„Chcieliśmy wziąć ślub na plaży w Grecji, a nie w kościele. Teściowie wyzwali nas od bezbożników i grozili karą bożą”
„Przez sekundę panowała absolutna cisza. Słychać było tylko tykanie zegara na ścianie i odległe szczekanie psa sąsiadów. Matka Damiana spojrzała na niego, potem na mnie, potem znowu na niego”.

- Redakcja
Z Damianem poznaliśmy się na studiach, całkiem zwyczajnie – na zajęciach z marketingu. Jedno przypadkowe spojrzenie, potem kilka rozmów przy kawie i zanim się obejrzałam, wiedziałam, że to z nim chcę dzielić życie. Że to właśnie Damian będzie osobą, z którą będę budować mój własny, mały świat. Bez zbędnych zasad, bez presji, bez sztywnych ram. Tylko my.
Nie lubili mnie
Przez siedem lat razem przeszliśmy wszystko – studenckie biedowanie, pierwsze wspólne mieszkanie, radości i kryzysy. Wśród tych wszystkich dni i nocy rodziło się w nas jedno pragnienie: stworzyć życie po swojemu. Ślub? Tak, ale nie taki z przepychem, nie w wielkiej sali, nie wśród setek znajomych, których widujemy raz na kilka lat. Chcieliśmy czegoś prostego. Prawdziwego.
Marzyliśmy o ślubie na plaży, w Grecji. Boso, z rozwianymi włosami, przy szumie fal. Bez białych sukni na pokaz i łzawych przemówień. Bez obowiązku, a z wyboru.
Rodzice Damiana zawsze byli dla mnie mili. Uprzejmi, wyważeni. Ale czułam, nawet jeśli nikt tego nie mówił głośno, że nie do końca wpasowuję się w ich obraz idealnej synowej. Jego matka – kobieta głęboko wierząca, żyjąca w cieniu zasad, które znała od dziecka i ojciec, raczej cichy, schowany, zawsze potakujący, rzadko wyrażający własne zdanie. Bywało, że czułam się przy nich jak ktoś, kto niechcący popsuł obrazek idealnej rodziny. Jakby moja obecność była tolerowana, ale nie w pełni zaakceptowana.
Mimo to, wierzyłam, że miłość wystarczy, że kiedy zobaczą, jak Damian i ja kochamy się naprawdę, jak bardzo jesteśmy szczęśliwi, ich serca też się otworzą. Naiwnie wierzyłam.
Nie spodziewałam się
Tego pamiętnego dnia, przy niedzielnym obiedzie, kiedy odważyliśmy się wreszcie powiedzieć o naszych planach, wcale nie spodziewałam się burzy. Myślałam, że będzie rozmowa. Może trochę dyskusji, może zaskoczenie.
Wymieniliśmy kilka grzecznościowych uwag o pogodzie, pracy, codziennych sprawach. Damian ściskał moją dłoń pod stołem, delikatnie, ale wystarczająco mocno, bym wiedziała, że czuje to samo co ja.
– Postanowiliśmy wziąć ślub – powiedział Damian.
Uśmiech matki rozszerzył się na moment, ale Damian nie skończył.
– Cywilny, nie kościelny. Na plaży w Grecji.
Przez sekundę panowała absolutna cisza. Słychać było tylko tykanie zegara na ścianie i odległe szczekanie psa sąsiadów. Matka Damiana spojrzała na niego, potem na mnie, potem znowu na niego.
Nagle odłożyła widelec na talerz z takim impetem, że rosół rozchlapał się na obrus i zaczęła płakać. Najpierw cicho, prawie bezgłośnie, a potem jej płacz przerodził się w krzyk.
– Hańba przed Bogiem! – wybuchła, zrywając się z krzesła.
Jej mąż siedział nieruchomo, z zakłopotanym wyrazem twarzy. Nie odezwał się ani słowem, nie spojrzał na mnie, jakby jego wzrok utknął gdzieś między talerzem a serwetką.
Była oburzona
Chciałam coś powiedzieć. Cokolwiek. Wytłumaczyć, że nie robimy tego z braku szacunku. Że to nasz wybór. Że dla nas liczy się coś więcej niż tradycja, niż oczekiwania, niż cudze wyobrażenia o szczęściu. Ale nie zdążyłam. Przyszła teściowa płakała coraz głośniej, a jej słowa, pełne oskarżeń, wypełniały cały dom.
Spojrzałam na Damiana. W jego oczach zobaczyłam coś, czego nie widziałam nigdy wcześniej. Żal. I bezsilność. Wiedziałam wtedy, że to dopiero początek.
Matka Damiana siedziała na brzegu krzesła, drżąc na całym ciele. Damian próbował coś powiedzieć, ale matka nie dawała mu dojść do słowa.
– Hańba! – powtarzała, jakby to jedno słowo mogło zatrzymać wszystko, co się właśnie działo. – Bez ślubu przed Bogiem?! Co ludzie powiedzą?! Co będzie z waszym zbawieniem?!
Wyklęła nas
Damian odchrząknął i ścisnął mocniej moją dłoń.
– Mamo – zaczął cicho. – My naprawdę to przemyśleliśmy. To nie ceremonia jest ważna. Najważniejsze jest to, że chcemy być razem. Ślub to dla nas obietnica, nie teatr.
Spojrzała na niego z takim bólem, że aż cofnęłam się w sobie.
– Nie boicie się Boga! – krzyknęła.
– To nieprawda – powiedziałam cicho. – To nie ma nic wspólnego z wiarą. Chcemy przeżyć ten dzień po swojemu. Dla siebie.
Jej mąż chrząknął i odezwał się po raz pierwszy.
– Może to ich decyzja, Aniu – powiedział, jakby każde słowo sprawiało mu trudność.
Ale ona nie słuchała. Rzuciła serwetkę na stół, zerwała się na równe nogi i wybiegła z jadalni, trzaskając drzwiami tak mocno, że echo jeszcze długo odbijało się od ścian.
Obraziła się
Ojciec Damiana spojrzał na nas z bezradnym wyrazem twarzy, po czym bez słowa poszedł za żoną.
Zostaliśmy sami. Damian opuścił głowę, a ja czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Wszystko we mnie krzyczało, żeby jakoś to naprawić, wytłumaczyć, przekonać. Ale wiedziałam, że nic już nie będzie takie samo.
Po tamtej niedzieli zapadła cisza. Taka głucha, ciężka, przeszywająca. Telefon milczał. Wiadomości, które wysyłał Damian, pozostawały bez odpowiedzi.
Damian próbował dzwonić codziennie. Później – co dwa, trzy dni. W końcu sam zaczął się wycofywać. Patrzyłam na niego, jak za każdym razem, kiedy zerkał na ekran telefonu, w jego oczach pojawiał się cień nadziei, który zaraz gasł. A ja czułam, że tracimy coś więcej niż tylko relację z jego rodzicami. Traciliśmy część siebie.
Kilka tygodni później przyszedł list. W środku znajdowało się zaproszenie na nasz ślub, które wcześniej im wysłaliśmy.
Damian trzymał je w rękach przez dłuższą chwilę, jakby nie mógł uwierzyć. W tamtej chwili poczułam się nie tylko odrzucona jako kobieta, którą ich syn wybrał. Poczułam się odrzucona jako część rodziny, do której, jak zrozumiałam, nigdy naprawdę nie należałam. I chyba pierwszy raz naprawdę przestraszyłam się tego, co będzie dalej.
Roksana, 29 lat
Czytaj także:
- „Naśmiewałam się z ojca, bo randkował w necie. Nie sądziłam, że z jego wirtualnych romansów wyniknie taki numer”
- „Majówka sam na sam z teściową miała być koszmarem. I była, ale tylko dlatego, że musiałem trzymać ręce przy sobie”
- „Myślałem, że teść pomagał przy budowie z dobrego serca. Gdy zapłaciłem ostatnią fakturę, rozpętało się piekło”