Reklama

Dziesięć lat temu wsiadłem do pociągu i przysiągłem sobie, że już nigdy nie wrócę. Warszawa miała być dla mnie wybawieniem, nowym początkiem, ucieczką od przeszłości, której nie chciałem pamiętać. Ułożyłem sobie życie – wynajmowałem kawalerkę, pracowałem w agencji reklamowej. A jednak… coś zawsze było nie tak. Kiedy zadzwoniła mama z wiadomością o śmierci dziadka, nie potrafiłem jej odmówić. Wróciłem. Jadąc do rodzinnego miasta, serce biło mi szybciej.

Reklama

Miałem ściśnięte gardło

Drzwi otworzyły się, zanim zdążyłem zapukać po raz drugi. Mama, w fartuchu i z mąką na dłoniach, spojrzała na mnie i zamarła. Przez moment staliśmy tak, jakby czas się zatrzymał. Potem rzuciła wszystko i bez słowa objęła mnie tak mocno, że aż zabrakło mi tchu.

Myślałam, że już cię nigdy nie zobaczę… – powtarzała przez łzy, gładząc mnie po plecach.

Nie potrafiłem odpowiedzieć. Miałem ściśnięte gardło. Dopiero po chwili odważyłem się wejść do środka. Ojciec siedział w salonie, przy stole. Gdy mnie zobaczył, wstał powoli, jakby nie dowierzał.

– Cześć – powiedziałem krótko, nie patrząc mu w oczy.

Poczułem, jak coś we mnie pęka.

– Nadal się nie nauczyłeś mówić „cześć synu”? – zapytałem z przekąsem. – Albo „jak się masz po dziesięciu latach”?

Milczał. Przeszedł obok mnie i sięgnął po gazetę leżącą na komodzie, jakby nic się nie stało.

Nie zmieniłeś się ani trochę – dodałem chłodno.

Usiadłem w fotelu, który kiedyś był dziadka. Pachniał tak samo. Czułem, że znowu mam osiemnaście lat i że za chwilę znowu się pokłócimy. Zaciskałem pięści. Mama próbowała złagodzić atmosferę, mówiąc coś o herbacie. Ale było za późno. Złość, którą nosiłem w sobie przez dekadę, właśnie się budziła.

Czułem się jak intruz

Deszcz siąpił, jakby niebo opłakiwało dziadka razem z nami. Stałem w czarnym płaszczu, z rękami w kieszeniach, obserwując, jak trumna znika w ziemi. Ludzie rzucali kwiaty, modlili się. Ja nie potrafiłem. Czułem się jak intruz. Po wszystkim brat podszedł do mnie pierwszy.

– Dzięki, że przyjechałeś – powiedział cicho Michał, wkładając ręce do kieszeni.

– Nie wiedziałem, że tak urosłeś. Masz głos jak dorosły facet – odpowiedziałem półżartem.

Uśmiechnął się krzywo.

Wiele się zmieniło, odkąd wyjechałeś.

– Na przykład?

– Ojciec… nie jest już taki jak kiedyś.

Parsknąłem śmiechem.

– Serio? Chyba cię dobrze wychował, skoro powtarzasz jego wersję rzeczywistości.

– Nie. Mówię, co widzę. Jest inny. Ciszej mówi. Rzadziej się złości. Często siedzi sam w ogrodzie. Myślę, że coś w nim pękło.

– A może po prostu wygodnie udaje skruchę, kiedy nie ma już się na kim wyżyć.

Michał westchnął.

– Wiem, że nigdy nie traktował mnie tak jak ciebie. Z tobą zawsze było inaczej. Krzyczał, rozkazywał, wymagał.

– Bo byłem błędem. A ty jesteś ich oczkiem w głowie.

– Może… Ale nie zmienia to faktu, że jest naszym ojcem.

– Nie. Jest twoim. Dla mnie był tylko facetem, który sprawiał, że chciałem uciec jak najdalej.

Przez chwilę staliśmy w ciszy. Michał spojrzał mi w oczy.

– Może, ale nie wszystko jest czarno-białe.

Nie odpowiedziałem. Ale jego słowa utkwiły mi w głowie na dłużej, niż bym chciał.

Serce waliło mi jak młot

Nie mogłem spać. Leżałem w swoim dawnym pokoju, wpatrzony w sufit, którego znajome pęknięcie przypominało mi czasy, gdy jeszcze wierzyłem, że rodzina to coś nierozerwalnego. Około drugiej w nocy usłyszałem kroki na dole. Wstałem bezszelestnie i podszedłem do schodów. Głos matki był cichy, ale nerwowy.

– On tu jest. Nie możesz udawać, że nic się nie stało.

– Nie zaczynaj znowu.

– Powinieneś mu wtedy powiedzieć prawdę… Powinieneś był być z nim szczery.

– A po co? Żeby co? Żeby jeszcze bardziej go zranić? Nie wystarczyło, że całe dzieciństwo miał rozwalone?

– Może gdyby znał prawdę, nie wyjechałby tak nagle…

– Nie. Wyjechałby. Bo jest za bardzo podobny do ciebie. Czuły, uparty, zbyt… emocjonalny.

Zamarłem. Coś w jego tonie brzmiało znajomo, ale tym razem nie był to chłód. To było zmęczenie.

On cię nienawidzi, bo nigdy nie wiedział, dlaczego byłeś dla niego inny niż dla Michała.

– A co miałem zrobić? Powiedzieć mu, że…?

Zrobiłem krok w dół, schody skrzypnęły. Nagle zapadła cisza.

– Adam? – głos mamy był pełen paniki.

Zszedłem powoli, jakby każdy stopień ciążył toną.

Chyba przegapiłem najciekawszą część wieczoru – powiedziałem szorstko. – O jakiej prawdzie mówiliście?

Ojciec wstał. Nie patrzył na mnie.

– To nie tak.

– Nie? To w takim razie… wytłumaczcie mi to. Teraz. Natychmiast.

Serce waliło mi jak młot. Miałem przeczucie, że to, co usłyszę, rozwali mój świat jeszcze bardziej.

Zatkało mnie

Ojciec usiadł z powrotem. Widziałem, że jego dłonie drżą, choć próbował je schować pod stołem. Matka podeszła do mnie, jakby chciała mnie powstrzymać.

– Mówcie. Albo wychodzę stąd i już nigdy nie wrócę. Tym razem na serio.

– To nie było tak, że nie chcieliśmy ci powiedzieć – zaczęła mama, łamiącym się głosem – Chcieliśmy cię chronić…

– Przed czym?! – krzyknąłem.

Ojciec uniósł wzrok. Jego oczy były inne. Jakby stare, pęknięte od środka.

Nie jestem twoim biologicznym ojcem – powiedział.

Zatkało mnie.

– Co?

Twoja mama miała romans. Dawno temu. Jeszcze zanim Michał się urodził. Ty jesteś jego owocem – powiedział to spokojnie, bez emocji, ale nie bez bólu.

– I co? Postanowiłeś się na mnie mścić całe życie za cudzy błąd?

– Nie. Postanowiłem cię wychować. Ale nie potrafiłem. Nie potrafiłem cię kochać. I nienawidziłem się za to.

Mama płakała, ściskając dłonie.

– Myślałam, że jeśli będziemy milczeć, wszystko się jakoś ułoży. Ale z każdym rokiem było coraz gorzej. Twój gniew, jego chłód…

Przez całe życie czułem się niechciany – wyszeptałem. – I miałem rację.

Nie czekałem. Wyszedłem z domu, trzaskając drzwiami. Deszcz zaczął padać mocniej. Nie miałem dokąd iść, ale musiałem odejść. Czułem, że całe moje życie właśnie przestało być moje. Wszystko było kłamstwem.

Czułem złość

Biologicznego ojca znalazłem go szybciej, niż się spodziewałem. Mieszkał zaledwie dwie ulice dalej. Starszy niż sobie wyobrażałem, z siwymi włosami, ale postawny. Otworzył drzwi i przez chwilę tylko patrzył.

Wiedziałem, że kiedyś przyjdziesz – powiedział w końcu.

Weszliśmy do środka. Mieszkanie pachniało starymi książkami i kawą.

– Wiedziałeś, że istnieję?

– Tak. Twoja matka powiedziała mi o ciąży, ale prosiła, żebym się nie zbliżał. Bała się, że wszystko się rozpadnie.

– I zgodziłeś się na to?

Byłem młody i głupi. Uwierzyłem, że robię dobrze. Potem było za późno. Andrzej… uznał cię za swojego. A ja nie miałem prawa wchodzić między was.

– Ale miałeś prawo żyć sobie spokojnie, wiedząc, że ja dorastam bez odpowiedzi?

Mężczyzna spuścił głowę.

Nie żyłem spokojnie. Obserwowałem cię z daleka. Byłeś taki… obcy, a jednak mój.

Dlaczego nie przyszedłeś? Nie powiedziałeś mi?

– Bo się bałem, że mnie znienawidzisz. I miałem rację, prawda?

Milczałem. Nie wiedziałem, co czuję. Złość, ulgę, ból – wszystko naraz.

Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz – powiedziałem cicho. – Bo ja niczego nie wiem. Kim jestem, skąd jestem, co mam teraz zrobić.

– Cokolwiek zechcesz. Już nie musisz szukać w ciemno.

Nie wiedziałem, kim jestem

Stałem przed domem z ciężarem, którego nie potrafiłem zrzucić z serca. Mama otworzyła drzwi, jakby czekała. Nic nie powiedziała. Tylko odsunęła się, robiąc miejsce. Ojciec siedział w kuchni, pił herbatę. Spojrzał na mnie i od razu odwrócił wzrok. Wszedłem powoli. Każdy krok brzmiał w tej ciszy jak wystrzał.

– Nie wiem, co tu robię – powiedziałem cicho. – Może tylko po to, żeby usłyszeć jeszcze raz, że wszystko było jednym wielkim kłamstwem. A może dlatego, że nie mam gdzie indziej iść.

Michał przyszedł wieczorem. Usiedliśmy na werandzie, z kubkami kawy.

– I co teraz? – zapytał.

– Nie wiem. Dowiedziałem się, że całe moje życie było farsą, że nie należałem tu naprawdę. A jednak… ten dom, ty, mama. To było moje. Nawet jeśli zbudowane na piasku.

– A twój biologiczny ojciec?

– Jest inny. Spokojny. Chyba chce nawiązać bliższą relację, ale ja… ja nie jestem gotów. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę.

Michał milczał przez chwilę.

To zostań. Może nie na zawsze. Ale na chwilę.

Spojrzałem w ciemność za oknem. Tam była Warszawa, samotność, którą znałem. Tu – przeszłość, którą dopiero teraz zacząłem rozumieć.

– Może – powiedziałem. – Ale nie obiecuję. Bo ja nie wiem, czy potrafię zbudować wszystko od nowa.

I wtedy po raz pierwszy poczułem, że może nie muszę jeszcze wyjeżdżać.

Adam, 33 lata


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama