Reklama

Karolinę poznałam w osiedlowej siłowni. Młodsza ode mnie o jakieś dziesięć lat, szybko do mnie przylgnęła. Właśnie rozstała się z chłopakiem i chyba potrzebowała starszej i bardziej doświadczonej przyjaciółki.

Reklama

Na początku chodziłyśmy po zajęciach na kawę. W końcu zaprosiłam ją do domu. Znała z opowieści moją rodzinę. Maćkowi i dziewczynkom opowiadałam o Karolinie, więc nie zdziwili się, kiedy ją przyprowadziłam. Polubili ją, szczególnie młodsza córka Tereska, z którą Karolina potrafiła bawić się godzinami. Maciek też uznał, że to miła i niegłupia dziewczyna. Zanim się obejrzałam, Karolina stała się niemal domownikiem. Przychodziła po pracy, często zostawała na kolacji.

Pytanie Macieja zasiało we mnie ziarno niepokoju

Moja nowa przyjaciółka okazała się bardzo pomocna, chętnie odbierała dzieci ze świetlicy i przedszkola, wymyślała im fajne zabawy, czytała książki. A mnie dobrze się z nią rozmawiało... Maciej prowadził hurtownię i wracał do domu późno, więc Karolinę spotykał raz, dwa razy w tygodniu. Nie powinna mu przeszkadzać. Którejś niedzieli, przy śniadaniu zapytał jednak:

– Nie uważasz, że twoja przyjaciółka spędza u nas za dużo czasu, powinna spotykać się z rówieśnikami. Zastanawiałaś się, dlaczego tak przylgnęła do nas?

– Przeszkadza ci to? Może nudzi się z rówieśnikami. A poza tym lubi dziewczynki, a one ją. No, a ja mam z kim pogadać. Ciebie przecież nigdy nie ma – zakończyłam oskarżeniem, które mój mąż usłyszał nie pierwszy raz. Maciek w takich sytuacjach najczęściej się wycofuje, tym razem postąpił podobnie.

– Nie denerwuj się, przecież nie chcę jej wypraszać, tylko sobie pomyślałem, że trochę to dziwne.

Pytanie Macieja zasiało we mnie ziarno niepokoju. Zaczęłam uważniej przyglądać się Karolinie. Najpierw dostrzegłam, jak bardzo przywiązały się do niej dziewczynki. Gdy Karolina wyjechała na kilka dni, nie mogły sobie znaleźć miejsca. Kiedy zaproponowałam, że im poczytam, Aśka się skrzywiła.

– Nie, ty nie umiesz. Karolina tak fajnie udaje wilka albo Włóczykija… – powiedziała.

Poczułam ukłucie zazdrości. I chyba złość. Jednak te uczucia szybko poszły w zapomnienie.

Karolina i Maciek siedzieli przy stole i jedli śniadanie

Na początku marca złapałam grypę żołądkową. Ból brzucha, biegunka i gorączka rozłożyły mnie w ciągu godziny. Nie byłam w stanie ustać na nogach. A Maciej akurat miał jakieś kłopoty w swojej hurtowni i o tym, żeby zajął się mną i dziećmi nie było mowy. To Karolina wezwała do mnie lekarza, wykupiła leki, przygotowała obiad na następny dzień, jednym słowem wszystkim się zajęła. Byłam jej naprawdę wdzięczna.

W niedzielę rano obudziłam się w zdecydowanie lepszej formie. Kiedy weszłam do kuchni, Karolina i Maciek siedzieli przy stole i jedli śniadanie. Dziewczynki oglądały telewizję. „Jakby byli rodziną” – pomyślałam – „tylko co ja tu robię?”. Zaraz jednak skarciłam się w duchu za podejrzliwość.

Pozornie wszystko wróciło do normy, ale zachowanie mojej młodej przyjaciółki coraz częściej budziło mój niepokój. Dostrzegłam, jak patrzy na Maćka, jak się do niego uśmiecha, i jak powoli on także zaplątuje się w jej sieci. Wszystko to było ulotne i trudne do nazwania, a jednak czułam, że za chwilę może być już za późno i mój mąż nie będzie umiał albo chciał się wycofać z tej gry. Zrozumiałam, że muszę się jej jak najszybciej pozbyć, ale okazało się, że to nie takie proste. Wydawała się nie dostrzegać, że mniej chętnie z nią rozmawiam, że staram się wyprosić ją przed powrotem Macieja, nie czuła albo udawała, że nie czuje, że coś się między nami popsuło. Miarka przebrała się, gdy, wychodząc z osiedlowego sklepu, zobaczyłam, że wysiada z samochodu Macieja. Nie podeszłam do nich. W domu zapytałam męża.

– Karolina zadzwoniła, bo koniecznie chciała porozmawiać – odparł, wzruszając ramionami. – Próbowałem się wykręcić, ale nie udało się. Powiedziała, że dzieje się z tobą coś niedobrego, jesteś bardzo przygnębiona, stale zmęczona, i że jej zdaniem to może być depresja. A i jeszcze zastrzegła, żeby ci nic nie mówić, więc dobrze, że spytałaś. Basiu, czy ty jesteś chora? – Maciek przyciągnął mnie do siebie i przytulił.

Reklama

Zadzwoniłam do Karoliny tego samego dnia i powiedziałam, że naszą znajomość uważam za zakończoną, żeby już nigdy do nas nie przychodziła i nie dzwoniła. Próbowała protestować, pytała o co chodzi, ale byłam nieugięta. Nie jestem z siebie dumna i gdzieś z tyłu głowy kołacze mi myśl, że może moje podejrzenia były urojeniami i zrobiłam Karolinie krzywdę, zrywając kontakty w taki sposób. Ale nie mogłam czekać na rozwój wypadków, bo to oznaczałoby wystawienie na próbę mojego małżeństwa. Jest we mnie przekonanie, że byliśmy o krok od katastrofy. A gdyby do niej doszło, mogłabym winić tylko siebie.

Reklama
Reklama
Reklama