Reklama

Mam dwadzieścia pięć lat i jestem zadowolona ze swojego życia. Ciekawa praca, fajne wynajęte mieszkanie. Czas dla siebie, zakupy, fitness, kosmetyczka czy wypady do pubu z przyjaciółmi. Szkoda tylko, że ostatnio spotkania z moimi rówieśnikami zaczęły się ograniczać do rozmów o planowanych ślubach, dzieciach, wyprawkach i tym podobnych rzeczach. Jasne, rozumiem, to ciekawe tematy. Ale błagam – nie non stop!

Reklama

A może to ze mną jest coś nie tak, może naprawdę jestem niedojrzała jak na swój wiek? Może pora spróbować…? Założyłam konto w aplikacji randkowej. Nie nastawiałam się na znalezienie miłości życia. Traktowałam to raczej jak swoisty eksperyment, chęć sprawdzenia, czy to w ogóle jest dla mnie. I wpadłam po uszy.

Czułam się skrępowana

Michał, którego poznałam dzięki aplikacji, odpowiadał mi pod każdym względem. Inteligentny, przystojny i z poczuciem humoru. Rozmawiało nam się tak dobrze, że po kilku dniach postanowiliśmy pójść razem na kawę. Wybraliśmy klimatyczny lokalik blisko centrum. W drodze do kawiarni wolałam nie obiecywać sobie zbyt wiele. Najpierw poznajmy się na żywo, zaprzyjaźnijmy, sprawdźmy, czy zaiskrzy. Potem się zobaczy.

Weszłam do niewielkiego lokalu i rozejrzałam się. Najwyraźniej przyszłam pierwsza. Zdejmując trencz, poczułam na ramieniu ciężar czyjejś ręki. Odwróciłam się i zobaczyłam uśmiechniętego Michała.

– Pięknie wyglądasz, Mileno. Piękniej niż na zdjęciach.

– Cześć… Dziękuję. Właśnie się za tobą rozglądałam – odparłam, wygładzając bluzkę.

– A ja właśnie wszedłem. Usiądźmy – wskazał na jeden z wolnych stolików przy oknie.

Niestety, okazało się, że twarzą w twarz nie jest już tak miło i swobodnie jak w sieci. Początkowo zrzucałam to na stres – przecież na pewno oboje czuliśmy się zdenerwowani. Ale tu nie chodziło o nieśmiałość czy onieśmielenie. Czułam się skrępowana, bo Michał wywoływał u mnie niepokój. Wciąż szukał kontaktu fizycznego. Muśnięcia i dotknięcia, przypadkowe lub nie, przeszkadzały mi, podobnie jak dziwne aluzje i podteksty, którymi mnie raczył. I choć dawałam mu do zrozumienia, by zachował dystans, pozostawał głuchy na te sygnały.

Spławiłam go

Uznałam, że najlepszym rozwiązaniem będzie ewakuacja. Pożegnałam się z nim, mówiąc, że na popołudnie umówiłam się jeszcze z rodzicami. W rzeczywistości poszłam się prosto do siebie i zamknęłam drzwi na cztery spusty, odcinając się definitywnie od nieudanej randki. Nasza znajomość dopiero raczkowała, dlatego myślałam, że łatwo ją zakończę. Pomyliłam się. I to bardzo… Jeszcze tego samego dnia Michał do mnie zadzwonił, a ja, nie chcąc być nieuprzejma, odebrałam.

– Masz jakieś plany na weekend?

– Urodziny siostry w sobotę. Pewnie zostanę u rodziców.

– To może cię od nich odbiorę? – zaproponował.

– Jadę samochodem, więc wrócę bez problemu.

– No to może spotkamy się w poniedziałek? We wtorek? – w jego głosie była nadzieja podszyta natarczywością.

– Dam ci znać, jak wrócę, dobrze? Nie chcę nic obiecywać, bo mogę mieć teraz trudny czas w pracy.

Oczywiście się nie odezwałam. Byłam zła sama na siebie, że tak się z nim cackam, zamiast jasno powiedzieć, że nic z tego, zakończyć sprawę i po problemie. Zamiast tego grałam na zwłokę, ignorując coraz częstsze wiadomości i telefony.

Aż w końcu przestał się ze mną kontaktować, najwyraźniej zrozumiawszy, że nie jestem zainteresowana dalszą znajomością. Ucieszyłam się, że odpuścił.

Nie podobało mi się to

W czwartkowe popołudnie wyszłam z pracy wprost na obsypaną śniegiem ulicę. Poczułam przeszywający wiatr, więc objęłam się ramionami i przyspieszyłam kroku, kierując się w stronę samochodu.

– Hej, Milena! Już myślałem, że mnie unikasz.

Zerknęłam w lewo, skąd dochodził głos. Żwawym krokiem zbliżał się do mnie Michał. A ten skąd się tu wziął? Nie przypominałam sobie, żebym kiedykolwiek mówiła mu, gdzie pracuję.

– Co ty tu robisz? – zapytałam niemal napastliwie, ale miałam dość tej całej sytuacji.

Jak dorosły człowiek może być tak tępy? Mam mu to napisać, żeby zrozumiał?

– Nie odbierałaś telefonów, a chciałem zobaczyć twoje piękne włosy… – wyciągnął rękę, chcąc mnie dotknąć. Cofnęłam się.

– Posłuchaj, nie możesz mnie tak nachodzić. To nie jest fajne.

Jego łagodny, rozmarzony wzrok w jednej chwili zmienił się w zimny i wrogi.

– Nie mogę, bo…?

– Bo sobie tego nie życzę. I nie chcę się z tobą spotykać. Po prostu nie nadajemy na tych samych falach. Wybacz…

– A wybór należy do ciebie? – parsknął śmiechem.

– Myślę, że skoro jedna ze stron nie jest zainteresowana dalszą znajomością, to druga powinna to uszanować – ja zachowałam powagę.

– Żebyś się nie zdziwiła – wycedził, obrócił się i odszedł.

Jego słowa mnie zaniepokoiły, ale OK. Zraniłam męską dumę, stąd te dziecinne pogróżki. Nie potraktowałam ich poważnie.

Zaczęłam się go bać

Następnego dnia nie obudził mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Nadawcą był Michał. Przesłał zdjęcie mojego bloku. A później drugie, na którym byłam ja oknie. Poznałam się głównie po włosach, bo mocne zbliżenie sprawiło, że fotografia była nieostra. Teraz naprawdę się przestraszyłam. Wstydziłam się jednak komukolwiek o tym powiedzieć. Czułam, że to moja wina – zachciało mi się eksperymentowania z aplikacjami, gdzie może roić się od zboczeńców i szaleńców, to mam nauczkę. Poza tym wciąż miałam głupią nadzieję, że Michałowi w końcu się znudzi.

Niestety, nagabywanie z jego strony przybierało na sile. Nachodził mnie w pracy i w domu, a ja bałam się zwrócić do kogokolwiek po radę lub pomoc. W efekcie wychodziłam z domu wyłącznie do pracy, bo bałam się, że gdzieś się na niego natknę. Nawet zakupy robiłam przez internet, bo każda konfrontacja na zewnątrz kończyła się publiczną sceną, która mogła wyglądać jak kłótnia kochanków. Zawstydzało mnie to i przerażało. Nabawiłam się przez niego fobii społecznej i przestałam ufać ludziom. Wiedziałam, że muszę coś z tym zrobić, ale nie miałam pojęcia co. Iść na policję?

Michał był świrem, ale sprytnym. Nie robił mi fizycznej krzywdy, nie groził śmiercią czy zranieniem, nie wysyłał makabrycznych przesyłek – po prostu sprawiał, że się go bałam. Coraz bardziej. I że czułam się winna, bo w kółko powtarzał, że go w sobie rozkochałam, a potem odepchnęłam. Nie wiem, jak długo by to trwało…

Potrzebowałam ratunku

Pomógł mi Maciek, kolega z pracy. Mieszkał niedaleko mnie i poprosił, bym go podwiozła do domu.

– Ostatnio dziwnie się zachowujesz – zaczął.

Kiwnęłam głowę. Byłam u kresu sił, potrzebowałam rady i pomocy. I to natychmiast, bo ledwo wyszliśmy z biura, dopadł do nas Michał.

– Co, masz już nowego? – warknął, łapiąc mnie za ramię.

Maciek zareagował niczym wyszkolony ochroniarz. Chwycił Michała za gardło, ścisnął i odepchnął. Potem wziął ode mnie kluczyki, wsadził mnie do samochodu, a sam siadł za kierownicą.

– A teraz mów – rozkazał.

Więc mu opowiedziałam. Wkurzył się solidnie.

– Jesteś głupia czy co? Na co czekasz? Aż ci zrobi krzywdę? Dziewczyno, tak nie można, wykończysz się.

Zamiast do domu zawiózł mnie prosto na policję. Myślę, że mnie uratował. A później się mną zaopiekował…

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama