„Chciałem zaimponować teściowej na grzybobraniu. Udawanie kozaka skończyło się pustym koszykiem i sercem pełnym goryczy”
„Każde nasze spotkanie wyglądało podobnie – ja się staram, a ona komentuje. Nie zawsze złośliwie, ale zawsze tak, że czuję się jak uczeń w szkole, który dostał dwóję, chociaż próbował. Dlatego gdy Magda oznajmiła, że rodzice zaprosili nas na grzyby, poczułem, że to będzie mój moment”.

- Redakcja
Jestem świeżo po ślubie i wciąż mam wrażenie, że egzamin z bycia dobrym mężem dopiero się zaczyna. Najtrudniejsza część? Zdobyć uznanie teściowej. Basia – mama Magdy – to kobieta z charakterem. Wszyscy w rodzinie mówią, że ma serce na dłoni, ale język ostry jak brzytwa. Kiedy pierwszy raz mnie zobaczyła, zmierzyła od stóp do głów, a potem rzuciła:
– No, Magda, przynajmniej nie jest chudy jak patyk. Może cię wyżywi.
Niby żart, niby nie. Od tamtej pory każde nasze spotkanie wyglądało podobnie – ja się staram, a ona komentuje. Nie zawsze złośliwie, ale zawsze tak, że czuję się jak uczeń w szkole, który dostał dwóję, chociaż próbował. Dlatego gdy Magda oznajmiła, że rodzice zaprosili nas na wspólną wyprawę do lasu na grzyby, poczułem, jak serce mi mocniej bije. To miał być mój moment – okazja, żeby pokazać się z dobrej strony. Wojtek, teść, jest spokojny jak skała i nigdy nie wtrąca się za bardzo. Magda – moja kochana żona – zawsze próbuje łagodzić sytuację. Ale Basia… ona jest jak surowa komisja egzaminacyjna.
Problem w tym, że ja kompletnie nie znam się na grzybach. Wiem, jak wygląda kurka i borowik – i to w zasadzie tyle. Ale przecież nie mogłem się przyznać. Powiedziałem sobie: „Adam, dasz radę. Zrobisz wrażenie. Będziesz bohaterem z koszykiem pełnym dorodnych okazów”. Tyle że nie wiedziałem jeszcze, że zamiast bohatera, zostanę tematem żartów przy rodzinnym ognisku.
Chciałem się wykazać
Poranek był rześki, pachniało mokrą ziemią i igliwiem. Jechaliśmy samochodem teściów, a ja siedziałem obok Wojtka, który prowadził z taką spokojną miną, jakby wybierał się nie do lasu, a na spacer po parku. Magda z mamą rozmawiały z tyłu – Basia trajkotała o najlepszych miejscach na grzyby, a ja starałem się wychwycić jak najwięcej, choć w połowie tych nazw się gubiłem.
– No to jak, Adamku, znasz się trochę na grzybach? – rzuciła nagle Basia, a ja aż się wzdrygnąłem.
– Yyy… coś tam wiem – odpowiedziałem niepewnie, starając się brzmieć dokładnie inaczej. – Kiedyś zbierałem z dziadkiem.
– Oho, czyli teoretyk – mruknęła z lekkim uśmieszkiem. – Zobaczymy, jak ci pójdzie w praktyce.
Magda wtrąciła się natychmiast:
– Mamo, nie bądź taka surowa. Adam się nauczy.
– Ja tam nikogo nie oszczędzam – odparła Basia. – Albo się zna, albo się nie zna.
Wysiedliśmy z auta i zanurzyliśmy się w las. Świat od razu ucichł, słychać było tylko szelest liści i stukanie dzięcioła gdzieś w oddali. Trzymałem koszyk w dłoni i czułem, jak pot ścieka mi po plecach, choć było chłodno. Wiedziałem, że każdy mój ruch jest obserwowany. I nagle – jest! Niedaleko ścieżki zauważyłem dorodny, brązowy kapelusz. Serce mi skoczyło. Kucnąłem, odgarnąłem liście i dumnie wyciągnąłem grzyb.
– Proszę bardzo! – zawołałem. – Pierwszy!
Basia podeszła, spojrzała na mnie i na grzyba, a potem parsknęła.
– No, Adam, chęci to ty masz… ale to muchomor.
Magda nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem, Wojtek mruknął coś pod nosem, a ja poczułem, jak cała moja pewność siebie wyparowuje. Ale obiecałem sobie – to dopiero początek. Jeszcze się wykażę.
W środku aż kipiałem
Po pierwszej wpadce byłem zły na siebie, ale jeszcze bardziej zmotywowany. Powtarzałem sobie w głowie: „Adam, nie daj się. Musisz coś znaleźć. Musisz”. Ruszyłem w głąb lasu, trzymając się kawałek z dala od reszty. Chciałem im pokazać, że potrafię. I wreszcie – udało się. Najpierw trafiłem na małe, złote kurki. Potem – kilka ładnych podgrzybków. Za każdym razem upewniałem się, że mają gąbkę pod spodem, a nie blaszki, jak mi to kiedyś tłumaczył dziadek. Koszyk zaczął się zapełniać, a we mnie rosła duma.
– Adam! – krzyknęła Magda, gdy zobaczyła, że wracam na polankę. – O, nieźle ci idzie!
Uśmiechnąłem się szeroko i uniosłem koszyk jak trofeum.
– Proszę bardzo, koszyk prawie pełen!
Basia zerknęła, kucnęła przy koszyku i zaczęła przekładać moje zdobycze. Jej mina stężała, a potem wzruszyła ramionami.
– No… chęci to ty masz, wiedzy trochę mniej.
– Co? – zapytałem zdziwiony. – Przecież to same jadalne!
– A to? – wyciągnęła grzyba z kapeluszem jak spod parasola. – Sromotnikowy. I to? – pokazała kolejny. – Gołąbek, ale nie ten, co trzeba. Jakbyś to wszystko ugotował, to byśmy się całą rodziną do piachu nadawali.
Zrobiło mi się gorąco. Magda próbowała interweniować:
– Mamo, no daj spokój. Przecież się stara.
Ale Wojtek tylko cmoknął i powiedział półgłosem do Magdy, choć ja i tak usłyszałem:
– Oj, będzie miał ciężko z twoją matką.
Poczułem się upokorzony, jak uczeń złapany na ściąganiu. W środku aż kipiałem, ale na twarzy przybrałem uśmiech. „Jeszcze wam pokażę” – obiecałem sobie. Nie mogłem tak po prostu się poddać.
Czułem, że powoli pękam
Po kilku godzinach wędrówki wróciliśmy do samochodu, a potem na małą polankę, gdzie Wojtek rozpalił ognisko. Pachniało dymem i pieczonymi kiełbaskami. Magda uśmiechała się do mnie ciepło, jakby chciała powiedzieć: „Nie przejmuj się, ja cię rozumiem”. Ale Basia… ona najwyraźniej nie zamierzała odpuścić.
– No, Adam, jak tam wrażenia z pierwszego grzybobrania? – zapytała z tym swoim uśmiechem, który wcale nie był serdeczny. – Koszyk pełen… atrakcji.
– Mamo… – jęknęła Magda. – Daj mu już spokój.
– Ale ja nic złego nie mówię! – rozłożyła ręce Basia. – Przecież się starał. Tylko że… no cóż, chęci to on ma, ale w głowie mało.
Wojtek zachichotał pod nosem i podał mi patyk z kiełbasą.
– Weź, Adam, przynajmniej tu się nie pomylisz. Kiełbasa to kiełbasa.
Wszyscy się roześmiali, a ja próbowałem też, choć w środku miałem ochotę wstać i odejść. Czułem, jak z każdym komentarzem robię się coraz mniejszy.
– Wiesz, Adam – ciągnęła Basia, popijając herbatę z termosu – grzybiarza poznaje się po oku. A ty? Ty masz wzrok jak krótkowidz bez okularów.
– No chyba nie było tak źle… – próbowałem bronić resztek honoru. – Kurki i podgrzybki trafiłem.
– Trafiłeś, owszem – odparła, podnosząc brew. – Ale przypadkiem.
Magda w końcu nie wytrzymała.
– Mamo, naprawdę wystarczy! On chciał dobrze.
Ja milczałem. Z zewnątrz udawałem, że mnie to nie rusza, ale w środku czułem, że powoli pękam. Coraz bardziej miałem wrażenie, że moje starania nie mają sensu.
Basia była złośliwa i nieugięta
Droga powrotna była cicha. Magda zasnęła na tylnym siedzeniu, a Wojtek nucił coś pod nosem, skupiony na prowadzeniu. Ja siedziałem obok niego, ściskając pięści w kieszeniach kurtki. Czułem, jak emocje we mnie buzują – mieszanina złości, wstydu i bezsilności. Kiedy dojechaliśmy pod dom teściów i wysiedliśmy z samochodu, wreszcie nie wytrzymałem. Basia zamykała bagażnik, a ja podszedłem bliżej.
– Pani Basiu… – zacząłem, głos trochę mi drżał. – Wiem, że się nie znam na grzybach. Ale naprawdę się starałem. Chciałem zrobić dobre wrażenie.
Spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek.
– Oj, chłopcze… – westchnęła. – To się ucz, a nie udawaj znawcę.
– Nie udawałem! – wybuchłem, choć od razu pożałowałem, że podniosłem głos. – Po prostu… zależało mi. Chciałem, żeby pani zobaczyła, że… że się staram.
Magda, która już wysiadła, od razu podeszła.
– Mamo, nie przesadzaj. Na szczęście nic się wielkiego nie stało i w porę wszystko zauważyliśmy.
Basia prychnęła. – A kto mówi, że się stało? Ale co ja mam poradzić, że Adamowi bliżej do teczki niż do koszyka?
Wojtek, jak zwykle spokojny, dorzucił tylko jedno zdanie, a jednak zabolało.
– Każdy ma swoje mocne strony. Adam chyba musi jeszcze odkryć, jakie.
Zacisnąłem zęby. Miałem ochotę odpowiedzieć, ale wiedziałem, że każde moje słowo zostanie obrócone przeciwko mnie. Poczułem, że nawet kiedy się otwieram, nic to nie daje. Basia była nieugięta. W tamtej chwili zrozumiałem jedno, że ta walka o akceptację nie skończy się szybko.
Byłem zupełnie zrezygnowany
Do domu wróciliśmy późnym wieczorem. Cisza w samochodzie ciągnęła się aż do momentu, gdy przekroczyliśmy próg naszego mieszkania. Magda zdjęła kurtkę i pierwsze, co zrobiła, to podeszła do mnie i objęła mnie mocno.
– Nie przejmuj się – wyszeptała. – Taka już jest moja mama.
Usiadłem ciężko na kanapie.
– Magda… ja chyba nigdy jej nie przekonam. Dla niej zawsze będę tym, który się nie zna, który się nie nadaje.
– Przesadzasz – uśmiechnęła się smutno. – Uwierz mi, gdyby naprawdę cię nie lubiła, nie odezwałaby się ani słowem.
– No jasne, bo ciągłe docinki to oznaka sympatii? – prychnąłem, nie kryjąc goryczy. – „No, chęci to ty masz, wiedzy trochę mniej” – słyszę to w uszach jak echo.
Magda usiadła obok mnie i złapała mnie za rękę.
– Kochanie, ona naprawdę tak ma. Całe życie mówi ludziom prosto z mostu, co myśli. Nawet mnie nie oszczędza.
– Ale ty jesteś jej córką, a ja… ja tylko zięciem – odpowiedziałem cicho. – Może nigdy mnie nie zaakceptuje.
Magda popatrzyła na mnie poważnie.
– Posłuchaj. Moja mama nie rozdaje pochwał na prawo i lewo. Jeśli kiedyś coś powie dobrego, będziesz wiedział, że to naprawdę coś znaczy.
Milczałem przez chwilę. W mojej głowie kłębiły się pytania, których nie miałem odwagi wypowiedzieć na głos. Czy zawsze będę musiał walczyć o to jedno zdanie uznania? Czy bycie zięciem oznacza, że na zawsze jestem pod lupą? Magda przytuliła się mocniej.
– Dla mnie jesteś najlepszy. A reszta? Cóż… to tylko moja mama.
Nie mam zamiaru odpuszczać
Tej nocy długo nie mogłem zasnąć. Leżałem obok Magdy, wsłuchując się w jej spokojny oddech, i analizowałem w głowie każde słowo Basi. Niby żarty, niby drobne docinki, a jednak każde z nich uderzało we mnie jak młotkiem. Zrozumiałem, że w tej rodzinie akceptacja nie przychodzi łatwo. Tu nikt nie klepie po plecach i nie mówi: „Świetnie ci poszło”. Tu trzeba sobie zapracować na najmniejszy uśmiech uznania. I może właśnie o to chodzi. Może Basia wcale nie jest złośliwa dla samej złośliwości. Może w ten sposób testuje, czy mam w sobie dość determinacji, by się nie poddać.
Choć bolało mnie, jak mnie potraktowała, poczułem dziwną ulgę. Bo zrozumiałem, że to nie była porażka – to był początek gry. Gry o miejsce w tej rodzinie. Czy ją wygram? Nie wiem. Może nigdy nie usłyszę od niej, że mnie akceptuje. A może któregoś dnia, gdy najmniej się tego spodziewam, rzuci półgębkiem coś w rodzaju pochwały. Wtedy będę wiedział, że naprawdę ją zdobyłem. Na razie zostaje mi jedno: nie odpuszczać. Bo choć dziś skończyłem z pustym koszykiem i pełnym sercem goryczy, jutro mogę wrócić z lasu z pierwszym prawdziwym borowikiem, na którego Basia skinie głową bez kpiny. A wtedy, kto wie – może wreszcie usłyszę: „Adam, dobrze zrobiłeś”. I wiem jedno – będę na to czekał.
Adam, 29 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W nudnym związku gniłam jak stara śliwka. Wskoczyłam więc za kochankiem jak w kompot i straciłam wszystko w 1 chwili”
- „Przez 15 lat patrzyłam mężowi na ręce, bo czułam, że mnie zdradza. Gdy wyjawił mi prawdę, straciłam nie tylko jego”
- „Mąż podejrzanie często zamykał się w łazience i nie było z nim kontaktu. Gdy odkryłam co się dzieje, było już za późno”