„Chcieliśmy w Wigilię ogłosić radosną nowinę, ale teściowa mnie ubiegła. Pożałuje, że otworzyła buzię”
„Łzy spływały mi po policzkach, ale jednocześnie poczułam, że złość we mnie buzuje. Złość, której nie zduszą ani złośliwości teściowej, ani milczenie męża”.
- Redakcja
Weszłam do domu teściów z pełnymi rękami. Miska z sałatką jarzynową balansowała niebezpiecznie na moim przedramieniu, a w drugiej ręce trzymałam torbę pełną prezentów. Igor szedł za mną z uśmiechem przyklejonym do twarzy, ale wiedziałam, że jest tak samo spięty. Nasza pierwsza wspólna Wigilia, a na dodatek mieliśmy podzielić się najpiękniejszą wiadomością w życiu: zostaniemy rodzicami.
Czułam to całym ciałem
W przedpokoju pachniało cynamonem i goździkami. Odłożyłam torbę i przymknęłam na chwilę oczy. To miały być dobre święta. Musiały być.
– Gotowa? – szepnęłam do Igora, gdy teściowa nadciągała z włączonym trybem gospodyni.
– Na spokojnie, kochanie. Nie stresuj się – odpowiedział cicho, ściskając moją dłoń. Ale widziałam, że jego oczy były pełne niepokoju.
Usiedliśmy przy stole, a barszcz parował, roztaczając wokół cudowny zapach. W tle cicho grały kolędy, a teść, jak zawsze, nalewał wszystkim kompot z suszu, uśmiechając się serdecznie. Jednak w głowie miałam pustkę, a ręce zaczynały się pocić. Czułam emocje całym ciałem.
Przez chwilę jeszcze wahałam się, ale spojrzałam na Igora. Chciałam, żeby to on powiedział. Złapał mnie za rękę pod stołem i skinął delikatnie głową. Wzięłam głęboki wdech.
– Słuchajcie… – zaczęłam, a mój głos brzmiał ciszej, niż zamierzałam. Wszyscy spojrzeli na mnie, a ja czułam, jak serce wali mi jak oszalałe. – Mamy dla was coś ważnego do powiedzenia…
Igor ścisnął mocniej moją dłoń i dokończył za mnie:
– Zostaniecie dziadkami.
Na chwilę zapanowała cisza.
Fala upokorzenia
Tata Igora uniósł brwi, po czym jego twarz rozpromienił ciepły, szczery uśmiech. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale wtedy odezwała się teściowa.
– To… naprawdę teraz? – spytała, marszcząc brwi.
Zamarłam. Te słowa zabrzmiały złowrogo, a mi nagle robiło się gorąco. Igor siedział nieruchomo, wbity w krzesło. Matka patrzyła prosto na niego, jakby to była wyłącznie jego decyzja.
– Igor, przecież dopiero zaczynasz ten nowy projekt w pracy. Kiedy ty to wszystko pogodzisz? – dodała z wyrzutem, jakby ktoś ogłosił, że nasza ciąża to jakaś nieodpowiedzialna fanaberia.
– Mamo... – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku wrzałam. – Jesteśmy bardzo szczęśliwi.
– Szczęśliwi? – prychnęła teściowa, a jej spojrzenie przeniosło się na mnie. – A pomyśleliście, co będzie, jak Igor nie da rady? Dziecko to ogromna odpowiedzialność, a nie chwilowa radość.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Wydawało mi się, że teściowa zaraz się uśmiechnie, że pogratuluje i zapyta, czy czuję się dobrze. Ale zamiast tego wbijała we mnie spojrzenie pełne krytyki.
Szklanka wina zadrżała mi w dłoni. Igor milczał. Nie miał odwagi spojrzeć na mnie ani na swoją matkę.
– Barbara, wystarczy – odezwał się w końcu teść, łagodnym, ale stanowczym głosem.
– O co ci chodzi? Powiedziałam to, co myślę – syknęła.
Igor spuścił wzrok, a ja poczułam, jak ogarnia mnie fala upokorzenia.
Cisza, która zapadła przy stole, była ciężka jak ołów. Teść próbował coś powiedzieć, ale nawet on czuł, że atmosfera była nie do uratowania.
Dolewanie oliwy do ognia
Przełknęłam ślinę, walcząc z gulą w gardle i uśmiechnęłam się sztucznie.
– Może barszczu? – zapytałam, choć mój głos zabrzmiał dziwnie obco.
Nikt nie odpowiedział.
Barszcz już dawno przestał parować. Łyżki cicho stukały o talerze, choć nikt nie jadł zbyt chętnie. Czułam, że nastąpi ciąg dalszy. Przecież to do niej niepodobne, żeby odpuściła.
– Ty nie pracujesz na takim poziomie jak Igor – zaczęła, ledwo dotykając widelcem karpia. – Może nie rozumiesz, co to znaczy zrujnować sobie karierę przez… – zawiesiła głos – dziecko.
Patrzyła na mnie, jakby wyczekiwała mojej reakcji. Może liczyła, że się zawstydzę albo zmienię temat. Ale coś we mnie pękło.
– Mamo – powiedziałam powoli, czując, jak drży mi głos. – Czy właśnie sugerujesz, że nasze dziecko to problem? Że Igor musi wybierać między rodziną a pracą?
– Nie wkładaj mi w usta słów, których nie powiedziałam – odpowiedziała chłodno.
– Ale doskonale wiemy, o co chodzi! – podniosłam głos, nie mogąc się powstrzymać. Krzesło zaskrzypiało, kiedy nagle odsunęłam się i wstałam od stołu. Igor spojrzał na mnie zaskoczony. – Myślałam, że to będzie dla was radosna wiadomość. Że ucieszycie się razem z nami.
Barbara odłożyła widelec i spojrzała na mnie z takim chłodem, że poczułam ciarki na plecach.
– Po prostu uważam, że moment jest… nieodpowiedni – powiedziała spokojnie, jakby to wszystko było czymś zupełnie naturalnym.
– Mamo, przestań – wtrącił Igor cicho, ale jego głos brzmiał tak niepewnie, że nawet na niego nie spojrzałam.
– Nieodpowiedni? A twoje życie było zawsze takie idealnie zaplanowane? Wszystko działo się w najlepszym momencie? – rzuciłam drżącym głosem, nie przejmując się już, czy brzmię uprzejmie.
Barbara uniosła brwi, zaskoczona, że miałam czelność jej odpowiedzieć.
– Ula, proszę cię, daj spokój – szepnął Igor, jakby chciał mnie uspokoić, ale to było jak dolewanie oliwy do ognia.
Zacisnęłam zęby
W tej chwili chciałam usłyszeć, że jestem dla niego ważna, że nasze dziecko jest ważne, że jego matka nie ma prawa traktować nas w ten sposób. Ale on milczał.
– Nie. To ja już dziękuję – powiedziałam i wstając, odsunęłam krzesło tak gwałtownie, że zahaczyło nogą o dywan. – Myślałam, że jako przyszli dziadkowie będziecie się cieszyć. Ale jeśli nie potraficie, to ja tu nie będę siedzieć.
Teściowa otworzyła usta, ale zamknęła je bez słowa. Teść spuścił wzrok, a mąż patrzył na mnie zszokowany, jakbym właśnie zrobiła coś niewybaczalnego.
Nie czekając na nic więcej, odwróciłam się i wyszłam do przedpokoju. Łzy napływały mi do oczu, ale zacisnęłam zęby. Nie chciałam dać im tej satysfakcji.
– Ula! – zawołał za mną Igor, ale nawet się nie odwróciłam.
Wracając do domu, czułam, że coś we mnie pęka. Jak mogłam być tak naiwna? Jak mogłam sądzić, że teściowa kiedykolwiek mnie zaakceptuje?
A Igor… Dlaczego nic nie zrobił? W głowie dudniły mi słowa teściowej, ale jeszcze bardziej bolała cisza mojego męża.
Poczułam złość
Zamknęłam się w sypialni. Igor wrócił do mieszkania chwilę po mnie i niebawem usłyszałam jego kroki. Zapukał.
– Proszę, otwórz.
Nie odpowiedziałam. Oparłam łokcie na kolanach i zakryłam twarz dłońmi. Drzwi skrzypnęły.
– Ula… Przepraszam. Ona po prostu taka jest. Nie chciała cię urazić.
– Taka jest? – przerwałam, podnosząc na niego wzrok. – Igor, ona powiedziała, że nasze dziecko zrujnuje ci życie. Nie słyszałeś tego?
Przysiadł obok mnie i spuścił głowę.
– Nie chciałem robić awantury przy wszystkich.
– Więc wolałeś, żeby ona mówiła takie rzeczy, a ty milczałeś? – Głos mi zadrżał. – Czy zawsze będziesz siedział cicho, kiedy ktoś będzie mnie ranił?
– To moja mama. Staram się…
– A ja jestem twoją żoną! – wybuchłam. – I jestem w ciąży! Powinieneś stać po mojej stronie.
Zamilkł. Patrzył na swoje dłonie, jakby nagle stały się najciekawszą rzeczą na świecie.
– Wiesz co? – powiedziałam cicho. – Wyjdź. Muszę ochłonąć.
Łzy spływały mi po policzkach, ale jednocześnie poczułam, że złość we mnie buzuje. Złość, której nie zduszą ani złośliwości teściowej, ani milczenie męża.
Każde słowo brzmiało jak ostrze
Siedziałam w ciszy, gdy zza drzwi dobiegł głos matki Igora.
– Przecież widzisz, jaka ona drażliwa. Może po prostu nie była gotowa na dziecko.
Teść próbował ją uciszyć:
– Przestań, wystarczy już. Przesadzasz.
Nie wytrzymałam i z impetem otworzy lam drzwi.
– Jeśli nasze szczęście jest dla ciebie problemem, to nie musisz tu być – powiedziałam spokojnie, ale każde słowo brzmiało jak ostrze.
Nikt nie odpowiedział. Przez chwilę widziałam, jak Igor waha się, co zrobić.
Nie minęła nawet minuta, gdy rodzice Igora zmykali za sobą drzwi do naszego mieszkania.
– Przepraszam – powiedział mąż. – Masz rację. Powinienem był coś powiedzieć.
Spojrzałam na niego zmęczona.
– To twoja matka, Igor. Ale to nasze życie. Musisz to zrozumieć.
Urszula, 29 lat