Reklama

Wróciłem z trasy i jeszcze ćmiły mi się w oczach znaki ostrzegawcze tudzież informacje o zjazdach z autostrady. Zdążyłem wziąć prysznic i wskakiwałem właśnie w kapcie, gdy usłyszałem alarmujący głos żony:

Reklama

– Marek, chodź tutaj natychmiast!

Zobacz, w jakim stanie wraca do domu twój syn!

– Zaraz…

– Żadne zaraz! – niecierpliwiła się Urszula. – Chodź tu i popatrz sobie: twoje dziecko jest pijane!

– A mogę najpierw podciągnąć spodnie? – zmełłem w ustach przekleństwo.

Chciałem spać, a tu znów problem

Wulgarne słowa wymyślono po to, by zastępowały autorytet i dawały upust bezsilności. Wiem, to frazes, ale gdzie jest powiedziane, że ojciec nie może wygłaszać frazesów? Zwłaszcza zmęczony, po wielu godzinach intensywnej pracy. I kiedy marzył już, naiwnie, o chwili oddechu. Ech, co było robić, poszedłem zobaczyć, co wyczynia moje dziecko. Bo nasze albo matczyne to ono było, kiedy odnosiło sukcesy.

Po ustaniu serii dziwnych odgłosów, najpierw na klatce schodowej, a potem na naszym korytarzu, oczom mym objawił się mój pierworodny we własnej, chwiejnej postaci. Było późno. Dokładnie ta pora, kiedy ludzie pracujący w nocy chcieliby odpocząć, kładąc się na jej ostatku spać, by zanurzyć się w przytulnej pościeli i pogrążyć w sennym niebycie.

– Pa…padre, jestttt… ok…ej – wybełkotał synuś.

Musiałem go złapać za fraki i zatargać do pokoju, co nie było łatwe, gdyż znajdował się w płynnym stanie skupienia i swoje ważył. Choć nie zaliczam się do ułomków, mój znacznie wyższy syn, na wszelki wypadek stawiając lekki opór, nie ułatwiał mi zadania.

Wdał się w ciebie! Synuś tatusia! Kropka w kropkę. Możesz być dumny z synalka! – żona gorliwie podgrzewała atmosferę i działała mi na nerwy.

– Pozwól mi złapać oddech – powiedziałem uspokajająco. – Przecież nie było mnie raptem dwa dni, a ty robisz dramat w pięciu aktach.

– Taaak? – zdumiała się. – Ja dramatyzuję? No to dowiedz się, że kiedy tylko wyjeżdżasz gdzieś na dłużej, twój syn szlaja się w podejrzanym towarzystwie, chleje na umór i Bóg wie, co wyrabia! Rzęzi na gitarze i ma w dupie naukę! Musisz z nim porozmawiać! Powiedzieć mu coś! Bo mnie w ogóle nie słucha, gówniarz jeden!

Nic nie wiedziałem o tych wyskokach

Wojtek tak w ogóle to całkiem fajny chłopak. Niedawno skończył osiemnaście lat. Ubiera się w skóry, słucha metalu, gra z pasją na „wiośle”, nosi długie pióra, ale to przecież jeszcze nastolatek, tak? Niby dorosły, ale jeszcze nie całkiem. Najgorszy wiek. Wypił jakieś piwko, coś tam zapalił, ale nigdy nie zdarzyło się, by wrócił do domu tak narąbany. Dziś się dowiedziałem, że tak balował regularnie. Trochę niefajnie…

– Pogadam z nim jutro, jak wytrzeźwieje, teraz nie ma sensu.

Żona przytaknęła złośliwie.

– Tylko nie zapomnij! Bo ty sobie zaraz znikniesz i będziesz miał wszystko gdzieś, a on mnie znowu o zawał będzie przyprawiał i nerwy szarpał.

Nie zamierzałem się kłócić. Spać mi się chciało.

– Dobrze, porozmawiam z nim.

Szykowałem się do pogadanki

W końcu mogłem się walnąć na łóżko, ale nie zmrużyłem oka do południa, bo synuś zakłócał mój spokój, rzygając w tle. Miałem za to czas na myślenie i układanie mowy wychowawczo-prostującej. „Zejdziesz na złą drogę, zobaczysz! Skończysz jako menel odprowadzający wózki pod marketem. Żadna laska cię nie zechce!”. Hm, to akurat był argument od czapy, bo do mojego wysokiego, barczystego i przystojnego pierworodnego panny ustawiały się w kolejce.

Czym więc takiego asa postraszyć? Skończysz na kasie w markecie…? Chyba też nie podziała, bo tam ponoć teraz płacili lepiej niż kiedy. Myślałem, kombinowałem, ale byłem jak wóz na jałowym biegu, nie mogłem ruszyć.

Od lat jeżdżę w długie trasy jako kierowca i nie ukrywam, że ciężar wychowania dzieci spadł na żonę. To ona z nimi stale przebywa, choć przecież także pracuje, na etacie w urzędzie. Jakoś wiążemy koniec z końcem. I uchodzimy za przyzwoitą rodzinę. Mamy jeszcze córkę, ale to dzieciuch jeszcze. Do wywrotowej nastolatki sporo jej brakuje. Bunt dopadł jej brata. No nic. Trzeba w końcu pokazać ojcowską siłę.

Nie wiedziałem, jak z nim gadać

Kiedy uznałem, że jako tako ułożyłem edukacyjną połajankę, stanąłem do walki z bladolicym i sponiewieranym alkoholem synem. Życie to ponoć walka, a pierwszym rywalem każdego chłopaka jest rodzony ojciec. Przyjrzałem się Wojtkowi. Mój obraz i podobieństwo. Moje geny i odpowiedzialność. Otworzyłem usta…

– Wiem, padre, wiem. Tylko pozwól, że się jeszcze wody napiję, bo ledwie żyję. Serio! I coś na ten łomot we łbie zażyję…

Krotochwilny jak ja kiedyś, mimo słabej kondycji. Śmiać się czy płakać? Opieprzyć czy przytulić? Chciałoby się wszystko naraz, ale należy zachować powagę i pokazać, kto tu rządzi.

– Musimy pogadać, synu! – zacząłem podniesionym, stanowczym tonem.

– Chwilunia, padre, muszę do kibelka… – powiedział.

Niech gówniarz pocierpi, odechce mu się imprezowania na długo. To najlepsza lekcja pokory. Podczas gdy synuś znów się zaszył w toalecie – chyba jednak nie był taki wprawny w piciu i balowaniu, jak twierdziła małżonka – zacząłem rozmyślać, co ta dzisiejsza młodzież ma w głowie. Nie to co my, za młodu. Czyżby? Zapomniał wół, jak cielęciem był…

Miałem swoje za uszami

Przypomniało mi się moje nastoletnie życie. I te dialogi z ojcem.

– Wychodzę, tato.

– Kiedy wrócisz?

– Jak będę.

– Masz być o dziesiątej – zapadał wyrok.

– A mogę o jedenastej? – targowałem się jeszcze.

– A wyśpisz się potem, zdążysz rano do szkoły?

– Jasne. Czy kiedyś się spóźniłem?

Wiele razy. Ale ojciec litościwie nie brnął w zagadnienie, bo jedną nogą już byłem za drzwiami.

– Zabierz klucze – przypominał, żeby mieć ostatnie słowo.

Odbyliśmy wiele rozmów. Zwykle czekał na mnie w kuchni, kiedy wracałem. Nie było awantur. Padre był spokojny, nigdy na mnie nie krzyczał. Wykazywał maksimum cierpliwości, co wydawało mi się naiwne, bo pokornie deklarowałem poprawę, ale potem zawsze coś mi wyskoczyło. Albo korciła mnie nastoletnia przekora. Albo chciałem się głupio przed kimś popisać. A ojciec czekał, wierząc, że się opamiętam. Nie byłem wcielonym diabłem, nie byłem też aniołem. Miałem wagary na koncie. I dziewczynę, na której zależało mi bardziej niż na stopniach, dlatego wolałem skłamać i siedzieć z nią do późna w parku, niż uczyć się na sprawdzian z matmy.

Kupowałem jej prezenty za pieniądze, którymi miałem zapłacić za bilet miesięczny. Do szkoły jeździłem na gapę i tak długo mi się udawało, że w końcu przestałem obawiać się kontroli. Jakby na moje trasie nie było kanarów. Byli. Jeden z nich mnie przyłapał. Poszła notka do szkoły i na zebraniu z rodzicami się wszystko wydało. A ojciec był przewodniczącym w komitecie rodzicielskim. Taki wstyd…

Postanowiłem być wyrozumiały

Czy mam zatem teraz prawo czepiać się młodego? Zgrywać mądralę, co nie da sobie wciskać kitu, choć sam to nagminnie robił? Trochę nie wypada. Trochę hipokryzja. Bo młodość musi się wyszumieć. Bo każdy z nas to przechodził. Bo na tym polega dorastanie, że trzeba narozrabiać, narobić głupot, większych i mniejszych, by wyczuć swoje limity, wyznaczyć granice, nauczyć się odróżniać dobra od zła i dostrzegać szarości pomiędzy. A rodzice? Muszą mieć wiarę w dojrzewający w bólach rozsądek swojego dziecka. I muszą mieć nadzieję, że dziecię przejdzie przez ten test szczęśliwie i że w końcu go zda, nie musi zaraz celująco, byle przeżyło, byle sobie w trakcie niczego nieodwracalnego nie zrobiło.

– Tato? Padre!

Wróciłem do rzeczywistości, choć w głowie tłukło się echo dawnych przewinień, afer młodości. Też mi się zdarzyło wrócić do domu nad ranem, w stanie wskazującym na spożycie. I to jeszcze przed osiemnastką, bo byłem na urodzinach u starszego kolegi.

– Tato, no… sorry, już nigdy się tak nie narąbię, obiecuję! – plótł tymczasem synek.

Poklepałem go po ramieniu. Delikatnie.

– Swoje przecierpiałeś, ślęcząc w łazience pół nocy i cały ranek. Jeśli dobrze zapamiętałeś tę lekcję, drugi raz jej nie powtórzysz. A jeśli jednak, to znaczy, że marnie u ciebie z pamięcią.

Ale wierzysz mi, prawda?

Uśmiechnąłem się, bardziej do siebie niż do Wojtka.

– Jeśli dotrzymasz słowa, to tak. Więc nie zapomnij za szybko, coś mi tu naobiecywał. Odpowiedzialność, synu.

Reklama

To nie jest zły chłopak. I ma moje geny. Zmądrzeje. Oby szybciej niż ja.

Reklama
Reklama
Reklama