznać do błędu, ale honor nie zapłaci rachunków...

A potem, jeżeli chciałem dalej studiować – a chciałem – to musiałem podkulić ogon i wrócić do rodziców. Mieli rację – nie da się pracować na swoje utrzymanie, studiować dziennie i jeszcze pogodzić to wszystko z miłością. Można dorabiać w weekendy i tak planowałem robić. Postanowiłem też popracować w wakacje, żeby spłacić długi i w nowy rok akademicki wejść z czystym kontem, a jeżeli się da, to z odłożonymi chociaż kilkoma groszami. Gdyby rodzice zechcieli mi przebaczyć i przyjęli pod swój dach, to wtedy dałbym radę…

Przez cały ten czas, kiedy mieszkałem z Klaudią, utrzymywałem kontakt z rodzicami, ale zawsze ściemniałem, że wszystko jest w porządku, że świetnie sobie radzę. Honor nie pozwalał mi się przyznać do błędu. Teraz nie miałem wyjścia, musiałem, jak syn marnotrawny, wrócić i powiedzieć, że przepraszam, że mieli rację. Tylko jak to zrobić? Nie umiałem… Dlatego po raz kolejny odłożyłem telefon.

W tym momencie zadzwoniła mama. Zapytała, czy wpadnę w niedzielę na obiad. Rodzice wiedzieli, że rozstałem się z Klaudią, tego nie dało się ukryć. Jednak nie znali przyczyn. Nie wiem, czy domyślali się prawdy...

– Przyjdź, synku, zrobiłam pierogi – zachęcała. – Domowe, nie takie, jak kupujesz. A w ogóle to musimy pogadać.

– O czym, mamo? – zapytałem.

– O tobie – odparła. – Nie mieszkasz już z Klaudią, więc zastanawiamy się z ojcem, czy jest sens, żebyś dalej wynajmował mieszkanie? Twój pokój jest wolny, a my nie jesteśmy despotycznymi rodzicami, prawda? Uszanujemy twoją wolność, oczywiście, w rozsądnych granicach.

Reklama

Kamień spadł mi z serca. Przyjmą mnie! Obiecałem sobie, że zasłużyli na to, żeby poznać prawdę. Przyznam się do błędu, do tego, że to oni mieli rację. Nie wiem, czy już w tę niedzielę, ale na pewno powiem im wszystko.

Reklama
Reklama
Reklama